1.
- Nie ma problemu. Poproszę Tommyego i Marka, żeby popołudniu z nami poćwiczyli. Też się czegoś poduczę. A na nocnej warcie przejrzymy taśmę. - odparł. Popatrzyłam na niego. Intensywnie nad czymś myślał.
- Ile masz lat? - Zapytałam Ciekawość wzięła górę.
- Ja? - Zapytał zaskoczony. - Skończyłem trzydzieści lat. I to dosyć niedawno, bo w tamtym tygodniu. - Dodał.
- Tak myślałam, że tyle masz lat. - przechyliłam kubek. Część mojego latte pociekło mi obok kubka. - Kurde…. - jęknęłam i chciałam złapać za serwetkę. Moje palce jak i palce Maxa spotkały się w tym samym momencie. Zachichotał. Serce waliło mi jak oszalałe. Tak przyglądając mu się uważnie… Był cholernie przystojnym mężczyzną.
- Trzymaj. - Podał mi serwetkę. Szybko otarłam uciekający płyn. - To co, wracamy do biura? Jak doktorka na nas nakabluje, rozniesie się plotka po biurze, że podrywam świeżaka. - Zachichotał. Prychnęłam. Odstawiłam kubek i kierowaliśmy się w stronę wyjścia. Max pomachał do dziewczyny zza lady. Tylko się do niej uśmiechnęłam. Nie miałam odwagi dać jej jakiegoś znacznego sygnału, by brała się za mojego nowo zdobytego kumpla. Dziewczyna pewnie myślała, że sama mam na niego chrapkę. I nie było by w tym nic dziwnego, gdyby w pewnym sensie nie była by to prawda.
Weszliśmy do biura. Podeszła do nas czarnowłosa dziewczyna. Zapewne to Christine, o której mi wspominał. W jakimś sensie widziałam, że tę dwójkę ciągnie do siebie. Albo może to zachowanie tej kobiety? Była bardzo elegancka. I bardzo piękna. Jej srebrne oczy przeszywały każdego na wylot.
- Zaraz wracam, woła mnie kapitan. Ma jakieś zadanie dla nas. - Powiedział i puścił mi oczko. Oczywiście męskie grono musiało puścić jakiś komentarz, że Max się nie certoli tylko idzie na całość. Christine tylko prychnęła.
- Spokój panowie spokój! Ciśnienie wam wzrosło w gaciach na widok świeżego mięsa czy co?
- Christine i jej cięta riposta. - Westchnął rudzielec w okularach siedzący przy komputerze.
- Tug złotko, jeśli chcesz mieć jaja na miejscu, sieć cicho. - Po sali rozległ się głośny śmiech. - Przepraszam za nich. Zobaczą kawałek spódnicy i odzywają się w nich samcze instynkty.
- Nie ma problemu. Przywykłam do tego na studiach. - Popatrzyłam na nią i wyciągnęłam do niej rękę. - Jestem Maia.
- Ja Christine. Masz pewny uścisk. Trenowałaś coś? - Zapytała. Dobra jest, pomyślałam.
- Tak. Pływałam wyczynowo przez osiem lat. - Odparłam. Jeden z chlopaków zagwizdał.
- No no. Maxiu lepiej niech uważa, bo jak cię wkurzy będzie chodził jak kastrat. - Kilku osiłków zachichotało. Kobieta westchnęła.