Wielu rodziców pytających swoje pociechy o to, kim chcą być w przyszłości otrzymują jedną odpowiedź: aktorem. Dzieci widzą wtedy możliwość przebierania się za innych, odgrywania drobnych ról kojarzących im się z wystąpieniami na przeróżnych apelach. Poza tym aktorzy są znani i lubiani, a praktycznie każdy szkrab lubi być w centrum uwagi. Pozują do zdjęć niczym największe gwiazdy na czerwonych dywanach, naśladując ich gesty, byle tylko się do nich upodobnić. Tylko czy ten zawód jest aż tak idealny, jak to widzimy za młodu?
Chociaż siedemnastoletnia Quinlan McKee ma niezwykły dar naśladowania innych, który pozwala robić jej zawrotną karierę w świecie Sobowtórów, to nie może powiedzieć, że jest to łatwe zajęcie. Z każdym zleceniem dziewczyna musi wcielać się w niedawno zmarłą osobę, począwszy od przejęcia jej gestykulacji, mimiki twarzy czy głosu, a zakończywszy na ubiorze i fryzurze. Tak odmieniona wkracza w życie ludzi cierpiących z powodu utraty najbliższego swym sercom człowieka. Upodobnienie się do niego ma im pomóc pogodzić się z jego śmiercią, a wraz z tym przynieść ulgę i pozwolić na otworzenie się na teraźniejszość, zostawiając przeszłość za sobą. Z pozoru łatwe zadanie, jednak każda rodzina jest inna i wymaga różnych zabiegów ze strony Quin. Dodatkowo może liczyć się z wyzwiskami ze strony obcych, którzy uważają, że żeruje ona na nieszczęściu innych. Takie wieczne zmiany osobowości wymagają od niej wiele poświęceń, a część z nich zaczęła się już nawet odbijać na jej zdrowiu psychicznym.
Dziewczynie czasem zdarza się mylić swoją własną przeszłość z losami tych, których role odgrywa. Jako Sobowtór nie może sobie pozwolić na to, aby zaangażować się emocjonalnie w bycie kimś innym, jednak kiedy Quinlan stała się Cataliną Barnes, między nią a chłopakiem zmarłej dziewczyny zaczyna rodzić się więź. Zażyła relacja między tym dwojgiem jest surowo zabroniona, lecz siedemnastolatka nie przejmuje się tym. Pozwala sobie zatracić się w bycie kimś innym, zapominając o własnym ja. A to nie jest jedyna komplikacja, jaka stanie na drodze pannie McKee.
Czy związek Quinlan z chłopakiem zmarłej dziewczyny to połączenie dwóch przeznaczonych sobie dusz? A może jest to jedynie nieudolna próba stłumienia prawdziwych uczuć? I co zrobi dziewczyna, kiedy zacznie odkrywać całą prawdę o Catalinie? I jakie wrażenie zrobi na niej fakt, że ta śmierć mogła nastąpić w wyniku... epidemii samobójców?
Łatwo odgrywać rolę kogoś innego, ale znacznie trudniej pozostać samym sobą.
Z tą książką było nieco zamieszania. Najpierw planowano jej tytuł [Lek dla samobójców], gdzie widniałaby na półkach jako tom 3. Dopiero parę tygodni przed premierą został on przekształcony na [Remedium] i przydzielono mu zerówkę wskazującą od razu, że jej wydarzenia toczą się przed tymi z [Plagi samobójców]. Ale nawet takie zmiany nie zmniejszyły mojej ciekawości co do treści tego tytułu. Po niezbyt satysfakcjonującym zakończeniu [Kuracji...] oczekiwałam jakiejś bomby, która pozwoli mi ponownie nazwać Suzanne Young mistrzynią w swoim fachu. I czy ją dostałam? A może tę recenzję piszę za mnie mój Sobowtór, bo nie dałam rady i... Dobrze, nie przedłużam tej zbędnej paplaniny i daję wam prawidłową odpowiedź!
,,Ludzie zwykle uważają, że najbardziej boli złamane serce. Brzmi to chyba bardziej romantycznie, ale tak naprawdę za cierpienie odpowiada umysł, a ten da się oszukać."
Akcja tej książki toczy się parę lat przed słynnym Programem pomagającym wyleczyć niedoszłych samobójców. Jeżeli jednak myślicie, że już wtedy było spokojnie i nie wymyślano różnych technik wspomagających ludzką egzystencję to jesteście w błędzie. Z ogromnym zaciekawieniem śledziłam całą ścieżkę, jaką musieli pokonywać ludzie związani z byciem Sobowtórami. A odgrywanie co rusz innej osoby nie może się dobrze zakończyć, o czym wiedzą wszyscy biorący udział w tej smutnej maskaradzie. W tym sama ja.
Już wcześniej wiedziałam, że autorka umie sobie igrać z emocjami czytelnika, lecz tym razem przeszła samą siebie! Z przerażeniem w oczach obserwowałam, jak zmiany osobowości potrafią wpłynąć na człowieka. Serce biło mi jak oszalałe, a uczucie strachu i ciekawości towarzyszyło mi już od samego początku książki i wzrastało z każdym kolejnym rozdziałem. Chociaż motyw depresji i samobójstw jest znacznie drastyczniejszy od żałoby, to udało się tutaj wzmocnić jego rangę i udowodnić, że ten smutny okres w życiu człowieka działa niczym toksyny. Wręcz czułam jego potęgę i - wraz z leczonymi - starałam się polepszyć swoje życie i zacząć dostrzegać zalety otaczającego mnie świata.
Wiele razy zostałam pozytywnie zaskoczona, dzięki czemu powoli uzależniałam się od tej historii. Przejmowała ona kontrolę nade mną! Owszem - niektóre istotne fakty zastanawiające Quinlan i jej towarzyszy były dla mnie przewidywalne, ale to tylko dlatego, iż znałam je z lektury z poprzednich tomów (które tak naprawdę są tymi późniejszymi, ale to się wytnie). Żeby jednak załagodzić te drobne zadraśnięcia, autorka doczepiła do nich parę sekretów, przez co człowiek czuje niedosyt i chce jak najszybciej rozwikłać tę zagadkę! No i samo zakończenie książki wbijające nie tylko w fotel, ale również i w ziemię... Takie petardy to ja lubię!
Quinlan McKee mogła sprawiać wrażenie silnej i zdecydowanej dziewczyny, jednak każde kolejne zlecenie działało niczym odkurzacz wysysający z niej własne ja. Dziewczyna gubiła się w plątaninie wspomnień. Nie umiała odróżnić tych prawdziwych od wyuczonych na potrzeby stania się Sobowtórem. Strasznie współczułam jej takiego życia i nie umiałam zrozumieć, z jakiego powodu ojciec wiecznie pchał ją w paszczę lwa, wszelkimi sposobami namawiając ją do przedłużenia kontraktu. Jako że Quin miała tylko jego i nie chciała zranić jego uczuć słuchała jego poleceń, chociaż liczyłam na to, iż wreszcie mu się postawi. Przeczuwałam jednak, że za tym wszystkim stoi coś innego, niżeli wyśmienite zarobki i odkrycie tego może być niebezpieczne, lecz dla dziewczyny była to szansa na zerwanie więzów. Tylko czy ją wykorzystała i jak to wszystko na nią wpłynęło? Tego już nie zdradzę, bo nie chcę psuć wam przyjemności z lektury. Uprzedzę jednak, że na pewno nie spodziewacie się aż tak mocnego uderzenia!
Kreacja pobocznych bohaterów również ostała na wysokim poziomie i śmiało mogę stwierdzić, że każdy z nich odegrał swoją rolę doskonale. Poza tym różnorodność charakterów dodaje koloru i smaku całemu [Remedium], co daje nam namiastkę rzeczywistości, a nie zakłamania. Przecież gdyby wszyscy byli tacy sami, to ten świat byłby szary i nudny.
Uczucie między Quinlan a chłopakiem odgrywanej przez dziewczynę denatki nie należy do tych idealnych. Każde z nich odczuwa to wszystko po swojemu, a kumulując to w całość otrzymujemy kolejną niebezpieczną dla wszystkich mieszankę. Dość uważnie śledziłam tę parę i muszę przyznać jedno - igranie uczuciami może być strasznie bolesne!
,,Byłam plasterkiem na ich rany, ale nie mogłam ich uleczyć."
I po raz kolejny przyszło mi zachwalać kunszt pisarski Suzanne Young, nad którym można się rozpływać. Nie od dziś wiem, że potrafi ona stworzyć nietuzinkowych bohaterów, a opisy będą barwne i plastyczne, oddające całokształt wyimaginowanej historii, która oddziałuje na czytelnika niczym narkotyk. I nie trzeba do tego żadnych wyszukanych słów, bo autorka posługuje się prostym i zrozumiałym językiem. No i - po raz kolejny - przypominam, że jednak warto uważnie skupić się na czytanym tekście, aby nie pominąć wielu ważnych kwestii. Chyba chcecie poznać całokształt bez przewijania jednego i tego samego tekstu w poszukiwaniu dziury w fabule, którą sami stworzyliśmy, nieprawdaż?
[Remedium] poucza, że bycie sobą przynosi o wiele więcej korzyści, niżeli wieczne odgrywanie różnych ról. Możemy udawać swoją koleżankę lub jakąś gwiazdę i czerpać z tego korzyści, ale co zrobimy, gdy maska zostanie zerwana i ukażemy swoją prawdziwą naturę? Czy tamte osoby nadal będą nam ufać? I czy sami będziemy w stanie spojrzeć w lustro?
Z serii ,,rozkminy bluszczyny": Suzanne Young chyba czerpie inspirację od swojej imienniczki i raz za razem wykorzystuje w swoich książkach specyficzne imiona, które dzięki swej dziwności szybko zapadają w pamięci. Chyba wiecie kogo mam na myśli, prawda?
Podsumowując:
[Remedium] znacznie przewyższa poziomem [Plagę samobójców] oraz odpędza niesmak po niezbyt udanym zakończeniu [Kuracji samobójców], wprowadzając jeszcze więcej komplikacji w ten jakże mroczny i przerażający świat pochłaniany przez epidemię. Suzanne Young na każdym kroku udowadnia swoją kreatywność, ale tym razem przeszła samą siebie. Czytelnik będzie niczym gąbka pochłaniająca wszelkie emocje wylewające się z lektury i będzie nimi żyć jeszcze parę dni po jej przeczytaniu.
Wydawnictwo: Feeria
Data wydania: 2016-04-13
Kategoria: Dla młodzieży
Kategoria wiekowa: 15-18 lat
ISBN:
Liczba stron: 390
Tytuł oryginału: The Remedy
Język oryginału: Angielski
Tłumaczenie: Andrzej Goździkowski
Dodał/a opinię:
Aleksandra Bienio
Sloane i James podjęli próbę ucieczki przez epidemią i programem, ale zagrożenie nie znikło. Bo Program nie chce o nich zapomnieć. Teraz, dołączywszy...
"Tkwię w mojej najgorszej wersji piekła" Znasz ten stan, kiedy twoje życie rozsypuje się na kawałki, a ty desperacko chwytasz się jakichś fragmentów...