Istnieje wiele teorii dotyczących tego, jak czas wpływa na nasze życie. Czasem wystarczy chwila, a czasem długie godziny, by nasze życie uległo dramatycznej zmianie, przewracając wszystko, w co do tej pory wierzyliśmy, do góry nogami.
Matthewu McConnellowi wystarczyły dwie godziny i dwadzieścia sześć minut, bo tyle trwa przepłynięcie najdłuższego tunelu w Anglii, Standedge, by wszystko w co wierzył, przepadło bezpowrotnie. Wypłynął prywatną łodzią w towarzystwie pięciorga przyjaciół. Kiedy łódź z powrotem pojawiła się na powierzchni, na pokładzie znajdował się tylko on.
Z wolnego człowieka stał się podejrzanym o popełnienie makabrycznej zbrodni.
Z człowieka, który miał kilkoro oddanych przyjaciół stał się ofiara ludzi, których w ogóle nie znał. Wykorzystywany przez nich, gdy było im to na rękę.
Z człowieka, który był równy innym ludziom, okazał się kimś znacznie gorszym, beztalenciem i popychadłem, mającym służyć innym ludziom za środek do osiągnięcia celu. Ludziom znacznie bardziej utalentowanym, bądź mającym przed sobą świetlaną przyszłość.
Matthew kontaktuje się z pisarzem, Robinem Ferrinnghamem, którego ostatnia książka, opisująca odejście ukochanej żony pt. Bez niej, niezbyt dobrze się sprzedała i to odmienia życie ich obu.
Okazuje się, że pogrążony w rozpaczy pisarz zajmie się jego sprawą, traktując ją jako narzędzie terapeutyczne. W trakcie rozwiązywania tajemniczej zagadki, na jaw wychodzą inne sprawy i koniec końców okazuje się, że Matthew i Robina łączy znacznie więcej, niż się z początku wydaje.
W tej historii jest wszystko, czego potrzebuje czytelnik: krótkie rozdziały po brzegi wypełnione akcją, zaskakujące odkrycia i zwroty akcji, niebanalni bohaterowie i zawirowania czasowe pozwalające odkryć, co zdarzyło się przed i po zaginięciu pięciu osób w tajemniczym tunelu.
Co więc poszło tak bardzo nie tak?
Czemu z historii, na którą czekało się z niecierpliwością, przebierając nogami, stała się historią pełną niewykorzystanych szans, zaskakująco bezsensownych rozwiązań fabularnych, spłycenia i przyspieszania historii w miejscach, które były potrzebne autorowi, bo najwyraźniej już się przy niej nudził.
Czytając o tajemniczym zaginięciu w czeluściach tunelu oraz o zamkniętej społeczności, w której tajemnice nigdy nie wychodzą na jaw, spodziewałam się czegoś zupełnie innego.
Być może pod wpływem niedawno obejrzanego filmu „Kolonia”, gdzie choć niewiele się działo, każda scena była dwuznaczna i pełna napięcia, a widzowie z zapartym tchem śledzili poczynania i odkrycia głównej bohaterki, zastanawiając się po cichu, w ile jeszcze niebezpiecznych i potencjalnie śmiercionośnych sytuacji jest w stanie się wplątać, nim wreszcie – miejmy nadzieję – bezpiecznie wydostanie się na wolność.
W którymś momencie powieść „Jeszcze mnie widzisz” zaczęła skręcać w niewłaściwym kierunku. Przegapiłam ten moment, bo pewnie przestałabym po prostu czytać. Ominięcie go sprawiło, że próbowałam tylko, jak po gruzach, dotrzeć do końca historii, która po prostu zaczęła rozłazić się w szwach, a nagromadzenie absurdalnych wydarzeń przekroczyło czyjąkolwiek tolerancję, czy wyobrażenie. Brnięcie w coraz większą psychozę i zezwierzęcienie jednego z bohaterów - Tima Claypatha, okazało się dla tej historii nieszczęściem. W pewnym momencie to już nawet nie było straszne, lecz śmieszne . Pojawiło się też niedowierzanie, że zagraniczny wydawca mógł coś takiego zaakceptować i wydać drukiem.
To oraz przeżycie żony Robina, Sam, dobiło tą nieźle zapowiadającą się historię, robiąc z niej swego rodzaju parodię, której bliżej, niż dalej do takiego filmu „Old” przy którym, pod sam koniec, człowiek mógł się tylko śmiać albo patrzeć z niedowierzaniem, na kolejne wybryki reżysera.
A w tym przypadku pisarza.
Obaj pod koniec sami już chyba nie wiedzieli, co ze swoimi historiami począć i zamiast je skończyć, dalej brnęli w coraz bardziej nieprawdopodobne i absurdalne sceny.
Miały być strach i napięcie, był śmiech i niedowierzanie. A chyba nie o to do końca obu panom, autorowi i reżyserowi, chodziło.
To mogła być świetna historia. Była niezła, przynajmniej do pewnego momentu, a właściwie dwóch, kiedy coraz bardziej zaczęła skręcać w stronę parodii. I nikt nie był w stanie już tego zatrzymać.
Niestety, bardzo się zawiodłam.
Wydawnictwo: Insignis
Data wydania: 2021-05-19
Kategoria: Kryminał, sensacja, thriller
ISBN:
Liczba stron: 360
Tytuł oryginału: Now You See Me
Tłumaczenie: Anna Krochmal
Dodał/a opinię: