Są domy, w których mieszkają duchy przeszłości. Niektórych drzwi lepiej jest nie otwierać…
Młoda arystokratka Madeline Hyde jedzie do posiadłości Wzgórze Mgieł, gdzie w czasie świąt Bożego Narodzenia ma spotkać się z ojcem i przyjąć oficjalne zaręczyny swojego ukochanego Jonatana. Kiedy otwiera od lat nieużywane pokoje domu, który odziedziczyła po zmarłej ciotce, zaczynają nawiedzać ją koszmarne sny. Tajemnice domowników powoli wychodzą na jaw, a plany na przyszłość popadają w ruinę. Tymczasem na otaczających dom wrzosowiskach ukrywa się zbiegły morderca…
Do lektury Damy z woalką – nowej powieści Pauliny Kuzawińskiej, autorki doskonale łączącej sensacyjną intrygę w stylu retro z subtelnymi wątkami romantycznymi, zaprasza Wydawnictwo Lira. W ubiegłym tygodniu na naszych łamach mogliście przeczytać premierowy fragment książki Dama z woalką. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii:
Śnieg przypominał roje drobnych, migotliwych owadów, które światło przyciągało do okien. W palenisku kominka wesoło trzaskał ogień, tchnący ku nam miłym ciepłem. Czasem płomienie natrafiały na grudkę zakrzepłej żywicy, a wówczas w górę, niczym maleńki fajerwerk, wystrzeliwał pęk złocistych iskier. W wieczornym półmroku ów spektakl zwykle działał na mnie hipnotyzująco — dziś jednak moje spojrzenie raz po raz odrywało się od pulsującego ognia, żeby spoglądać na Jonathana. Siedzieliśmy naprzeciw siebie w ustawionych przy kominku fotelach, racząc się aromatyczną herbatą.
— Twoja ciotka była piękną kobietą — zauważył Jonathan, spoglądając na portret ciotki Hortense, który wisiał nad kominkiem. Jasna suknia z bufkami i popielate blond włosy upodobniały ją do opiekuńczego anioła. — I musiała bardzo cię kochać… W końcu zostawiła ci wszystko.
— Była dla mnie jak matka, której nie było mi dane dobrze poznać — odparłam cicho. — A przynajmniej mi ją zastępowała. Każdego roku czekałam na te kilka letnich miesięcy, które będę mogła spędzić tutaj z nią i z wujem Rogerem.
— Wspominałaś, że byli bardzo udanym małżeństwem.
— Jak rzadko które. Bardzo się kochali. Wuj Roger zamówił ten portret tuż po ich ślubie. — Nieoczekiwanie się zarumieniłam, ale Jonathan chyba tego nie zauważył.
— Twoja ciotka wygląda na nim na bardzo szczęśliwą — stwierdził poważnie. — Chcę, byś ty mogła czuć się tak samo.
— Będę szczęśliwa… Będę najszczęśliwszą dziewczyną na świecie, kiedy mój ojciec się zgodzi…
…na nasz ślub — dodałam w myślach, jak gdyby świętokradztwem z mojej strony było wypowiedzenie magicznego słowa na głos.
Jonathan posłał mi głębokie, intensywne spojrzenie, od którego poczułam ogarniającą mnie od wewnątrz falę gorąca.
— Mam nadzieję — powtórzył niskim głosem. Inaczej chyba musiałbym go zabić.
Moje serce uderzyło o takt szybciej. Spojrzałam mu prosto w oczy.
— Zabić? — powtórzyłam przestraszona.
— Albo cię porwać — lekko przechylił głowę i pogładził kciukiem mój policzek. Zrobiłbym dla ciebie wszystko, Madeline. Nie pozwoliłbym, żeby coś stanęło między nami.
— Mój ojciec nie przeciwstawi się naszym zaręczynom. Nie mam co do tego wątpliwości — zapewniłam.
To była prawda — ale i tak odczuwałam lekki skurcz żołądka na myśl o spotkaniu z moją najbliższą rodziną. Mój ojciec i ja nie byliśmy ze sobą tak zżyci, jak można by było tego oczekiwać po wdowcu, który sam wychował jedyną córkę. To prawda, że dbał o moje wychowanie i edukację, lecz zawsze czynił to rękami opłacanych opiekunek i prywatnych nauczycieli. Sprawa moich zerwanych zaręczyn z Edmundem przed dwoma laty, a później śmierć ciotki Hortense oddaliły nas od siebie jeszcze bardziej. Mimo więzów krwi częstokroć miałam wrażenie, że żyjemy na dwóch przeciwległych biegunach. Istniał między nami niewidzialny mur, który sięgał daleko w przeszłość… Musiałam przyznać przed samą sobą, że nie uczyniłam zbyt wiele, żeby to zmienić. Po śmierci Hortense na długo zamknęłam się w sobie — żywiłam ogromny żal do ojca, że nie przyjechał do Torquay nawet na jej pogrzeb. W tamtym czasie sądziłam, że on i jego nowa żona chcieli po prostu za wszelką cenę uniknąć skandalu — zrobiliby wszystko, żeby tylko nie wiązano ich z okolicznościami śmierci ciotki Hortense.
Obecnie patrzyłam na wydarzenia sprzed dwóch lat nieco inaczej. Uświadomiłam sobie bardzo wyraźnie, że mój ojciec, odkąd pamiętałam, z jakiegoś powodu nie cierpiał Wzgórza Mgieł. Co roku przywoził mnie do domu na wrzosowiskach na początku lata i zostawiał tu na kilka ciepłych miesięcy, lecz sam nigdy nie bawił w posiadłości ciotki Hortense i wuja Rogera zbyt długo — na pewno nie dłużej niż jeden lub dwa dni. Kiedy byłam dzieckiem, bardzo mnie to bolało. Zdawało mi się, że ojciec wyjeżdża z Torquay z pośpiechem i widoczną ulgą wynikającą z tego, że wreszcie się mnie pozbył — i że marzy jedynie o tym, by ode mnie odpocząć. Dopiero teraz, kiedy stałam się dorosła kobietą, przyszło mi na myśl, że to mogła być raczej sprawka tego domu…
To on mógł budzić w nim jakieś złowrogie uczucia, których nie potrafiłam wytłumaczyć.
— O czym myślisz? — spytał miękko Jonathan, przypatrując mi się uważnie. Zdawało mi się, że w odblasku kominka dostrzegam swoje odbicie w jego oczach.
— Myślałam o moim ojcu. W przeszłości nieraz miałam do niego żal. — Zawahałam się. — Tak naprawdę chyba żywię go nadal.
Jonathan patrzył mi prosto w oczy.
— Za co najbardziej? — To było nader bezpośrednie pytanie. Przełknęłam ślinę. Musiałam zebrać myśli pragnęłam odpowiedzieć na nie szczerze. Nie jest łatwo spoglądać w głąb własnego serca, by udzielić podobnej odpowiedzi.
— Chyba za to, jak zniszczył moją przyjaźń z Arturem.
— Artur Smith to syn ogrodnika, prawda? — upewnił się Jonathan. Uwielbiałam w nim to, że zawsze słuchał innych z uwagą.
— Tak. — Skinęłam głową. — W dzieciństwie byliśmy najlepszymi przyjaciółmi. Właściwie to traktowałam go jak brata. Pewnego razu spotkała nas bardzo niebezpieczna przygoda. Gwałtowny przypływ uwięził Artura i mnie w nadmorskiej jaskini, do której zapuściliśmy się w czasie zabawy. Wszczęto alarm. Nazajutrz uratowali nas patrolujący brzeg rybacy. Tak czy inaczej, po tym wydarzeniu ojciec zabrał mnie stąd do Londynu w wielkim gniewie. Zabronił Arturowi i mnie się spotykać, nie pozwolił mi się z nim nawet pożegnać. Pamiętam, jak zapłakana siedziałam obok ojca w powozie; Artur biegł za nami przez dłuższy odcinek drogi. Krzyczał moje imię, ale ojciec tylko kazał stangretowi zaciąć konie. — Poczułam niespodziewanie, że kiedy o tym opowiadam, głos mi drży.
— Madeline… — Jonathan wstał, przykucnął przy mnie i zamknął moje dłonie w swoich. — Twój żal jest zrozumiały. Byłaś tylko dzieckiem. Rozstanie z najlepszym przyjacielem musiało złamać ci serce.
W oczach zakręciły mi się zimne łzy. Jedna z nich spłynęła po mym policzku. Jonathan nachylił się i scałował ją najdelikatniejszym pocałunkiem — jego usta musnęły mnie niczym skrzydła motyla, sprawiając, że bezwiednie wstrzymałam oddech.
— Rozumiem ciebie, ale rozumiem też decyzję pana Hyde’a — rzekł wolno, a ja spojrzałam mu w oczy. Mógł cię stracić. Utracić swoją jedyną córkę… Czy to nie zbyt wiele dla mężczyzny, którego żona umarła tuż po twoim urodzeniu? Wyobrażam sobie, co musiał czuć, kiedy dowiedział się o wypadku w jaskini… Strach i wściekłość. Zapewne winił twojego wuja i ciotkę za to, że cię nie dopilnowali. W końcu powierzył cię ich opiece… — Jonathan zawiesił głos.
Czułam, jak coraz prędzej uderza mi serce.
— Czy myślisz, że przez te wszystkie lata winił ciotkę Hortense za tamten wypadek? — wyszeptałam. — Czy mimo upływu czasu miał do niej tak wielki żal, że nie przyjechał nawet na jej pogrzeb? Przecież wiedział, jak bardzo ją kochałam… — Wtuliłam się w jego ramiona, pragnąc ukryć załzawione oczy.
— Nie wiem, Madeline.
Jonathan bezgłośnie westchnął.
— Czy wiesz, że pamiętam tamto lato? — rzekł cicho ze smutnym uśmiechem. — Często przychodziłaś wtedy do nas, żeby spędzać czas z Claire. Byłaś ciągle smutna i zgaszona. To wtedy po raz pierwszy zwróciłem na ciebie uwagę. Pomyślałem: co to za urocza dziewczynka przesiaduje godzinami z moją siostrą i prawie wcale się do mnie nie odzywa?
Niespodziewanie zza okien dobiegło turkotanie powozu i szczekanie psów. Oderwaliśmy się od siebie. Wysunęłam się z objęć Jonathana i podeszłam do okna. Wrzosowiska pokrywał wieczorny cień — płatki śniegu zlatywały się jak białe ćmy. Poprzez ich wirujące roje dostrzegłam zapalone latarnie dorożki, która zatrzymała się na podjeździe przed domem.
— Czy to oni? — spytał Jonathan, pospiesznie wygładziwszy marynarkę.
— Niemożliwe. — Pokręciłam głową. — Ojciec napisał w liście, że powinnam się ich spodziewać najwcześniej w czwartek… — Urwałam, kiedy rozległo się ciche pukanie i weszła Rosalind. Twarz miała zmieszaną, malował się na niej niepokój.
— Panienko Madeline… Przybyli panowie z policji.
— Z policji? — powtórzyłam. Byłam pewna, że musiałam się przesłyszeć.
— To inspektor Langley i sierżant Thornton z Torquay. Zna ich panienka…
Moje serce załomotało.
— Oczywiście. Nie rozumiem tylko, o co może chodzić. — Zmarszczyłam brwi.
— Mam ich zaprosić?
— Tak, niech wejdą.
Jonathan posłał mi pytające spojrzenie, ale nie było czasu, żeby cokolwiek wyjaśniać. Do salonu weszło dwóch mężczyzn, którzy w holu zdjęli filcowe kapelusze.
Nie zmienili się za bardzo przez te dwa lata, które upłynęły od zabójstwa ciotki Hortense. Inspektor Steven Langley — mężczyzna o surowej twarzy i wodnistych, chłodnych oczach — już wówczas połyskiwał pokaźną łysiną. Obecnie praktycznie nie miał włosów, jego odsłonięta czaszka lśniła w świetle naftowych lamp i kandelabrów niczym wielkie jajo. Sierżant Thornton nie doczekał się awansu. Jak gdyby dla kontrastu z inspektorem jego ruda czupryna sterczała nad czołem niczym wiecheć siana. Twarz nadal miał sympatyczną, choć już mniej chłopięcą. Zauważyłam, że zdążył też przytyć.
Jonathan przedstawił się i wyciągnął dłoń do inspektora.
— Miło panią widzieć, panno Hyde — odezwał się ten ostatni, kiedy wzajemna prezentacja dobiegła końca. — Nie zajmiemy państwu dużo czasu. Doprawdy przykro mi, że państwa niepokoję, ale jesteśmy zobowiązani państwa ostrzec.
— Przed czym? — zapytałam cicho, wpatrując się z zaskoczeniem w inspektora.
Langley zacisnął wąskie usta, częściowo ukryte pod wąsami.
— Wzgórze Mgieł to osamotnione domostwo, a pani jest młodą, niezamężną damą… — Znowu odchrząknął, spoglądając w pośpiechu na Jonathana. — To znaczy… W obecnych okolicznościach bardzo uspokaja mnie wiadomość, że towarzyszy pani…
— Do czego pan zmierza, inspektorze? — Lekko uniosłam brwi.
Nie chciałam, żeby wypytywał o nasze prywatne sprawy. Dobrze wiedziałam, że w takim miasteczku jak Torquay wszelkie plotki roznoszą się nazbyt szybko.
— Na tutejszych wrzosowiskach ukrywa się zbiegły morderca. — Inspektor Langley skrzyżował ramiona. — Uznałem, że powinniście państwo to wiedzieć, żeby zachować czujność…
Książkę Dama z woalką kupicie w popularnych księgarniach internetowych: