Zabił kogoś. Fragment książki „Wszyscy kumple posła Krudy"

Data: 2020-02-12 14:28:19 | Ten artykuł przeczytasz w 8 min. Autor: Sławomir Krempa
udostępnij Tweet

Książka Wszyscy kumple posła Krudy Krystiana Piwowarskiego to opowieść o kreaturach i kobietach. Gdy zejdziesz pod powierzchnię, pod bruk chodników i asfalt ulic, gdy zstąpisz na samo dno, tam, gdzie w mroku mieszka Bestia, ujrzysz zbiorowisko amoralnych kreatur siedzących po szyję w czymś gęstym o brzydkim kolorze, czymś, co powstało ze zmieszania płynnego kłamstwa z pianą obłudy i stężałym cynizmem.

Obrazek w treści Zabił kogoś. Fragment książki „Wszyscy kumple posła Krudy" [jpg]

Opowieść o kobietach jest inna. Dzieje się w świetle dnia, w pełnym blasku prawdy. Jest tragiczna, złożona z aktu desperacji, uwięzienia, milczącego marszu, zamachu bombowego i przemiany Loli. Kim jest Lola? Jest kobietą, która otworzyła oczy; kobietą dającą nam wszystkim nadzieję. Lola zabije Bestię. Brzmi to jak jedna z tych fantastycznych przepowiedni, ale zapewniam – spełni się.

„Wszyscy kumple posła" Krudy to wstrząsające studium władzy, a także opis tego, w jaki sposób uprawia się politykę w Polsce. To książka tym bardziej przerażająca, gdy uświadomimy sobie, że odbicie znajdują w niej autentyczne postaci i wydarzenia z życia politycznego w naszym kraju.

- recenzja książki Wszyscy kumple posła Krudy

Do lektury powieści Krystiana Piwowarskiego zaprasza Wydawnictwo Lira. W ubiegłym tygodniu zaprezentowaliśmy Wam premierowy fragment książki Wszyscy kumple posła Krudy. Dziś czas na ciąg dalszy tej historii: 

Miłosierdzie

Mówiono o nim powszechnie Niepokalanek. Był młodym i wysportowanym mężczyzną o ujmującym, pokornym, jakby nieco zawstydzonym uśmiechu. Grał na gitarze i śpiewał ciepłym tenorem. Znał wiele pieśni religijnych i popularnych piosenek. Inteligentny, skromny i wielce utalentowany. A przy tym łatwo się wzruszał. Nie wstydził się łez. Powiadał: dobry człowiek płacze, podczas gdy zły ma suche oczy, wyniosłe spojrzenie, gładkie czoło i wiele fałszywych słów, które wytrząsa z rękawa jak szuler lewe karty. Ponad wszystko Niepokalanek kochał dzieci i wszystko by im oddał. Nie miał dużo, więc oddawał głównie swoją miłość. Żywy święty. Wielu mogło poświadczyć, że ślad, jaki pozostawiał ksiądz Kazimierz, był mokrym śladem. Chodzi o łzy. Zbierał jedzenie po sklepach i przygotowywał paczki z kaszą, makaronem i mydłem dla dzieci z byłych pegeerów, dla tych najbiedniejszych z biednych ofiar neoliberalnej polityki gospodarczej spod znaku wyznawców amerykańskiego Żyda Friedmana. Sam te paczki zawoził własnym gruchotem. Mówił, że uśmiech na buzi brudnego wiejskiego dziecka jest dla niego najlepszą zapłatą. I od razu kazał matce szykować balię, to umyje dziecko.

Humanitarna działalność zawiodła Kazimierza do pałacu biskupa Łupiny. Przyszedł prosić o datek. Gorącokrwisty, owładnięty szlachetną ideą miłosierdzia, młody intelektualista i artysta, wpadł biskupowi w oko. Zaprosił Kazimierza do stołu. Akurat jadł obiad. Coś z mięs. Żuł i mruczał z wielkiego ukontentowania. Zapytał, czy Kazimierz myśli o karierze.

— To zależy, księże biskupie — odrzekł młodzieniec.

— Od czego?

— Od przychylności pewnej osoby.

— Której to?

— Księdza biskupa, ekscelencjo.

— Dyplomata z ciebie, Kazimierzu — oznajmił biskup. — Ileż talentów w jednym ciele!

Kazimierz spuścił duże, przepastne oczy. A rzęsy miał długie, dziewczęce. Oczy Kazimierza wydały się biskupowi jak jeziora pośród tataraku. Tak to ujął. Kazimierz podziękował.

— Przyglądam ci się — przemówił biskup — i widzę, że masz zapał, energię, jesteś bystry. Szkoda by cię było na probostwo w jakiejś dziurze. A nawet i w mieście.

— Nie staram się o probostwo. To by mnie krępowało.

— I słusznie. Zostawmy durniom użeranie się z głupimi ludźmi. Co byś powiedział na pracę u mnie? Asystent, kierowca, sekretarz, czy jak byśmy to nazwali. Potrzebuję kogoś, komu mogę zaufać. Powiem ci w sekrecie, choć to pewnie żaden sekret, że otaczają mnie ludzie niepewni. I wariaci.

— Propozycja księdza biskupa jest, doprawdy, jak głos z nieba. Nie spodziewałem się. Proszę mi wybaczyć, ale nie mogę, nie jestem godzien służyć księdzu biskupowi. Któż ja jestem, ja lubię dzieci. Bardzo je lubię.

— Wiem. Wszyscy lubimy dzieci, mój drogi.

— Dzieci to moje powołanie. Nie mogę z niego zrezygnować. Nie chcę. Bóg tak zrządził, że kocham dzieci.

— Jakoś temu zaradzimy. Mamy pod naszą kuratelą wiele sierocińców. Są tam ładne dziewczynki. Zostaniesz wizytatorem kościelnych placówek opiekuńczych. Na pewno znajdziesz coś dla siebie.

— O, mój Boże! — Kazimierz złożył dłonie. — Jakie dziewczynki?

Biskup odłożył widelec. Otarł usta serwetą. Łyknął czerwonego wina. Wstał od stołu.

— Nie unoś się, mój drogi — powiedział. — Wiem dobrze o twojej słabości. Może Bóg w istocie maczał w tym palce, a może nie. Może to defekt genetyczny, a na to nie ma rady. Zresztą także z woli Boga te rozmaite defekty. Nie możemy się sprzeciwiać. Medycyna grzebie w ludzkich genach. I po co? Widać, Bóg ma w tym jakiś zamiar, żeby ludzie rodzili się kalekami, żeby cierpieli. Co? Jak myślisz? Och, jak ślicznie spąsowiałeś! Bardzo ci do twarzy z tym uroczym zmieszaniem. No, no, nie płacz. Chodź, przytulę cię.

Kazimierz utonął w obfitych ramionach biskupa. Wstrzymał oddech.

Buuurrrp!

Biskupowi odbiło się gęsim tłuszczem. Woń trafiła w ucho Kazimierza.

— Przepraszam — rzekł biskup.

— Nie szkodzi, księże biskupie.

— A możeś ty głodny? Co?

— Nie. Jadłem.

— Co?

— Jajka.

— Chudyś.

— W sam raz.

— Chudyś. Trzeba cię będzie podkarmić.

– Przypuszczam, że prawda o wielu osobach realnie działających w polskiej polityce mogłaby przyćmić najbardziej nawet wydumaną literacką fikcję

- wywiad z Krystianem Piwowarskim

Negr

Józef spał snem przerywanym, niespokojnym, snem dziwacznym, nieprzyjemnym. Walczył w tym śnie i przegrywał. Nie zdarzyło się, żeby kiedykolwiek wygrał, choć niemal zawsze chodziło o życie. Zadzwonił telefon. Józef rozkleił wargi, poluzował zaciśnięte w gniewie szczęki.

— Co jest, szefie?

— Przyjeżdżaj. Natychmiast.

— Gdzie pan jest?

— W domu.

— Okej — powiedział Józef.

— Czarnuch — szeptał Toni. — Czarnuch. Za dużo tego.

To bolesne i tkliwe, z niedowierzaniem rzucone czarnuch brzmiało jak wstęp do dłuższej opowieści o rozczarowaniu. Józef wskoczył w spodnie, na grzbiet naciągnął polo. Jeździł brudnym terenowym roverem w kolorze błota. Przecisnął się przez miasto zastygłe w brudnym śnie o brudnej walce, która się nie kończy. Niedaleko mu do przebudzenia się, ale brudne będzie nadal i na zawsze.

Toni chlał przy barku. Jedną ręką uczepił się niklowanej poręczy, drugą przeznaczył na pracę z butelką. Miał spocone oczy. A może to były łzy. Mało prawdopodobne, uważał Józef.

— Idź do juniora — powiedział Toni.

— Co się stało?

— Idź. Zobaczysz.

Józef poszedł na górę.

Chłopak był nagi, leżał na tapczanie, z podciągniętymi nogami. Miał naprężone przyrodzenie. Na skraju tapczanu siedziała Lola i paliła. Podawała juniorowi skręta ze słowami: teraz synuś, a kiedy sama ciągnęła, mówiła: a teraz mamusia.

Józef zapytał, co tym razem mały zmalował.

— Zabił kogoś — odparła Lola. — Podobno.

— Kogo?

— Nie wiem. Nie powiedział.

Książkę Wszyscy kumple posła Krudy kupicie w popularnych księgarniach internetowych:

REKLAMA

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Wszyscy kumple posła Krudy
Krystian Piwowarski0
Okładka książki - Wszyscy kumple posła Krudy

To opowieść o kreaturach i kobietach. Gdy zejdziesz pod powierzchnię, pod bruk chodników i asfalt ulic, gdy zstąpisz na samo dno, tam, gdzie w mroku...

dodaj do biblioteczki
Wydawnictwo
Reklamy
Recenzje miesiąca
Smolarz
Przemysław Piotrowski
Smolarz
Babcie na ratunek
Małgosia Librowska
Babcie na ratunek
Wszyscy zakochani nocą
Mieko Kawakami
Wszyscy zakochani nocą
Baśka. Łobuzerka
Basia Flow Adamczyk
 Baśka. Łobuzerka
Zaniedbany ogród
Laurencja Wons
Zaniedbany ogród
Dziennik Rut
Miriam Synger
Dziennik Rut
Pokaż wszystkie recenzje