Wyrusz z Jagą do magicznego Krakowa. „Jaga i stalowy chochoł"

Data: 2022-10-12 14:27:25 | Ten artykuł przeczytasz w 9 min. Autor: Piotr Piekarski
udostępnij Tweet

Dalszy ciąg przygód młodej czarownicy Jagi.

W pierwszym tomie – powieści Jaga i dom na orlich nogach  aby wyjść cało z opresji, wystarczyła tylko sprawna różdżka i grupka magicznych przyjaciół u boku. Tym razem to za mało, bo wróg czai się wewnątrz domu na orlich nogach. A może jest nim sam dom? Tytułowa bohaterka książki, Jaga - córka uzdrowicielki i hodowcy chat na kurzych nogach - zostaje złotą rączką w Domu Niespokojnej Starości dla Magicznych Stworzeń prowadzonym przez słynnego czarnoksiężnika Twardowskiego. Pradawna potężna siła budzi się i chce znów panować na Ziemi. Młoda czarownica wraz z grupą przyjaciół: Borowym, Kręćkiem i Nocnicą przemierzy zaułki grodu Kraka, zarówno tego dobrze nam znanego, jak i tego ukrytego przed naszymi oczami, oczami zwyklaków, by znaleźć sojuszników, odkryć tajemnice rodu smoków i ocalić świat.

Obrazek w treści Wyrusz z Jagą do magicznego Krakowa. „Jaga i stalowy chochoł" [jpg]

Do przeczytania powieści Jaga i stalowy chochoł zaprasza Wydawnictwo Zielona Sowa. Dziś na naszych łamach prezentujemy premierowy fragment książki: 

ROZDZIAŁ 1

Pokonany

Tysiące lat temu potężni czarodzieje przenieśli się na Księżyc i za pomocą magii tchnęli w niego życie. Świat w środku Srebrnego Globu nie różnił się tak bardzo od tego ziemskiego. Górskie szczyty pokrywał śnieg, morza były domem dla istot wodnych, a żyzna gleba dawała obfite plony. Był to jednak świat skierowany do wewnątrz. W głębi Księżyca snuły się chmury, z których wyrastały fragmenty świetlnego kryształu. Wielki jak góra kamień za dnia przekazywał słoneczny blask, nocą zaś gasł niemal całkowicie, oddając jedynie nikłe światło gwiazd. Grawitacja, zamiast przyciągać wszystkie obiekty do nieistniejącego już jądra globu, odpychała je ku skorupie, która stanowiła ląd.

Trzygłowy smok Aži Dahaka leciał po księżycowym niebie. Skórzaste skrzydła pokryte łuskami w kolorze czerwonego piasku cięły z furią powietrze. Z tej wysokości dokładnie widział unoszącą się nad nim linię horyzontu.

– Jak mogliśmy ponieść porażkę?! – grzmiała lewa smocza głowa, wyraźnie mniejsza od pozostałych dwóch.

Otworzyła paszczę i boleśnie ukąsiła środkowy i zarazem największy łeb.

– Dobrze pamiętam, co mówiłeś. – Zaatakowany warknął groźnie, ukazując zęby długie jak sztylety. – Przekonywałeś, że jeśli dokonamy rytuału przemiany i sprawimy, że powrót smoków na Ziemię będzie możliwy, to wyłgamy się ze wszystkiego.

– Świat poddaje nas próbie, bracie Złotousty – oznajmiła trzecia głowa. – Sprawdza, czy okażemy się godni. Głos miała spokojny, jakby nie docierało do niej, w jakim niebezpieczeństwie się znaleźli. Patrzyła na świat białymi, zmętniałymi ślepiami.

– Milcz, Pasterzu! – syknął najmniejszy łeb. – Ty i te twoje rady. Taki z nich pożytek jak ze skrzeli na pustyni!

Smok znany był światu jako Aži Dahaka, ale każda z jego trzech głów miała własne imię. Rykun – największa, osadzona pośrodku tułowia, mogła się poszczycić pięknymi rogami bojowymi. Średnia głowa, której oczy za sprawą magicznych rytuałów stały się białe jak kość, nosiła miano Ślepy Pasterz. Najmniejsza kazała wołać na siebie Złotousty.

– Jeden lepszy od drugiego – prychnął niewyraźnie Rykun. Nie mógł w pełni otworzyć masywnej paszczy, bo więził ją srebrzysty kaganiec. – Mówiłem wam o ryzyku, jakie niesie ze sobą złamanie plomb i otwarcie leża Smoczego Władcy. Wyraźnie ostrzegałem! Władca spod Wawelu znany jest z mściwości, okrutnej nawet jak na smocze standardy, ale Złotousty generał zachęcał, by atakować…

– Zamilcz, bracie Rykunie, bo znajdziemy szczelniejszy kaganiec! – uciął Złotousty. Bez wątpliwości to on kierował smoczym ciałem. W spojrzeniu oczu najmniejszej głowy było coś, co przywodziło na myśl podstępność żmii.

Aži Dahaka Smoczy Władca spod wulkanu Demawend machnął mocniej skrzydłami. Wiedział, że zostało mu niewiele czasu. Od porażki jego sług na Ziemi i przegranej bitwy w Smoczej Sali Tronowej Dragonisa Wawelskiego minęło już kilka godzin. Wawelski na pewno wyczuł, że jego leże zostało zbrukane obecnością ludzi. Mistyczna więź łącząca gady z ich gniazdem nie osłabła nawet pomimo odległości, jaka dzieliła Ziemię od Księżyca. Aži Dahaka musiał liczyć się z konsekwencjami.

Dlatego właśnie uciekał.

Rykun wygiął wężową szyję i spojrzał w tył. To on ze wszystkich trzech głów miał najbardziej wyostrzone zmysły, więc pierwszy wyczuł zagrożenie.

W oddali z morza mrocznych chmur wyłoniła się ciemniejsza plama. Zwiastowała śmiertelne niebezpieczeństwo. Podążała śladem Ažiego i z każdym gwałtownym podmuchem była coraz bliżej.

– Aži Dahaka! – Powietrze przeciął ryk. – Idę po ciebie!

Trójgłowy smok obniżył lot i pomknął ku ziemi. Wściekłość Rykuna i strach Złotoustego mieszały się w smoczym ciele, dodając mu sił do lotu.

Wszystkie trzy głowy zbliżyły się do siebie, by zmniejszyć opór powietrza. Aži Dahaka zwinął skrzydła i zaczął pikować. Prosto do pogrążonego we mgle wąwozu. Celował w szczelinę, zbyt małą, by skrzydła rozpostarte jak żagle dalekomorskiego okrętu mogły się w niej zmieścić. Smok nie zwalniał nawet na moment, a ślepa głowa wypowiedziała magiczną formułę. Gad przemienił się w jastrzębia. Zanurkował w gęstej jak mleko mgle zalegającej w wąwozie. Otoczyła go cisza, lecz co jakiś czas przerywał ją łopot skrzydeł, świadczący o tym, że fortel nie wystarczył, by uciec przed pościgiem.

– Aži Dahaka! Nie ukryjesz się przede mną! – Ryk rozległ się ponownie.

Jastrząb leciał przez wąwóz po omacku. Kilkukrotnie o włos uniknął zderzenia ze skalną ścianą jaru. Wiedział, że prędzej czy później szczęście się od niego odwróci i ukryta we mgle skała zakończy ten szaleńczy lot.

Wylądował na ziemi i postanowił znów spróbować tej samej sztuczki. Tym razem przemienił się w kunę i pomknął między krzewami porastającymi dno wąwozu. Choć nie oglądał się za siebie, doskonale wiedział, że pogoń nie ustała. Kluczył zwinnie między głazami.

Trzaski z tyłu narastały. Towarzyszył im syk, od którego nowe ciało smoka spinało się ze strachu.

– Asssssi Dahhhhaka. Juszzzz jesssssteśśśśś mój!

Uciekinierowi brakło tchu, a serce waliło jak oszalałe. Dalsza ucieczka nie miała sensu. Smok zatrzymał się między skałami i zmienił w człowieka. Klęczał na ziemi, łapczywie chwytając powietrze. Znad barków wyrastały mu dwa wężowe łby.

Nagle spomiędzy kamieni wyłoniła się kobra. W kilku zamaszystych posunięciach okrążyła klęczącego mężczyznę. Syknęła triumfalnie ostatni raz, a potem uczyniła coś, do czego prawdziwy wąż nie byłby zdolny. Uniosła wysoko łeb, a za nim całe oślizgłe ciało. Obraz zafalował, a po chwili w miejscu gada pojawił się rosły wojownik. Płowe włosy opadały mu na ramiona i niemal splatały się z równie jasną, misternie utrefioną brodą. Spoglądał na Ažiego zimnymi jak lód, zielonymi oczami.

– Te zmiennokształtne sztuczki nie są godne Smoczego Władcy. Wstyd, że się do nich zniżasz, bo na niewiele się zdadzą. Jestem Dragonis Wawelski! Pośród naszych braci nie ma mocniejszego ode mnie!

Aži Dahaka podniósł się z kolan. Czuł w głowie bulgoczący gniew, płynący ze środkowego smoczego łba. Gdyby władza nad ciałem należała do Rykuna, smok z pewnością nie wahałby się atakować. Ale Złotousty i Ślepy Pasterz mieli inny pogląd na konfrontację.

„Wawelski chce rozmawiać, a nie walczyć – pomyślał Złotousty, narzucając ciału spokój. – To znaczy, że nie wszystko jeszcze stracone”. Jego ludzkie oczy wyrażały wciąż ten sam spryt.

– Szukałeś mnie? – Rykun udał zdziwienie. – Jak mogę ci pomóc, Pierwszy Pośród Równych? – zapytał w języku smoków. W powitaniu pobrzmiewały poddańcze nuty, których nie rozumiałaby żadna inna istota. Ten głos mówił „uznaję twoją siłę i jestem jej posłuszny”.

Prawa dłoń jasnowłosego wojownika wystrzeliła do przodu i złapała za wężową szyję Ažiego.

– Nie ze mną te gierki, Dahaka! – Mężczyzna prychnął rozdrażniony. – Nie obrażaj mnie rozmową z twoimi pomniejszymi głowami, bo zaraz możesz je stracić.

Aži Dahaka wiedział, że to prawda.

– A za cóż to? – spytał niewinnie Złotousty.

– Pomogłeś ludziom dostać się do mojej sali tronowej pod Krakowem. Zbezcześcili ją swoją obecnością i dokonali nielegalnego rytuału przemiany! – Wawelski kipiał gniewem. – Powołali do życia nowy dom na orlich nogach! Rosły mężczyzna miał ogień w oczach. Słowo „ludzie” Dragonis niemal wypluł. Zupełnie jakby się brzydził jego brzmienia. – Mam wielką ochotę zgnieść cię jak robaka, ale… po namyśle zrobię coś znacznie zabawniejszego. Udasz się ze mną.

– Wybacz, ale nie skorzystam.

Druga dłoń Wawelskiego złapała za wężowy łeb wyrastający z prawej strony karku. Gadzi pysk nie okazał lęku. Aži Dahaka czuł, jak wlewa się w niego siła, której niemal nie mogło pomieścić przybrane ludzkie ciało. Jednak nie poddał się jej.

– To nie jest zaproszenie, które mógłbyś odrzucić. Chyba że chcesz, by zabrakło ci łbów, na które możesz włożyć koronę – warknął Wawelski. Spojrzał w górę, wypatrując wylotu z wąwozu. – Zabierajmy się stąd. Jeśli jeszcze choć przez chwilę będę musiał przebywać pod postacią człowieka, to nie wytrzymam i spalę jakieś miasto!

Książkę Jaga i stalowy chochoł kupicie w popularnych księgarniach internetowych:

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Strażnicy wrót. Jaga i stalowy chochoł
Maciej Rożen2
Okładka książki - Strażnicy wrót. Jaga i stalowy chochoł

Dalszy ciąg przygód młodej czarownicy Jagi. W pierwszym tomie, aby wyjść cało z opresji, wystarczyła tylko sprawna różdżka i grupka magicznych przyjaciół...

dodaj do biblioteczki
Wydawnictwo
Recenzje miesiąca
Obca kobieta
Katarzyna Kielecka
Obca kobieta
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Katar duszy
Joanna Bartoń
Katar duszy
Rok szarańczy
Terry Hayes
Rok szarańczy
Dziadek
Rafał Junosza Piotrowski
 Dziadek
Klubowe dziewczyny 2
Ewa Hansen ;
Klubowe dziewczyny 2
A kiedy nadejdzie dzień
Ewelina Maria Mantycka
A kiedy nadejdzie dzień
Pokaż wszystkie recenzje