Obdarzony niezwykłym kulinarnym talentem chłopiec, dziwna grupa gości, otrucie i hotel na odludziu, w którym właśnie budzi się magia….
Seth to chłopiec od wszystkiego w posiadanym przez wredną rodzinę Bunnów Hotelu Ostatniej Szansy. Jego jedynym przyjacielem jest czarny kot o imieniu Nightshade. Kiedy do hotelu przybywa dziwne zgromadzenie ludzi, to właśnie na Setha w podstępny sposób spada obowiązek przygotowania kolacji dla gości. Podczas zamkniętego przyjęcia – ku przerażeniu wszystkich – łagodny i dobry dr Thallomius umiera otruty deserem. Deserem, który, jak się okazuje, został troskliwie i w wyrazie wdzięczności przygotowany właśnie przez Setha. Sprawa wydaje się być prosta – jednak śledztwo jest w toku, a Seth zrobi wszystko, by dowieść swojej niewinności. Czy będzie on w stanie odkryć wszystkie tajemnice, a tym samym oczyścić swoje imię? Na domiar wszystkiego do akcji wkracza magia….
Praca w hotelu to niełatwa sprawa. Zwłaszcza, jeśli nie jest się jego właścicielem, a jedynie kuchcikiem i chłopcem od zadań w stylu: „przynieś, podaj, pozamiataj”.
- Recenzja książki Hotel ostatniej szansy
Do lektury książki Hotel ostatniej szansy zaprasza Wydawnictwo Zielona Sowa. Niedawno zaprezentowaliśmy Wam premierowy fragment powieści, natomiast dziś zapraszamy do poznania kolejnej odsłony tej historii:
3. Może być pudding
Seth Seppi, czyściciel patelni. Najgorszy kuchcik na świecie. Wciąż tu jesteś, jak widzę.
Głos Tiffany aż ociekał pogardą.
– Tiffany! – Seth zająknął się trochę. Starał się mówić swobodnie, a równocześnie usiłował ukryć za plecami fiolkę szafranu. – Wcześniej wróciłaś. Szkoła w porządku?
Tiffany Bunn oparła o kuchenny kredens i przechyliła głowę na ramię.
– Ojoj, stęskniłeś się? Tato wezwał mnie z powrotem w to żałosne miejsce na końcu świata. Kiedy się denerwuje, robi się okropnie marudny. Uważa, że mu pomogę. Ale to słodkie. Nie wiedziałam, że odliczasz dni, tak jak ja.
Potrząsnęła włosami, długimi i jasnymi jak u anioła.
– Naprawdę muszę...
– Oj, zbyt zajęty, żeby pogadać? A ja tu tęsknię, żeby cię zobaczyć po całych dniach pełnych tylko „ubij to” albo „usmaż tamto”. – Pochyliła się ku niemu tak mocno, że jej wysokie czoło niemal dotykało ramienia Setha. – Szkoła kucharzy nauczyła mnie jednej bardzo ważnej rzeczy. Nie ma niczego tak nużąco nudnego jak gotowanie.
Marzeniem Setha było, by pewnego dnia jego talent kucharski stał się przepustką z tego miejsca. Chciał szykować potrawy, dla których ludzie skłonni byliby podróżować przez całe mile. Tak jak jego ojciec. Kiedy Henri zajmował się struganiem, Seth wykorzystywał każdą okazję, by eksperymentować. Chociaż czasami, nawet w snach, nie potrafił sobie wyobrazić, że jest gdziekolwiek indziej.
– A wiesz, dlaczego potrafię znieść powroty do tej rudery? Czemu nie mogę się ich doczekać? – szepnęła Tiffany.
Seth mocniej ścisnął w garści fiolkę szafranu. Dziewczyna zbliżyła się tak, że czuł na szyi jej oddech, zapach długiej drogi na jej skórze – w mieszance brudu pociągu połączonego ze słodkim powiewem gorącej czekolady i kanapki z bekonem.
– To spotkanie z tobą, mały czyścicielu rondli. Wciąż po łokcie w obierkach ziemniaków? Pewne rzeczy nigdy się nie zmieniają.
Jej hipnotycznie błękitne oczy otworzyły się szeroko. Skórę miała tak perłowo białą, a uśmiech tak olśniewający, że łatwo było przeoczyć rzeczywistą groźbę: Tiffany dysponowała mózgiem akurat dostatecznie sprawnym, by uczynić ją absolutnie zabójczą.
– Tęsknię za powrotem, bo niesamowicie mnie bawi sprawdzanie, w jakie dokładnie kłopoty jestem w stanie cię wpakować.
Skoczyła, by złapać ukrytą za plecami dłoń Setha. Wyrwała mu fiolkę szafranu, boleśnie wykręcając przy tym rękę.
– Ale tak bardzo mi to ułatwiasz... – wymruczała. Okradanie kuchni? – Dotknęła palcem gładkiej skóry na policzku i jej śliczna buzia wykrzywiła się w złośliwym uśmieszku. – I co my z tym poczniemy?
– Tiffany... Mogę...
– Szkoda, że nie mogę ci tego potrącić z wypłaty, Seppi. Bo jej nie dostajesz, prawda? Musimy płacić za twoje pełne wyżywienie, ponieważ twój żałosny i nic niewart ojciec zniknął i zabrał ze sobą część najcenniejszych rzeczy mojego ojca.
Seth nienawidził tego, że pozwalał tak się ranić. Ale utkwił tu na dobre. Nie miał dokąd pójść – żadnych przyjaciół, żadnych krewnych. Niekiedy zdawało mu się, że zostanie tu już na zawsze.
– Tatuś wciąż naiwnie wierzy, że w ogóle mnie interesują gorące piekarniki i książki kucharskie w tej nędznej szkole. Czy rodziców w ogóle obchodzi, że rujnują mi życie?? Wyjęła złożoną kartkę papieru i wcisnęła ją Sethowi do ręki. – A jednak wiem, że nie chciałbyś taty rozczarować.
– Co to jest? – zdziwił się Seth.
– Coś, co nazywa się „malinowa pavlova” – odparła Tiffany, przyglądając się swym perfekcyjnie pomalowanym paznokciom.
Pan Bunn uwielbiał nakłaniać córkę, by szykowała najbardziej wyrafinowane potrawy i pysznił się, jak sprawnie je przygotowała i jak wiele się nauczyła w swojej modnej szkole. Ale to zawsze Setha zmuszała, by za nią pracował.
Seth wsunął złożoną kartkę za ucho.
– Jasne. Później się temu przyjrzę. – Zegar informował, że do tej ważnej kolacji zostały niecałe trzy godziny. Przesunął kilka tart na kratę, żeby wystygły. – Na kiedy ci to potrzebne? Bo w tej chwili jesteśmy trochę zajęci, Tiffany.
Tiffany uniosła ręce i odstąpiła o krok.
– Och, przepraszam. Mój błąd.
A potem pochyliła się i wyrwała mu kartkę zza ucha.
– „Później się temu przyjrzę” – powtórzyła i zaśmiała się cicho. – A może jednak teraz?
– No ale na kiedy ci to potrzebne?
Odpowiedź Tiffany praktycznie zatonęła w głośnym skwierczeniu i syku, kiedy wsunął ziemniaki do piekarnika, by je zapiec.
– To na dzisiejszą kolację, oczywiście. Sądzę, że będzie na deser.
Seth znieruchomiał i spojrzał na nią, szeroko otwierając oczy.
– Och, w żaden sposób tego nie przygotuję – oświadczyła. – Ale miejmy nadzieję, że tobie się uda. Inaczej opowiem ojcu, że podkradałeś szafran. I rybi łeb... Nie myśl, że nie zauważyłam. Dokarmiasz się surowymi rybimi łbami, Seppi... – Cmoknęła i pokręciła głową. To niedobry znak. Czy może ukradłeś go dla tego parszywego kota, którego tak bardzo lubisz?
Seth odetchnął głęboko. Tiffany w ciągu sekund potrafiła go doprowadzić do stanu, kiedy z wściekłości trzewia zwijały się w kulkę, i wyobrażał sobie, że zaciska pięść i uderza w sam środek tych jej równych i białych ząbków.
Przełknął ślinę i się uśmiechnął.
– Dodałem tylko szafranu do zupy, żeby smakowała, tak jak powinna. To nie kradzież. Twój ojciec chce zrobić na gościach wrażenie.
Tiffany złapała kilka tarteletek, które Seth przed chwilą uratował.
– A jeśli nie będziesz ostrożny, odpowiesz też za brak tych tutaj. Chyba że, oczywiście, zdecydujesz się mi pomóc przy... jak to się nazywało?
– Pavlova?
– No właśnie. Powiedzmy, dziecinko, że uda ci się pavlova, jakiej świat jeszcze nie widział, to może zdołam zapomnieć, co właśnie widziałam.
Seth zawahał się, patrząc na złośliwy uśmiech Tiffany, jednakże oboje wiedzieli, że nie ma właściwie wyboru.
– Może bym dał radę... Jeśli wypolerujesz lichtarze i nakryjesz do stołu.
Tiffany zareagowała jednym z najbardziej znienawidzonych przez Setha dźwięków: szczekliwym śmiechem.
– Oboje wiemy, że to się nie zdarzy, skrobaczu patelni. – Rzuciła w powietrze kawałek zapiekanki i sprawnie złapała go otwartymi ustami. – Jeżeli masz to i owo do zrobienia, udzielę ci przyjacielskiej rady. Zamiast stać tu i narzekać, weź się lepiej do roboty. Chłopiec miał na sobie obcisły kostium z zielonego aksamitu, a ogromny uśmiech i wielkie szpiczaste uszy starały się chyba zrównoważyć fakt, że wszystko inne w nim było za małe.
– Ostrożnie – odezwał się chłopiec. Zamachał rękami i zakręcił się na zaskakująco krótkich nogach, jakby Seth rzeczywiście się z nim zderzył. A potem rozciągnął wargi w figlarnym uśmiechu i mrugnął porozumiewawczo. – Nic się nie stało.
4. Sam doktor Thallomius
– Uważaj, Seth! – rzucił z irytacją pan Bunn i pstryknął palcami. – Mistrz Darinder Dunster-Dunstable chciałby, żebyś mu pomógł z bagażem, a nie wyrzucił go do następnej Gwiazdki. I spytaj hrabiego Marreda, czy też ma walizkę.
Z lobby dobiegło wołanie:
– Następni goście, Seth! Bagaże! Szybciej! No rusz się!
Odpowiadając na wołanie pana Bunna, Seth przebiegł pospiesznie do lobby, gdzie migotanie kryształowego kandelabru nad ciemnymi panelami tworzyło miłą świąteczną atmosferę. Wyhamował z trudem na podłodze, którą o piątej rano skończył froterować, i ledwie uniknął zderzenia z niezwykłym chłopcem mniej więcej w swoim wieku.
I kiedy Seth schylał się, by chwycić dwie wielkie walizy, zerkał spod oka na wyrastającą obok Darindera zakapturzoną postać, okrytą czarnym płaszczem podróżnym, pachnącym długą podróżą z zimnych miejsc.
Wędrowiec odrzucił kaptur, odsłaniając ciemną głowę, skórę pokrytą zmarszczkami jak rodzynka i straszliwą bliznę, biegnącą od dolnej części kartoflowatego nosa aż do kącika ust, przez co ten unosił się w wyrazie permanentnej drwiny. Całkiem podobną minę uzyskiwała Tiffany, tyle że nie potrzebowała do tego blizny.
Wystraszony, Seth cofnął się o krok.
– Pokój numer siedem, gdybyś mnie potrzebował, młody człowieku – rzucił Darinderowi okryty płaszczem hrabia, kierując się do schodów. Odsłonił w uśmiechu luki wśród poczerniałych zębów. Pochylił się, by uniknąć niskiego sufitu. – Nie mogę uwierzyć, że stary Torpor Thallomius tu jest. Mamy trochę do nadrobienia. Dobrze zapamiętałem, że pokój numer jeden?
– Sam doktor Thallomius tu przyjechał? – Chłopiec szeroko otworzył oczy. – Naprawdę?
Ciężkie frontowe drzwi skrzypnęły, zapowiadając kolejnego przybysza.
Do wnętrza wkroczyła imponująca kobieta, która pomaszerowała ku nim w chmurze tropikalnych perfum. Miała na sobie obszerną, podobną do namiotu suknię o stu różnych odcieniach, i zajmowała większą niż normalnie część powierzchni hotelowego lobby. Wieża jasnych włosów z kolorowymi pasemkami była na jej głowie ułożona tak wysoko, że niemal zaczepiała o niski strop Hotelu Ostatniej Szansy.
– Profesor Papperspook... Witamy. – Pan Bunn skłonił się tak nisko, że niemal dotknął nosem dywanu, a Seth widział, jak spodnie napinają mu się na siedzeniu. – Jesteśmy zaszczyceni, przyjmując gościa o pani niezwykłej reputacji.
Mała dziewczynka wynurzyła się zza obszernych spódnic profesor. Wyglądała na dziewięć lat i całkiem jakby zjawiła się tutaj prosto ze szkoły, w prostej czarnej spódniczce, sweterku i w gładkiej, zapiętej pod szyją białej bluzce.
Profesor Papperspook przywołała dziewczynkę naprzód i pchnęła lekko.
– To Gloria Troutbean, córka mego najstarszego przyjaciela. Zawsze szczyciłam się swym pokrewieństwem z wielkimi Troutbeanami.
Rzuciła obecnym dumny, choć chłodny uśmiech.
Gloria mogłaby być właściwie uznana za negatyw swojej barwnej towarzyszki. Proste czarne włosy opadały równymi pasmami po obu stronach twarzy o barwie zeszłotygodniowego mleka. Nie skinęła nawet głową na powitanie, a tylko wpatrywała się w wyblakłe czerwone zawijasy wytartego dywanu. Raz tylko uniosła wzrok, mrugając dziwnymi, bezbarwnymi oczami.
Darinder Dunster-Dunstable podbiegł do kobiet na swych krótkich nóżkach. Był tylko o głowę wyższy od Glorii. Zaskakująco szerokimi i długimi palcami, przypominającymi Sethowi kurze pałeczki, pochwycił najpierw jej dłoń, potem dłoń profesor Papperspook.
– Dunster-Dunstable... Gdzie ja słyszałam to nazwisko... – mruczała profesor, w zamyśleniu stukając palcami w podbródek.
– Może Wielki Gandolfini okaże się łatwiejszy? To mój sceniczny pseudonim. – Niski chłopiec bez specjalnych efektów starał się mówić skromnym tonem.
– Ten utalentowany młody iluzjonista? To pan? Nie, naprawdę? Ciągle powtarzam, że koniecznie muszę zabrać Glorię na pański pokaz.
Darinder skłonił się nisko.
– Proszę tylko zawiadomić mnie o dacie. Będę szczęśliwy, mogąc ofiarować paniom najlepsze miejsca na widowni.
Pan Bunn odchrząknął.
– Szanowna pani profesor, spodziewam się, że zechce pani coś przegryźć po długiej podróży. – Pstryknął na Setha, który wciąż usiłował jakoś podnieść ciężkie walizki Darindera Dunster-Dunstable’a. – Przyda się też pani pomoc przy bagażu.
Po czym machnął ręką i zniknął za drzwiami do kuchni, pozostawiając Setha, by poprowadził gości po krętych, nierównych stopniach, obok obrazu tygrysa, aż na podest pierwszego piętra, do portretu kobiety w kapeluszu wariacko zdobionym owocami.
Kiedy Seth męczył się z kluczem do jego pokoju, Dunster-Dunstable zwrócił się do profesor Papperspook.
– Słyszała pani wieści? Doktor Thallomius tu jest. Będziemy demonstrować nasze umiejętności przed samym mistrzem.
Był wyraźnie podniecony. Jednak profesor Papperspook zbladła, a jej krzykliwa odzież tak jakby uniosła się nieco i opadła z powrotem.
– Doktor Thallomius jest tutaj? – Skrzyżowała ręce na piersi. – W takim razie muszę mu dokładnie wyjaśnić, co o tym myślę. Żeby najstarsze, najszlachetniejsze rody zmuszać do przechodzenia tej śmiesznej procedury... Skandal.
Seth zastanawiał się nad znaczeniem tych słów, kiedy ustawiał walizki Darindera w jego pokoju. Jaką „procedurę” miała na myśli profesor Papperspook? Pewnie jakoś się łączyła z „demonstrowaniem umiejętności” Thallomiusowi, cokolwiek to znaczyło.
Ale choć Papperspook była wyraźnie tym zaniepokojona, Dunster-Dunstable tylko uśmiechnął się szerzej i zatarł ręce.
– Wygląda na to, że dzisiejszy wieczór będzie jeszcze zabawniejszy, niż się spodziewałem.
Książkę Hotel ostatniej szansy kupicie w popularnych księgarniach internetowych: