Czasy kampanii napoleońskiej w Prusach Wschodnich. Émilie de Berier, tajemnicza Francuzka, szantażowana przez politycznych wrogów z Polski, pragnie odzyskać porwaną córkę. Lekkoduch pułkownik Antoni Podolski, dziedzic rodzinnego majątku, szuka szpiega, który wykradł dokumenty francuskiemu generałowi. Jego i Émilie łączy wspólna podróż do Warszawy zajętej przez Wielką Armię Napoleona. Choć nie pałają do siebie sympatią, ich ścieżki nieustannie się krzyżują. Szukając pomocy u księcia Józefa Poniatowskiego, obydwoje zostają wplątani w wir wielkiej polityki. Tymczasem Warszawa odbita z rąk Rosjan bawi się na balach i hucznie świętuje przybycie Cesarza.
Czy tych dwoje może połączyć coś więcej? Czy mogą sobie pozwolić na uczucia? Czy pokonają wszystkie przeszkody, jakie na ich drodze postawi
los?
Joanna Wtulich, autorka bestsellerowej Trylogii lwowskiej, tym razem wraca do swoich czytelniczek i czytelników z pełną rozmachu Sagą napoleońską! Do lektury otwierającej cykl powieści Uciekinierka i ułan zaprasza Wydawnictwo Lira. W ubiegłym tygodniu na naszych łamach mogliście przeczytać premierowy fragment książki Uciekinierka i ułan. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii:
Po długiej nocy świt wyjrzał zza horyzontu równie niechętnie, co mieszkańcy dworu ze swoich posłań. Wiatr przestał zawodzić żałośnie w sadzie, a świat skuła lodowa powłoka zmarzniętego deszczu. Promienie wiszącego nisko słońca odbijały się i igrały na połyskliwych soplach uczepionych u dachu, oblodzonych gałęziach i utrwalonych mrozem koleinach błota na drodze wiodącej do rozległego majątku Podolskich.
Krysia wpatrywała się z zachwytem w widok za oknem, co chwila chuchając na szybę w oknie i przecierając ją rękawem koszuli. Pogoda od wielu dni nie nastrajała do spacerów. Nawet ubite ogrodowe ścieżki rozmiękły i brnęło się po nich trudno jak po polach tonących w błocie. Dziewczyna westchnęła tęsknie. Słońce i czyste niebo zwiastowały mróz, więc istniała nadzieja, że wkrótce będzie mogła choć na chwilę opuścić dwór, uciec od jego mieszkańców, od napominań matki i pomruków ojca, od lekcji z Leosią i głośno pokrzykującej na służbę Marty.
Obudziła ją krzątająca się przy kominku Mania, rozgrzebująca słabo już po nocy żarzące się resztki drewna. Ta pulchna dziewczyna o zaczerwienionych od zimna policzkach, okryta szczelnie dużą chustą, której rogi zawiązała w pasie, przypominała kopkę siana, tak była przysadzista i krągła, a wrażenie to jeszcze potęgowała kilkuwarstwowa spódnica. Sprawnie roznieciła ogień i dorzuciwszy kilka szczap, które przyniosła w koszu, z furkotem spódnic zniknęła za drzwiami.
Po niewielkim przechodnim pokoju, który zajmowała Krysia, zaraz rozeszło się przyjemne ciepło. Podszedłszy do kominka, dziewczyna ogrzała zmarznięte dłonie. Czekała, aż będzie mogła, gnana ciekawością i niezauważona, przemknąć przez amfiladę pokoi. Zanim to jednak mogło nastąpić, poprawiła warkocz oraz narzuciła na siebie zwykłą ciemną sukienkę odciętą pod piersiami, która może nie odwzorowywała najnowszych trendów i raczej słabo przypominała ubiory z albumów Leosi, ale miała tę zaletę, że była ciepła. Mimo to drobna szesnastolatka okryła się jeszcze olbrzymią wzorzystą chustą — prezentem od podziwianego i uwielbianego brata. Dopiero tak przygotowana wymknęła się z pokoju drugim wyjściem i, niezauważona przez nikogo, stanęła pod drzwiami, za którymi panowała cisza, co oznaczało, że mogła bez przeszkód tam wejść, nie ryzykując spotkania z matką czy kimkolwiek ze służby.
Drzwi skrzypnęły, kiedy dziewczyna wsunęła się do pomieszczenia tonącego nadal w półmroku. Nie odsunięto jeszcze zasłon, ale ogień w kominku płonął w najlepsze i było dość ciepło, mimo że pokój należący do Antoniego wcale nie był tak mały, jak ten zajmowany przez nią. Po męsku obwieszono go bronią, skórami zwierzęcymi i innymi trofeami z polowań, które przyprawiały Krysię o dreszcze. Dla niej były to po prostu krwawe symbole okrucieństwa, a nie potwierdzenie umiejętności brata i innych mężczyzn z rodziny.
Na palcach podeszła do łóżka, na którym w rogu pokoju spoczywała tajemnicza kobieta. Mimo półmroku Krysię zachwyciła uroda nieznajomej, pełne usteczka, rozrzucone na poduszce lśniące włosy, które teraz wilgotne były od potu. Nawet dłonie zaciśnięte na pościeli miała piękne, delikatne. Krysia przyjrzała się swoim jeszcze po dziecinnemu pulchnym palcom. Nigdy nie czuła się piękna, zwłaszcza że matka zachwycała się najczęściej Antonim, a przecież ona do brata nie była podobna ani odrobinę. I z postury, i z twarzy przypominała ojca, więc uznała, że nie może być ładna.
Kobieta jęknęła i poruszyła się, wyrywając Krysię z zamyślenia. Wciąż gorączkowała. Krysia chciała położyć jej na czole zimny okład. Rozejrzała się w poszukiwaniu płóciennych ścierek i naczynia z wodą, ale widać któraś z dziewcząt poszła je wymienić. Nie bardzo wiedząc, jak pomóc cierpiącej, przycupnęła na brzegu łóżka i dotknęła rozpalonej dłoni.
— Wszystko będzie dobrze, panienko — wyszeptała, chcąc okazać swoje wsparcie, i uścisnęła tę śliczną dłoń.
Nagle kobieta otworzyła oczy i spojrzała na Krysię, aż ta, przerażona, poderwała się z sercem dziko łomoczącym w piersiach. Podniosła drżącą dłoń i wbijając w Krysię rozgorączkowane, dzikie oczy, wychrypiała:
— Il est mort*!
Jej oczy zaszły łzami, a nagły zryw widać wyzuł ją z resztek sił, bo oddychała ciężko przez chwilę, po czym zamknęła oczy i zapadła się w pościeli.
Krysia dopiero po kilku długich minutach, w trakcie których doszła do wniosku, że nieprzytomna musi być Francuzką, odważyła się nad nią nachylić, żeby sprawdzić, czy oddycha. Klatka piersiowa kobiety unosiła się ledwie zauważalnie, nierówno, ale to oznaczało, że żyje. Dziewczyna odetchnęła z ulgą, po czym poderwała się jak spłoszony ptak, usłyszawszy gdzieś blisko głosy. Nie chciała, by ktokolwiek zastał ją w pokoju Antoniego, więc czym prędzej czmychnęła w kierunku drzwi prowadzących do bawialni, z nadzieją, że zdąży przemknąć do swojego pokoju. Na szczęście skryła się w sieni, zanim od strony kuchennych pomieszczeń nadeszły matka i Marta.
Powieść Uciekinierka i ułan kupicie w popularnych księgarniach internetowych: