Wojna, bohaterstwo i próba poznania historii. „Srebrny łańcuszek" Edwarda Łysiaka

Data: 2024-09-27 14:23:51 | artykuł sponsorowany | Ten artykuł przeczytasz w 9 min. Autor: Piotr Piekarski
udostępnij Tweet

Niezwykła historia wiejskiego chłopaka, którego rogata dusza zaprowadziła na drugi koniec świata.

Wojna, bohaterstwo i próba poznania historii – Srebrny łańcuszek to poruszająca opowieść autorstwa Edwarda Łysiaka, oparta na prawdziwych wydarzeniach.

Czternastoletni Adam, dręczony od najmłodszych lat przez ukraińskich kolegów oraz ojca, marzy o przyłączeniu się do wojska polskiego. Po wybuchu drugiej wojny światowej, w tajemnicy przed rodzicami planuje ucieczkę z rodzinnej wsi Rybaki. Swój plan realizuje z uporem, nie bacząc na konsekwencje…

Najpierw przedostaje się do Rumunii, a stamtąd na Bliski Wschód. Jako żołnierz Samodzielnej Brygady Strzelców Karpackich, a później Legii Cudzoziemskiej, walczy w północnej Afryce. Bierze także udział w bitwie pod Monte Cassino. Po wojnie postanawia w końcu ułożyć swoje życie osobiste. Na przeszkodzie staje mu jednak jego rogata dusza i kusząca perspektywa wyjazdu do Kanady…

Srebrny łańcuszek grafika promująca książkę

Do przeczytania książki Srebrny łańcuszek zaprasza Wydawnictwo Novae Res. Dziś na naszych łamach prezentujemy premierowy fragment publikacji: 

Rybaki, 1931

– Panie Rostoński, jak by to panu powiedzieć… – Dyrektor szkoły powszechnej w Rybakach przeglądał dokumenty. – Rada Szkoły poddała pańskiego syna egzaminowi i mam przed sobą jej protokół. Pański syn rzeczywiście wiele potrafi i z powodzeniem mógłby zacząć naukę od pierwszego września. Jest jednak problem.

– Jaki problem? – Kazimierz Rostoński wstał z krzesła. Jego postać emanowała zdziwieniem, ale i zdecydowaniem. – Chodzi o pieniądze?

– Proszę, niech pan usiądzie. – Dyrektor wykonał zachęcający ruch dłonią. – Nie, nie chodzi o pieniądze. Ludzie mówią, że Adaś jest trudnym dzieckiem, takim zadziornym i wojowniczym.

– Kto to panu powiedział?

– To nie ma znaczenia. Proszę jednak przyznać, tak z ręką na sercu, jaki on jest?

– Po prawdzie, to trochę sprawia nam kłopotu.

– A widzi pan. – Tym razem wstał dyrektor. – Nasza szkoła ma prawie dwustu uczniów, a Polaków wie pan ilu?

– Siedmioro?

– Właśnie. Dokładnie siedmioro. Czy pan wie, jak trudno o zgodę między naszymi uczniami a ukraińskimi? Robimy, co w naszej mocy, aby spory łagodzić, ale nie jesteśmy w stanie zapanować nad wszystkim. Poza tym sześć lat to jeszcze dziecko. Rok w tym wieku robi jednak różnicę. Teraz pan rozumie, dlaczego waham się z przyjęciem Adasia.

– Zaraz pana przekonam. – Ojciec Adasia wstał, podciągnął sweter i pokazał skórzany pasek podtrzymujący spodnie. – On gwarantuje, że z synem nie będzie pan miał problemów.

***

Adaś został przyjęty do szkoły w Rybakach jako ósme polskie dziecko. Te wyjątkowo niekorzystne dla Polaków proporcje wśród uczniów dobrze oddawały narodowościową strukturę ludności zamieszkującej wsie południowej części województwa stanisławowskiego, w których Polacy często stanowili jedynie kilka procent ogółu ludności.

Chłopiec odnalazł się w nowej rzeczywistości. Przez wszystkie lata uczył się bardzo dobrze, jedynie z zachowania miał ledwie dostateczne oceny. Ich powodem były codzienne bójki z ukraińskimi chłopcami. Było ich wielu, więc bili Adasia każdego dnia. Kiedyś, po takiej bójce, chłopiec poskarżył się ukraińskiemu nauczycielowi, ale od niego też dostał lanie.

Na ojca Adaś nie mógł liczyć.

– Gdybyś ich nie zaczepiał, to nic by tobie nie zrobili. – Taką zawsze otrzymywał odpowiedź.

Adaś miał szczęście jedynie wtedy, gdy ostatnie lekcje prowadzili polscy nauczyciele. Oni zwalniali go kilka minut przed końcem zajęć, dając czas na spokojny powrót do domu.

Jako dorosły mężczyzna Adam nie umiał powiedzieć, o co im wtedy chodziło. Przecież Polacy i Ukraińcy używali obu języków, chodzili do tej samej cerkwi, bywali u siebie na wigilijnych wieczerzach, weselach czy chrzcinach.

Na pewno ważną, a nawet decydującą, rolę odgrywała narodowość. Ukraińscy chłopcy często nazywali Adasia Polaczkiem i bez przerwy szukali okazji do bójki. Być może był to efekt podsłuchanych rozmów rodziców, bo idee ruchu narodowego coraz śmielej wkraczały do ubogich ukraińskich chat.

Rogata dusza chłopaka, która odcisnęła piętno na całym jego życiu, nie pozwalała zapomnieć o krzywdach i upokorzeniach doznanych od ukraińskich rówieśników.

Rybaki, 1933

– Tyle razy ci mówiłam, żebyś wszystko kładł na swoje miejsce. – Zofia strofowała męża, który w policyjnym mundurze zwalił się na łóżko. – Jakieś nieszczęście z tego kiedyś będzie. – Wzięła ze stołu pistolet, wspięła się na palce i z niemałym trudem położyła go na najwyższej półce w szafie. Zrobiła to z trudem, ponieważ była kobietą średniego wzrostu, a dodatkowo przeszkadzał jej duży brzuch. Mama Adasia była w ciąży, a dwa miesiące później urodziła drugiego syna. Na chrzcie dano mu na imię Krzysztof.

– Od Nowego Roku przechodzę na emeryturę. – Kazimierz splótł ręce z tyłu głowy. – Zdejmuję policyjny mundur i nie będę już nosił broni. Jesteś zadowolona?

Rybaki, 1934

– Zobaczysz, jak Krzysiek urośnie, to ci wszystko zabierze – mówili ukraińscy chłopcy ze starszych klas dziewięcioletniemu Adasiowi, gdy razem paśli krowy. – Wszystko zabierze i jeszcze ciebie zabije – dodawał Stiopa, rówieśnik Adasia.

Adaś nie chciał niczego, a tym bardziej wszystkiego, oddawać braciszkowi. Nie chciał też być przez niego zabity. Wiedział, że w szufladzie dębowej komody, na samym dnie, ojciec przechowuje policyjny pistolet. Jak to się stało, że nie zdał go, przechodząc na emeryturę, nie było do końca jasne, ale w czasie dziecięcych poszukiwań skarbów i penetracji wszystkich możliwych miejsc ich ukrycia dziecko pistolet znalazło. Nie przyznało się rodzicom, że wie o jego istnieniu, więc żyli w błogiej nieświadomości tego, co może zrobić ich syn. Rodzice byli w polu, a mały Krzyś spał w kołysce, gdy Adaś sięgnął po pistolet.

Huk wystrzału zaalarmował sąsiadów. Przybiegli sprawdzić, co się dzieje, i zamarli z przerażenia. Adaś ciągle trzymał pistolet, a jego braciszek przeraźliwie krzyczał. Na szczęście kula przeszła przez kapelusik niemowlaka, przez jego kołyskę, odbiła się od kaflowego pieca i ugrzęzła w futrynie drzwi.

– Coś ty narobił? – Zaalarmowany ojciec wbiegł do izby. – Chciałeś zabić braciszka?

– Nie, tatusiu. – Adaś płakał, widząc w rękach wściekłego ojca skórzany pasek. – Bawiłem się pistoletem, a on sam wystrzelił.

Tłumaczenie syna nie uspokoiło Kazimierza. Bił syna z furią, która wzbudziła u Zofii przerażenie.

– Przestań, bo go zabijesz. – Kobieta stanęła w obronie syna, ale jej interwencja nic nie dała. Biciu nie było końca.

Rok później ci sami ukraińscy chłopcy namawiali Adasia, żeby utopił brata w Czeremoszu. Chłopiec zrozumiał wtedy, że robią to specjalnie, wiedząc, iż surowy ojciec bije go nawet za najmniejsze przewinienia. Ten brak ojcowskiej empatii i jego brutalność sprawiły, że Adaś ojca szczerze znienawidził.

Rybaki, 1938

Po rozdaniu świadectw ukończenia siedmioletniej szkoły powszechnej, dyrektor zatrzymał Adasia w swoim gabinecie.

– Poczekaj, aż wszyscy rozejdą się do domów – mówił do chłopaka. – Nauczycielka języka polskiego podsłuchała rozmowę ukraińskich uczniów i powiedziała mi, że szykują się na ciebie. – Nie boję się ich, panie dyrektorze. – Adaś zacisnął pięść. – Potrafię się obronić.

– Nie zgrywaj bohatera. – Dyrektor pokręcił głową. – Ich jest kilku, może nawet kilkunastu. Sam nie dasz rady.

Chociaż Adaś dał się przekonać i opuścił pokój dyrektora pół godziny później, to ukraińscy chłopcy wciąż na niego czekali. Było ich sześciu.

– No co, Polaczku. – Stiopa podszedł do kolegi ze szkolnej ławy. – Myślałeś, że dyrektor cię obroni? Stchórzyłeś?

– Nie stchórzyłem. – Adaś cofnął się o krok. – Nic do was nie mam. Chcę wrócić do domu.

– Ty nic do nas nie masz, ale my mamy do ciebie. – Stiopa kiwnął głową i natychmiast trzej jego koledzy doskoczyli do Adasia.

Walczył, jednak nie dał rady. Stał teraz ze zmierzwionymi włosami i wykręconymi rękami, trzymany przez dwóch Ukraińców. Trzeci wyjął świadectwo Adasia schowane za pazuchą i podał je Stiopie.

– Co my tu widzimy. – Chłopak, który przewodził grupie, przeglądał dokument. – Same dobre oceny. Ale wiesz, Polaczku, co my zrobimy z twoim świadectwem? Wiesz? Danyło – zwrócił się do kolegi – ściągaj spodnie.

Sprofanowanie dokumentu, bo dla Adasia dobre świadectwo było niemal świętością, Stiopie nie wystarczyło. Powoli podszedł do Polaka.

– A teraz módl się – powiedział. – Módl się, żeby ci wszystkie zęby zostały. Po naszemu módl się.

– Nigdy – odpowiedział Adaś. – Zapomnij.

– Ten Polaczek mówi, że zapomniał naszej modlitwy. – Stiopa zwrócił się do kolegów. – Słyszycie? On zapomniał. To ci, Polaczku, przypomnę. – Otcze nasz, Iże jesi na nebesach, da swiatitsia imia Twoje… – Stiopa wolno wypowiadał słowa. – Przypomniałem ci, Polaczku, powtarzaj.

– Nigdy. – Adaś pokręcił głową.

Stiopa odwrócił się tyłem do niego i coś do siebie mówił. Nagle z półobrotu zaciśniętą pięścią uderzył Adasia w twarz. Pod chłopakiem ugięły się nogi i gdyby nie podtrzymywali go Ukraińcy, z pewnością osunąłby się na ziemię. Z jego rozciętej wargi popłynęła krew.

Adasia bili wszyscy po kolei, nie wyłączając tych, którzy go trzymali. Zmaltretowany chłopak ledwie dotarł do domu, ale nie skarżył się ojcu. Bał się jego skórzanego paska. Rekonwalescencją syna zajęła się matka.

Książkę Srebrny łańcuszek kupicie w popularnych księgarniach internetowych:

Tagi: fragment,

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak 0
Okładka książki - Srebrny łańcuszek

Niezwykła historia wiejskiego chłopaka, którego rogata dusza zaprowadziła na drugi koniec świata. Wojna, bohaterstwo i próba poznania historii –...

dodaj do biblioteczki
Wydawnictwo
Recenzje miesiąca
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Dziadek
Rafał Junosza Piotrowski
 Dziadek
Aldona z Podlasia
Aldona Anna Skirgiełło
Aldona z Podlasia
Egzamin na ojca
Danka Braun ;
Egzamin na ojca
Rozbłyski ciemności
Andrzej Pupin ;
Rozbłyski ciemności
Cień bogów
John Gwynne
Cień bogów
Wstydu za grosz
Zuzanna Orlińska
Wstydu za grosz
Jak ograłem PRL. Na scenie
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Na scenie
Pokaż wszystkie recenzje