Jakie są pozytywne i negatywne strony korzystania z internetu, największe zagrożenia sieci, jakie są konsekwencje uzależnienia i jego pierwsze objawy? Oraz przede wszystkim, jak sobie z takim uzależnieniem poradzić?
Na te pytania odpowiada Krzysztof Piersa, terapeuta uzależnień, w książce Złota rybka w szambie – poradniku kierowanym do rodziców dzieci i młodzieży, obserwujących rosnący problem uzależnienia w najbliższym otoczeniu oraz osób rozpoznających uzależnienie również u siebie.
– Nie ma znaczenia, czy mamy do czynienia z alkoholikiem, narkomanem, pracoholikiem czy siecioholikiem. Skutki każdego nałogu są tak samo destrukcyjne.
- wywiad z Krzysztofem Piersą
Do lektury zaprasza Wydawnictwo Jaguar. W ubiegłym tygodniu zaprezentowaliśmy fragment książki Złota rybka w szambie. Dziś czas na ciąg dalszy:
Witaj w internecie, będę twoim przewodnikiem
Internet jest naprawdę niezwykłym miejscem, na które nie można już patrzeć tylko jak na narzędzie. Od dobrych dziesięciu lat mamy do czynienia z realną przestrzenią, która ma większy wpływ na człowieka niż wszystkie pozostałe media razem wzięte.
Podstawowa różnica pomiędzy internetem a tak zwanymi tradycyjnymi mediami polega na tym, że w sieci każdy może być twórcą treści. W przypadku radia, prasy i telewizji, byliśmy jedynie odbiorcami gotowego produktu. Czytaliśmy artykuły, oglądaliśmy wiadomości, słuchaliśmy audycji radiowych. Czasami tylko jakaś gazeta pokusiła się na dodanie rubryczki „listy czytelników” a w niektórych programach odbierają telefony od widzów czy słuchaczy. Internet niemal od początku pozwalał nam na aktywne współtworzenie publikowanych treści. Mogliśmy wrzucać zdjęcia, filmy i artykuły. Mogliśmy zadawać pytania i szukać na nie odpowiedzi.
I tak w naszym stawie zaczęła pływać złota rybka.
Internet stał się błogosławieństwem dla wszelkiego rodzaju indywidualistów.
Jako nastolatek byłem pasjonatom japońskich komiksów i modelarstwa. Zainteresowania te nie należały do szczególnie popularnych w moim mieście. Doprowadziło to prawie do wykluczenia mnie ze szkolnej społeczności. Natomiast dzięki forom internetowym i grupom fanów mogłem wymieniać poglądy na przykład na temat najróżniejszych publikacji. Która jest ciekawsza i dlaczego? Co sam o niej myślę? Internetowym dyskusjom nie było końca. Mało tego! W necie dowiadywałem się o konwentach fantastyki, na których spotykałem osoby podobne do mnie. Nie tylko pasjonatów mangi (czyli japońskiego komiksu), ale również ludzi, którzy mieli rozterki podobne do moich. Ludzi zagubionych, wstydliwych i odrzuconych w swych mikrospołecznościach.
No i tu się automatycznie pojawił element samooceny. Jak myślisz, ilu pasjonatów japońskich komiksów, modelarstwa lub fantastyki jesteś w stanie znaleźć w swojej klasie lub szkole? Dziesięciu? Piętnastu? Przez wiele lat byłem jedynym graczem gier bitewnych w moim rodzinnym mieście. Pamiętam, jak znajomi żartowali: „Przyjechała dzisiaj cała reprezentacja klubu z Brodnicy”.
Mogłem zacząć przypuszczać, że coś ze mną nie tak, skoro absolutnie nikt nie interesował się tym co ja. Niejeden nastolatek pomyślał właśnie w ten sposób.
I tu nagle, jak cudowne lekarstwo na odosobnienie, pojawił się internet. Dowiadujesz się, że w miasteczku czterdzieści minut samochodem od ciebie jest klub modelarski! A godzinę samochodem od ciebie jest konwent fantastyki! Poznajesz setki ludzi w twoim wieku, ludzi, o tych samych zainteresowaniach!
Internet zaradził też w dużej mierze samotności. Dostępne dla wszystkich portale randkowe zaczęły cieszyć się ogromną popularnością. Cóż, dotąd, mimo usilnych starań, nie byliśmy w stanie poznać nikogo ciekawego w swoim rodzinnym mieście, aż tu nagle okazywało się, że tuż za miedzą mieszka nasza druga połówka.
Internet stał się również miejscem, w którym mogliśmy rozwijać swoje umiejętności i zainteresowania. Nie zliczę filmików poradnikowych, z których korzystałem, ucząc się zaawansowanych technik modelarskich. Całkowicie za darmo – od hobbysty dla hobbysty. Szkolenia, poradniki i artykuły na każdy dowolny temat, choć ich wiarygodność niejednokrotnie zostawiała wiele do życzenia. Mimo to na brak dostępności wiedzy nie mogliśmy narzekać.
Jakiś czas temu wpadłem na pomysł wydania swojej książki Kosmiczne Bobry i Zemsta Księżycowej Szarańczy za granicą. Nie miałem jednak pojęcia, od czego powinienem zacząć. Kogo zapytać? Dokąd jechać? Napisałem do międzynarodowej grupy pisarzy „Writers for Writers” na Facebooku. Posługując się tłumaczem Google’a (ponownie plus dla ciebie, internecie), skleciłem kilka zdań. Mam książkę i chcę ją wydać za granicą. Jak to zrobić?
W godzinę dostałem listę stu siedemdziesięciu agentów literackich z numerami telefonów i mejlami. Polecono mi zainteresowanie ich swoją twórczością. Dodatkowo zaproponowano mi wyjazd na targi książki we Frankfurcie. Google nie tylko podpowiedziało mi, że to największe i najważniejsze wydarzenie branżowe w Europie, jeśli nie na świecie, ale też dostałem ofertę „Wycieczka targi książki we Frankfurcie”. Hotel, dojazd, bilety, wszystko zapewnione i zorganizowane! Wpłacasz tylko kasę.
Nawet zgłosiło się kilku tłumaczy, którzy potrafią przełożyć rozdział mojej powieści z polskiego na angielski i hiszpański (podobno warto być tak przygotowanym).
Dostałem rozwiązanie problemu na srebrnej tacy!
Jakiś rok temu zacząłem się uczyć gry na pianinie. Po kilku lekcjach z nauczycielem doszedłem do wniosku, że mogę uzyskać podobny efekt z tabletem położonym na keyboardzie. Na YouTubie znalazłem naukę tempa, sposoby układania dłoni, a nawet fanowskie nuty najróżniejszych utworów! Marsz imperialny? Żaden problem!
Dalej. Dzięki internetowi zaczęliśmy mieć możliwość uczestniczenia w wykładach bez wychodzenia z domu, co stało się prawdziwą rewolucją dla osób niepełnosprawnych. Studia, wykłady i kursy w całości prowadzone online przez renomowanych wykładowców i specjalistów.
Dziś, w każdej chwili możesz wykupić szkolenie prowadzone przez Hansa Zimmera, oskarowego kompozytora na portalu Masterclass!
Anonimowość panująca w internecie stała się wielkim atut tego medium. Zwłaszcza dla osób szukających pomocy. To miejsce, w którym ludzie moli znaleźć odrobinę wsparcia, mając pewność, że ich sekrety nie wyjdą na jaw. Dzięki temu młodzież zaczęła rozmawiać o rozterkach egzystencjalnych, strachu przed dorosłością i problemach w rodzinnym domu. Niejeden zagubiony nastolatek znalazł pomoc wśród anonimowych rozmówców po drugiej stronie łącza.
Wielokrotnie dzięki internetowi obchodziliśmy też system. My, początkujący artyści, bez pieniędzy i znajomości. Kiedy telewizja pozostawała zamknięta na nowe talenty, a radia głuche… internet przyjmował wszystkich z otwartymi ramionami. W ten sposób wybiła się choćby Lindsey Stirling, wspaniała artystka łącząca balet, grę na skrzypcach i dubstep. W tradycyjnych mediach nikt nigdy nie dałby jej szansy, a próbowała zaistnieć w amerykańskich edycjach Mam Talent. Tymczasem w sieci znalazła miliony fanów. Nie potrzebowała już telewizji i reklamy, bo sama się wypromowała. Nie potrzebowała nawet wydawcy, bo w przedsprzedaży zebrała pieniądze na produkcję krążka. W tym momencie koncertuje na całym świecie, a wszystko za sprawą internetu.
Dokładnie taki sam przykład można znaleźć w branży książkowej. Mam na myśli Pięćdziesiąt Twarzy Greya, które było publikowane na blogu autorki, gdzie powieść cieszyła się ogromnym zainteresowaniem. Kolejny przykład: serial internetowy The Guild opowiadający o perypetiach przyjaciół grających w gry komputerowe, zmagających się z rozterkami dnia codziennego. Aktorzy z serialu, zwłaszcza pomysłodawczyni Felicia Day, stała się międzynarodową gwiazdą i gościem honorowym przeróżnych imprez.
Niski budżet, własna reklama, szczerość i całkowite obchodzenie systemu marketingowego stworzonego przez media tradycyjne stały się domeną internetowych twórców. Szansę otrzymały projekty, które szalenie trudno byłoby zrealizować w tradycyjnych mediach. Tu, w internecie jedynym sędzią była widownia, która zaszczyciła twórcę swoją uwagą. Jakość wykonania i przekazu stała się drugorzędna. Szczerość otwierała wszelkie drzwi.
Internet pozwolił przeciętnemu człowiekowi na spełnienie największych marzeń.
I wtedy właśnie do stawu wpuściliśmy szlam.
Kiedy jedni przychodzili do złotej rybki z życzeniami, inni wpadli na pomysł, że równie dobrze mogą umyć passata w tym jeziorze, a przy okazji wrzucić do niego starą pralkę.
W internecie mógł pisać każdy, każdy mógł dać upust negatywnym emocjom. Wszyscy mogliśmy wyrazić sprzeciw, gdy coś nam się nie podobało. Czasami uzasadniony. Czasami zabieraliśmy głos, bo po prostu mogliśmy to zrobić. Nie istniała netykieta. Dziś już co prawda istnieje, ale nie do końca jest przestrzegana. Mogłem w komentarzu i na forum zwyzywać człowieka, jego matkę i psa od najgorszych, bez jakichkolwiek konsekwencji. Administratorzy banowali, czyli wyrzucali agresywnych użytkowników. Ci jednak wracali pod nową ksywką.
Tworzyliśmy szkolenia i filmiki na każdy temat. Nie tylko edukacyjne. Mieszaliśmy z błotem innych twórców, ludzi, wydarzenia, zachowania… praktycznie wszystko, co dało się skrytykować!
Szeroko zakrojone oszustwa, kradzieże, wyłudzenia, wyzwiska… Internet stał się domem dla odrzuconych artystów, ale przy okazji przyciągnął pokiereszowanych samotników o przedziwnych zachowaniach, czy wręcz socjopatów.
Książkę Złota rybka w szambie kupicie w popularnych księgarniach internetowych: