Szum wody. Ciepło otaczające zanurzone w wannie ciało. Blask migoczącego płomienia.
To jest właśnie reset. Tylko tak Marcin może się uspokoić. Wyciszyć nadwrażliwy na bodźce umysł. Utrzymać w ryzach tę część siebie, która nie mieści się w ogólnie przyjętych normach.
Kiedyś popełnił błąd. Myślał, że tak będzie lepiej. Dla wszystkich.
Ale bardzo się pomylił, życie to nie jest bajka z morałem. Nie wystarczy odpokutować. Choć spłacił swoje długi, piętno winy zostanie z nim na zawsze. Zwłaszcza że jest ktoś, komu zależy na tym, by prawda nigdy nie wyszła na jaw. Nawet za cenę życia.
Mrocznie, duszno i nieprzewidywalnie - Joanna Opiat-Bojarska opracowała wzór na thriller, od którego przechodzą dreszcze. Do lektury powieści Winny zaprasza wydawnictwo Słowne Mroczne. Tymczasem już teraz zachęcamy Was do lektury jej premierowego fragmentu:
Przy wyborze mieszkania Marcin kierował się odległością od mieszkania Słoniny. Dlatego aleja 800-lecia była idealna. Niecałe trzy kilometry od Maćkowskiego. Na tyle daleko, by nie siedzieć sobie ciągle na głowie, i na tyle blisko, by móc razem obalić flaszkę i wrócić do domu na własnych nogach.
Na trzeźwo droga ciągnęła się jednak w nieskończoność, a butelka wódki ciążyła Marcinowi. Ulica Staropoznańska, którą zmierzał do celu, prezentowała się niezbyt okazale. Zakłady produkcyjne, puste pola, niskie budynki i brak chodnika. Postanowił, że będzie wracał inną drogą. Nawigacja proponowała spacer Poznańską. Był ciekawy, czy okaże się mniej „stara” i bardziej przyjazna pieszym.
Przy skrzyżowaniu z Chemiczną zatrzymał się na chwilę, bo jego oczom ukazały się nowsze, kolorowe bloki. Miła odmiana.
Za blokami znajdowało się coś, co wyglądało na szkołę podstawową. Rozpoznał ją dzięki idealnie kwadratowym oknom ze szprosami. Podstawówka, do której chodził, miała identyczne.
Właśnie musiały skończyć się lekcje, bo dzieciaki wesoło wybiegły ze szkoły.
– Zapaliły papierosy, wyciągnęły flaszki, chodnik zapluły, ludzi przepędziły – zanucił pod nosem.
Album z utworem Dzieci Elektrycznych Gitar ukazał się w roku jego narodzin. Matka wielokrotnie mówiła mu, że jest taki jak te wyśpiewane przez Kubę Sienkiewicza dzieciaki. Schlebiało mu to. Nigdy nie marzył o tym, żeby być aniołkiem.
Czasy się jednak zmieniały, więc i dzieci nie były takie same. Te, które opuszczały właśnie szkołę, nie paliły, nie piły i nie pluły. Połączyły się w grupki i rozchodziły w różnych kierunkach, wpatrując się zachłannie w swoje smartfony.
Uwagę Marcina skupił chłopiec. Jako jedyny szedł sam. Nie przeglądał telefonu. Miał pewnie z siedem lat, wzrok wbity w ziemię, a ręce zaciśnięte na szelkach plecaka, jakby bał się, że ktoś mu go zabierze. Całe jego ciało mówiło, że przeprasza. Za wszystko – to, co się stało, i to, co się dopiero stanie.
Marcin odprowadził go spojrzeniem do kolorowego bloku, a kiedy chłopiec zniknął za drzwiami wejściowymi, ruszył dalej.
Słoninę znał właściwie od dziecka. Kiedyś się przyjaźnili, potem ich drogi się rozeszły, a niedawno odnowili znajomość. „Odnowili” nie było może odpowiednim słowem, ale Marcin nie lubił rozpamiętywać raz podjętych decyzji. Skoro uznał, że wróci do tego, co łączyło ich kiedyś – to wrócił. I zapomniał o wszystkim innym.
Oczywiście przyjaciel miał kilka wad, ale Marcin też nie był bez skazy. Nie zamierzał rzucać kamieniami. W najtrudniejszych momentach swojego życia zawsze mógł liczyć na Słoninę.
A teraz potrzebował pomocy. Może bardziej niż kiedykolwiek wcześniej.
Rozpoczynał nowe życie w nowym miejscu – ale nie dlatego, że pragnął czegoś nowego. Został do tego zmuszony, a teraz udawał sam przed sobą, że lubi zmiany. Że sam właściwie jest zmianą, dlatego rewelacyjnie poradzi sobie ze wszystkim, co go spotka.
W Inowrocławiu nie znał nikogo poza Słoniną, ale wiedział, że przyjaciel nie pozwoli mu zginąć. Nie myślał o tym, jak będzie. Powtarzał sobie, że będzie dobrze. I zupełnie inaczej niż w Poznaniu. Ale nie pierwszy i zapewne nie ostatni raz zaczynał od nowa.
Tak się zamyślił, że minął ulicę Maćkowskiego. Na szczęście nawigacja w jego komórce zaprotestowała głośno i dzięki temu wrócił myślami na ziemię. Teraz musiał tylko odnaleźć numer osiem.
Uwagę przyciągała znajdująca się po prawej stronie Biedronka. Miała nowoczesną elewację. Idealnie spajałaby się z krajobrazem świeżo oddanego do użytkowania osiedla z metalu i szkła, w którym mieszkają idealni ludzie, jakby wycięci z kolorowych czasopism. Na inowrocławskich Mątwach wyglądała trochę jak celebrytka na imprezie Klubu Gospodyń Wiejskich. Lśniła i przyciągała wzrok, jednocześnie podbijając brzydotę okolicznych budynków.
Na skraju parkingu stał mężczyzna. Marcin spojrzał na jego niedbałe ubranie, stary rower oparty o płot i butelkę, którą co chwilę podnosił do ust, i od razu uznał, że to lokals. Ktoś, kto tu się urodził i tu umrze, a żadna Biedronka nie będzie zbliżać go do lepszego świata. Na pierwszy rzut oka widać było, że pijaczek ma swój świat i każdego dnia wykazuje się ogromną kreatywnością, by odnaleźć pretekst do wypicia kilku toastów.
– Przepraszam – najpierw zawołał, ale z braku reakcji podszedł bliżej – przepraszam! Gdzie jest ósemka?
Mężczyzna zmierzył go wzrokiem, jakby najpierw musiał odpowiedzieć sobie na pytanie, czy warto udzielić odpowiedzi.
– Ósemka?
– Maćkowskiego osiem.
– Tam. – Dłoń mężczyzny zamiast wskazać kierunek, zrobiła ruch, jakby chciał odgonić muchę.
– Czyli gdzie? – Marcin obejrzał się za siebie.
– No pokazuję przecież. Trza wejść głębiej.
Marcin cofnął się, wszedł w uliczkę pomiędzy starymi domami i wtedy je zauważył. Dwa bloki mieszkalne. Dużo starsze od Biedronki, ale równie dziwnie wyglądające pomiędzy starymi i zniszczonymi budynkami.
Sprawdził w komórce numer mieszkania Słoniny, a kiedy stanął przed jego drzwiami, wyjął z plecaka wódkę i zapukał.
Odpowiedziała mu głucha cisza.
Znowu zapukał. Zerknął na zegarek. Na wódkę. Znowu na zegarek. Dochodziła dziewiętnasta. Słonina powinien być w domu. Umawiali się przecież, że jak tylko Marcin się rozlokuje w nowym mieszkaniu, to wpadnie do kumpla.
Zaklął pod nosem. Nie po to zrobił sobie półgodzinny spacer, by teraz wracać do siebie o suchym pysku.
Wybrał numer przyjaciela.
– Elo, Słonina – odezwał się, by pozostawić po sobie ślad na poczcie głosowej. – Jak tam? Gdzie jesteś, skoro cię nie ma w chałupie? Bo wiesz, ja już dotarłem. Mam przyjemną miejscówkę i chłodną wódę w ręku. Jeśli nie odezwiesz się w ciągu godziny, będę musiał obalić ją sam.
Rozłączył się i schował butelkę. Wyszedł przed blok. Przez chwilę chłonął atmosferę tego miejsca. Dziwnie to wszystko wyglądało. Blok wśród zaniedbanych domów jedno- lub w porywach dwurodzinnych prezentował się jak jakiś pomnik albo raczej życzenie włodarzy miasta, by w złej dzielnicy zamieszkali dobrzy ludzie i tym samym uczynili ją dobrą.
– I co tak, kurwa, się gapisz?!
Usłyszał zaczepkę, ale nie zamierzał spoglądać w stronę, z której padła. Ruszył przed siebie. Wyjął komórkę, żeby jeszcze raz zadzwonić do Słoniny i opieprzyć go za nienależyte powitanie. Ale zamiast sygnału, po którym mógłby się nagrać, usłyszał wiadomość, że poczta głosowa jest pełna.
Jeśli chcecie poznać wszystkie książki autorki, zachęcamy Was do lektury przewodnika po twórczości Joanny Opiat-Bojarskiej.
W naszym serwisie przeczytacie już kolejny fragment książki Winny. Powieść Joanny Opiat-Bojarskiej kupić możecie w popularnych księgarniach internetowych: