Dalszy ciąg przygód młodej czarownicy Jagi.
W pierwszym tomie – powieści Jaga i dom na orlich nogach – aby wyjść cało z opresji, wystarczyła tylko sprawna różdżka i grupka magicznych przyjaciół u boku. Tym razem to za mało, bo wróg czai się wewnątrz domu na orlich nogach. A może jest nim sam dom? Tytułowa bohaterka książki, Jaga - córka uzdrowicielki i hodowcy chat na kurzych nogach - zostaje złotą rączką w Domu Niespokojnej Starości dla Magicznych Stworzeń prowadzonym przez słynnego czarnoksiężnika Twardowskiego. Pradawna potężna siła budzi się i chce znów panować na Ziemi. Młoda czarownica wraz z grupą przyjaciół: Borowym, Kręćkiem i Nocnicą przemierzy zaułki grodu Kraka, zarówno tego dobrze nam znanego, jak i tego ukrytego przed naszymi oczami, oczami zwyklaków, by znaleźć sojuszników, odkryć tajemnice rodu smoków i ocalić świat.
Do przeczytania powieści Jaga i stalowy chochoł zaprasza Wydawnictwo Zielona Sowa.
Maciej Rożen skonstruował świat, który z powodzeniem może konkurować z magicznymi przestrzeniami opisanymi przez J.K. Rowling.
- recenzja książki „Jaga i stalowy chochoł"
W ubiegłym tygodniu na naszych łamach mogliście przeczytać premierowy fragment książki Jaga i stalowy chochoł. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii:
Rozdział 3
Wędka na pioruny
Las, który dopiero co skończyła zabezpieczać, miał powierzchnię niewiele mniejszą od Klekotek, wioski, w której się urodziła. Daleko w dole wiatr miotał ulotkami po płycie krakowskiego Rynku. Jaga widziała sylwetki śpieszących się zwyklaków. Turyści wracali do hoteli, by umknąć przed burzą. Sprzedawcy w Sukiennicach zamykali kramy i zabezpieczali towar. Obsługa restauracji uwijała się, składała stoły i krzesła w ogródkach. Dla zwyklaków dom mistrza Twardowskiego był niczym niewyróżniającą się kamienicą u zbiegu ulic Wiślnej i świętej Anny. Prawdziwą naturę Nieustraszonego maskowała potężna magia.
Dzięki szkłom prawdziwego widzenia Jaga dostrzegała również rzeczy niedostępne dla zmysłów zwyczajnych ludzi. A Rynek Główny w Krakowie był pełen magicznych stworzeń!
Wewnątrz Sukiennic schroniła się Gołębia Gwardia. Rycerze zaklęci przed wiekami w ptaki każdego dnia szybowali nad Krakowem, pilnując bezpieczeństwa zarówno istot magicznych, jak i zwyklaków.
Wyglądające niepozornie kwiaciarki z rynku, były w rzeczywistości rusałkami. Czerpały energię życiową z kwiatów, które sprzedawały. Teraz oplatały swoje stragany drobną siateczką czarów ochronnych, tak by burza nie zniszczyła źródła ich mocy. Pojedyncza wietrzyca drażniła się z wystraszonym przechodniem, próbując mu wyrwać z dłoni parasol. Zwyklak zapewne dziwił się, dlaczego wiatr uwziął się akurat na niego, ale rzecz jasna nie wiedział, że ma do czynienia z nadnaturalną istotą. Żywiące się muzyką inkluzy pochowały się w rynnach. Młoda czarownica wypatrzyła też dorożkę. Była prawie pewna, że to jedna z tych, które należały do cechu Zaczarowanych Dorożkarzy.
Przedstawiciele magicznych ras zdradzali dużo większą nerwowość niż zwyklaki. Oni, w przeciwieństwie do pozbawionych czarodziejskich zdolności ludzi, zdawali sobie sprawę, czym była nadciągająca nad Kraków burza.
Jaga oderwała wzrok od przemykających w dole postaci i skupiła się na czekającym ją zadaniu. Na szczycie każdej z czterech wież znajdowała się jedna wędka na pioruny. Składała się z wielkiego bębna, na który nawinięto solidny łańcuch. Wyglądała jak monstrualnych rozmiarów szpula nici. Na końcu łańcucha podskakiwała stalowa beczka. W pokrywających ją runach zaklęto czar lewitacji, dzięki czemu beczka unosiła się na wietrze niczym balon. Obok każdej wędki stała nieduża altana, pod którą znajdował się zestaw wajch służący do sterowania wędką, drewniane siedzisko i kamienny cokół z tkwiącą w nim gryfołatką.
Gryfołatki mieszkały zwykle na drzwiach domów, z którymi żyły w symbiozie. Świetnie sprawdzały się w roli odźwiernych. Potrafiły też komunikować się na odległość, przekazując sobie dźwięk. Wyhodowanie ich na innej powierzchni niż drzwi było nie lada wyzwaniem, jednak w Nieustraszonym rozpleniły się po całym domu, wyrastając w najmniej spodziewanych miejscach.
Jaga weszła do altany, chwyciła za żelazną obręcz i zastukała nią.
– Wędkarz jeden na stanowisku! – zawołała. – Jak tam u was?!
– Tu wędkarz dwa! – rozdźwięczał się gryfołatek głosem Patryka. – Wieża Północna obstawiona!
– Zgłasza się wędkarz trzy! Wieża Południowa gotowa na polowanie! – Pomimo metalicznych zniekształceń dźwięku w głosie wydostającym się z gryfołatki dało się słyszeć drapieżną nutę, tak charakterystyczną dla Mab, nocnej wróżki z Niespokojnej Bandy.
– Dawać mi tu błyskawice! – zapiał Michaś Podwiej, który najwidoczniej zapomniał, że na czas połowów miał być wędkarzem cztery. – Złapię je wszystkie i tak wyprzytulam, że zapomną grzmieć!
– Ty kapuściana głowo, piorunów nie można przytulać! – Mab naskoczyła na roztrzepanego demona wiatru.
– Sama jesteś…
Gdzieś w oddali wybrzmiał Hejnał Mariacki, znak, że wybiła pełna godzina.
Była piąta po południu. Gęste krople deszczu zadudniły o dach. Przewalające się nad Nieustraszonym chmury ciemniały z każdą chwilą. Wydawać by się mogło, że maleńka wiata, pod którą znajdował się mechanizm sterowania wędką, nie mogła dać Jadze wystarczającej ochrony przed zacinającym deszczem. A jednak… Krople wody po prostu parowały. Ulatniały się zaraz po zetknięciu z niewidoczną barierą. Magiczna zapora nie przepuszczała też podmuchów wiatru, który potężniał z minuty na minutę. Za to dźwięki nadciągającej burzy docierały do młodej czarownicy z pełną mocą.
Jaga wychyliła się i spojrzała w dół z niepokojem. Ciągle brakowało ostatniego członka Niespokojnej Bandy – Cykora, chaty wielkości domku dla lalek, i najwierniejszego przyjaciela Jagi. W każdą inną burzę Jaga nie zamartwiałaby się tym, że Cykor wędruje gdzieś w strugach deszczu i w huku grzmotów. Jak każda chata na kurzych nogach wyposażony był w piorunołapy. Lecz ta burza miała być inna.
Dziewczynka zdecydowana była użyć gryfołatka i zaalarmować pozostałych członków Niespokojnej Bandy, gdy trzasnęły drzwi u podnóża wieży. Po schodach na szczyt wbiegł zdyszany Cykor. Wiatr szalejący poza wiatą z pełną mocą uderzył w jego boczną ścianę.
Jaga krzyknęła przestraszona, przekonana, że potężny żywioł zdmuchnie jej przyjaciela. Cykor rzeczywiście przejechał po dachu dobre parę metrów, zanim jego szpony znalazły szczeliny w kamiennym podłożu.
– Idę po ciebie! – zawołała dziewczynka.
Chata w odpowiedzi zaskrzypiała przecząco, a wysoki dźwięk ledwie się przebił przez gwizdy szalejącego żywiołu. Cykor walczył z napierającą ścianą wiatru i krok za krokiem pokonywał dystans dzielący go od wiaty. Kiedy znalazł się pod dachem, poleciał do przodu prosto w objęcia dziewczynki.
– Auć – pisnęła Jaga i rozmasowała ramię, w które Cykor dźgnął wiatrowskazem w kształcie kota. – Martwiłam się o ciebie – ofuknęła przyjaciela, ale zaraz dodała: – Dobrze, że już skończyliście. – Podrapała chatę po dachówkach.
W odpowiedzi Cykor kłapnął coś świeżo wyrosłym mostem zwodzonym i zgrzytnął kratownicą. Wciąż przyzwyczajał się do nowych części ciała, dlatego jego skrzypomowa była trochę niewyraźna. Ale Jaga poznała, że cierpliwość przyjaciela została wystawiona na próbę, i domyśliła się, co go zdenerwowało. Pokiwała głową ze zrozumieniem. Michaś Podwiej miał niepokojący zwyczaj nieprzejmowania się niebezpieczeństwami, zwłaszcza kiedy wpadał mu do głowy pomysł na figiel. A Mab prędzej by umarła, niż przepuściła choćby najlżejszą zniewagę.
– Gdyby demon wiatru i mroczna wróżka poświęcali na współpracę choć połowę energii, którą wkładają w rywalizację, to sprawy by szły o wiele szybciej – podsumowała.
Jakby dla potwierdzenia słów młodej czarownicy, gryfołatek za jej plecami cały czas rozbrzmiewał odgłosami kłótni Michasia i Mab.
– Wcale nie mam kapuścianej głowy, ty przerośnięta ćmo! – odgryzł się kręciek.
– Ćmo?! – Mroczna wróżka wkurzyła się nie na żarty. Poczekaj no, jak poszczuję cię mroczniakiem. Tak splącze twój cień, że przez tydzień nie będziesz wiedział, gdzie masz prawą, a gdzie lewą nogę!
Mroczniak był cieniem Mab i zarazem jej pupilkiem. Miał wolną wolę i dość swarliwy charakter. Uwielbiał, kiedy nocnica rozwiązywała konflikty przy użyciu jego talentów.
– Uspokójcie się! – krzyczał Patryk von Orzech. Po jego głosie Jaga poznała, że nie czuje się zbyt dobrze na szczycie wieży, gdzie zaraz zaczną szaleć błyskawice. Jego rasa nie lubiła się z piorunami. Nie pomagało nawet, że cała czwórka nosiła amulety ochronne z arsenału Zawiszy Czarnego ze zbrojowni Nieustraszonego.
W tej chwili młoda czarownica poczuła, jak drobne włosy na jej karku stają dęba od wirującej w powietrzu mocy. Dziewczynka zadarła głowę i głośno przełknęła ślinę.
– Koniec kłótni – powiedziała cicho. – Perunica Jesienna już tu jest.
Rozdział 4
Perunica Jesienna
W każdą inną burzę Nieustraszony dałby sobie radę sam. Uplecione z miedzianego drutu piorunołapy, ciągnące się wzdłuż ścian, bez problemu chwytały zwykłe gromy, zapewniając domowi pełnowartościowy posiłek. Jednak tej wrześniowej nocy błyskawice miały swoje święto, po którym zasypiały na zimę. Nad Krakowem przetaczała się Perunica Jesienna, pramatka wszystkich burz, żywioł, z jakim niewiele rzeczy na Ziemi mogło się równać. Ciągnące się kilometrami kłębiaste cielsko pełne było magicznych stworzeń. Płaczki, chmurne demony, sprowadzały ulewny deszcz. Podniebne węgorze, żywiące się elektrycznością, jarzyły się od wchłoniętej mocy. Dzikie wietrzyce, demony wiatru, gnały z szaloną prędkością, a w ich prądach szybowały świstuny, wyjąc przy tym jak opętane. Na obrzeżach burzy czatowali płanetnicy, gotowi wyłapać zbłąkane błyskawice. Jednak nawet najbardziej szaleni pasterze burz nie zaryzykowali rajdu do środka nawałnicy, gdzie rozbłyskały najdziksze gromy.
– Niech wygra najlepszy! – zawołał Michaś Podwiej i z radosnym wyciem zwolnił blokadę wędki. Lewitująca beczka przymocowana do końca łańcucha pomknęła na spotkanie chmur. Nie pokonała nawet połowy odległości, kiedy do środka wpadła pierwsza błyskawica. – Nie macie szans! – Kręciek się ucieszył.
Stojący obok Jagi Cykor wypuścił dym z komina. Obłoczki uformowały się w słowo: O.S.Z.U.S.T.
– To zachowanie niegodne członka Niespokojnej Bandy! – zawołał Patryk von Orzech. Jednak nie chciał pozostać w tyle, więc również zwolnił swoją wędkę.
– Jaga, jesteś tam? – gryfołatek odezwał się głosem Ofelii Kordelii Petrydy Margaret de Mab, czyli po prostu Mab. Nocnice przybierały imiona od ciał niebieskich, a im większe były to obiekty, tym znaczniejsza była pozycja wróżki. Mab nigdy nie mówiła o swojej rodzinie, jednak Jaga znała zwyczaje mrocznych wróżek na tyle dobrze, by się domyślić, że jej przyjaciółka należy do arystokratycznej rodziny. Skoro jednak Mab nigdy o tym nie mówiła, to i Jaga nie uważała za stosowne, by o tym wspominać.
Przez ostatnie miesiące bardzo polubiła młodą nocnicę. Choć ta wydawała się szorstka i antypatyczna, miała w sobie dużo serdeczności. Jednak prędzej wdałaby się w bójkę z bandą biesów, niż pozwoliła, żeby ktoś zobaczył jej wrażliwość.
– Jestem, Mab – odpowiedziała na wezwanie Jaga.
– Razem? – zapytała wróżka.
– Z przyjemnością – zgodziła się młoda czarownica. Zwolniły blokady wędek w tym samym czasie. Bęben na wieży Jagi ruszył z hałaśliwym zgrzytem, od którego aż przeszły ją ciarki. Beczka będąca zarazem pojemnikiem i wabikiem na pioruny poszybowała w górę i zatonęła w chmurach. Na efekt nie trzeba było długo czekać. Na wieży Jagi rozległ się dzwonek informujący, że beczka jest pełna. Dziewczynka pociągnęła wajchę, wprawiając wielki kołowrót w ruch w przeciwną stronę. Aktywowała zaklęcie na podeszwach butów oraz amulet chroniący przed piorunami i wyszła poza ochronną strefę altanki.
Porywisty wiatr uderzył w nią z taką siłą, że gdyby nie magiczne zabezpieczenia, zdmuchnąłby ją z wieży bez najmniejszego trudu. Przez gogle Jaga dostrzegła powietrznego demona, który szalał wokół altanki. Gołym okiem nie sposób było odróżnić wietrzycę od zwykłego wiatru. Magiczna istota nabrała powietrza w płuca i zadęła z całej siły, próbując przewrócić Jagę. Młoda czarownica pogroziła jej zaciśniętą pięścią i, pokonując opór powietrza, zbliżyła się do kołowrotu. Mechanizm z każdym obrotem nawijał kolejne metry łańcucha. Jaga przypomniała sobie słowa przestrogi mistrza Twardowskiego.
– Im wyższe partie chmur, tym dziksze i potężniejsze pioruny możecie złapać – powiedział jej, kiedy przygotowywała się do połowu.
– Czy to niebezpieczne? – zapytała wtedy. Stary czarnoksiężnik wskazał na łańcuch.
– Spójrz – przykazał. – Jest podzielony na trzy odcinki: zielony, pomarańczowy i czerwony. Nie wychodźcie poza pomarańczowy, a nic wam się nie stanie.
Jaga pamiętała bardzo dobrze, jak wyglądały coroczne przemarsze Perunicy Jesiennej w Zaklętych Kotlinach.
W Klekotach, rodzinnej wiosce Jagi, domy na kurzych nogach, w przeciwieństwie do Nieustraszonego, nie potrzebowały aż tak naładowanych mocą piorunów. Nikt więc ich nie łowił. Mieszkańcy wioski zabezpieczali swój dobytek i obserwowali wędrówkę żywiołu, schronieni w domach. Młoda czarownica zawsze przeczekiwała nawałnicę w lecznicy swojej mamy lub w pracowni taty. Nie pchała się na najwyższe punkty w okolicy, byle tylko być bliżej Perunicy. Tutaj, w Nieustraszonym, dostała amulet chroniący przed piorunami i klepnięcie w ramię od Twardowskiego, poparte słowami „Dasz sobie radę”.
A teraz obserwowała zbliżającą się beczkę z pierwszym złowionym piorunem. Wyszczerzyła zęby w uśmiechu, myśląc o tym, jak bardzo zmieniło się jej życie w ciągu minionych miesięcy.
Beczka wylądowała na ziemi unieruchomiona łańcuchem. Dzięki goglom Jaga widziała, że aż pulsuje mocą. Dziewczynka schyliła się i otworzyła klapę w podłodze. Ze środka wyłonił się łeb podniebnego węgorza. Była to mniejsza wersja dwugłowych istot szybujących wewnątrz burzy. Jego metaliczne cielsko znikało w otworze w podłodze wieży. Jaga pozwoliła, by łasy na wyładowania elektryczne gad przyssał się do otworu w beczce i opróżnił ją w kilka chwil. Błyskawica przeszła przez jego ciało, oddając część energii. Reszta wystrzeliła bliźniaczym pyskiem, który znajdował się w specjalnie izolowanej szopie na pioruny, głęboko pod ziemią, powiększając tym samym zapasy, niezbędne Nieustraszonemu do przetrwania nawet najmroźniejszej zimy.
Jaga bez problemów opróżniła beczkę, wróciła do altanki zwolniła łańcuch. Gotowa do kolejnego połowu.
Zapowiadała się długa noc.
Z każdą godziną pogoda wokół Nieustraszonego robiła się coraz gorsza. Pioruny z grzmotami i błyskami uderzały w ziemię, by rozładować rozpierającą je energię. Świstuny zawodziły jak opętane, a wietrzyce napierały na ściany Nieustraszonego. Próbowały wedrzeć się do środka domu, zedrzeć dachówki, otworzyć okna, szarpały za bursztynowe plomby pozakładane przez Niespokojną Bandę na wylotach kominów. Na szczęście Nieustraszony trzymał się dobrze. Mieszkańcy burzy wściekali się, że nie mogą nic zepsuć. Zamiast odpuścić, ponawiali swoje próby, za każdym razem wkładając w nie jeszcze więcej energii.
Kiedy o powierzchnię dachu zadudnił grad, Jaga zatroskała się, czy magiczne plomby są bezpieczne. Bursztyn, z którego były zrobione, mógł nie wytrzymać bombardowania kulkami lodu wielkości śliwek. Teraz jednak już nic na to nie mogła poradzić.
Dochodziła północ, a kręciek i Mab wciąż się przekomarzali, które z nich złowi większą błyskawicę.
– Jeśli ja wygram, to przez tydzień mroczniak będzie wykonywał moje polecenia. – Michaś rzucił wyzwanie mrocznej wróżce.
– Ale jeśli to moja błyskawica okaże się większa, to na tydzień wyłączysz swoją trąbę powietrzną i będziesz chodził tylko na nogach.
– Trzymajcie się planu – upomniał ich Patryk. – Dobry plan to podstawa powodzenia misji.
Książkę Jaga i stalowy chochoł kupicie w popularnych księgarniach internetowych: