W tej walce nie będzie zwycięzców, będą tylko konieczne ofiary. „Tygiel dusz

Data: 2022-09-07 10:52:31 | Ten artykuł przeczytasz w 13 min. Autor: Piotr Piekarski
udostępnij Tweet

W każdej legendzie tkwi ziarno prawdy – pradawne zło czai się w mroku czekając na moment odrodzenia. A absolutne zło wykorzenić można tylko w sposób absolutny.

W tej walce nie będzie zwycięzców, będą tylko konieczne ofiary.

Mnisi uratowali małego Caldana od niechybnej śmierci, która czekałaby sierotę na ulicach miasta. Dali mu kilkanaście lat spokoju, możliwość nauki i jakąkolwiek szansę na godne życie. Wszystko zmienił niefortunny pojedynek.

W ciągu jednej nocy Caldan stracił wszystko, co znał i dowiedział się o sobie rzeczy, które muszą pchnąć go na zupełnie nową ścieżkę. Ścieżkę pełną niebezpieczeństw i pułapek, groźnych nawet dla obytego w świecie intryganta. Dla nieznającego świata dzieciaka z klasztoru nowa wiedza może być wyrokiem śmierci.

Przeszłość prędzej czy później dogania każdego. Ale wszak dojrzewamy, mierząc się z tym, co przynosi nam życie. Caldan zaczął dojrzewać. Szybko i boleśnie.

Obrazek w treści W tej walce nie będzie zwycięzców, będą tylko konieczne ofiary. „Tygiel dusz [jpg]

Do lektury powieści Mitchella Hogana zatytułowanej Tygiel dusz zaprasza Fabryka Słów. Dziś na naszych łamach przeczytacie premierowy fragment książki: 

Caldan zatrzymał się, ryjąc piętami w ziemi, i złożył mieczem środkową gardę. Strużki potu ściekały mu po plecach i dyszał ciężko po ostatniej wymianie ciosów. Usiłował nie zwracać uwagi na ból w ramie­niu w miejscu, gdzie niewątpliwie już przed wschodem słońca pojawi się siniec. Zmrużył porażone słońcem oczy, nie odrywając wzroku od Amary.

Zauważył, że odkąd przebiła się przez jego zasłonę, uśmiech na jej twarzy tylko się poszerzył. Pozycja dziewczyny wskazy­wała na gotowość do kontynuowania walki; miecz trzymała wysoko, a ciało w stanie bezruchu. Obolałe ramię Caldana nie było dla niej powodem, by dawać mu fory. Wręcz przeciwnie.

Jest lepsza ode mnie, pomyślał. Tygodnie treningu, a nicze­go się nie nauczył.

– Jeszcze raz – powiedział, zmieniając gardę na niską, a po­tem ruszył na Amarę. Wykonał serię błyskawicznych cięć, które z łatwością sparowała. Caldan bezskutecznie próbował skłonić ją do opuszczenia miecza.

Raptem szerokim zamachem mocno odbiła jego klingę na bok i ponownie przebiła się przez gardę, wbijając czubek drew­nianego miecza w pierś Caldana. Gdy chwilę później oberwał płazem po żebrach, warknął i opadł na kolano. Przyłożył rękę do gruntu, by nie upaść. Oddychał wolno i płytko, nie chcąc pogarszać bólu.

Mistrz Krige ruszył w ich kierunku. Wiatr szarpał łagodnie jego czarne szaty. Ręka mężczyzny spoczęła na ramieniu Cal­dana, a potem klepnęła go lekko w bok głowy. Chłopak skłonił się mistrzowi miecza, słuchając uważnie jego słów.

– Zawsze musisz poruszać się podług wzoru. W żadnym momencie ruchu nie wolno ci wykroczyć poza niego.

– Przepraszam – wydyszał Caldan. – Chyba mam dziś gor­szy dzień.

Zarobił mocniejsze klepnięcie w skroń.

– Pozostaje mieć nadzieję, że będziesz miał lepszy podczas swojej pierwszej walki na poważnie, bo inaczej będzie twoim ostatnim. – Mistrz Krige przeniósł wzrok na Amarę. Dziew­czyna stała oparta o miecz i nie przestawała się uśmiechać. Pot ściekał jej po twarzy i wsiąkał w koszulę treningową. – Wystar­czy na dziś – zaordynował instruktor i machnięciem ręki po­zwolił jej się oddalić. Dziewczyna zasalutowała drwiąco Caldanowi, a potem ruszyła niespiesznie do stojaka na broń, żeby włożyć miecz na puste miejsce.

Krige z gracją opadł na ziemię w siadzie skrzyżnym. Wyraz jego twarzy był nieprzenikniony.

– Co zrobiłeś źle? Lub, co ważniejsze, co ona zrobiła dobrze?

– Nie jestem... pewien – odparł Caldan. – Chciałem sprowadzić jej miecz ku ziemi, by nie mogła atakować, ale przebiła moją gardę i mnie trafiła. Nie umiem tego wytłumaczyć.

– Twój umysł nie był skupiony na pojedynku. Od początku próbowałeś ją pokonać, zmusić do obniżenia ostrza, żeby nie mogła go podnieść. Twój duch nie osiągnął gotowości do natarcia. Jest to droga, której nie może przejść przymuszony. I taka, w której powinno mu towarzyszyć także i ciało. Musisz doprowadzić do tego, aby twój duch i ciało stały się gotowe do ataku, aby natarcie wyniknęło bezpośrednio ze stanu, w jakim się znajdą. Ponieważ to nie nastąpiło, przeciwniczka z łatwością wykorzystywała luki między twoimi uderzeniami i w twojej gardzie, a jej miecz bez wysiłku naznaczał twoje ciało. Niech to będzie dla ciebie lekcja: aby wygrać, musisz uderzyć w przeciwnika ciałem i duchem zespolonymi w należytej harmonii. Cios wyprowadzony samymi rękami rzadko sięga celu.

 – Wciąż nie rozumiem, co masz na myśli, mówiąc o duchu, mistrzu.

– Pewnego dnia zrozumiesz. Amara też jeszcze w pełni tego nie pojęła, ale już prawie. Pomedytuj o tym w nocy.

Caldan pokiwał głową.

– Ale dobra jest, nie?

– Owszem. Jeśli chcesz ją pokonać, musisz więcej ćwiczyć.

Caldan dźwignął się na nogi ze skrzywioną miną.

– Czy to wszystko na dzisiaj, mistrzu?

– Tak. Jutro, gdy zaboli cię któryś z sińców, pomyśl o tym, czego się dzisiaj nauczyłeś.

– W głosie Krige’a zabrzmiało rozbawienie. – Harmonia. Ciało w jedności z duchem. Jakże mnie nużą aspirujący szermierze, potykający się o własne nogi. Idź już.

Caldan skłonił się krótko, by nie podsycać bólu w poobijanym ciele, a potem powlókł się sztywno do beczki z wodą. Po kilku krokach oblała go fala gorąca i zadygotał. Tak jak zwykle w ciągu ostatnich tygodni, żar zaraz ostygł, a po nim nastąpiło wrażenie chłodu. Zaczynała go boleć głowa.

Zdjąwszy przepoconą i brudną koszulę, złożył dłonie i oblał się zimną wodą, a potem obmył nią twarz. Ból zelżał nieco, więc pochylił się nad beczką, by zaspokoić pragnienie. Gdy to uczynił, jakaś dłoń wczepiła się w jego kark i wepchnęła mu głowę pod wodę. Caldan przez chwilę bezskutecznie walczył z nieznanym napastnikiem, aż ręka się cofnęła i Caldan wynurzył się z pluskiem.

Złapał haust powietrza, wycierając twarz, i stanął oko w oko z uśmiechniętą drwiąco Jemmą.

– Znalazłeś tam coś ciekawego? – spytała, krzyżując ramiona na piersi i opierając się o ścianę.

Caldan wziął kolejny oddech i przez chwilę nie mógł myśleć o niczym innym, jak tylko o tym, jaka jest ładna. Słońce rozjaśniało twarz Jemmy i podkreślało ciemne oczy, a złożone ramiona opinały jej tunikę na piersi, uwydatniając krągłości. Oderwał wzrok, czując, że oblewa się rumieńcem. Przestań, nakazał sobie. Ona chce się tylko przyjaźnić, nic więcej.

Ale skoro tak, to dlaczego Caldan miał wrażenie, że Jemma wpatruje się w niego, gdy tylko się odwróci? Nagle uprzytomnił sobie gwałtownie, że jest rozebrany do pasa, a dziewczyna taksuje go otwarcie. Nałożył koszulę, nie bacząc, że nadal jest mokry.

Jemma rzuciła okiem na beczkę i paznokciem oderwała drzazgę. Caldanowi nie umknął delikatny rumieniec malujący się na jej twarzy.

– Dzięki za tę chwilę orzeźwienia – rzekł. – Potrzebowałem tego po treningu.

– Chyba nawet kilka razy udało ci się trafić. A poważnie mówiąc: co się stało?

– Takie tam. Małe problemy z koncentracją.

Jemma prychnęła.

– A kiedy ty miałeś problemy z koncentracją? Nikt nie myśli tak jednotorowo jak ty. – Trąciła go pięścią. – Coś cię gryzie? Chcesz mi coś powiedzieć?

Caldan zaprzeczył ruchem głowy.

– Nie. To pewnie przez te naciski mistrzów. Wszystko, czego mi trzeba, to gorąca kąpiel, solidny posiłek i trochę wina, żeby nieco odsapnąć.

– I może dobre towarzystwo? – zaproponowała. – Zagramy wieczorem w dominion? Zarezerwowałam planszę na kilka godzin, udało mi się nawet zająć jedną z tych bardziej od­osobnionych. Miałam zamiar sobie poćwiczyć, ale jeśli miałbyś ochotę pograć...

– Brzmi świetnie. No to widzimy się po kolacji.

Caldan patrzył, jak Jemma odchodzi. Czy życie musi być takie skomplikowane? Jej brat, Marlon, dokuczałby Caldanowi jeszcze bardziej, gdyby przyszło mu do głowy, że Caldana i Jemmę coś łączy. Marlona obchodził tylko on sam i reputacja jego rodu.

Caldan podrapał się w głowę, widząc, w jakim opłakanym stanie jest jego koszula. Będzie musiał znaleźć na wieczór jakąś czystą. Dla innego ucznia nie byłby to kłopot, ale dla niego ta sprawa wiązała się z pewnym dylematem.

Choć powodziło mu się lepiej niż uczniom z najbiedniejszych rodzin, wiedział, że ci z tych bogatszych nigdy nie uznają go za równego sobie. Jego mizerny dobytek i brak perspektyw na jego pomnożenie były tego potwierdzeniem. I choć na co dzień nic sobie z tego nie robił, to teraz, wchodząc do swojego skromnego pokoju, żałował, że nie ma na stanie ubrań, które zrobiłyby wrażenie na dziewczynie takiej jak Jemma.

– Caldan? Jesteś tam?

Chłopak wyjrzał zza drzwi przetrząsanej szafy i zobaczył, że do izby wszedł brat Maksim, jeden z nowicjuszy dopiero co przyjętych do Klasztoru Siedmiu Dróg.

Maksim osłonił oczy przed słonecznym blaskiem, który wpadał do środka przez jedyne okno i odbijał się od wypolerowanej podłogi. Potoczył wzrokiem po rozsypanych na pryczy kartkach. Gdy dokonywał inspekcji pokoju, w jego stronę ruszył chwiejnie jakiś stojący na parapecie kształt – lew złożony z wielu arkuszy brązowego papieru. Powierzchnię figurki pokrywał maczek drobnych run. Lew zwolnił kroku i zamarł. Maksim skrzywił się na rzemyśliwo.

– Tak, bracie? – odpowiedział Caldan. – Co mogę dla ciebie zrobić? Wybacz ten rozgardiasz, szukałem czegoś.

Wskazał gestem stos ubrań na podłodze. Maksim zerknął przelotnie na porzucone fragmenty garderoby, na powrót strze­lił wzrokiem do papierowego lwa, a potem skupił spojrzenie na Caldanie.

– Mistrzowie chcą zobaczyć się z tobą jutro przed wieczornym posiłkiem. Wyglądaj jakoś. I pamiętaj, jesteś tutaj dzięki ich łasce, więc zachowuj się.

Młodsi mnisi lubili przy byle okazji wytykać mu jego niską pozycję. Caldana zirytował ten ton.

– Bracie, możesz nie uważać mnie za członka klasztoru, ale jestem tu o wiele dłużej od ciebie i od każdego innego nowicjusza, o większości akolitów nie wspominając. Pozwól, że dam ci radę: nie myśl o mnie jak o intruzie. Bo mistrzowie z całą pewnością mnie za niego nie uważają.

Maksim zawahał się, przestąpił z nogi na nogę.

– Chodzi o to, że mistrzowie są od kilku dni w nie najlepszych nastrojach. Nie powiedzieli mi, o co dokładnie chodzi, ale możliwe, że chcą omówić z tobą twoją pozycję. W końcu za kilka miesięcy kończysz osiemnaście lat.

Caldan bezbłędnie odczytał treść kryjącą się między wierszami wypowiedzi Maksima. Już kilka razy spierał się z mistrzami o to, co mu wolno, a czego nie, skoro nie był nowicjuszem, a jedynie wychowankiem klasztoru. Czyżby podjęli jakąś decyzję, która zaważy na jego przyszłości?

– Możliwe. Przekonamy się, prawda? Dziękuję, bracie. Czy coś jeszcze?

Maksim zaprzeczył ruchem głowy, odwrócił się i wyszedł.

Caldan utkwił spojrzenie w stosie ubrań i westchnął. Zbierając je, doszedł do wniosku, że mistrzowie nie wzywaliby go do siebie, gdyby chodziło o jakąś błahostkę.

Wcisnął garderobę na dół szafy i podszedł do miski na stole, by obmyć ręce w letniej wodzie. Osuszył je ręcznikiem i przejechał dłońmi po ogolonej głowie. Włosy zaczynały odrastać, czas znowu je przystrzyc. Regularność tej czynności nie czyniła jej mniej irytującą. Zaczął strzyc się na modłę mnichów, by pokazać, jak bardzo jest im wdzięczny za opiekę, lecz teraz wiele ich zwyczajów zaczynało mu ciążyć.

Zastanawiał się, co też mogli postanowić w jego sprawie. Był najlepszy w większości sztuk praktycznych, jak dominion i rzemyślenie. Nigdy nie narzekał na ogrom przydzielanych mu obowiązków. Nigdy nie pytał, dlaczego mistrzowski dziedziniec trzeba zamiatać trzy razy dziennie – po prostu zamiatał. Jego umiejętności szybko rosły; kilku mistrzów zasugerowało już nawet, że jeśli Caldan zechce, chętnie będą uczyć go dalej, nawet po tym, jak ukończy osiemnaście lat.

Zagubiony we własnych myślach dopiero po chwili zorientował się, że z papierowego lwa płynie w powietrze smużka dymu. A potem figurka stanęła w płomieniach.

– Na przodków! – zaklął Caldan i rzucił się do zasuwy okna, by je otworzyć. Skrzywił się, widząc przed sobą dymiącą kupkę popiołu. To już piąty w ciągu ostatnich pięciu dni. Działo się coś dziwnego, a on nie wiedział co. Wygarnął resztki przez okno.

Cztery uderzenia w dzwon oznajmiły godzinę. Caldan wybiegł z pokoju na spotkanie z Jemmą, otrzepując dłonie z popiołu.

W naszym serwisie przeczytacie już kolejny fragment książki Tygiel dusz. Powieść kupicie w popularnych księgarniach internetowych:

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Tygiel Dusz
Mitchell Hogan5
Okładka książki - Tygiel Dusz

W każdej legendzie tkwi ziarno prawdy - pradawne zło czai się w mroku czekając na moment odrodzenia. A absolutne zło wykorzenić można tylko w sposób absolutny...

dodaj do biblioteczki
Wydawnictwo
Recenzje miesiąca
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Dziadek
Rafał Junosza Piotrowski
 Dziadek
Aldona z Podlasia
Aldona Anna Skirgiełło
Aldona z Podlasia
Egzamin na ojca
Danka Braun ;
Egzamin na ojca
Rozbłyski ciemności
Andrzej Pupin ;
Rozbłyski ciemności
Cień bogów
John Gwynne
Cień bogów
Jak ograłem PRL. Na scenie
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Na scenie
Zły Samarytanin
Jarosław Dobrowolski ;
Zły Samarytanin
Pokaż wszystkie recenzje