Pełny zmysłowości i nieszablonowego humoru debiut o płomiennym uczuciu. Trzyma w napięciu do ostatniej strony.
Kiedy Rafał wyciąga drobną kobietę z pożaru, nie wie jeszcze, że jego cały świat runie w posadach. Dla niej złamie wszystkie swoje zasady. Dla niej zaryzykuje własne życie. Czy to wystarczy Marcie, gdy pozna prawdę o mężczyźnie, który wcale nie jest bohaterem? Jak potoczą się losy dwóch osób różniących się od siebie niczym woda i ogień? Czy płomień namiętności wystarczy, by uchronić rodzące się uczucie?
W płomieniach to pierwsza część cyklu Cztery żywioły, które łączy jedno – gorące, namiętne uczucie wystawione na próbę. Bohaterowie powieści będą musieli walczyć z demonami przeszłości, by wygrać w najważniejszym starciu swego życia, a stawką będzie miłość. Do lektury debiutanckiej powieści Magdaleny Szponar zaprasza Wydawnictwo Szósty Zmysł. Ostatnio mogliście przeczytać pierwszy i drugi rozdział powieści oraz rozdział trzeci, tymczasem dziś prezentujemy Wam czwarty rozdział książki:
Rafał
kilka dni później
Minęło już kilka dni od mojej wizyty w szpitalu. Nie mogę się zebrać, aby jechać tam ponownie. Chyba nie chcę poznać prawdy. Tymczasem czeka mnie kolejna służba. Na szczęście wczoraj dość szybko skończyłem mój romans z Johnnym Walkerem, więc jestem w miarę dyspozycyjny. Jednak na wszelki wypadek do pracy pojechałem taksówką. To się, kurwa, nazywa odpowiedzialność. Ojciec byłby ze mnie dumny. Ale nie żyje, więc nie będzie.
– Dzień dobry! – Wchodząc do remizy, usłyszałem powitalne skomlenie Młodego. Już czułem, że to będzie piękny dzień.
– Spierdalaj – odpowiedziałem.
Młody zatrzymał się nagle, o mało nie przewracając się przy tym przez własne nogi. Pięknie. Od dziś muszę niańczyć jakiegoś głupka z castingu do straży. Jest u nas taka niepisana umowa, że aspirant z podziału dostaje pod opiekę świeżaka. Młody parę tygodni temu skończył kurs i myśli, że będzie bohaterem.
To się, kurwa, zdziwi.
– Młody… – zawołałem.
– Mam na imię…
– Gówno mnie to obchodzi. Póki co jesteś „Młody”. Widzisz tamtego mana?
– Widzę.
– Ma lśnić. Przed śniadaniem – rozkazałem i, nie powiem, czułem się z tym zajebiście dobrze.
Odchodząc, spojrzałem na jego rozdziawioną gębę i młodziutką twarz, wyrażającą szok… i wkurwienie. Dobrze, bardzo dobrze. Nic mnie nie cieszy bardziej niż temperowanie niepokornych charakterów.
– Michalski! – usłyszałem głos komendanta. – Mogę cię prosić?
– Jasne, szefie – odpowiedziałem i jak za każdym razem, gdy mnie wołał, zastanawiałem się, dlaczego zawsze zwraca się do mnie po nazwisku. Za cholerę nie kumam tego całego pieprzonego psychologicznego zachowywania dystansu w pracy. Kiedy Andrzej pije u mnie wódkę, jakimś cudem staję się „Rafałem”.
– Co jest? – zapytałem, zastanawiając się, czy Młody zdążył się poskarżyć.
– Nic takiego. Chodzi o tę dziewczynę z ostatniego pożaru na Chełmońskiej.
Momentalnie stężałem. Nie pojechałem do szpitala, żeby nie wiedzieć, co z nią. I chyba, sądząc po minie szefa, nie usłyszę niczego dobrego.
– Obudziła się. Niewiele pamięta. Jej lekarz prosił, żebym wysłał do niej strażaka, który ją ratował. Ciągle o ciebie pyta.
Milczałem. Bo i co, do jasnej cholery, miałbym powiedzieć?
– Rozumiem, że pojedziesz tam zaraz po służbie. Nie wiem, o co chodzi dokładniej. Była tam policja, u nas zresztą też. Coś im nie pasuje z tamtym pożarem, a dziewczyna chyba nie umie im pomóc.
– Jasne, szefie.
Wyszedłem na korytarz i byłem tak roztrzęsiony, że zignorowałem Hankę, sekretarkę szefa, która coś do mnie mówiła.
Skierowałem się w stronę koszar, a stamtąd prosto na dach naszej remizy. Nikt oprócz mnie tam nie zagląda. No, przynajmniej do niedawna. Wcześniej byli jeszcze Krystian i Olek. Ale o tym nie mam siły myśleć. Usiadłem na murku i zastanawiałem się, co dalej zrobić. Nie lubię zgrywać bohatera, nie kręci mnie ten cały splendor, łzy wzruszenia ludzi, których udało się uratować. Wolę o sobie nie słuchać. To, że ktoś zawdzięcza mi życie, nie oznacza jeszcze, że jestem dobrym człowiekiem. Bo, uwierzcie mi, nie jestem.
Książkę W płomieniach kupić można w księgarniach internetowych: