Ulica Czulentowa i inne adresy. Fragment książki "Pojednanie ze złem"

Data: 2021-07-02 11:53:39 | Ten artykuł przeczytasz w 8 min. Autor: Piotr Piekarski
udostępnij Tweet
News - Ulica Czulentowa i inne adresy. Fragment książki

„Moje miasto Łódź, tam wszystko się zaczęło” - mówi Leon Weintraub w cyklu rozmów z Magdą Jaros. Wychowywał się w czynszowej kamienicy przy ul. Kamiennej, tej samej, którą po latach rozsławiła w swojej piosence Osiecka.

W 1939 roku miał pójść do gimnazjum, tymczasem musiał pożegnać się ze światem, jaki znał do tej pory i wraz z matką i siostrami przenieść się na ul. Jakuba w centrum getta. Praca, głód, percepcja ograniczona do znajdywania sposobów na przetrwanie, coraz mniej sił, aż wreszcie wywózka i gehenna obozowa. Czy można nadrobić stracony czas? Czy po takich doznaniach można znaleźć sobie miejsce wśród ludzi?

„Wybaczenie, czy też usprawiedliwienie tych przekraczających ludzką wyobraźnię zbrodni nie jest dla mnie możliwe - przyznaje Leon Weintraub. - Pozostaje więc słowo POJEDNANIE. Oznacza ono zaprzestanie wysuwania wzajemnych zarzutów i zakończenie nakręcania »spirali wrogości i zła«. Tylko ten stan pozwala wspólnie tworzyć przyszłość”.

Do lektury książki Pojednanie ze złem Magdaleny Jaros i Leona Weintrauba zaprasza Wydawnictwo Bellona. Ostatnio mogliście przeczytać wstęp do książki, tymczasem już teraz zachęcamy do przeczytania fragmentu pierwszego rozdziału publikacji:

Ulica Czulentowa i inne adresy

Świat ograniczony nie tylko fizycznie, ale też mentalnie do kilku ulic w biednej żydowskiej Łodzi. Do Kamiennej, Wschodniej, Południowej, Kilińskiego. Czułem niewytłumaczalny, paraliżujący lęk przed wypuszczaniem się poza swój rewir.

Łódź także mnie jest bliska. Urodziłam się w dzielnicy Górna, do końca studiów mieszkałam na Retkini. Doskonale znam centrum miasta i układ jednokierunkowych ulic. Niektórzy, moim zdaniem na wyrost, porównują go do Manhattanu. I choć skończyłam prestiżowe liceum, a potem Uniwersytet Łódzki, na mojej wiedzy o żydowskiej Łodzi zaciążyła powieść Ziemia obiecana i film Andrzeja Wajdy. Na lekcjach czy zajęciach mówiło się czasem o żydowskich krwiopijcach: kamienicznikach, fabrykantach, lichwiarzach.

Nic o ludziach, którzy stworzyli teatry, kina, sale koncertowe, wybudowali najbardziej okazałe pałace i gmachy w mieście. Nic o szpitalach, ochronkach, gimnazjach. Nic o ogromnej spuściźnie, bez której Łódź nie byłaby tym miastem, którym jest dziś.

Pytanie, dlaczego tak się stało, zadawałam sobie wielokrotnie. Oczywiście można wszystko zrzucić na powojenną politykę, na zakłamywanie historii. Ale to za proste. Dlaczego żydowska Łódź tak słabo przetrwała w pamięci mieszkańców, dlaczego nigdy nie mówiła o niej moja babcia, też łodzianka, zakochana w tym mieście? Odpowiedź znalazłam w książce Waldemara Wolańskiego Ślepy Maks. Historia prawdziwa (jej bohater to kolejna barwna, żydowska postać, o której miałam mgliste pojęcie). Dlaczego o słynnym rozbójniku, łódzkim Al Capone, nikt nie mówi, nie pamięta? Wytłumaczenie zaskoczyło mnie prostotą, ale też celnością: „Przecież to oczywiste, jego nie ma komu wspominać”. Myślę, że to „nie ma komu” dotyczy całej żydowskiej Łodzi. Może więc warto przypomnieć jej początki?

Wszystko zaczęło się na Starym Rynku. Tam Daniel Lejzerowicz, pierwszy kamienicznik, w 1794 roku kupił plac i wybudował drewniany dom. W roku 1810 przy rynku mieszkało czternaście rodzin żydowskich. Na początku XIX wieku wyznawcy religii mojżeszowej mogli osiedlać się gdzie chcieli, ale głównie wybierali Stary Rynek i okolice: ulicę Wolborską (tam powstała słynna, pięknie zdobiona synagoga), Drewnowską, północną część Piotrkowskiej (dziś to ulica Nowomiejska) i Podrzeczną. Sytuacja zmieniła się w  1821 roku, gdy decyzją Królestwa Kongresowego miasteczko stało się osadą fabryczną. Rozwinął się tu przemysł włókienniczy, który zmienił Łódź na zawsze. Powstawał dzięki zaproszonym z Niemiec tkaczom. Zastrzegli sobie w umowie z wojewodą mazowieckim, że żadnemu Żydowi nie będzie wolno zamieszkać ani kupować ziemi w nowej osadzie, czyli na Nowym Mieście. Umocnił to dekret Józefa Zajączka, namiestnika Królestwa Kongresowego, z 1825 roku. Postanowiono w nim, że Żydzi mogą się osiedlać tylko w obrębie Starego Miasta, gdzie wydzielono specjalny rewir. Nie mogli się przenieść w lepszy rejon miasta, chyba że mieli majątek w wysokości 20 tysięcy złotych nieobciążony długami, umieli mówić po polsku, rosyjsku lub francusku i nie wyróżniali się ubiorem. Innym sposobem wydostania się poza dzielnicę było wybudowanie fabryki i posyłanie dzieci do publicznych szkół.

Około 1820 roku do Łodzi z niedalekich Brzezin przyjechał Samuel Saltzman, dla tej historii ważna postać. Szybko dorobił się majątku, był właścicielem kamienic, placów, składów przędzy. Choć bogacz, nie mógł wynieść się poza rewir, nosił chałat, brodę i był

pobożnym chasydem. W znacznym stopniu sfinansował budowę synagogi przy Wolborskiej. Udało mu się wyprowadzić po czterdziestu latach. W 1862 roku zwrócił się do władz miejskich o utworzenie nowej ulicy łączącej Średnią (dzisiejsza Pomorska) z Północną. Ulica dostała nazwę Saltzmana, z czasem przemianowano ją na Solną. Pod numerem piątym założył chasydzką szkołę.

Przy Solnej 12 pierwszego stycznia 1926 roku urodził się Leon Weintraub. Jednym z jego wczesnych wspomnień są lekcje w tym chederze, dokąd posyłała go mama, religijna Żydówka.

Na początku lat 30. rodzina Weintraubów przenosi się na ulicę Kamienną (dziś Włókiennicza). Mieściła się na obrzeżach Nowego Miasta z jego centralnym Nowym Rynkiem, czyli placem Wolności. Kamienną po żydowsku nazywano popularnie Czulentgesł – ulica Czulentowa. W jednym z domów działała piekarnia.

W piątek przed szabasem Leon z siostrą zanosili tam garnek z czulentem, czyli kaszą z mięsem i warzywami, oraz słodki cymes. Piekarz wstawiał garnek do wygasłego, rozżarzonego pieca. To były odświętne potrawy na sobotę, kiedy zgodnie z tradycją nie wolno było gotować.

Przed wojną ulica była uboga, nie miała kanalizacji, ale mieściło się przy niej kilka bóżnic. Ma ciekawą historię: w XIX wieku pod numerem 11 postawił kamienicę i zamieszkał w niej Hilary Majewski. Przez dwadzieścia lat pełnił funkcję architekta miasta i jest uważany za budowniczego Łodzi. Spod jego ręki wyszły między innymi projekty pałacu Poznańskiego, Grand Hotelu czy pałacu Heinzla.

Na przełomie wieków Łódź była miastem oszałamiających karier i równie spektakularnych plajt.

Rosły w siłę fabrykanckie rody, a łódzka bawełna była znana i pożądana w całej Europie, a przede wszystkim w Rosji. W 1915 roku częścią Łodzi stały się Bałuty, osada rozwijająca się od połowy XIX wieku. Co ciekawe, w chwili włączenia liczyła 100 tysięcy mieszkańców i  była największą wsią w Europie. Łodzianie nazwali nową dzielnicę ściekiem. Nie tylko z powodu braku kanalizacji, ale także przez mieszkające w niej typy spod ciemnej gwiazdy. 

W dwudziestoleciu międzywojennym żydowska Łódź była biedna i głodna. Przeważali drobni handlarze, sklepikarze, rzemieślnicy, którzy mieszkali woficynach kamienic. Próbowali żyć bogobojnie, wychować dzieci i przetrwać. Była też Łódź inteligencka: lekarze, prawnicy, nauczyciele, którzy tworzyli elitę.

Chodzili do żydowskich teatrów, kin, posyłali dzieci do renomowanych szkół. Miasto rozwijało się artystycznie. Powstał awangardowy teatr Ararat, ab wywodzący się z Łodzi artyści pochodzenia żydowskiego

– Julian Tuwim, Artur Rubinstein, Artur Szyk – odnosili największe sukcesy.

We wrześniu 1939 Łódź liczyła około 600 tysięcy mieszkańców, jedna trzecia to byli Żydzi. I choć po wojnie wiele z budynków pozostało w tak niezmienionym kształcie, że Andrzej Wajda na dawnej ulicy Kamiennej mógł kręcić sceny swojego ostatniego filmu, Powidoków, to miasta, o którym z miłością opowiada Weintraub, nie ma.

Książkę Pojednanie ze złem kupić można w popularnych księgarniach internetowych:

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Pojednanie ze złem
Magda Jaros0
Okładka książki - Pojednanie ze złem

,,Moje miasto Łódź, tam wszystko się zaczęło" - mówi Leon Weintraub w cyklu rozmów z Magdą Jaros. Wychowywał się w czynszowej kamienicy...

dodaj do biblioteczki
Wydawnictwo
Autor
Recenzje miesiąca
Kobiety naukowców
Aleksandra Glapa-Nowak
Kobiety naukowców
Kalendarz adwentowy
Marta Jednachowska; Jolanta Kosowska
 Kalendarz adwentowy
Grzechy Południa
Agata Suchocka ;
Grzechy Południa
Stasiek, jeszcze chwilkę
Małgorzata Zielaskiewicz
Stasiek, jeszcze chwilkę
Biedna Mała C.
Elżbieta Juszczak
Biedna Mała C.
Sues Dei
Jakub Ćwiek ;
Sues Dei
Rodzinne bezdroża
Monika Chodorowska
Rodzinne bezdroża
Zagubiony w mroku
Urszula Gajdowska ;
Zagubiony w mroku
Jeszcze nie wszystko stracone
Paulina Wiśniewska ;
Jeszcze nie wszystko stracone
Pokaż wszystkie recenzje