Dwudziestego pierwszego grudnia zabiłem człowieka. To miało być wyrafinowane morderstwo. Morderstwo w białych rękawiczkach.
W zimną, grudniową noc tarnowska policja odnajduje w lesie zwłoki pozbawione głowy. Kim był zamordowany mężczyzna? Kto przeprowadził egzekucję? I dlaczego komisarz Suda nie pamięta, co robiła tamtej nocy?
Tymczasem w Tarnowie umierają bezdomni. Starszy aspirant Widełka próbuje rozwikłać zagadkę ich śmierci. Z pozoru wydaje się, że tych dwóch spraw nic nie łączy...
Do lektury powieści Test tolerancji, której autorem jest Piotr Liana, zaprasza Wydawnictwo Oficynka. W ubiegłym tygodniu na naszych łamach mogliście przeczytać premierowy fragment książki Test tolerancji. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii:
2
Czuła się jak w trumnie, którą pogrzebano w zmrożonej ziemi. Na czarnym tle nieba nadal wirowały płatki śniegu. Zlepiały się w większe skupiska i w formie grudek spadały na jej kolana. Dżinsy zniknęły pod grubą warstwą bieli. Poczuła łaskotanie w podbrzuszu, po którym nastąpiło niepokojące parcie na pęcherz. W tym momencie poznała największą z tajemnic wszechświata. Dobre odlanie się warte było ręki księżniczki i połowy królestwa.
Poruszyła się w prawo, potem w lewo. Kończyny stopniowo odzyskiwały ruchomość. Naparła na drzwi, ale coś je blokowało. Głaz, wgnieciona blacha lub sanie świętego Mikołaja. Spojrzała wobec tego przed siebie. I zrozumiała, że pozostała tylko jedna droga ucieczki.
Tam gdzie niedawno była szyba, pobłyskiwały szklane kliny o szorstkich krawędziach, pajęczynowatych naciekach i ostrych zakończeniach. Jak zęby krokodyla. Ostrożnie zaczęła odrywać resztki szkła. Następnie przejechała dłonią po ramie. A kiedy przekonała się, że jest bezpiecznie, wyrzuciła przez otwór telefon.
Przechyliła się i oparła ciało na kierownicy. Poszukała punktu zaczepu dla rąk. Usłyszała trzask. Kierownica opadła, a jeden z drążków wbił się między żebra. Ból odepchnął ją z powrotem na oparcie.
Zjadła ostatniego krakersa i podjęła kolejną próbę ucieczki. Zignorowała sygnały z wnętrza ciała. Ucho dzwoniło, skroń pulsowała, bark szczypał. Wysunęła głowę na zewnątrz. Przechyliła się ku masce. Ręce drżały jej z wysiłku, a podpaska na czole chyba zaczęła przeciekać, bo na śniegu dostrzegła pojedyncze ciapki krwi. Nie zamierzała spasować. Odszukała fotel pod stopami. Potraktowała go jak trampolinę.
Całym ciężarem ciała upadła na maskę. Śnieg nadał jej pędu. Zjechała jak po zjeżdżalni i zanurkowała twarzą w śniegu.
Była wolna.
***
Pierwsze, co rzuciło jej się w oczy, to słupek. Biało-czerwony, z liczbą 964. To już coś. Nic nadzwyczajnego, ale pozwalało określić przybliżoną lokalizację. Była na drodze wojewódzkiej. Droga wojewódzka, po której nic nie jeździ? Była w Bieszczadach?
Odszukała w zaspie telefon i rozświetliła ekran. Podniosła się z kolan i przeszła kilka metrów wzdłuż jezdni. Po obu stronach ciągnęły się ściany drzew. Stała na długiej, prostej drodze, która z góry musiała przypominać wygolony pas na zalesionej ziemi. Jeśli droga była tak prosta, dlaczego wpadła w poślizg?
Ruszyła szukać śladów hamowania. Tam gdzie według jej wyliczeń mógł znajdować się newralgiczny punkt, rozgarnęła śnieg stopą. Odnalazła ślady bieżnika. Rozgarniała dalej. Czarne smugi wiodły w prawo pod łagodnym kątem. Wyglądało to tak, jakby z rozmysłem zjechała prosto w rów.
„Bez sensu”, pomyślała. „Zasnęłam za kierownicą?”
Usłyszała świst wiatru. Zimny podmuch uderzył ją w twarz i prześlizgnął się po ramionach. Przypomniała sobie, że chroni ją tylko T-shirt.
Dobiegła do samochodu, rozpięła guzik i spuściła spodnie. Kucnęła przy oponie. Śnieg zabarwił się na żółto. Już miała wstać, gdy nagle między drzewami ujrzała światło. Światło zgasło. „Mam zwidy”, pomyślała. „Albo jest tam leśniczówka. Albo przez las biegnie równoległa droga”.
Do tej pory obawiała się, że umrze z wykrwawienia albo hipotermii. Teraz zrozumiała, że zagrożenia czyhają gdzieś indziej. Była bezbronną kobietą na pustkowiu. Policjantką, ale nadal kobietą.
„Pieprzenie. Kogo chcesz wziąć na litość?”
Nie odrywała wzroku od lasu. Wstrzymała oddech. Z ust przestała wydobywać się para. Miała wrażenie, że coś czai się w mroku i gotowa była przysiąc, że słyszy trzaskanie gałązek.
Czy na pewno była bezbronną kobietą? Ona? Policjantka z kilkunastoletnim stażem. Pomacała kieszenie spodni. Gdzie jest broń?
„Ty tępa dzido”, pomyślała. I wtedy w głębi lasu znów zapaliło się światło.
Książkę Test tolerancji kupicie w popularnych księgarniach internetowych: