Wielka historia, początki narodu polskiego i pełna emocji opowieść o kobiecie, która wcale nie jest tak daleka od nas, współczesnych. Słowiańskie siedlisko. Dar Rzepki to kolejna odsłona Sagi Polskiej autorstwa Moniki Rzepieli. W naszym wywiadzie autorka wyjaśniała, jaka idea przyświeca jej przy tworzeniu tego cyklu i jakimi zasadami się kieruje. W ubiegłych tygodniach prezentowaliśmy Wam również premierowe fragmenty powieści. Do lektury zaprasza Wydawnictwo Szara Godzina, zaś dziś w naszym serwisie znajdziecie ostatnią już część historii z czasów dawnych Słowian:
Poranek wstał rześki i słoneczny. Milena zaraz po przebudzeniu postanowiła, że uda się do puszczy. Musiała nazbierać ziół do jedzenia zdatnych, gdyż te, które świekra zasuszyła na jesieni, już się skończyły. Powiadomiła więc męża, że wychodzi na dłużej,
wzięła koszyk pod pachę i ruszyła w stronę prastarych dębów.
Szła otoczona bujną zielenią, wśród śpiewu ptaków i szumu liści. Odgłos świergotków, dzierlatek i jarząbków mile drażnił jej uszy. Przez chwilę żałowała, że nie wzięła łuku. Mogłaby ustrzelić jakiegoś skrzydlaka. Zdała sobie jednak sprawę, że lepiej, by ptaszki żyły i śpiewały wśród gałęzi.
Było już południe, gdy nazbierała pełen kosz i dla wytchnienia pod rozłożystym drzewem usiadła. Tuż obok dzięcioł stukał w twardy pień. Siedziała tak czas jakiś pogrążona w myślach o mającym przyjść na świat dziecięciu. Miała nadzieję, że to będzie chłopiec.
Mieczysław już mówił, że syna wyuczy kowalskiego fachu. Pragnęła jednak mieć jeszcze córeczkę. Dałaby jej na imię Bogusława. Tak, dwójka dzieci w zupełności by jej wystarczyła. Gdy już miała się podnieść, by wrócić do osady, nagle plamę krwi na spódnicy spostrzegła.
Nim zdążyła pomyśleć, ostry niczym brzytwa ból podbrzusze jej przeszył. Czym prędzej podciągnęła materiał i strużki krwi na nogach zobaczyła. Gęste jak grochy łzy po licu jej spłynęły. Nie miała dużej wiedzy o odmiennym stanie, lecz tyle wiedziała, że gdy krew puści się z łona, stratę dziecięcia oznacza. Matka nieraz jej opowiadała o takich przypadkach.
Pewna, że skona z bólu, podniosła się i ciężko o pień oparła. Próbowała zrobić kilka kroków, lecz jak długa na ściółkę padła. W głowie nagle jej zawirowało, a potem ciemność nastała.
Gdy się ocknęła, zatroskaną twarz męża nad sobą ujrzała. Chciała coś rzec, lecz tylko cichy jęk wydarł się z jej ust.
– Ciii, nic nie mów. Zabiorę cię do chaty.
Resztkami sił uniosła głowę i spojrzała na spódnicę pokrytą posoką. Głuchy szloch wstrząsnął jej ciałem. Gdy mąż wziął niewiastę na ręce, jej głowa ciężko na piersi wybranka spoczęła. Wiedział już, że straciła dziecko, lecz z jego zaciśniętych ust żaden dźwięk się nie dobył.
Nie pamiętała, kiedy wszedł do chałupy i w komorze ją położył, gdyż znów zemdlała. Jak przez mgłę słyszała tylko głos świekry, która prawiła, że trzeba ją rozebrać, a pokrwawione odzienie spalić. A może tylko tak jej się zdawało?
– To sprawka demonów – orzekła, kręcąc się po izbie. – Mamuny napadają ciężarne niewiasty i sprawiają, że ronią dzieci. Tak, to sprawka demonów!
Mieczysław nic na to nie rzekł, gdyż taki ból przeszywał mu serce, że słowa wydusić z siebie nie mógł. Klęczał tylko obok łóżka i trzymał żonę za rękę. Tak bardzo pragnął mieć syna, a tu przeklęta mamuna krwotok wywołała! Gdyby mógł złapać demona, skręciłby mu kark jednym ruchem!
Trzy dni Milena w łożu leżała. Dopiero wtedy Gałka do niej przyszła.
Fałszywa przyjaciółka musiała przywołać na pomoc całą swą wolę, by radości z poronienia nie okazywać. Przybrała więc pełną pokory postawę, nadając głosowi smutny ton. Rzekła, że kowalowa żona niejedno dziecko powije, lecz w sercu wszelkiego zła jej życzyła. Skoro ona nie mogła być szczęśliwa, Milena również niech cierpi!
Tymczasem zbliżało się lato i niedoszła matka całkowicie do zdrowia powróciła. Nie mogła zbyt długo rozpaczać po stracie dziecka, gdyż życie wymagało od ludzi hartu ducha. Tak to już było ułożone, że zdrowi żyli, natomiast słabych bogi do siebie brali. Czy człowiek mógł coś poradzić na los?