Dyplomowany dziennikarz i niespełniony pisarz, Leon Kornas, otrzymuje książkę, która pochłania go bez reszty. Postanawia dowiedzieć się czegoś więcej o jej autorze – Jaredzie Strayu, Amerykaninie, którego całe życie otaczał nimb tajemnicy.
Szczątkowe informacje, które udaje mu się odnaleźć, wskazują na niewielkie Wilowice na Roztoczu. Tutaj, w Dworze Horoweckich, Leon Kornas i właścicielka dworu, atrakcyjna pani doktor Barbara Horowecka, zagłębiają się w historię jej przodków i odkrywają fakty, które niczym zadra tkwiły w świadomości okolicznych mieszkańców. Rodzinne tajemnice budzą demony przeszłości…
Podążając za opowieścią, Czytelnik przeniesie się do lat 20. XX wieku. Doświadczy traumy wojny, prześladowań i zwyczajnej ludzkiej zawiści. Świat realny zetrze się ze światem magii, a konsekwencje tego starcia zdominują wybory i decyzje bohaterów.
Do lektury powieści Tajemnica Jareda Straya Adama Szabata zaprasza Wydawnictwo Lira. Ostatnio na naszych łamach można było przeczytać pierwszy i drugi fragment książki, tymczasem już teraz zachęcamy do lektury kolejnej jego części:
Do sklepu wróciłem dwa dni później. Panował w nim idealny porządek. Marta bardzo dbała o to, aby wszystko leżało na swoim miejscu. Kiedyś kątem oka podpatrywałem, jak — któryś już raz tego dnia — uwija się, układając magazyny ogrodnicze równiuteńko jeden na drugim. Robiła to z taką starannością i koncentracją, jakby zajmowała się co najmniej biologią molekularną. A kiedy zauważyła, że się jej przyglądam, spytała:
— Wolałbyś, żebym traktowała nasz sklep jak pracownię malarską?
Zdecydowanie nie! — pomyślałem.
Poranek w naszej pracy zawsze wygląda tak samo. Zanim otworzymy sklep dla klientów, parzymy kawę i rozmawiamy — o wszystkim i o niczym. Podobno dwadzieścia minut takiej rozgrzewki gwarantuje pracownikowi większą efektywność. Potwierdzone naukowo. I choć bardziej mi to pasowało do pracujących chociażby przy wyrębie lasów — nie zamierzałem dyskutować z nauką. A jeśli nawet była to nieprawda, to nic nas to nie obchodziło, ponieważ nie mieliśmy zamiaru rezygnować z tego wspólnego rytuału.
Nasz sklep zajmował parter dwupiętrowej kamienicy, którą zbudował jeszcze przed pierwszą wojną światową zamożny lekarz. Znajdowała się w centrum miasta. Z dwoma mieszkaniami na każdym piętrze. Kiedyś do kamienicy wchodziło się od frontu i można było przez nią przejść na wskroś: od wejścia, przez klatkę schodową, do wyjścia po drugiej stronie domu. Teraz do budynku można wejść tylko od tyłu, bo od frontu znajduje się wejście do sklepu. Oczywiście ze sklepu można przejść na klatkę schodową przez niewielkie zaplecze, gdzie udało nam się zmieścić nasz kącik kuchenno-biurowy. Z zaplecza korzystałem tylko ja, Marta i nasi dostawcy. Stąd właśnie teraz doszło mnie przywitanie:
— Jakże mi miło widzieć mojego wspólnika w pełnym zdrowiu!
W drzwiach stała Marta, z zaczerwienionymi od styczniowego mrozu policzkami, rozpinając guziki czerwonego, sięgającego połowy jej ud płaszcza. Długi, wełniany szal koloru écru zwisał z jej szyi niczym stuła, a wieńczące go kilkucentymetrowe frędzle zabawnie podskakiwały przy każdym ruchu. Pachniała wiatrem i frezjami — zapachem perfum, które uwielbiała.
— Żadne lekarstwo nie postawi cię na nogi szybciej niż rosół i dobra książka. Tak mawia moja teściowa. — Roześmiała się głośno.
Właśnie zalałem wrzątkiem kawę: sobie w kubku z napisem „przytul mnie mocno”, Marcie w nieco mniejszym w jakieś kształty à la Picasso. Niosłem oba, starając się nie uronić ani kropli gorącego napoju.
— Twoja teściowa ma stuprocentową rację — potwierdziłem. — A jeśli chodzi o książkę, muszę ci powiedzieć, że babka w bibliotece też zna się na rzeczy.
Marta poprawiła ręką włosy potargane przy zdejmowaniu czapki. Podeszła do mnie i wzięła swój kubek z kawą w obie dłonie, chcąc ogrzać się jego ciepłem. Biła od niej rześkość zimowego poranka.
— Chyba poszukam jeszcze czegoś tego autora — dodałem. — Może w naszej księgarni mają.
— Bardzo możliwe. Bibliotekarka mówiła, że niedługo do kin ma trafić film na podstawie powieści tego... — skinęła głową na książkę leżącą na biurku.
— Straya — podrzuciłem.
— Właśnie.
Mieliśmy jeszcze dziesięć minut do otwarcia sklepu. Łyknąłem trochę kawy i zasiadłem przed laptopem.
— Sprawdzę w Internecie. Może dowiem się czegoś więcej. Powiem ci, że ten Stray to ciekawy gość! Marta usiadła obok na drewnianym krześle z miękką brązową poduchą na siedzeniu. Trzymając kubek w jednej ręce, drugą przysunęła Gniazdo do siebie.
— O czym jest? — spytała.
Nie wiedziałem, od czego zacząć. Miałem wrażenie, że nie da się tego wszystkiego podsumować w kilku słowach.
Jaredowi Strayowi o to właśnie chodziło. Gdyby można było jakkolwiek opisać jego dzieło (tak, dzieło — jestem tego pewien), nie trzeba by czytać całości. To swego rodzaju pułapka mająca na celu sukcesywne pochłanianie uwagi czytelnika, aż do jej całkowitego zawłaszczenia.
— Więc... — zacząłem niezdarnie, a potem wziąłem głęboki oddech i streściłem Marcie książkę w telegraficznym skrócie.
— Tu jest napisane, że Jared Stray prawdopodobnie urodził się w Polsce. — Marta czytała właśnie króciuteńką wzmiankę o autorze na odwrocie książki.
— Tak — pokiwałem głową. — I nic poza tym. To właśnie jest najciekawsze.
Rzeczywiście czułem się jakimś tajemniczym sposobem przez Straya zaczarowany. To dziwne uczucie, do którego jeszcze dziwniej było się przyznać, sprawiało, że miałem ochotę zgłębić tajemnicę pisarza. Bo byłem pewien, że jakąś skrywał. Przecież nie bez powodu całe życie żył w ukryciu! Możliwe, że — od dawna niczym tak niezainteresowany — popadałem w nadmierną euforię, ale z minuty na minutę nabierałem przekonania, że oto trafiła mi się rzecz, której warto było poświęcić więcej uwagi. Coś przyciągało mnie do Jareda Straya, zupełnie jakby mówił do mnie przez swojego bohatera. Jakby w ten sposób pragnął się wygadać, znalazłszy właściwego słuchacza.
Błękitne tło ekranu laptopa ustąpiło miejsca tapecie przedstawiającej dzieło Claude’a Moneta Maki. Oczywiście było ustawione przez Martę jako coś, co wprawia ją w dobry humor. Co kilka tygodni zmieniała obrazy w zależności od tego, jak zmieniał się jej nastrój. Zmartwiłem się, kiedy pewnego dnia pulpit laptopa opanowała jakaś szkaradna fizjonomia o rozwartych niby-ustach, z których — a może do których? — właziły jakieś robale. Na szczęście Beksiński nie zagrzał długo miejsca na pulpicie komputera. Teraz, jak widzę, w naszym sklepie królował francuski impresjonizm.
W okienko wyszukiwarki wpisałem „Jared Stray” i po sekundzie pokazało się kilka wyników. W większości było to znane mi już: „Urodzony prawdopodobnie w Polsce”, „Autor bestsellerów”, „Nagroda Pulitzera” i tylko w jednym znalazłem wzmiankę o mającej się niebawem odbyć premierze filmu Ogrodnik na podstawie jego powieści. Po chwili dowiedziałem się również, skąd przypuszczenie o miejscu jego urodzenia. Po pierwsze Ogrodnik — ostatnia powieść Straya — miała podpis sporządzony przez autora: „Dwór Horoweckich — Wilowice 1983 r.”. Po drugie istniał list z tego samego roku — od pisarza do jego wydawcy — w którym Stray pisał między innymi: „W najbliższych dniach wybieram się do Polski. Na chwilę choć... do domu. Spędzę tam kilka tygodni. Skończę, co zacząłem, i wrócę”.
Marta przekręciła klucz w drzwiach sklepu, kończąc w ten sposób nasz poranek z kawą. Dokładnie w momencie, kiedy zamykałem laptop, usłyszałem dźwięk dzwoneczka przy drzwiach obwieszczający wejście klienta. Tradycyjnie, jak co rano, przyszła babcia Różańska po dwa jabłka i dwa pomidory jako niezbędne składniki walki z zagrożeniem chorobą nowotworową. Ale poprosiła jeszcze o czosnek, bo jakoś czuła, że skoczyło jej ciśnienie.
— A z ciśnieniem, dziecko, nie ma żartów! To było dokładnie rok temu.
Książkę Tajemnica Jareda Straya kupić można w popularnych księgarniach internetowych: