Mrok otwierał właśnie swe wrota. Pokazywał, co jest za nimi. A najciekawsze było, że Virion nie mógł zobaczyć tam niczego, co by go odstręczało. Czego by już nie poznał.
Szalony świat Viriona – szermierza natchnionego, byłego skazańca, męża upiorzycy i przyjaciela upiorów – właśnie przeistoczył się w istny sen wariata.
Pozostawiona w klasztorze Niki ma dla męża niespodziankę, która wprawi w osłupienie zarówno jego, jak i najstarsze upiory.
Szalenie niebezpieczny, ale jednak uporządkowany świat Zamku drży w posadach.
Gwiazda z ogonem przetacza się przez nieboskłon.
Taida i Virion stają do walki ramię w ramię.
Świat się kończy. Nadchodzi czas wszechogarniającego zła, nieposkromionego chaosu i doszczętnego zniszczenia.
Do lektury powieści Andrzeja Ziemiańskiego Virion. Zamek zaprasza Wydawnictwo Fabryka Słów. Dziś na naszych łamach przeczytacie premierowy fragment książki:
Małe miasteczko, zagubione gdzieś na prawie pustynnej ziemi, mogło się zdawać pustawe i senne. Ale tylko na pierwszy rzut oka. Leżało na skrzyżowaniu dróg i nawet jeśli prawdziwy handel nie rozwinął się na tym bezludziu, to wszelkiej maści wędrowcy i tak często zatrzymywali się w największym zajeździe, który oferowało to zadupie. Największym, co nie znaczy, że dobrym. Insekty, jadowite pająki, paskudne jedzenie i zła sława spowodowana ciągłą obecnością wszelakiej maści mętów, włóczęgów i ludzi wyjętych spod prawa, sprawiały, że było to jedyne miejsce znane szerzej nawet poza granicami okręgu. Choć raczej nie było się czym chwalić.
Audzie nie przeszkadzała ponura sława okolicy. Dziewczyna stała od rana w pewnej odległości od wejścia do zajazdu i obserwowała wchodzących. Trochę się bała, ale w końcu miasteczko, mimo że małe, miało nawet swoją straż. Co prawda w osobie dowódcy i dwóch podwładnych jedynie, ale i to wystarczyło, żeby męty unikały raczej rozrób na ulicy. Prawdziwe niebezpieczeństwo kryło się w środku zajazdu, a tam Auda wchodzić nie zamierzała. Niestety. Jej dobrowolna warta przedłużała się w nieskończoność, nie zdołała jak dotąd zauważyć nikogo, kto pasowałby do jej planów. Zaglądający do karczmy ludzie mieli albo zakazane mordy zawodowych przestępców, i to tych pomniejszego autoramentu, albo wyglądali po prostu jak pospolici oszuści. Zastanawiała się nawet, jak więc powinien wyglądać ten, którego usiłowała znaleźć. Po czym niby miała go rozpoznać? Jak zgadnąć, który to ten właściwy? Ogarniały ją coraz większe wątpliwości.
Dopiero kiedy słońce zaczęło chylić się ku zachodowi, zobaczyła kogoś, kto ewidentnie różnił się od pozostałych. Postawny, barczysty, o twarzy, która nie wskazywała, że zamierza kogoś zabić albo oszukać już dzisiejszej nocy. Był nawet przystojny, a w dodatku zadbany, długie włosy miał splecione w warkocz, trzymał się w siodle prosto, patrząc przed siebie, a nie zerkając nerwowo na boki, jak większość gości. A w dodatku miał trzy konie. Jeden pod siodło i dwa luzaki. I te z tyłu, obydwa, objuczył ciężkimi sakwami. Nie trudno było zgadnąć, co zawierają, bo sterczały z nich kolby kusz, i inne podłużne przedmioty zawinięte w płótno. Broń!
– To ten! – Auda, podniecona nagle, niespodziewanie wypowiedziała to na głos.
Podbiegła bliżej, kiedy już zsiadł i wiązał końskie kantary.
– Wybaczcie, panie – zaczęła. – Czy mogę prosić o chwilę rozmowy?
Spojrzał na nią przeciągle. Potem zmarszczył brwi.
– Nie, dziękuję – odparł. – Zamierzam się dzisiaj wyspać.
Najpierw nie zrozumiała i patrzyła na niego bezmyślnie, a potem dotarło do niej znaczenie jego słów. Oblała się rumieńcem. On przecież wziął ją za prostytutkę!
– Nie, nie, panie... ja... – Przełknęła ślinę. Teraz albo nigdy. – To ja zamierzam wam zapłacić.
Tym stwierdzeniem przykuła jego uwagę.
– Słucham? – rzucił zaskoczony.
Pokazała trzymaną dotąd w zaciśniętej dłoni złotą monetę. Dużą i słusznej wagi. Przybysz zmarszczył brwi.
– Schowaj to, dziecko. – Podszedł bliżej, po raz pierwszy rozglądając się uważnie. To naprawdę nie była okolica, gdzie pokazywało się złote monety. A już na pewno nie powinien tego robić bezbronny podlotek. – I wytłumacz, o co ci chodzi.
Auda skinęła głową.
– Muszę załatwić sprawę spadkową u rejenta. A mam prawo podejrzewać, że mogę do niego nie dotrzeć. Ktoś pewnie na mnie czyha.
– Rozumiem. A gdzie urzęduje ten rejent?
Auda pokazała dyskretnie palcem niewielki drewniany dom. Znajdował się dokładnie po drugiej stronie ulicy.
Mężczyzna nie mógł uwierzyć.
– Czy ja dobrze rozumiem? – zapytał. – Chcesz mi zapłacić złotą monetę za to, żebym cię przeprowadził przez ulicę?!
Dziewczyna potwierdziła energicznie.
– I żeby mnie tam w środku nikt nie zabił i żebym też wyszła stamtąd, ciesząc się pełnią zdrowia. Za to dam ci, panie, złotą monetę, dam nocleg w prawdziwym domu, gdzie nie zjedzą cię pchły i wszy, jak w tym zajeździe tutaj, a także nakarmię prawdziwym jedzeniem, a nie pomyjami ze starej szmaty, co grozi ci tutaj, panie. – Kciuk skierowała na wejście do karczmy.
Bardziej już nie mogła rozbawić przybysza. Z najwyższym trudem opanował się, by nie parsknąć śmiechem. Potem jednak poważnie pokiwał głową.
– Dobrze, przyjmuję twoją propozycję, mała. Szczególnie dotyczącą noclegu w czystym łóżku i posiłku. Ale mam jeden warunek.
– Jaki? – O mało nie podskoczyła z radości, widząc szansę na spełnienie jej prośby.
– Jeśli pomogę ci załatwić ten spadek, to będziesz mi winna jedną przysługę.
Już chciała potwierdzić, lecz w tej samej chwili zdała sobie sprawę z tego, co on może mieć na myśli.
– Ale ja nigdy jeszcze nie byłam w łóżku z mężczyzną! – wypaliła, niewiele myśląc.
Przybysz zaczął się śmiać otwarcie. Znowu oblała się rumieńcem i to dużo bardziej intensywnym niż ten pierwszy.
– Nie sypiam z nieletnimi, dziecko – wyjaśnił. – Ale ja też mam sprawę do załatwienia w okolicy i również potrzebuję czyjejś pomocy. Najlepiej twojej, bo choć strasznie naiwna, to jednak jesteś energiczna i bystra.
Auda zrobiła poważną minę.
– Masz moje słowo i moją pomoc, panie – powiedziała z namaszczeniem.
Mężczyzna tym razem wcale się nie śmiał.
Książkę Virion. Zamek kupicie w popularnych księgarniach internetowych: