Justyna i Maciej odnaleźli siebie po latach. Ich szczęście jednak nie trwa długo. Rozczarowana kobieta postanawia więc skupić się na ukochanej pracy w antykwariacie. I nawet nie przypuszcza, ile niespodziewanych zmian to spowoduje.
Do lektury powieści Bukiet chryzantem Kazimierza Kiljana zaprasza Oficynka. Dziś na naszych łamach prezentujemy jej premierowy fragment:
Prolog
Lato minęło w mgnieniu oka. Było w tym roku piękne, słoneczne, momentami dokuczliwie upalne. W mieście trudno było wytrzymać. Ulice rozgrzane do czerwoności w sposób naturalny pustoszały, kiedy słońce znajdowało się w zenicie. Nie było czym oddychać, jakby ktoś wyssał z powietrza cały zapas tlenu. Jedynym sposobem na przetrwanie skwarów były ucieczki za miasto, do lasu, gdzieś nad wodę.
To był naprawdę trudny czas dla mieszczuchów.
Justyna miała tę przewagę nad innymi, że pracowała, po pierwsze, u siebie, bez wymagających szefów nad sobą, po drugie, w miejscu, do którego nie docierały najmniejsze nawet promienie słońca. Ze wstrętem wspominała dwunaste piętro szklanego wieżowca, w którym mieściła się jej pracownia projektowa. Spędziła tam wiele lat, zdobywając zawodowe ostrogi, robiąc karierę jako szefowa biura architektonicznego.
Siedząc za biurkiem antykwariatu, znajdującego się w suterenie okazałego budynku, wracała myślami do tamtego czasu z niesmakiem. Ratowano się oczywiście żaluzjami czy klimatyzacją, która dawała nieco ulgi, niemniej wiązała się z wieloma innymi uciążliwościami.
Tymczasem tu, w najniższej części odziedziczonej po profesorze Bratzkim kamienicy, panowały wymarzone warunki. Przyjazne zarówno dla człowieka, jak i zgromadzonych tu woluminów, które wymagały odpowiedniej temperatury i wilgotności powietrza.
Na szczęście owo męczące lato mijało bezpowrotnie. Gdzie nie spojrzeć, w parkach, na skwerach, widać było oznaki zadomawiającej się jesieni. Nadchodziła pora roku, którą Justyna uwielbiała od najmłodszych lat. Jej koloryt, zachodzące w przyrodzie zmiany nastrajały ją pozytywnie. Może nieco melancholijnie, nostalgicznie, ale ona lubiła te ckliwe stany ducha, skłaniające do refleksji i głębszych przemyśleń.
Siedząc za biurkiem, patrzyła na regały pełne książek, katalogów i starodruków, przywoływała wspomnienia związane z jej nieodżałowanym darczyńcą – Karolem Bratzkim. Poznała go zupełnie przypadkowo. Pracowała nad projektem aranżacji wnętrz świeżo odrestaurowanego dworku i szukała twórczych inspiracji. Jeden z kolegów poradził jej, aby zajrzała do antykwariatu prowadzonego przez pewnego staruszka, który posiadał nie tylko ogromną wiedzę w tym zakresie, ale także pokaźne zbiory starych rycin i opracowań naukowych.
– Karol Bratzki, mówisz, antykwariusz? – zapytała swojego podwładnego z nutą tajemniczego zamyślenia. Przypomniała sobie wizytówkę znalezioną w ofiarowanym jej tomie Opowieści wigilijnej. Tak, to zapewne chodzi o tego samego człowieka, pomyślała, postanawiając złożyć mu niezwłocznie wizytę.
Kiedy weszła po raz pierwszy do poleconego jej antykwariatu, już u progu doznała czegoś w rodzaju oszołomienia. Jakby w tej jednej chwili przeniosła się w czasie o kilkadziesiąt lat wstecz. Nie spodziewała się, że w tak nietypowym lokum, w piwnicy, do której wchodzi się po stromych kamiennych schodach, znajduje się coś tak imponującego. Obszerne wnętrze było wyposażone w dawne stylowe meble, regały sięgające łukowych sklepień, wykonane z bukowego drewna, misternie rzeźbione. Na nich stała niezliczona ilość książek o bogato zdobionych grzbietach.
Zatrzymała się tuż przy wejściu jak zahipnotyzowana, z otwartymi ustami, nie mogąc zrobić ani kroku. Gdyby wiedziała, co tak naprawdę znajduje się w tych wnętrzach, oszołomienie zawładnęłoby nią bez reszty.
Właściciel antykwariatu, siedzący za kontuarem, w okrągłych okularach zsuniętych na czubek nosa, niedostrzegalny w tym momencie dla Justyny, wyszedł zza biurka, aby upewnić się, czy klientce nie jest potrzebna pomoc.
Był to człowiek sędziwy, w wieku trudnym do określenia, bardzo drobnej postury. Jego słów Justyna nie mogła sobie teraz przypomnieć, a może ich w ogóle nie słyszała. Ocknęła się dopiero po chwili, siedząc w fotelu i patrząc na intrygującego staruszka, który podawał jej szklankę z wodą. Do tej pory nie rozumie, co się wówczas wydarzyło, dlaczego straciła poczucie rzeczywistości. Staruszek był bardzo troskliwy i przyjazny. Od razu zrobił na niej dobre wrażenie.
To pamiętała doskonale, jak również to, że podając jej wodę, zapytał, czy przypadkiem nie pomyliła adresu, czy faktycznie zamierzała odwiedzić antykwariat. Widząc jej zachowanie, odniósł wrażenie, że po wejściu do środka ujrzała coś, czego się nie spodziewała. Być może oczekiwała widoku kolekcji modnej odzieży czy ekspozycji obuwia – jak sobie później żartowali, wspominając ich pierwsze spotkanie.
Podobnych momentów Justyna pamiętała wiele. Wspomnienia związane z panem Karolem nachodziły ją bardzo często. Mimo niezbyt długiej znajomości, ten cudowny antykwariusz gościł w jej myślach każdego dnia. Odnosiła wrażenie, że jest ciągle obecny, że jej nie opuścił, że się nią na swój sposób opiekuje. Zawsze gdy dokonywała udanej transakcji, kiedy zdobywała unikatowe dzieło, czuła, że senior kwituje jej sukces ciepłymi słowami: „Pięknie, serduszko, pięknie i mądrze, moje dziecko. Wiedziałem, że sobie poradzisz ze wszystkim”. Czasami wydawało jej się, że słyszy jego charakterystyczny, nieco chrypliwy tembr głosu. Czuła wówczas podwójną radość z tego, że dokonała korzystnej transakcji, a tym samym zdobyła jego uznanie. Bywało, że odpowiadała na jego słowa: „Cieszę się, panie Karolu, że nie zawodzę pana oczekiwań, choć bardzo mi pana brakuje”.
Takie emocjonalne konwersacje zdarzały się dosyć często. Bardzo lubiła te niekonwencjonalne dialogi, dotyczące także innych życiowych sytuacji. Niejeden raz, mając problemy czy wątpliwości, prosiła pana Karola o radę, o pomoc. Zwykle udawało jej się w ten sposób znajdywać dobre rozwiązania.
Mijające lato było ważne także z innych, bardzo osobistych względów. Rozwiązał się w końcu problem, który przez kilka ostatnich tygodni targał jej emocjami. Po wielu spotkaniach, pełnych nadziei rozmowach z mężczyzną, który był jej pierwszą miłością, rzeczywistość okazała się dużo bardziej skomplikowana, niż początkowo sądziła. Z dnia na dzień uświadamiała sobie smutną prawdę, że nie da się posklejać tego, co już raz rozpadło się na kilkadziesiąt drobnych kawałków.
W naszym serwisie przeczytacie już kolejny fragment książki Bukiet chryzantem. Powieść kupicie w popularnych księgarniach internetowych: