Niechaj Bóg zlituje się nad nieszczęśnikiem, który ośmieli się stanąć na drodze mściwego medium...
Rok 1873. W opuszczonym zamku na obrzeżach Paryża rozpoczyna się mroczny seans spirytystyczny, prowadzony przez sławne medium. Vaudeline D'Allaire, znana na całym świecie ze swojego talentu do przywoływania duchów osób, które padły ofiarami morderstwa, pomaga poznać tożsamość sprawców - jest ostatnią deską ratunku dla wdów i detektywów.
Lenna Wickes przybyła do Paryża, żeby odkryć prawdę na temat śmierci swojej siostry. Aby tego dokonać, musi zagłębić się w świat tajemnic i przełamać swoje zdroworozsądkowe uprzedzenie do okultyzmu. Pobiera nauki u Vaudeline, a gdy okazuje się zdolną uczennicą, zostaje jej prawą ręką. Towarzyszy Vaudeline w podróży do Anglii, gdzie ma ona rozwiązać sprawę głośnego morderstwa. Kiedy w końcu obie przystępują do działania i na dodatek łączą siły z wpływowymi członkami Londyńskiego Towarzystwa Spirytystycznego, zaczynają podejrzewać, że próbując rozwikłać tajemnicę zbrodni, same zostały w nią wmieszane...
Do lektury powieści Seans spirytystyczny zaprasza HarperCollins Polska. W ubiegłym tygodniu na naszych łamach mogliście przeczytać premierowy fragment książki Seans spirytystyczny. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii:
Lenna wcisnęła dłonie między uda; dygotała, ale nie zamierzała tego komukolwiek zdradzać. Chciała wyglądać na odważną, pojętną uczennicę. Poza tym musiała okazywać spokój ze względu na siedzących po drugiej stronie stolika rodziców ofiary, w sposób widoczny przerażonych tym, co może się wydarzyć tego wieczoru.
Cieszyła się, że poznała ich już kilka dni wcześniej w nie tak złowieszczych okolicznościach. Gościli w dość dużym mieszkaniu Vaudeline w centrum Paryża. Zebrali się w salonie we czwórkę, by Vaudeline i Lenna mogły odpowiedzieć na ich pytania dotyczące nadchodzącego seansu. I omówić związane z nim ryzyko.
Lenna była już obeznana z ryzykiem dotyczącym seansów. Rozmawiały o tym z Vaudeline, gdy zjawiła się u niej jako przyszła uczennica, lecz podczas tego spotkania w salonie niebezpieczeństwo wydało się jej jeszcze większe.
– Nie znajdziecie u mnie tabliczek ouija ani planszet – wyjaśniła Vaudeline rodzicom. – Są dobre dla dzieci bawiących się na strychach. Moje seanse zwykle obierają inny, groźniejszy kierunek.
Drzwi do salonu otworzyły się i pokojówka wniosła herbatę dla całej czwórki. Postawiła ją na stole przed grupą, obok diagramu, który Lenna i Vaudeline studiowały wcześniej, odnotowując właściwe ustawienie stolika do seansu wraz z wieloma utensyliami spirytystycznymi, które Vaudeline nazywała z francuska outils. Wśród nich były czarne świece z wosku pszczelego, opale i ametysty, wężowe skóry i solniczki.
– Stan transu? – zapytała matka po wyjściu pokojówki.
– Zgadza się.
Lenna, która już od kilku tygodni była pod opieką Vaudeline, nie musiała prosić o wyjaśnienia. Wiedziała, że w przypadku medium do stanu transu dochodzi wówczas, gdy zostaje opętane przez ducha, który wraca do życia w oddychającym ciele. Vaudeline opisała to jako rodzaj podwójnej egzystencji, która pozwala medium na poznawanie wspomnień i myśli zmarłego przy zachowaniu własnych.
Matka upiła łyk herbaty, po czym pochyliła się, by wyciągnąć coś ze swojej torebki. Był to wycinek z gazety. Jej ręce drżały tak samo jak w chwili, gdy tutaj przyszła, i udało się jej wykrztusić słowo dopiero po długim wpatrywaniu się w Vaudeline.
Lenna podczas pierwszego spotkania z Vaudeline zareagowała tak samo, choć nie dlatego, że oszołomiła ją jej reputacja. Bardziej wynikało to z chmurnego spojrzenia i sposobu, w jaki krzyżowała wzrok ze spojrzeniem Lenny, co trwało o kilka chwil dłużej, niż nakazywał konwenans. Te przelotne kontakty wiele jej powiedziały, w tym i to, że Vaudeline jest pewna siebie. I podobnie jak Evie, nieszczególnie dba o zasady.
Obie te cechy wpływały na Lennę paraliżująco.
Matka podała Vaudeline artykuł. Lenna nie rozumiała francuskiego nagłówka, lecz z daty wynikało, że publikacja ukazała się kilka lat temu.
– Piszą tu, że na jednym z twoich seansów zmarł mężczyzna – powiedziała matka. – Czy to prawda?
Vaudeline skinęła głową, po czym odparła:
– Duchy są nieprzewidywalne, a już zwłaszcza te, które wywołujemy, czyli ofiary. Największe ryzyko jest na początku seansu, po wyrecytowaniu Inwokacji, która zaprasza wszystkie pobliskie duchy. To niczym odkręcenie kranu z wodą. Aby przywołać ducha ofiary morderstwa i rozwiązać zagadkę zbrodni, muszę uporać się z innymi otaczającymi mnie zmarłymi. Staram się przejść przez ten etap jak najszybciej, lecz nie jestem w stanie całkowicie ich powstrzymać. – Vaudeline wskazała gestem artykuł.
– Czy policja ustaliła przyczynę zgonu tego mężczyzny? – zapytała matka.
– Oficjalnie podano niewydolność serca, ale uczestnicy seansu widzieli, do czego tak naprawdę doszło; zauważyli cień dłoni na jego ustach. – Vaudeline oddała wycinek z artykułem. – Przez dziesięć lat prowadzenia seansów miałam tylko trzy przypadki śmiertelne. Są bardzo rzadkie. Częstsze jest nagłe ujawnienie się stygmatów związanych z urazami doznanymi przez ofiarę przed śmiercią. Rany szarpane, skręcone więzadła, siniaki.
Ojciec spuścił głowę, a Lenna zwalczyła w sobie nagłą chęć opuszczenia pokoju, może nawet wymiotów. Ich córka została uduszona. Co by się stało, gdyby podczas seansu na czyjejś szyi pojawiły się otarcia od sznura? Sama myśl o tym była dla niej nie do zniesienia.
– Są też zagrożenia mniejszego kalibru – ciągnęła Vaudeline. Może wyczuła, że dobrze będzie omówić ten temat szerzej. – Rzeczy, w które ktoś może się… że tak to ujmę… zaangażować. Kilka miesięcy temu podczas seansu dwoje uczestników pod wpływem duchów zaczęło cudzołożyć na stole.
Lenna westchnęła cicho. Choć w ciągu ostatnich dwóch tygodni Vaudeline podzieliła się z nią wieloma historiami, akurat ta nie była jej znana.
– Byli wcześniej kochankami? – zapytała przekonana, że rodzice ofiary są tego równie ciekawi jak ona.
Vaudeline pokręciła głową.
– Nigdy wcześniej się nie spotkali. – Odwróciła się, a spojrzenie Lenny padło na maleńki pieg na czubku jej nosa. Tak mały, że można było wziąć go za cień. – Pomimo ryzyka – dodała Vaudeline, na powrót przenosząc wzrok na rodziców – trans jest najszybszym i najskuteczniejszym sposobem uzyskania informacji potrzebnych do rozwiązania sprawy. Tu nie chodzi o rozrywkę albo poszukiwanie ukojenia. Jeśli na tym wam zależy, skieruję was do któregoś z szanowanych łowców duchów w tym mieście. Mamy ich tu wielu, każdy z nich sprosta temu zadaniu.
Ojciec odkaszlnął, delikatnie ujął żonę za rękę i zaczął mówić:
– Niepokoi mnie… – Przerwał na moment. – Cóż, martwię się o zdrowie mojej żony, jeśli przeprowadzimy seans w zamku, w którym zmarła nasza córka.
„W którym zmarła nasza córka”.
Łatwiej było mu to ubrać w takie słowa, niż powiedzieć takie zdanie: „W którym zamordowano naszą córkę”.
To wyznanie okazało się zbyt trudne, za bardzo piekłoby w język. Lenna wiedziała o tym lepiej niż ktokolwiek inny.
Vaudeline spojrzała na jego żonę.
– Musisz znaleźć jakiś sposób na zachowanie spokoju, w przeciwnym razie sugeruję, żebyś nie uczestniczył w seansie. – Odchyliła się na oparcie krzesła i splotła dłonie, tym gestem zniechęcając pozostałych do dalszej dyskusji na ten temat. Przecież chodziło o jedno z fundamentalnych przekonań Vaudeline: ducha osoby można przywołać tylko w pobliżu miejsca jej śmierci. Gdyby mogła przeprowadzić seans z oddali, Lenny nie byłoby w Paryżu, tylko napisałaby do Vaudeline z prośbą, by urządziła seans dla Evie we Francji, a potem poinformowała o wynikach.
Ale zgodnie ze złożonym publicznie oświadczeniem, Vaudeline nie zamierzała w najbliższym czasie wracać do Londynu. Lenna musiała w Paryżu opanować sztukę prowadzenia seansów, a potem wrócić na miejsce zgonu Evie z nadzieją, że uda się jej przywołać ducha siostry.
– Wiele mediów prowadzi seanse we własnych domach – odezwała się matka. – Z dala od miejsca, w którym zginęli czyiś bliscy.
– Wiele mediów to oszuści. – Vaudeline, niezrażona tą próbą nacisku, w krótkiej zadumie obróciła filiżankę z herbata. – Rozumiem, że trudno wam będzie przebywać w miejscu śmierci waszej córki, ale nie udajemy się tam po to, by spowijać emocje puchową otuliną, tylko po to, by znaleźć sprawcę.
Słowa te, choć na pozór zimne, Vaudeline powtarzała po wielokroć. Nie mogła utożsamiać się z żałobą zrozpaczonej rodziny. Smutek był słabością, a w pomieszczeniu, w którym urządzała seans, nie było nic groźniejszego od jakiejkolwiek słabości. Duchy – niebezpieczne i krążące na wolności, obdarzone skłonnością do nawiedzania i drażnienia uczestników seansu bez względu na to, czy zostały wezwane, czy nie – lubiły słabość.
– Rozumiem, że będziecie tylko wy dwoje? – upewniła się Vaudeline.
Ojciec skinął głową.
– Czy wasza córka była mężatką albo miała adoratora? Jeśli tak, dobrze byłoby wystosować do niego zaproszenie. Im więcej utajonej energii waszej córki zbierzemy w pokoju, tym lepiej.
– Nie – odparł ojciec. – Nie była zamężna, nie miała adoratora.
– A przynajmniej nic nam o tym nie wiadomo – dodała matka, uśmiechając się lekko. – Nasza córka była dość… niezależna.
Lenna też się uśmiechnęła, gdyż zwróciła uwagę na subtelny dobór słów. Być może ich córka była podobna do Evie. Wolny duch. Nieokiełznany.
Matka odkaszlnęła cicho.
– Czy mogłabym zapytać – zaczęła, przyglądając się Lennie – jaką rolę odegrasz w seansie?
Lenna najpierw skinęła głową, po czym odparła:
– Jestem uczennicą Vaudeline, wciąż uczę się inkantacji. Zamierzam robić notatki podczas siedmiu faz seansu.
– Nie należy do mojej typowej grupy praktykantów, która zwykle składa się z trzech, czasami nawet pięciu uczniów – wtrąciła Vaudeline. – Lenna znalazła się w takiej sytuacji, że gdy przybyła tutaj kilka tygodni temu między kolejnymi grupami, postanowiłam przyjąć ją na indywidualny program nauczania.
Wszystko to było prawdą, z tym że rażąco odartą ze szczegółów. Gdy Lenna znalazła się w Paryżu i powiedziała Vaudeline, że Evie, jej dawna uczennica, została zamordowana w Londynie, mistrzyni najpierw przeżyła szok, a potem zaprosiła Lennę do środka, przygotowała jej przeznaczony dla aplikantów pokój i zaczęła realizować z nią przyspieszony program szkoleniowy. Grupy adeptów zazwyczaj uczyły się pod okiem Vaudeline przez osiem tygodni, lecz zamierzała skrócić czas szkolenia Lenny o połowę.
– Nie wiedziałam, że oprócz prowadzenia seansów uczysz mediumizmu – powiedziała matka do Vaudeline.
– Owszem, jestem medium od dziesięciu lat, a uczę od pięciu. – Pochyliła się i przybrała poważniejszy ton głosu. – Jeśli chodzi o seans, możecie zachować środki ostrożności ograniczające ryzyko, o którym przed chwilą wspominałam. Przede wszystkim żadnego wina ani mocnego alkoholu, po prostu ani kropli. Starajcie się pohamować łzy i nie rozpamiętujcie wspomnień, bo wspomnienia rodzą słabość. A w pomieszczeniu, w którym odbywa się seans, słabość prowadzi do katastrofy.
Jedna z pierwszych lekcji, jakich udzieliła Lennie Vaudeline, dotyczyła właśnie niebezpieczeństwa związanego ze słabością. Świat roił się od duchów.
Książkę Seans spirytystyczny kupicie w popularnych księgarniach internetowych: