Sprawiedliwość to pojęcie względne. Fragment książki „Trzecia strona medalu"

Data: 2020-09-03 12:06:33 | Ten artykuł przeczytasz w 10 min. Autor: Piotr Piekarski
udostępnij Tweet

Olaf Limba otrzymuje za swoją książkę Nagrodę Nobla. To książka będąca zapisem dziennikarskiego śledztwa, w której autor ujawnia wiele tajemnic i zbrodni z poprzedniego systemu. Po sukcesie zgłasza się do niego tajemniczy milioner Bernard, człowiek z przeszłością w komunistycznych Służbach Bezpieczeństwa, obecnie zajmujący się biznesem oraz prowadzeniem badań nad zjawiskami paranormalnymi. Namawia Olafa do współpracy... To spotkanie uruchamia całą lawinę zdarzeń, która wciąga bohatera w niebezpieczną grę. Po seansie u hipnotyzera Wady i spotkaniu się z badaczem zjawisk paranormalnych Olaf próbuje pojąć znaczenie zdjęć znajdujących się w przekazywanych mu kopertach. Dokąd zaprowadzi go to śledztwo? Co dzieje się naprawdę, a co jest tylko mistyfikacją?

„Trzecia strona medalu” to mroczna opowieść o tym, kto rządzi społeczeństwem i jak naprawdę wygląda struktura władzy. Opowieść uniwersalna, choć osadzona w Polsce, która wciąż toczy boje o rozliczenie się z mroczną przeszłością czasów PRL.  

- recenzja książki „Trzecia strona medalu”.

Obrazek w treści Sprawiedliwość to pojęcie względne. Fragment książki „Trzecia strona medalu" [jpg]

Do lektury powieści Trzecia strona medalu zaprasza Wydawnictwo Lira. W naszym serwisie możecie przeczytać wywiad z Dariuszem Grochalem, autorem książki. W ubiegłym tygodniu w naszym serwisie zaprezentowaliśmy premierowy fragment Trzeciej strony medalu. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii:

— Moim i państwa gościem jest zdobywca tegorocznej Nagrody Nobla w dziedzinie literatury, reporter, dziennikarz śledczy, fotograf Olaf Limba — wykrzyczała słodkim głosem dziennikarka.

— Ciekawe, co powie… — odezwał się Grzesiek, który siedział na fotelu w bibliotece, podczas gdy jego szef w skupieniu szukał jakiejś książki.

— Pewnie nic ciekawego. Będzie pierdolił o niczym przez godzinę i ubierze to w takie słowa, że ta wrzeszcząca cipa z radia się posika — odparł Bernard, cały czas skupiony na poszukiwaniach.

Grzesiek tym razem nie wytrzymał — parsknął śmiechem, wypluwając przy okazji na perski dywan whisky, którą właśnie popijał. Spojrzał w kierunku Bernarda i głosem dziecka, które stłukło szybę, powiedział:

— Przepraszam.

Reakcja pogrążonego w poszukiwaniach Bernarda była podejrzanie spokojna.

— Uważaj, kurwa. Idź po Gośkę, niech to posprząta — powiedział zamyślony, cały czas powtarzając pod nosem słowa skierowane bardziej do siebie niż do rozmówcy. — Gdzie ja to, kurwa, dałem, gdzie ja położyłem tę jebaną knigę… Aaa! Jest, kurwa! Mam cię! — wykrzyczał radośnie.

— Czego szef tak szukał? — spytał Grzegorz, który zdążył już zawołać Gośkę, sprzątaczkę i kolejną kochankę Bernarda.

— Nieważne. Dobra, cicho teraz. Posłuchamy, co ten pismak za dychę ma do powiedzenia.

4

— Nagroda Nobla to najwyższe z możliwych wyróżnień, jakie może otrzymać pisarz — powiedziała dziennikarka.

Słuchacze nie mogli tego zobaczyć, ale młoda prowadząca wodziła zalotnie wzrokiem po rozmówcy i coraz bardziej wyprężała biust.

Olaf, przyzwyczajony do tego, że działa na kobiety jak magnes, nie zwracał na to zupełnie uwagi, koncentrując się na wypowiadanych słowach.

— Tak, to prawda — odpowiedział. — Jestem szczerze zaskoczony tym, iż otrzymałem Nobla za Swołocz. Nie sądziłem, że ten zapis mojego reporterskiego śledztwa zyska aż takie uznanie.

— Ja też nie sądziłem, że ten twój zasrany gniot się komuś spodoba — wtrącił słuchający w skupieniu Bernard.

Grzegorz wolał nie narażać się szefowi i nie skomentował wypowiedzianych przez niego słów.

— Porozmawiajmy zatem o twojej książce — zaczęła dziennikarka, nieco rozczarowana tym, że rozmówca nie zwraca uwagi na jej wdzięki. — Przeprowadziłeś najobszerniejsze jak dotychczas śledztwo na temat mrocznego okresu polskiej historii. Dotarłeś do wielu dokumentów, a także osób odpowiedzialnych za mordowanie opozycji niepodległościowej po czterdziestym piątym roku. Badałeś także dalsze losy sprawców. Wielu z nich żyje do dziś i nie tylko nie poniosło żadnej odpowiedzialności, ale otrzymują jeszcze wysokie emerytury. Uważasz, że po twojej publikacji, a zwłaszcza po tak wielkim jej sukcesie, coś się zmieni w tej kwestii? — zapytała prowadząca rozmowę.

— Już dużo się zmieniło — zaczął Olaf. — Po pierwsze, dziś ludzie mają podane czarno na białym imiona, nazwiska, stopnie wojskowe, a także częściowo obecną sytuację życiową funkcjonariuszy komunistycznej bezpieki. To, czego nie zrobili politycy, zrobiłem ja w swojej publikacji — odpowiedział z dumą Olaf.

— Żeby mu klata nie pękła i nie rozwaliła im tego studia, bo puszy się jak paw na wystawie — wtrącił znów Bernard.

— Dlaczego, twoim zdaniem, politycy nie zrobili do tej pory nic, aby pociągnąć do odpowiedzialności sprawców tych zbrodni? Wszak po osiemdziesiątym dziewiątym roku komuniści stracili w Polsce władzę.

— Stracili władzę, ale nie wpływy. Zresztą Solidarność zawarła pakt z komunistami, skądinąd częściowo słuszny, w którym gwarancja nietykalności dla funkcjonariuszy reżimu była pierwszym punktem. To zostało ustalone na rozmowach w Magdalence i jest dziś powszechnie znanym faktem. Obecne partie, można powiedzieć, zachowują się niejako honorowo, dotrzymując danego słowa — stwierdził Olaf.

— W twych ustach taka wypowiedź brzmi jak próba obrony dawnego reżimu. Ty, naczelny łowca ubeków, bronisz tych ludzi?

— Nie bronię. Popełnili zbrodnie i powinni ponieść karę. Inna sprawa, że wymierzanie sprawiedliwości po pięćdziesięciu latach ma już chyba tylko wymiar symboliczny. Nie widzę większego sensu w tym, aby dziś ciągać po sądach dziewięćdziesięcioletnich staruszków i skazywać ich na więzienie.

— Naprawdę po przeczytaniu twojej książki nie sądziłam, że usłyszę dziś od ciebie takie słowa — wtrąciła. — Chyba wielu czytelników jest zaskoczonych twoją postawą.

— Jestem dziennikarzem śledczym. Chciałem zbadać okres lat czterdziestych i pięćdziesiątych PRL-u. Poznać zbrodnie, nazwiska, losy oprawców. Nie jestem prokuratorem. Ja tylko dałem ludziom wiedzę na ten temat. Każdy wedle własnego sumienia osądzi, co należy dziś zrobić. Nie zdziwi mnie, jak któryś z wymienionych w mej książce katów zostanie pobity czy opluty na ulicy. Być może przez swą byłą ofiarę. Wszak nie wszystkie procesy kończyły się karą śmierci i wiele ofiar tamtych czasów żyje do dziś. Ja uważam, że tych ludzi osądzić mogą już tylko Bóg i historia. Pomogłem tej drugiej. To mnie w pełni zadowala. Nie szukam odwetu ani zemsty — powiedział spokojnym stonowanym głosem Olaf.

— Nie sposób cię teraz o to nie zapytać. Z twojej wypowiedzi wynika, że przebaczyłeś oprawcom swojej rodziny? — zapytała dziennikarka.

— Nie przebaczyłem. Przebaczenie to jedno, a szukanie zemsty to drugie. Żywię dla tych ludzi całkowitą pogardę, ale nie widzę sensu w zrobieniu jakiejś krzywdy fizycznej Mieczysławowi Wybrańcowi, bo to on znacznie przyczynił się do śmierci mojego dziadka bestialskimi metodami przesłuchań.

— I możesz spokojnie patrzeć na to, jak ten morderca przechadza się po ulicy? — spytała prowokująco.

— Nie mogę. Ale nie sądzę, aby mój nieżyjący już prawie pół wieku dziadek był dumny z tego, że wnuk posłał do piachu jego mordercę, który już jedną nogą jest w grobie. I tak czeka go sąd ostateczny, na którym role się odwrócą, i to mój dziadek będzie oskarżycielem.

— Wszystko zostawiasz zatem boskiej sprawiedliwości?

— Sprawiedliwość to pojęcie względne. Nie wierzę w sprawiedliwość sensu stricto. Coś takiego nie istnieje, świat jest stworzony w niesprawiedliwy sposób.

— Zaczynasz mówić trochę jak filozof — przerwała wypowiedź Limby dziennikarka.

W tym samym czasie Bernard, który przeglądał trzymaną w rękach książkę, mruknął pod nosem:

— Powiedział pierwsze zdanie z sensem, a ta pinda mu przerywa.

— Wróćmy jednak do książki. Jak już poruszyliśmy temat twojego dziadka, może przybliżysz naszym słuchaczom jego losy.

— Losy mojej rodziny są splecione z trudną historią polsko-niemieckiego pogranicza, rozbiorów, obu wojen. Mój prapradziadek przybył z okolic Lipska do będącego wówczas niemieckim Koła. Podjął pracę w słynnej fabryce fajansu. Moi przodkowie z pokolenia na pokolenie coraz bardziej asymilowali się z miejscową ludnością. Do tego stopnia, że w naszym domu nie mówiło się już po niemiecku. A co do mojego dziadka to urodził się jeszcze przed pierwszą wojną. W momencie wybuchu drugiej miał trzydzieści osiem lat. Nie został wcielony do wermachtu ze względu na problemy ze wzrokiem. Musiał za to podpisać volkslistę. Został zaliczony do kategorii trzeciej — Eingedeutschte. Przez całą wojnę zachowywał się biernie. Nie pomagał nazistom w żaden sposób. Z opowieści babci wiem, że rodzina dzięki volksliście miała dobrą pracę i znacznie wyższy status materialny od polskich sąsiadów. Dziadek był głęboko wierzącym luteraninem, ale mimo to pomagał materialnie polskim sąsiadom, katolikom. Nie chcę robić z mojego świętej pamięci dziadka wielkiego bohatera. Był po prostu bardzo przyzwoitym człowiekiem, który solidaryzował się bardziej ze społecznością, w której żył, niż z wizją nazizmu. Udzielał pomocy poprzez dzielenie się żywnością, pieniędzmi, tylko tyle i aż tyle. Po wojnie pozostał wraz z całą rodziną w Kole. Przeważyło to, iż w czterdziestym czwartym roku urodził się mój ojciec i dziadkowie nie chcieli uciekać z małym dzieckiem, zresztą i tak nie mieli gdzie, bo tu, w Kole, byli u siebie. Lokalna polska społeczność dobrze pamiętała jego przyzwoite zachowanie z czasów wojny i starała się nam pomagać. Jako że dziadek podpisał volkslistę, nie mógł długo dostać żadnej pracy. W czterdziestym szóstym roku niespodziewanie został zabrany przez UB. Miejscowa ubecja nie potrafiła postawić mu żadnego zarzutu, a chciała się czymś wykazać. Samo podpisanie volkslisty to było trochę za mało. Ostatecznie po śledztwie został odesłany do więzienia aż w Lublinie, to była częsta praktyka, aby kierować więźniów na drugi koniec Polski, by utrudnić im kontakt z rodziną. Tam trafił pod skrzydła Wybrańca. Wyszedł na mocy amnestii z pięćdziesiątego szóstego roku. Już jako wrak człowieka. Zmarł przed moimi narodzinami w sześćdziesiątym ósmym, w wieku zaledwie pięćdziesięciu siedmiu lat.

Trzecią stronę medalu kupicie w popularnych księgarniach internetowych:

REKLAMA

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Trzecia strona medalu
Dariusz Grochal0
Okładka książki - Trzecia strona medalu

Olaf Limba otrzymuje za swoją książkę Nagrodę Nobla. To książka będąca zapisem dziennikarskiego śledztwa, w której autor ujawnia wiele tajemnic...

dodaj do biblioteczki
Wydawnictwo
Reklamy
Recenzje miesiąca
Smolarz
Przemysław Piotrowski
Smolarz
Babcie na ratunek
Małgosia Librowska
Babcie na ratunek
Wszyscy zakochani nocą
Mieko Kawakami
Wszyscy zakochani nocą
Baśka. Łobuzerka
Basia Flow Adamczyk
 Baśka. Łobuzerka
Zaniedbany ogród
Laurencja Wons
Zaniedbany ogród
Dziennik Rut
Miriam Synger
Dziennik Rut
Pokaż wszystkie recenzje