Ruski patrol jest blisko. Fragment książki „Srebrny łańcuszek"

Data: 2024-10-07 11:56:07 | aktualizacja: 2024-10-16 11:34:54 | artykuł sponsorowany | Ten artykuł przeczytasz w 16 min. Autor: Piotr Piekarski
udostępnij Tweet

Niezwykła historia wiejskiego chłopaka, którego rogata dusza zaprowadziła na drugi koniec świata.

Wojna, bohaterstwo i próba poznania historii – Srebrny łańcuszek to poruszająca opowieść autorstwa Edwarda Łysiaka, oparta na prawdziwych wydarzeniach.

Czternastoletni Adam, dręczony od najmłodszych lat przez ukraińskich kolegów oraz ojca, marzy o przyłączeniu się do wojska polskiego. Po wybuchu drugiej wojny światowej, w tajemnicy przed rodzicami planuje ucieczkę z rodzinnej wsi Rybaki. Swój plan realizuje z uporem, nie bacząc na konsekwencje…

Najpierw przedostaje się do Rumunii, a stamtąd na Bliski Wschód. Jako żołnierz Samodzielnej Brygady Strzelców Karpackich, a później Legii Cudzoziemskiej, walczy w północnej Afryce. Bierze także udział w bitwie pod Monte Cassino. Po wojnie postanawia w końcu ułożyć swoje życie osobiste. Na przeszkodzie staje mu jednak jego rogata dusza i kusząca perspektywa wyjazdu do Kanady…

Srebrny łańcuszek grafika promująca książkę

Do przeczytania książki Srebrny łańcuszek zaprasza Wydawnictwo Novae Res. W ubiegłym tygodniu na naszych łamach zaprezentowaliśmy premierowy fragment książki Srebrny łańcuszek. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii: 

Rybaki, wrzesień 1939

Tydzień po wybuchu wojny, może kilka dni później, na drodze prowadzącej do Kut zaczęły się pojawiać oddziały wojska polskiego. Przybywało ich z każdym dniem, ale nie był to paradny marsz wojska w czystych, dobrze skrojonych mundurach i w szyku równym jak od linijki. Nie było to wojsko, które z zapartym tchem oglądał Adam przez dziury w płocie ogradzającym kołomyjskie koszary. Drogą szły grupy zmęczonych fizycznie i psychicznie żołnierzy, których dowódca, generał Rydz-Śmigły, kilka lat wcześniej buńczucznie zapowiadał, że nieprzyjacielowi nie odda nawet guzika.

Dla Polaków, mieszkańców Rybak, był to przygnębiający widok. Państwo polskie przestawało istnieć, a ukraińscy nacjonaliści coraz śmielej dawali o sobie znać.

– Mamo, dokąd oni idą? – pytał przejęty Adaś.

– Nie wiem, synku. – Zofia podeszła do okna. – Na razie do Kut, bo tam jest most i można przejść na rumuńską Bukowinę.

– Pójdą tam i już nie wrócą?

– Wrócą, synku, wrócą. Razem z rumuńskim wojskiem wrócą i powstanie Polska od morza do morza.

Tuż przed wkroczeniem Armii Czerwonej polskich uciekinierów zmierzających do Kut zarówno wojska, jak i ludności cywilnej z głębi Polski, było coraz mniej. Ukraińska milicja wyłapywała pojedynczych Polaków, rozbierała ich do naga, biła wierzbowymi kijami i zmuszała do pracy w polu, głównie przy wykopkach ziemniaków. Adaś widział, jak dwaj całkiem nadzy żołnierze ciągnęli brony. Po siedemnastym września i wkroczeniu Rosjan praktyki ukraińskiej milicji zostały ukrócone i zapanował względny spokój.

Rybaki, październik 1939

Był już późny wieczór, gdy do drzwi domu Rostońskich ktoś cicho zapukał. Dwa razy, krótka przerwa, trzy razy i znowu dwa.

– To Jegor i Boris. – Ojciec Adasia podkręcił naftową lampę i w pokoju zrobiło się jaśniej. – Idę, już idę – mruknął pod nosem, gdy pukanie rozległo się znowu. – A ty zasłoń okno – powiedział do żony.

Od dwóch tygodni czerwonoarmiści Jegor i Boris, zamiast pilnować granicy na Czeremoszu, po zapadnięciu zmroku odwiedzali dom Rostońskich, w którym byli częstowani wódką. – Ciężką służbę macie. – Gospodarz napełnił szklanki bimbrem. – A granica nie zając, nie ucieknie.

– Tak, tak – przytakiwali ochoczo Rosjanie. – Nie ucieknie.

Po okresie początkowej nieufności do Polaków, spowodowanej indoktrynacją politruków, rosyjscy żołnierze przekonali się, że ci, przed którymi ich ostrzegano, są bardziej gościnni niż Ukraińcy. Wkrótce po zapadnięciu zmroku dom Rostońskich stał się dla nich miejscem, w którym mogli dobrze zjeść i wypić.

– Jak możesz pić z wrogami!? – Zofia strofowała męża niemal zawsze po wyjściu patrolu. – Nie wstyd ci? Niewinnych ludzi na Sybir wywożą – krzyczała – a ty się z nimi zadajesz!

– Uspokój się, głupia – odpowiadał. – Dopóki oni są tutaj, jesteśmy bezpieczni. Ukraińcy boją się ich jak ognia i nic nam nie zrobią. A poza tym ludzie uciekają przez Czeremosz do Rumunii. Są bezpieczni, jeśli patrol jest u nas.

Rosjanie polubili rodzinę Rostońskich, na czym korzystał też Adaś. Częstowany przez Rosjan machorką, co bardzo mu się podobało, często wyglądał i zachowywał się tak, jakby był pijany.

Rybaki, listopad 1939

– A może by tak uciec do Rumunii. – Adam Rostoński dzielił się pomysłem z Grzegorzem Jakubowskim. – Tak jak nasze wojsko.

– Zwariowałeś? – Grzegorz zrobił palcem kółko na czole. – A kto nas przyjmie?

– No, Rumunia. Wszystkich przyjmuje. Nie widzisz, że nikt nie wraca?

– I co, tak na zawsze uciec?

– Nie na zawsze. Wrócimy za rok, może dwa, z polskim wojskiem. Na białych koniach wrócimy. Jako bohaterowie.

– Tak myślisz?

– Pewnie. Wszyscy tak mówią.

– I tak we dwóch tylko?

– Nie, będzie jeszcze Kazik i Piotrek. Rozmawiałem z nimi.

*** Tę ucieczkę zaplanowali nastolatkowie, jeszcze niemal dzieci. Najstarsi z nich – Grzegorz, kuzyn Adama, oraz Piotrek – mieli po szesnaście lat, Adam czternaście, a Kazik Pielik – trzynaście. O ucieczce wiedziała też dziesięcioletnia Ania, siostra Grzegorza, której zadaniem było dyskretne przygotowanie prowiantu dla chłopaków. Chociaż trudno w to uwierzyć, to przez trzy tygodnie dzieci działały w pełnej konspiracji i nikt z dorosłych nie wiedział o ich planach.

Rybaki, 7 grudnia 1939

Późnym wieczorem Adam Rostoński i Kazik Pielik spotkali się w umówionym miejscu niedaleko domu, w którym mieszkał Grzegorz.

– Zapytamy, czy jest gotowy do drogi – zdecydował Adam. – Już trzy dni się z nim nie widziałem.

– Na pewno jest. – Kazik podniósł kołnierz skórzanego kożucha. – Zimno mi.

– Nie narzekaj. – Adam machnął ręką. – Zimno to będzie w Czeremoszu. Idziemy. Mdłe światło naftowych lamp widoczne było w kuchni i pokoju domu Grzegorza.

– Tutaj go nie ma – meldował Kazik, który zaglądał przez kuchenne okno. Chłopcy podeszli do drugiego okna.

– Jest tutaj – szepnął Adam, który przez firankę zobaczył leżącego w łóżku Grzegorza i jego siostrę siedzącą obok na krześle. Adam spojrzał na Kazika, przyłożył palec do ust, nakazując milczenie, i cicho zapukał w szybę.

Dziewczynka podeszła do okna i osunęła firankę. Gdy w mroku nie zobaczyła nikogo, chciała odejść, ale chłopak zapukał ponownie.

– To ja, Adam, nie poznajesz mnie? – powiedział półgłosem, gdy Ania uchyliła okno. – Jak się czuje Grzesiek?

– Jest bardzo chory. – Usta dziewczynki ułożyły się w podkówkę. – Był doktor Jurgiel i kazał postawić bańki.

– Pamiętasz, że to już jutro?

– Pamiętam, ale Grzesiek nie pójdzie.

– Naprawdę? Pytałaś go?

– Tak. – Trudno, pójdziemy bez niego – zdecydował Adam.

Rybaki, 8 grudnia 1939

Do torby na obrok dla koni Adam zapakował słoninę, chleb, tytoń i bieliznę. Po krótkim namyśle włożył płaszcz gimnazjalny, o wiele za duży, kupiony przez ojca na wyrost, i przerzucił torbę przez plecy. Tak wyekwipowany wyszedł z domu.

– A ty dokąd się wybierasz? – Matka Adama postawiła na ziemi wiadro z mlekiem.

– Do kolegi idę, do Kazika.

– Mleka byś się napił. Ciepłe jeszcze, dopiero udoiłam.

– Nie, nie chcę, mamo.

– Tylko pamiętaj, żebyś wrócił na kolację.

***

– Wchodź. – Kazik rozejrzał się wokół i zamknął drzwi. – Ojca i matki nie ma w domu, jest tylko pani Alicja.

– A jak nas zobaczy?

– Nic nam nie zrobi. – Kazik podrapał się po głowie. – Wiesz, ja jej nawet powiedziałem.

– Zwariowałeś?

– Musiałem komuś powiedzieć. Pani Alicja nic nikomu nie powie i chce się z tobą zobaczyć.

***

Alicja była nauczycielką. Miała dwadzieścia osiem lat, pochodziła ze Śniatyna i wynajmowała pokój w domu rodziców Kazika.

– Co wy dobrego chcecie zrobić? – zapytała Adama, zamykając drzwi na klucz. – Złapią was, zamkną w więzieniu, może nawet zamordują, a waszych rodziców wywiozą na Sybir. Stamtąd się nie wraca. Zrezygnujcie z tej ucieczki.

– Za późno, proszę pani. Wszystko mamy przygotowane.

– Tak ci się tylko wydaje. – Nauczycielka położyła dłoń na ramieniu chłopaka. – Tak ci się tylko wydaje – powtórzyła, kręcąc głową. – Pożegnałeś się chociaż z mamą i tatą? – Nie. – Adam zmarszczył czoło. – Od razu by poznali, że chcę uciec.

– A pamiętasz ostatnią rozmowę z nimi?

– Pamiętam.

– I co im powiedziałeś?

– Powiedziałem mamie, że wrócę na kolację.

– A pomyślałeś, że serce jej pęknie, jak się dowie, że już cię nigdy nie zobaczy? Nie rób jej tego, zostań.

– Dlaczego ma mnie nigdy nie zobaczyć? Wrócimy za rok z polskim i rumuńskim wojskiem. Będziemy bohaterami.

– Ech wy, dzieciaki. – Nauczycielka rozpłakała się i objęła Adama.

Do Alicji wzdychali wszyscy uczniowie ostatnich klas podstawówki, a teraz on był w jej ramionach. Teraz ona tuliła go do swoich piersi. Chłopak był w siódmym niebie. Dla chwil takich jak ta był gotów porzucić plan ucieczki i zostać.

– Dobrze już, Adasiu, dobrze. – Nauczycielka wycierała chusteczką oczy. – Tak mi się was żal zrobiło – mówiła, sięgając po torebkę. Wyjęła z niej mały belgijski pistolet.

– Weź to, kochany Adasiu – powiedziała. – Nikt nie wie, co cię jeszcze spotka. Jeśli będziesz w niebezpieczeństwie, to nie zastanawiaj się ani chwili, tylko strzelaj. A teraz zobacz.

Udzieliła mu krótkiej lekcji obsługi pistoletu i wprowadziła nabój do komory nabojowej. Wystarczy tylko odbezpieczyć pistolet i możesz strzelić – powiedziała. – No, idź już. – Ucałowała chłopaka na drogę.

Po pożegnaniu z nauczycielką Adam i Kazik w umówionym miejscu spotkali się z Piotrkiem. Ponieważ było jeszcze dość widno, cała trójka postanowiła poczekać do zmroku w gospodarstwie Macieja Jakubowskiego, ojca ich starszego kolegi Michała.

– Stamtąd jest najbliżej do Czeremoszu. – Adam rozwiewał wątpliwości młodszego Kazika. – Do granicy z Rumunią będziemy mieli mniej niż pół kilometra, a w tym miejscu rzeka jest najpłytsza.

*** Maciej Jakubowski miał pięćdziesiąt lat. Dla chłopaków był to tak podeszły wiek, że nadali mu przezwisko Dziadek. Początkowo denerwowało to Michała. – To nie jest dziadek – tłumaczył chłopakom kilka lat wcześniej. – Mój dziadek ma siedemdziesiąt trzy lata, a tato tylko czterdzieści pięć.

Chłopcy przyjęli to do wiadomości, ale dla nich Maciej nadal pozostał Dziadkiem.

Adam zapukał do drzwi. Odczekał chwilę i zapukał ponownie, jednak za drzwiami panowała cisza.

– Trudno – zwrócił się do Kazika i Piotrka. – Muszę użyć kołatki.

Jak powiedział, tak zrobił, ale jedynym efektem było głośne szczekanie psa.

– Nie wal tak mocno. – Piotrek strofował kolegę. – Umarły by się obudził. Adam zapukał jeszcze raz, już ciszej.

– Czy jest Michał? – zapytał, gdy w drzwiach stanął Dziadek.

– Nie ma. – Mężczyzna uważnie przyglądał się chłopcom. Zdziwiła go torba na plecach Adama i plecaki Kazika i Piotrka.

– Michał pojechał do Horodenki i wróci za trzy dni. A wy, szczeniaki, to dokąd się wybieracie?

– Do Rumunii, Dziadku. – Adam spojrzał na kolegów. – Za naszym wojskiem idziemy.

– Taj wy jeszcze szczeniaki, gdzie wam do wojska. – Maciej Jakubowski z niedowierzaniem kręcił głową. – Gdzie wam do wojska – powtórzył.

– Będziemy walczyć, Dziadku. A za rok wrócimy. Będziemy bohaterami.

– Wy walczyć? Wy bohaterami? Zapomnijcie o tym, dzieciaki. To wojna.

– Dziadku, my już wszystko zaplanowaliśmy. Pomóż nam, nie sprzeczaj się.

Determinacja chłopaków zaskoczyła Macieja. Z jednej strony rozumiał ich postępowanie. Tu, gdzie była Polska, są teraz Rosjanie i Ukraińcy wrogo nastawieni do Polaków. Prawda, Rosjanie tu przyszli, ale Ukraińcy byli zawsze, a teraz pomagają Rosjanom w tworzeniu list Polaków. Zsyłki na Sybir już się zaczęły. Może tak być, że stojący przed nim chłopcy już są na tych listach. Może za miesiąc czy dwa, zamknięci w bydlęcych wagonach, pojadą tam, skąd się nie wraca. A po drugiej stronie rzeki jest wolna rumuńska Bukowina.

– Chcecie mojej pomocy?

– Tak, Dziadku. – Adam spojrzał na Piotrka i przymknął oko.

– Co mam zrobić? – Ty, Dziadku, tutaj mieszkasz i stary już jesteś, to nikt nie będzie ciebie podejrzewał. – Adam wtajemniczał Macieja w opracowany wcześniej plan. – Pójdź nad Czeremosz i sprawdź, czy nie ma ruskiego patrolu. My się schowamy za płotem i będziemy cię obserwowali. Jeśli patrol będzie blisko, to wracaj powoli. Jeśli daleko, to wracaj szybkim krokiem.

I Dziadek poszedł.

***

Pies, którego zdenerwowała kołatka, na widok odchodzącego gospodarza i chłopaków zajmujących miejsce za jego płotem spokojne szczekanie zmienił w ujadanie.

– Czego on się tak drze? – Piotrek był zdenerwowany. – Nieszczęście jeszcze na nas sprowadzi.

– Chłopaki, siadamy i rozsznurowujemy buty – zdecydował Adam. – Tu mamy warunki, nad rzeką nie będziemy mieli czasu.

Z butami pierwszy uporał się Kazik.

– Chłopaki – zawołał półgłosem, gdy wyjrzał zza płotu. – Dziadek idzie powoli. Ruski patrol jest blisko.

***

Maciej Jakubowski szedł noga za nogą, a ścieżką biegnącą niedaleko jego gospodarstwa, też powoli, kroczył ukraiński milicjant. Nie widział chłopaków, ale oni zobaczyli jego i wpadli w panikę.

– Uciekamy! – krzyknął Adam.

Chłopcy przeskoczyli płot i przez zaorane pole zaczęli biec ku rzece. Ukraiński milicjant, jak się okazało, bez broni, natychmiast ruszył za nimi.

Rozsznurowane buty okazały się dla Kazika pułapką. Biegnąc, zgubił jeden z nich, a gdy się zatrzymał, został złapany przez milicjanta.

– Dokąd uciekasz, ty polska świnio? – krzyczał Ukrainiec, trzymając Kazika za rękę.

Koledzy Kazika też się zatrzymali. Adam wyszarpnął z rękawa pistolet, wymierzył do milicjanta i nacisnął spust. Pistolet jednak nie wypalił. Chłopak cisnął spust raz za razem, ale pistolet milczał. Ukrainiec, widząc pistolet, który nie chce wypalić, natychmiast puścił Kazika i ruszył za Adamem. Ten, uciekając, odwracał się kilka razy i naciskał spust, ile tylko miał siły, jednak bez skutku. Pewnie pani Alicja dała mi stare naboje – taka myśl przebiegła przez głowę chłopaka. Spanikowani chłopcy wbiegli do rzeki w innym miejscu, niż zaplanowali. Zamiast w wodzie sięgającej kostek, przy samym brzegu znaleźli się w wodzie do pasa, a szybki nurt Czeremoszu zaczął ich znosić na coraz większą głębinę.

– Trzymaj! – krzyknął starszy i silniejszy Piotrek, podając Adamowi złamaną gałąź.

Z największym trudem udało się obu chłopakom pokonać nurt rzeki. Kilka metrów dalej znajdowała się trzymetrowa głębina z kręcącą się wodą. Pasąc krowy, chłopcy często wrzucali tam patyki i patrzyli, jak giną wciągane przez wodny wir.

***

Siedząc w zaroślach, już po rumuńskiej stronie, przemoczeni chłopcy widzieli wystrzeliwane flary rozświetlające teren, z którego uciekli. Słyszeli huk karabinowych wystrzałów, ujadanie wiejskich psów i krzyki żołnierzy. Byli zbyt daleko, aby rozumieć ich pełne ekspresji nawoływania, a słowo szpieg było jedynym, które rozpoznawali.

Adam, uratowany przez Piotra z wodnej pułapki, miał o czym rozmyślać. To on podsunął pomysł ucieczki. To on zdecydował o rozsznurowaniu butów daleko od rzeki, przez co Kazik zgubił but i został złapany. To wreszcie on nie zabił ukraińskiego milicjanta. Co się stało z Kazikiem? Zabili go od razu czy wykonają wyrok za jakiś czas?

Adam nie docenił jednak przebiegłości radzieckiego NKWD1 . Nie wiedział, że dla wielu osób byłoby lepiej, gdyby Kazik został zastrzelony podczas ucieczki. Martwy chłopak nie mógłby nic powiedzieć.

– A co z Kazikiem? – podobne wątpliwości dręczyły trzęsącego się z zimna Piotrka. – Dlaczego nie zabiłeś tego ukraińskiego dziada?

– Próbowałem – tłumaczył się Adam. – Pistolet nie chciał wystrzelić. Nie wiem, może to przez stare naboje.

– Przecież umiesz strzelać.

– Umiem. Mam ojca policjanta. Kiedyś z jego rewolweru prawie zabiłem brata.

– Właśnie – zamyślił się Piotrek. – Jaki będzie z ciebie bohater, jeśli nie potrafiłeś obronić Kazika? Chyba wiesz, że go zabiją.

W naszym serwisie przeczytacie już kolejny fragment książki Srebrny łańcuszek. Powieść kupicie w popularnych księgarniach internetowych:

Tagi: fragment,

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak0
Okładka książki - Srebrny łańcuszek

Niezwykła historia wiejskiego chłopaka, którego rogata dusza zaprowadziła na drugi koniec świata. Wojna, bohaterstwo i próba poznania historii - Srebrny...

dodaj do biblioteczki
Wydawnictwo
Recenzje miesiąca
Kobiety naukowców
Aleksandra Glapa-Nowak
Kobiety naukowców
Kalendarz adwentowy
Marta Jednachowska; Jolanta Kosowska
 Kalendarz adwentowy
Grzechy Południa
Agata Suchocka ;
Grzechy Południa
Stasiek, jeszcze chwilkę
Małgorzata Zielaskiewicz
Stasiek, jeszcze chwilkę
Biedna Mała C.
Elżbieta Juszczak
Biedna Mała C.
Sues Dei
Jakub Ćwiek ;
Sues Dei
Rodzinne bezdroża
Monika Chodorowska
Rodzinne bezdroża
Zagubiony w mroku
Urszula Gajdowska ;
Zagubiony w mroku
Jeszcze nie wszystko stracone
Paulina Wiśniewska ;
Jeszcze nie wszystko stracone
Pokaż wszystkie recenzje