Co by było, gdy twój poziom inteligencji okazał się wyższy, niż ci się wydaje? Czy w twojej głowie kryje się geniusz, który tylko czeka, żeby się ujawnić? A może chciałbyś zażyć pigułkę, która zwiększy twój potencjał intelektualny?
Badacze na całym świecie pracują nad sposobami poprawy działania naszego mózgu, byśmy stawali się coraz bystrzejsi i zdolni do większej koncentracji. W swojej książce Ukryty geniusz David Adam, autor bestsellera Człowiek, który nie mógł przestać. Opowieści o nerwicach natręctw, próbuje odpowiedzieć na pytania: Czym jest inteligencja? W której części mózgu się znajduje? I przede wszystkim: Czy można ją zmienić i ulepszyć?
Autor na własnej skórze przekonuje się o skuteczności rewolucyjnych „pigułek na rozum” i elektrostymulacji, opowiada o mrocznych dziejach testów na inteligencję oraz spotyka się z sawantami i hakerami mózgów. W ironiczny sposób opisuje też Mensę, której jest członkiem, bezlitośnie obnażając słabości tej instytucji.
David Adam zadaje poważne pytania o to, czy i w jaki sposób nauka powinna klasyfikować ludzi ze względu na inteligencję oraz jak daleko można się w posunąć w próbach podnoszenia poziomu inteligencji. Do lektury książki Ukryty geniusz zaprasza Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego. W ubiegłym tygodniu zaprezentowaliśmy jej premierowy fragment, w którym autor odpowiadał na pytanie, czy mózg może nas uleczyć? Dziś czas na kolejny fragment książki:
Nauka i medycyna dały nam niemal boską moc zmieniania naszych ciał, poprawy wydolności i maksymalizowania naszego potencjału fizycznego. Nikt nie jest już zwyczajnie słabeuszem ani tłuściochem – co najwyżej nie wypróbował jeszcze tego leku albo tamtego programu ćwiczeń. Postęp wyswobodził sprawność fizyczną z krępującego ją kaftana sztywnych ograniczeń.
Niestety, nie da się powiedzieć tego samego o naszym potencjale umysłowym. Sprawność mózgu, mierzona umiejętnością poprawnego wykonania zestawu określonych zadań, wciąż jeszcze uważana jest za niezmienną. Owa sprawność, przeliczana na punkty, liczby, procenty, stopnie, interpretowana za pośrednictwem odruchów, reakcji, słów i działań, jest tym, co rozumiemy przez pojęcie inteligencji. Poziom inteligencji jednostki, w przeciwieństwie do jej kondycji fizycznej – masy mięśniowej, pojemności płuc, wydolności wątroby, prędkości wzrostu włosów, zaburzeń erekcji, stanu i barwy uzębienia, elastyczności skóry na szyi i dekolcie, skłonności do pojawiania się nieestetycznych plam wątrobowych, opadania biustu, elastyczności mięśni tułowia, indeksu masy ciała, stosunku obwodu w talii do obwodu w biodrach, poziomu ciśnienia krwi i całej reszty – jest postrzegany jako wielkość statyczna. Idziesz przez życie z tym, co masz.
Rzekomo niezmienny charakter zdolności umysłowych stanowi jeden z fundamentów struktury społeczeństwa. Domniemane różnice w poziomie inteligencji przyczyniły się do utrwalenia systemu klasowego, za ich sprawą wyniki w nauce są nadal powszechnie wykorzystywane do klasyfikowania, oceniania i selekcjonowania pod kątem potencjału umysłowego. To dzięki nim klasowy prymus nawet po upływie kilku dziesięcioleci ma przewagę nad konkurentami podczas rozmowy kwalifikacyjnej. To one skłaniają pedagogów i socjologów do gorączkowego poszukiwania odpowiedzi na pytanie, czy o poziomie inteligencji jednostki decydują czynniki genetyczne czy środowiskowe. To one umożliwiają ludziom opisywanie za pomocą liczby nie tylko rozmiaru obuwia czy wzrostu, ale także swojego IQ.
Koncepcja zmiany poziomu czyjejś inteligencji, fundamentalnej zmiany potencjału umysłowego, w wyniku której dana osoba stałaby się właściwie innym człowiekiem – w znacznie większym stopniu niż po transplantacji serca – wydaje się mocno naciągana, a nawet niemożliwa do urzeczywistnienia. A przecież żyjemy w świecie, w którym wchodząc na stronę internetową, możemy wybrać przed operacją kształt nosa i długość naszych nowych palców u stóp. Ingerencja w pracę mózgu w celu zmiany zdolności umysłowych – zapewne najpoważniejsza ingerencja w kierunek, jaki może obrać ludzkie życie – jest więc nie tylko prawdopodobna, ale wręcz nieunikniona.
Któż bowiem zrezygnowałby z szansy na wykorzystanie owego nieużywanego potencjału kognitywnego? Żeby wymazać tamto upokorzenie, jakiego doznał w szkolnej szatni przed lekcją WF-u. Żeby wymyślić coś, cokolwiek, co mógłby powiedzieć w tamtym autobusie dziewczynie, z którą umówił się na randkę, byle tylko przerwać krępujące milczenie. Żeby ujrzeć dumę w oczach taty, który rzuca mu kluczyki do samochodu. Kto nie chciałby zapewnić sobie i swoim dzieciom możliwości osiągania lepszych wyników na sprawdzianach i egzaminach, oglądania wyższych ocen obok swojego nazwiska. Cóż, naukowcy twierdzą, że to da się zrobić.
Nie dajmy się zwieść pozorom: rewolucja neuronaukowa trwa w najlepsze i nabiera rozpędu. Wiele krajów świata zaangażowało się w naukową rywalizację o prymat w eksploracji terytorium mózgu. Każdy z nich pompuje miliardy w badania nad metodami umożliwiającymi zmianę sposobu pracy neuronów. Motorem tej rewolucji jest pilna potrzeba wynalezienia nowych narzędzi do walki z narastającym problemem demencji w starzejącym się społeczeństwie oraz zdumiewający brak skutecznych terapii zaburzeń psychicznych, z którymi boryka się co najmniej jedna czwarta ludzkości. Należy tylko odpowiedzieć sobie na pytanie, czy i w jakim zakresie wyniki tych badań wpłyną na sytuację ogółu społeczeństwa.
Historia uczy, że skutków postępu naukowego nie da się zahamować, ograniczyć ani skanalizować. Spełniają one bowiem niezaspokojone ludzkie pragnienia. Zdobycze anatomii i chirurgii wykorzystuje się dziś nie tylko do ratowania życia, ale także do wszczepiania implantów piersi i wykonywania korekt nosa. Osiągnięcia w dziedzinie syntezy chemicznej przyniosły nam nie tylko nawozy sztuczne i celowane leki przeciwnowotworowe, ale też narkotyki rekreacyjne i nowe dopalacze. Techniki genetyczne służą zwalczaniu chorób dziedzicznych, aby uwolnić od nich przyszłe pokolenia, ale otwierają także niepokojącą perspektywę „projektowania” dzieci o określonym kolorze oczu, wzroście albo płci.
W sytuacji, gdy ze wszystkich tych zdobyczy medycyny korzysta się dziś nie tylko po to, aby nas leczyć, ale także po to, żeby poprawiać nasz nastrój i wygląd, przypuszczenie, że to samo nie stanie się z neuronauką, której osiągnięcia mogą nam zapewnić nieporównanie większe korzyści, byłoby przejawem skrajnej naiwności. Żyjemy nie tylko w epoce mózgu. Żyjemy w czasach neuronauki kosmetycznej, której ostatecznym celem jest zwiększenie poziomu inteligencji.
Ludzie od zawsze pragną mieć przewagę nad rywalami. Wszyscy rodzice chcą zapewnić swoim dzieciom jak najlepszy życiowy start lub, co w wielu przypadkach wydaje się znacznie uczciwsze, sprawić, żeby inni ludzie – nauczyciele, przyszli pracodawcy i partnerzy życiowi – zauważyli ich dzieci, docenili je i darzyli większymi względami niż inne. Jak dotąd jednak próby osiągnięcia tego celu poprzez podniesienie poziomu inteligencji pozostają w sferze marzeń. Wykształcenie można kupić, ale zdolności? Cóż, albo się je ma, albo nie. Badania nad poszerzaniem zdolności poznawczych dają nadzieję na podniesienie poziomu inteligencji u tych, którym dziś jej brakuje.
Rozwój technik aktywizowania funkcji poznawczych zmusza nas do zmiany podejścia do kwestii inteligencji i zdolności. Mniej więcej w tym samym czasie, kiedy rząd Wielkiej Brytanii poprosił ekspertów o opinię na temat możliwości doskonalenia inteligencji, Parlamentarny Urząd do spraw Nauki i Technologii wydał broszurę poświęconą temu zagadnieniu, przeznaczoną dla brytyjskich decydentów.
„Powszechne wykorzystanie metod zwiększania zdolności poznawczych będzie mieć interesujące implikacje dla społeczeństwa” – czytamy w niej. – „Obecnie jednostki o ponadprzeciętnych zdolnościach poznawczych w zakresie pamięci i umiejętności logicznego rozumowania są cenione i nagradzane. Udostępnienie każdemu obywatelowi narzędzi umożliwiających osiągnięcie takiego samego poziomu intelektualnego może ograniczyć zróżnicowanie populacji pod względem zdolności poznawczych i zmienić dotychczasowe postrzeganie normalności”.
Podobnie jak w przypadku dopingu w sporcie, korzyści płynące ze stosowania technik zwiększania zdolności poznawczych nie muszą być kolosalne, żeby mieć istotne znaczenie. Inteligencja jest relatywna. Jest z nią tak jak z prędkością w tym starym dowcipie o dwóch kamerzystach, którzy w afrykańskiej dziczy filmują lwa. Kiedy wygłodniała bestia ich zauważa i rzuca się w ich stronę, wściekle rycząc, jeden z mężczyzn błyskawicznie zdejmuje z nóg ciężkie trapery i wkłada adidasy.
– W życiu nie będziesz szybszy od lwa – mówi drugi.
– Nic nie szkodzi. Wystarczy, że będę szybszy od ciebie.
Rosnące znaczenie badań nad podnoszeniem poziomu inteligencji i potencjału poznawczego rodzi wiele pytań i wątpliwości natury moralno-etycznej, technicznej oraz społecznej. Wydaje się, że w tej chwili najistotniejsze są dwie kwestie. Po pierwsze: czy to naprawdę działa? Po drugie: jak daleko można się posunąć? Ta książka to raport z linii frontu rewolucji neuronaukowej. Wierzę, że techniki zwiększania zdolności poznawczych działają, ponieważ posłużyłem się nimi, żeby podnieść poziom mojej własnej inteligencji. Wykorzystałem je, żeby sięgnąć do 90 procent nieużywanego potencjału mego mózgu. Dowód? Dzięki nim wkręciłem się do Mensy.
W naszym serwisie znajdziecie już kolejny fragment książki Ukryty geniusz. Publikację kupicie w popularnych księgarniach internetowych: