Podróbka Kirstin Chen to opowieść o dwóch Amerykankach pochodzenia azjatyckiego, które łączą siły, przeobrażając mały przekręt z podróbkami w wielkie przedsięwzięcie na światową skalę.
Ava Wong zawsze grała bezpiecznie. Jako zasadnicza, przestrzegająca reguł amerykańska prawniczka wiedzie idealne życie – ma męża, który jest uznanym chirurgiem, małego synka i śliczny dom. Ale jej świat ukryty za tą fasadą powoli się wali: małżeństwo się rozpada, kosztowny dyplom prawniczy od lat leży niewykorzystany, a napady złości synka doprowadzają ją na skraj załamania nerwowego.
I oto zjawia się Winnie Fang – po dwudziestu latach chce odnowić znajomość z dawną przyjaciółką ze studiów. Tylko że po nieśmiałej, dziwnej dziewczynie, którą Ava niegdyś znała, nie ma już śladu. Winnie to teraz pewna siebie światowa kobieta, ociekająca luksusem, czego przykładem jest choćby niezwykle pożądana torba Birkin w klasycznym pomarańczowym kolorze. Co jest tajemnicą jej sukcesu?
Otóż Winnie uknuła pomysłowy plan oparty na imporcie niemal perfekcyjnych podróbek luksusowych torebek i potrzebuje kogoś z amerykańskim paszportem, kto pomoże jej w prowadzeniu biznesu – i kogo nikt nigdy by nie podejrzewał o popełnienie przestępstwa. Kogoś takiego jak Ava.
Kiedy jednak okazuje się, że spektakularny sukces całego przedsięwzięcia jest zagrożony, Winnie nagle znika, a Ava musi zamierzyć się sama z konsekwencjami…
Zaglądając za zasłonę ekskluzywnych designerskich witryn sklepowych i chińskich fabryk produkujących luksusowe towary, Kirstin Chen rozprawia się ze stereotypami, ukazując dwie zdeterminowane i zapadające w pamięć kobiety, które domagają się czegoś więcej od życia. Do lektury zaprasza HarperCollins Polska. Dziś na naszych łamach prezentujemy premierowy fragment książki Podróbka:
Pierwsze, co przykuło moją uwagę, to oczy. Były ogromne jak u postaci z japońskiej kreskówki, z wyraźnie zaznaczonymi powiekami, umiejętnie podkreślonymi odcieniami miedzi i obramowanymi przedłużonymi rzęsami, miękkimi i gęstymi jak futro. Następne w kolejce były włosy – lśniące, grube i puszyste loki sięgające piersi – oraz cera, gładka i niezwykle jasna. Potem ubranie – elegancka jedwabna bluzka i lakierowane szpilki od Louboutina. I wreszcie ona – ogromna czterdziestopięciocentymetrowa torba Birkin w klasycznym pomarańczowym kolorze. Wtedy jeszcze nie miałam pojęcia o tych wszystkich szczegółach, choć jak większość ludzi wiedziałam, że takie torby są absurdalnie drogie i właściwie nieosiągalne. Chcę przez to jedynie powiedzieć, że kobieta stojąca w progu mojej lokalnej kawiarni wyglądała, jakby była bogata. Jak azjatycka turystka. Jak rodowita Chinka. Naprawdę bogata.
Oczywiście, że byłam zaskoczona. Od czasu, kiedy ostatnio ją widziałam, minęło przeszło dwadzieścia lat, i teraz w ogóle nie przypominała dziewczyny, z którą dzieliłam pokój w akademiku na pierwszym roku studiów. Co więcej, nawet nie brzmiała jak ona. W tamtych czasach, w Stanfordzie, mówiła z wyraźnym zaśpiewem. Każde słowo, które wyszło z jej ust, zwijało się jak liść sałaty. Miała też problemy z poprawnym artykułowaniem niektórych głosek. Teraz jednak dopiero po kilku zdaniach zreflektowałabym się, że pochodzi z Chin. Kiedy się przedstawiła przez telefon, wymówiła swoje nazwisko tak samo, jak „kieł” po angielsku: Ava? To ty? Tu Winnie Faaang.
Dlaczego w ogóle chciała ze mną gadać? I skąd miała mój numer? Jak teraz o tym myślę, to pewnie wynajęła prywatnego detektywa, żeby mnie namierzył, ale kiedy ją o to spytałam, odpowiedziała swobodnie: Och, znalazłam cię na liście dyskusyjnej absolwentów.
Nie chciało mi się jej dalej wypytywać. Zgodziłam się pójść nią na kawę, poniekąd ciekawa, jak ułożyła sobie życie. Odeszła ze studiów tak nagle, w połowie pierwszego roku.
Nikt z moich znajomych z college’u nie utrzymywał z nią kontaktu, ona z kolei nie udzielała się w mediach społecznościowych, przynajmniej nie pod prawdziwym nazwiskiem. Mimo to od czasu do czasu docierały do nas plotki: że wróciła do rodzinnego Xiamen i ukończyła tam studia, że przeprowadziła się do Wirginii, aby zaopiekować się chorą ciotką, że wyszła za Amerykanina i szybko się rozwiodła. Moja znajoma wpadła na nią, kiedy rozglądała się po jednej z tych drogich chińskich prywatnych szkół immersyjnych w LA, gdzie najwyraźniej Winnie przez pewien czas uczyła.
W każdym razie gdy tylko kobieta stojąca w wejściu mnie zauważyła, krzyknęła: Ava! I podbiegła z jedną ręką wyciągniętą jak do uścisku. Na drugiej miała zawieszoną torebkę Birkin wielkości worka marynarskiego. Klienci kawiarni spojrzeli na nią z biernym zaciekawieniem i uznawszy zapewne, że jest jedną z tych influencerek, ponownie skupili się na swoich telefonach.
Przed spotkaniem z rozmysłem zmieniłam legginsy, które noszę na ogół, na spodnie z suwakiem, a pod oczami zaaplikowałam korektor. Niemniej w tamtej chwili miałam wrażenie, jakbym wyglądała zupełnie nijako, jak szara papierowa torba.
Winnie zamówiła przy ladzie podwójne espresso, po czym wróciła z maleńką filiżanką i spodkiem do stolika.
Spytałam, co ją sprowadza do San Francisco, a ona odpowiedziała, że jest tu w interesach – produkcja torebek, nudy. Machnęła dłonią przystrojoną szmaragdami i szafirami. I pomyśleć, że swój pierścionek zaręczynowy zostawiłam w domu, żeby nie wyjść na efekciarę.
Wiem, że zastanawiasz się, dlaczego do ciebie zadzwoniłam, powiedziała, a następnie wyjaśniła, że jej bliski przyjaciel z Chin potrzebuje przeszczepu wątroby i chce, żeby zabieg wykonano w Stanach. Zrobiła rozeznanie; wiedziała, że mój mąż to uznany transplantolog, i spytała, czy mogę ją z nim skontaktować, bo jak dobrze rozumiała, jest wysoko cenionym specjalistą w tej dziedzinie.
Powtarzam, nie odzywała się do mnie od dwudziestu lat! Błędnie odczytując moje niedowierzanie, dodała: Wiem, wiem, po wyborach prezydenckich ograniczyli dostęp do przeszczepów dla cudzoziemców, ale byłoby świetnie, gdyby twój mąż mógł chociaż porozmawiać z moim przyjacielem.
Odparłam, że pomówię o tym z Olim, a ona podziękowała mi wylewnie, po czym spytała: A co u ciebie, Ava? Opowiadaj. Minęło tyle czasu.
Streściłam jej najważniejsze punkty (a ona udawała, że o niczym nie wie, choć jej prywatny detektyw z pewnością o wszystkim ją poinformował): Olivier, którego najwyraźniej już znała, mój mąż od czterech lat, pół Francuz, pół Amerykanin; dwuletni syn Henri – czy chce zobaczyć zdjęcie? To on w naszym ogrodzie za domem, tak, mieszkamy tu niedaleko.
A praca?
Odpowiedziałam jak zwykle: odeszłam z kancelarii, gdy urodziłam Henriego, i teraz rozważam pracę z domu w celu zachowania lepszej równowagi między życiem zawodowym a prywatnym, i takie tam. Opowiadając o tym wszystkim, dokonałam analizy jej transformacji. Plastyka powiek, wiadomo, nowatorskie zabiegi na twarz z zastosowaniem lasera i mikroprądów, profesjonalnie przedłużone włosy, designerskie ciuchy. Ale to nie wszystko. Kiedy tak przede mną siedziała, popijając kawę z miniaturowej filiżanki, sprawiała wrażenie wyluzowanej, jakby czuła się naprawdę swobodnie i wiedziała, że tu pasuje.
Co zrobiła z tą pulchną poważną dziewczyną, która weszła do naszego pokoju w akademiku z dwoma podniszczonymi jaskraworóżowymi walizkami, jak się okazało, wypełnionymi akrylowymi swetrami i niedopasowanymi spodniami z poliestru z wywiniętymi na zewnątrz nogawkami? Kiedy ją zobaczyłam, od razu wiedziałam, że się nie zaprzyjaźnimy.
Dlaczego, pyta pani? Z typowych płytkich powodów, które dla nastolatków są niezwykle istotne. Była dziwna, nieogarnięta, świeża. Nie, nie w tym sensie. Wie pani, prosto z importu.
Może to nie było fajne z mojej strony, ale mogło być gorzej. Wiedziałam, że właściwi znajomi pomogą mi się wybić, a ci niewłaściwi pogrążą, i trzeba było działać szybko, żeby wyszło, jak należy.
Widzi pani, pani detektyw, czułam się trochę tak, jakbym całe życie czekała, żeby pójść na Stanford. Dorastając pod Bostonem, a konkretnie w Newton, jeśli zna pani tę okolicę, byłam jednym z tych cichych nerdowatych dzieciaków, na których nikt nie zwracał uwagi. Z wyjątkiem nauczycieli, którzy mnie znali, bo byłam prymuską, choć nieustannie mylili mnie z Rosą Chee. Przyjaźniłam się z nią, jak i z pozostałymi nerdami, ale dla całej reszty, dla normalnych dzieciaków, byłam niewidzialna.
Chce pani, żebym podała jakiś przykład? Otóż pewnego razu, kiedy mój brat wrócił do domu z college’u i poszliśmy na lody, wpadliśmy na Mitcha Paulsona, jego byłego partnera od debla. Gabe i Mitch przybijają sobie piątki, zderzają się przyjacielsko barkami, a ja nieśmiało macham ręką. Przysięgam, że na mój widok Mitch przybrał pusty wyraz twarzy. Gabe mówi: To moja siostra Ava, chodzi do przedostatniej klasy, na co Mitch odpowiada uprzejmie: Miło cię poznać.
Miło cię poznać! Byłam przynajmniej na tuzinie ich meczów. Wiem, z kim Mitch się spotykał na ostatnim roku, a nawet z kim chodził wcześniej. On z kolei nie miał bladego pojęcia, kim jestem.
Książkę Podróbka kupicie w popularnych księgarniach internetowych: