Przenieś się w świat magii! „Nata i czarownice" Anny Andrusyszyn

Data: 2022-08-02 10:55:23 | Ten artykuł przeczytasz w 11 min. Autor: Piotr Piekarski
udostępnij Tweet

Na czas wyjazdu mamy Nata miała zostać pod opieką trzech sympatycznych staruszek... Szkoda tylko, że mama zapomniała wspomnieć, że staruszki to emerytowane czarownice, a domem rodzinnym Naty zainteresują się potężni czarodzieje. To trochę komplikuje sytuację!

Nowe obowiązki związane z opieką nad Natą burzą też spokój Trzykrotek, trzech czarownic, dzielących dom ze złośliwym gadającym kotem Lukrecjuszem i lamą Łucją. Oczywiście nie mogą zdradzić, że nie są zwykłymi staruszkami. Tylko jak bez ujawniania czarodziejskich mocy mają poradzić sobie z przebojową ośmiolatką? Prawdziwe kłopoty zaczną się jednak dopiero wraz z pojawieniem się wrogiego czarodzieja, łasego na spadek ukryty w ogrodzie, i innych tajemniczych person...

Nata poradzi sobie z pierwszymi przygodami. Ale w końcu nadejdzie chyba czas na interwencję kogoś potężniejszego... Wygląda na to, że Nata musi się jeszcze wiele dowiedzieć o sobie i o swojej rodzinie.

Obrazek w treści Przenieś się w świat magii! „Nata i czarownice" Anny Andrusyszyn [jpg]

Nata i czarownice to świetna propozycja dla wszystkich czytelników, którzy lubią smak zagadek, szaleństwo przygód i sporą dawkę humoru! Nawet nie wyobrażacie sobie, jak zwariowane może być życie u boku trzech sympatycznych czarownic, nawet tych emerytowanych.

„Nata i czarownice" to kierowana do młodszych uczniów szkoły podstawowej książka, która wciąga od pierwszej strony. Błyskawiczna akcja i liczne tajemnice mocno angażują uwagę czytelnika

- recenzja powieści „Nata i czarownice"

Do lektury zaprasza Wydawnictwo Zielona Sowa. Dziś w naszym serwisie przeczytacie premierowy fragment książki Nata i czarownice:

ROZDZIAŁ I

Błękitna koperta

Odkąd Artur zaczął rozwozić listy, wysłuchał niejednej dziwnej historii o siostrach mieszkających na wzgórzu. A to że robią swetry z kociej sierści, a to że chodzą nocami po lasach… Podobno ktoś widział, jak jesienią zbierały muchomory, a ktoś inny podsłuchał, jak rozmawiają w bardzo dziwnym języku przypominającym… krakanie wron. Listonosz wszystkie te opo wieści kwitował wzruszeniem ramion. Lubił te trzy starsze panie, chociaż musiał przyznać, że były dość oryginalne. Nie chodziło tylko o to, że mieszkały z lamą i ubierały się bardzo ekstrawagancko, ale zdecydowanie o coś więcej.

List w błękitnej kopercie, który pewnego dnia dotarł na pocztę, był zaadresowany właśnie do jednej z nich, jednak Artur nie wiedział do której. Siostry Pelagia, Patrycja i Paulina miały imiona zaczynające się na tę samą literę, dlatego skrót: P. Trzykrotka, który widniał na kopercie, pasował do wszystkich trzech. Co gorsza, brakowało również numeru domu. Ktoś niezgrabie napisał: wieś Miotla Góra, i tyle. Artur zdecydował, że dostarcze nie tajemniczej przesyłki zostawi sobie na koniec.

Było już późne popołudnie, kiedy prawie skończył pracę. Tego dnia nie mógł zaliczyć do udanych. Deszcz padał od dobrych kilku godzin i nie zanosiło się na to, żeby pogoda miała się poprawić. Chociaż listonosz opatulił się w długi, nieprzemakalny płaszcz, twarz i ręce miał mokre i zmarznięte. Marzył o powrocie do domu i wielkim kub ku gorącej czekolady. A najlepiej dwóch. Zsiadł z roweru, oparł go o drzewo i przez chwilę przyglądał się krytycznie tylnemu błotnikowi, z którego smętnie zwisała lampka.

„Do licha, zaraz stracę światło!” – pomyślał ze złością. W tym miesiącu naprawiał je już dwa razy, jednak jazda po wiejskich wertepach nie sprzyjała utrzymaniu roweru w dobrym stanie. Spojrzał w stronę trzech ceglanych do mów stojących na wzgórzu. Nie były duże ani też specjalnie okazałe. Ot, trzy małe budynki z czerwonymi dachami. Wyglądały niemal identycznie, chociaż niewątpliwie różniły się ogrodami. Pierwszy był zadbany i pełen kwiatów, w drugim rosła tylko dawno niekoszona trawa, a trzeci przypominał mały park pełen drzew. Jedynym zaskakującym elementem we wszystkich ogrodach były kolorowe huśtawki i wielka dmuchana zjeżdżalnia, stojąca na środku. A przecież nigdy nie mieszkały tu żadne dzieci.

W domach paliło się światło, zatem siostry były u sie bie. Artur założył torbę na ramię, po czym zdecydowanym krokiem ruszył w stronę pierwszej furtki. Nacisnął dzwo nek i już po chwili Pelagia Trzykrotka stanęła w drzwiach. Ubrana była w długą, letnią sukienkę, zupełnie niepasującą do pogody. Siwe, cienkie włosy zaplotła w dwa warkocze, podobne do mysich ogonków. Na nosie miała przesadnie duże okulary z czerwonymi oprawkami. Obok niej stała brązowa lama z białą łatą na pysku i patrzyła na Artura z zaciekawieniem.

– Dzień dobry! – przywitała go entuzjastycznie Pelagia, jakby na dworze wcale nie było szaro i ponuro.

– Nie taki dobry – westchnął ciężko listonosz i od razu pokazał list.

– Znów bez imienia? – Uśmiechnęła się i odwróciła kopertę, żeby przeczytać nazwisko nadawcy. – Natalia Koczek… – Zamyśliła się przez chwilę. – Niestety, nic mi to nie mówi. Mina lamy wyraźnie wskazywała na to, że jej również nic to nie mówiło.

– Szkoda – powiedział listonosz. – Pójdę dalej.

– A może napiłby się pan gorącej czekolady? – zapytała Pelagia. – Właśnie podgrzałam mleko.

Artur zawahał się przez moment. Gorąca czekolada była dokładnie tym, o czym teraz marzył, a poza listem w błękitnej kopercie nie pozostało mu nic więcej do dostarczenia.

– Jeżeli to nie kłopot… – powiedział i wszedł do środka. Woda kapiąca z jego płaszcza od razu utworzyła kałużę na wycieraczce. Spojrzał pod nogi z zakłopotaniem.

– Proszę się nie przejmować, zaraz wyschnie – rzuciła beztrosko gospodyni, jakby czytała w jego myślach.

Artur powiesił płaszcz na kołku i pomaszerował za go spodynią w stronę kuchni. Idąc korytarzem, miał okazję przekonać się, że Pelagia Trzykrotka nie tylko nie przejmowała się kałużą w przedpokoju, lecz także mokrym praniem, czekającym w misce na powieszenie, rozrzuco nymi niedbale butami, łyżwami i wrotkami, ani stosem zapiaszczonych sprzętów plażowych, które najwyraźniej zalegały tu od ostatniej wyprawy nad wodę. Artur szybko obliczył, że musiało to być jakieś dwa miesiące temu, kiedy siostry na dłużej wyjechały z Miotlej Góry. Zgrabnie ominął wszystkie przeszkody, zahaczając jedynie o kawałek źle złożonego namiotu, i stanął na progu jasnej kuchni. Od razu przypomniały mu się bułeczki z jagodami, z których słynęła Pelagia. Zanim jednak zdążył o tym wspomnieć, ta powiedziała:

– Mam jeszcze gorące bułeczki z jagodami, które dopiero wyjęłam z pieca.

Artur aż zaniemówił z wrażenia. Właściwie już po winien się przyzwyczaić, że Pelagia zawsze proponowała mu do jedzenia to, o czym właśnie marzył, ale za każdym razem był tak samo zaskoczony. „Czy to możliwe, żeby ta przemiła staruszka wiedziała, o czym myślę?” – przemknęło mu przez głowę. „To przecież niedorzeczne” – sam sobie odpowiedział na to pytanie.

Tymczasem gospodyni postawiła przed nim gorącą czekoladę i talerz z bułkami. Lama przycupnęła po drugiej stronie stołu i również dostała porcję. Arturowi przeszło przez myśl, że jest chyba jedynym listonoszem na świecie, który je posiłek z lamą.

– Wygląda na to, że powoli przestaje padać – powie działa Pelagia, wychylając się przez okno.

– Naprawdę? Zupełnie straciłem już nadzieję – ucieszył się Artur, popijając czekoladę.

Jego przemarznięte dłonie i stopy stawały się coraz cieplejsze. Ponury nastrój zupełnie go opuścił i z przyjemnością opowiadał najnowsze ploteczki zasłyszane we wsi. Chętniej posiedziałby dłużej, ale czekało go jeszcze do starczenie tajemniczego listu. Podziękował za poczęstunek i ruszył w stronę drzwi. Na wycieraczce nie było już wody, płaszcz również wyglądał na zupełnie suchy. „Czyżbym sie dział tu tak długo?” – zdziwił się. Wydawało mu się, że nie minął nawet kwadrans.

Zamiast do drzwi wejściowych drugiego domu, skierował się prosto do garażu. Jak zwykle paliło się w nim światło, a brama była szeroko otwarta. Patrycja Trzykrotka klęczała przy starym motorze. Wszystko, co kiedykolwiek było częścią jego silnika, teraz walało się dookoła. Druga z sióstr należała do tych osób, które zawsze przepraszają, że nie mogą podać ręki na powitanie, bo ubrudziły się smarem. Od rana do nocy zajęta była reperowaniem jednego z kilku starych, zdezelowanych motocykli zaparko wanych w garażu. Artur w życiu nie widział, żeby na któ rymś jeździła. Może jeszcze nigdy nie udało jej się niczego naprawić? A może wcale nie lubiła jeździć, tylko wolała majsterkować?

Patrycja Trzykrotka nie była typem wesołka. Nigdy nie pytała listonosza, co u niego słychać. Sprawiała wraże nie małomównej i skrytej. Nie próbowała też niczym go częstować. Jedyne, co zawsze miała przy sobie, to butelka z kolorową oranżadą, którą niedbale wsuwała do kieszeni starych, wytartych ogrodniczek. Sądząc po liczbie ogryzków, które zapełniały kubeł na podjeździe, musiała być ogromną wielbicielką jabłek.

– Co tam dzisiaj przynosisz? – zapytała, niechętnie odrywając się od pracy. Jako jedyna z sióstr nie nazywała go nigdy „panem listonoszem”. Na początku znajomości zaproponowała, żeby on też mówił do niej po imieniu, ale Artur nie potrafił się przełamać. Nie do końca był pewien, ile siostry mogą mieć lat. Może ze sto?

„Jeżeli są wiedźmami, to nawet dwieście! Bankowo!” zwykł mawiać naczelnik poczty, który od dawna miał wyro bione zdanie na temat mieszkanek wzgórza. „Na śniadanie pewnie jedzą żaby, na obiad stonogi, a na kolację popijają krew z myszy, ot co!”

Artura złościło to głupie gadanie i zawsze szybko zmie niał temat. Przegonił wspomnienie naczelnika i pokazał Patrycji kopertę.

– List od Natalii Koczek – wyjaśnił. – Czy mówi to coś pani?

Patrycja zmarszczyła czoło, jednak zanim zdążyła odpowiedzieć, z okna trzeciego domu wychyliła się ostatnia z sióstr.

– List od Natalii? – zawołała. – To na pewno do mnie! Zaraz schodzę!

Artur pożegnał się z Patrycją i niespiesznym krokiem ruszył w stronę domu Pauliny. Doskonale wiedział, że w jej przypadku słowo „zaraz” oznaczało „raczej niezbyt szyb ko”. Paulina zawsze chodziła z nosem w książce. Zanim opuściła piętro i zeszła na parter, zdarzało jej się zanurzyć w lekturze do takiego stopnia, że zapominała o całym świecie, a zwłaszcza o biedaku, który czekał na otwarcie drzwi. W domu miała zgromadzoną literaturę, której nie powstydziłaby się niejedna biblioteka. Artur czasami wypożyczał od niej jakąś książkę, najczęściej kryminał albo coś o wędkowaniu. Bardzo był ciekaw, czy kiedyś trafi na tytuł, którego nie będzie w biblioteczce Pauliny. W tym celu dokładnie przeglądał fora internetowe dla wielbicieli rzadkich kryminałów, jednak jak dotąd nie udało mu się niczym jej zaskoczyć. Zawsze miała książkę, o którą pytał. Zawsze!

Kiedy listonosz stanął na ganku trzeciego domu, Paulina właśnie otwierała drzwi. Dzisiaj jej włosy były fioleto we. Jako jedyna z sióstr farbowała je na przeróżne kolory. Uwielbiała wpinać we włosy nie tylko kwiaty czy liście, lecz także plastikowe sztućce, pędzle, kolorowe flamastry, szyszki, guziki i inne nietypowe ozdoby. Na rękach nosiła kolorowe, olbrzymie bransolety, a na szyi korale, wisiorki i naszyjniki. Większość ozdób wykonywała własnoręcznie, inne przywoziła z dalekich, egzotycznych podróży.

Najwyraźniej na tym koncentrował się cały jej zapał, bo ubrania nosiła zupełnie zwyczajne, najczęściej po prostu szare.

Kiedy tylko listonosz podał jej kopertę, złapała ją podekscytowana i zatrzasnęła za sobą drzwi z szybko rzuco nym: „Do widzenia!”.

Artur ruszył w stronę furtki, pogwizdując pod nosem. Chociaż wszystko dookoła wciąż nosiło ślady deszczu, wie czór zapowiadał się pogodny. Poczęstunek Pelagii zdecydo wanie poprawił mu humor. Przez chwilę miał wrażenie, że Patrycja przygląda mu się badawczo, jednak kiedy odwró cił głowę, zobaczył, że nadal przyklęka przy motorze. „Zdawało mi się” – pomyślał. Zdjął torbę z ramienia i już miał wsiadać na rower, gdy jego wzrok zatrzymał się na tylnym błotniku. Lampka znowu wyglądała idealnie.

W naszym serwisie przeczytacie już kolejny fragment książki Nata i czarownice. Powieść kupicie w popularnych księgarniach internetowych:

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Nata i czarownice
Anna Andrusyszyn0
Okładka książki - Nata i czarownice

Na czas wyjazdu mamy Nata miała zostać pod opieką trzech sympatycznych staruszek... Szkoda tylko, że mama zapomniała wspomnieć, że staruszki to emerytowane...

dodaj do biblioteczki
Wydawnictwo
Recenzje miesiąca
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Dziadek
Rafał Junosza Piotrowski
 Dziadek
Aldona z Podlasia
Aldona Anna Skirgiełło
Aldona z Podlasia
Egzamin na ojca
Danka Braun ;
Egzamin na ojca
Cień bogów
John Gwynne
Cień bogów
Rozbłyski ciemności
Andrzej Pupin ;
Rozbłyski ciemności
Wstydu za grosz
Zuzanna Orlińska
Wstydu za grosz
Jak ograłem PRL. Na scenie
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Na scenie
Pokaż wszystkie recenzje