BARNIM: Woda to kolejna odsłona przygód tytułowego samotnika i wagabundy. Tym razem stara się on pomóc mieszkańcom odizolowanej od świata osady odnaleźć odpowiedzi na temat ich przeszłości, niestety nie on jeden jest na ich tropie. W "Wodzie", która jest drugą powieścią cyklu, akcja nabiera tempa. To, co dotąd wydawało się proste i zrozumiałe, wikła się i komplikuje. Barnim musi stawić czoła nowym i starym wrogom, ale też własnym demonom, dowiadując się przy tym coraz więcej o wykuwającym się układzie sił w tej części odradzającego się świata.
Więcej informacji o serii: http://barnimsaga.com . Koniecznie przeczytajcie premierowy fragment powieści:
Błądzę wzrokiem po równych, pewnie stawianych literach i myślę o tym, w co znów się wplątałem, kiedy na ścieżce ze wsi słyszę kroki. Zwijam kartkę i chowam ją przed deszczem w luźnym rękawie wilgotnej, workowatej sutanny, której nieustanna mżawka dodała kilka kilogramów. Na polanę przed chatą Interpretatora Iwana wchodzi Jura.
– Rozmawiałeś z Interpretatorem? – pyta z nadzieją w głosie.
– Spóźniłem się. – Podchodzę do Jury i podaję mu list. Przebiega go wzrokiem. Czyta raz jeszcze, uważniej. Podnosi głowę i spogląda mi prosto w oczy.
– Czytałeś.
– Czytałem.
– Gdzie on jest?
– W chacie. Powiesili go, żeby upozorować samobójstwo.
Jura bez słowa rusza w stronę chałupy i znika w środku. Po kilku chwilach pojawia się z powrotem.
– Pomożesz mi? Z tym, co w liście. – Jest spokojny. Zadumany. Nie wydaje się wstrząśnięty.
– Jura, jestem wdzięczny, że pomogliście mi zwiać Magnusowi, ale kolejnej rozróby nie potrzebuję. Sytuacja, w której mnie zastaliście, była bezpośrednią konsekwencją ostatniego razu, kiedy przyjąłem zlecenie i wmieszałem się w sprawy, które lepiej było ominąć szerokim łukiem. Nawet nie wiem, o co mnie prosisz. – Czuję się niezręcznie, odmawiając, ale mam dość własnych kłopotów, przypominających o sobie w najmniej spodziewanym momencie.
– Może zróbmy inaczej, Barnimie. Z tego, co mówisz, wynika, że imasz się różnych zajęć. Wynajmę cię do pomocy. – Jura nie traci rezonu.
– Nie jestem w takim dołku, żeby brać każde zlecenie…
– Zapłacę ci, ile zażądasz.
Zaczynam się bać jego determinacji.
– Nie chodzi o pieniądze. – Jeszcze walczę.
– No to zapłacę ci inną walutą. Dostaniesz zapasy i wyposażenie na dalszą podróż. Odpowiem na każde twoje pytanie, na które będę znał odpowiedź.
– Sprawdźmy to ostatnie: skąd macie elektryczność? – Akurat ta kwestia wydaje mi się wyjątkowo frapująca.
– Tama. Mała turbina wodna w instalacji na wale umieszczona w tym domku, o który pytałeś. Zasila ledwie kilka sprzętów, bo jeszcze doskonalimy technologię. Nie jest łatwo odtworzyć cuda techniki. Czy twoje pytanie oznacza, że przyjmujesz zlecenie?
– Załóżmy, że tak. Czego dokładnie ode mnie oczekujesz? – W obliczu uporu Jury rezygnuję z walki. A może od początku sam siebie oszukuję. Bez dwóch zdań, intryguje mnie, o co tu chodzi.
– Pomocy w wydobyciu pojemnika o takiej wielkości – mój rozmówca rozsuwa dłonie na szerokość kroku – i umieszczeniu go w bezpiecznym, wskazanym przeze mnie miejscu.
– Nie brzmi to strasznie. A daleko do tego starego Wierszyna?
– Ledwie paręset metrów. – Jura uśmiecha się, ale nie podoba mi się ten uśmiech.
– Wobec tego nie bardzo rozumiem, w czym problem.
– To po drugiej stronie zapory. Pod wodą. Spiętrzyliśmy rzekę po to, żeby zalać stary Wierszyn razem z jego tajemnicami.
– No, to faktycznie trochę komplikuje sprawę – stwierdzam, zarazem pytając samego siebie, dlaczego nic nigdy nie może być łatwe. – Macie jakiś sprzęt, który ułatwiłby wydobycie?
– Mamy dokładne mapy…
– To też, ale chodziło mi bardziej o jakiś akwalung, keson, coś w ten deseń.
– Co to jest keson?
– Taki dzwon, który zanurza się w wodzie. Jeśli podłączyć do niego pompę podającą powietrze, to umożliwia pracę na głębokości bez wychodzenia na powierzchnię. – Wspominam ostatni raz, kiedy przed laty nurkowałem w ten sposób. Po plecach przebiega mi zimny dreszcz.
Aha, no więc nie mamy kesonu. Akwalungu też nie.