Lwów, początek XX wieku. Uczucie młodej hrabiny zostaje wystawione na próbę. Czy miłość pokona nienawiść?
Wydawać by się mogło, że rozpaczliwa decyzja Anny, podjęta z miłości do męża, definitywnie zniszczy małżeństwo Dukajskich. Tymczasem życie niesie kolejne niespodzianki. Czy Michał odwzajemni przywiązanie żony? Kto okaże się przyjacielem, a kto wrogiem i komu zależeć będzie na rozdzieleniu małżonków?
Magiczny Lwów z początku XX wieku, bezkresne korytarze Twierdzy Przemyśl oraz sielsko-anielski Jabłonów staną się tłem dramatycznych wydarzeń. Jaką tajemnicę z przeszłości skrywa pułkownik Dukajski? Czy miłość zdoła pokonać rodzinne zdrady, szalejące żywioły i czającą się zewsząd śmierć? Czy i tym razem po najczarniejszym zmierzchu przyjdzie zwiastujący nadzieję brzask?
Do lektury najnowszej książki Joanny Wtulich Brzask i zmierzch zaprasza Wydawnictwo Lira. Ostatnio mogliście przeczytać pierwszy fragment powieści, tymczasem już teraz zachęcamy Was do lektury kolejnej części fragmentu:
Ojciec patrzył na nią chwilę, po czym z tym samym uśmiechem kontynuował:
— O czym ty mówisz, duszko? Dlaczego miałbym cię okłamywać? Wiesz, że mnie możesz wierzyć, że ja nigdy…
— Papo, ja wiem o tym, że przegrałeś cały majątek, to wszystko. — Zrobiła okrągły gest ręką. — Przegrałeś nawet mój posag. Wiem, że Michał spłacił nasze długi w tajemnicy przede mną. Wiem, że to zrobił za twoim przyzwoleniem i właśnie dlatego tak ochoczo zgodziłeś się mnie wydać za człowieka, którego nawet nie zdążyłam poznać. — Teraz mówiła bez zastanowienia. Zapomniała o starannie przygotowanej mowie, którą układała sobie w głowie, jadąc tu. — Kiedy ci złożył tę propozycję? Po tym, jak przegrałeś resztę naszych pieniędzy, czy może to ty sam poprosiłeś go o pożyczkę? Może sam mu podsunąłeś pomysł z kupieniem mnie?! — Jej głos wznosił się coraz wyżej, a ostatnie pytanie wykrzyczała, dysząc ciężko i zaciskając dłonie. — Jak było, papo?!
Ojciec jakby zapadł się w sobie, a z twarzy zniknął mu beztroski uśmiech. Wyglądał teraz jak zagubiony stary człowiek, którym przecież był. Choć do niedawna dla Anny stanowił opokę. Prawda była jednak taka, że obecnie nie miał żadnej władzy, żadnej mocy. Był żałosnym starcem, który ją unieszczęśliwił. Mało brakowało, a unieszczęśliwiłby też Maurycego, a kto wie, jakie konsekwencje niosłoby to dla Ksawerego. Na szczęście Michał uratował całą rodzinę.
— Anno, on miał ci nic nie mówić. Taka była umowa. Zgodziłem się na ten ślub, żebyś nie musiała cierpieć biedy. Zrobiłem to dla ciebie.
— Papo, przestań! On mi o niczym nie powiedział. Znalazłam dokumenty. Wściekł się, kiedy go o to zapytałam, ale przynajmniej nie zaprzeczył.
Omal nie zniszczyłeś mi życia. Nam wszystkim!
Gdyby nie Michał, Marynia i Maurycy nie byliby razem. Gdyby nie on, dziś bylibyśmy nędzarzami. Jak mogłeś, papo? Jak mogłeś nas tak potraktować?! — Stała teraz ze łzami w oczach nad mrugającym nerwowo ojcem. — Wiesz, jak bardzo musiałam się za ciebie wstydzić? Przegrałeś jeden z największych majątków we Lwowie! Jak to zrobiłeś? Jak?!
— Anno, nie grałem dużo. Na początku. A potem sam nie wiem. Myślałem, że się odegram, że passa się odwróci…
— Ale się, do diabła, nie odwróciła! — wrzasnęła. — Więc wpadłeś na genialny pomysł, żeby mnie sprzedać temu, kto da najwięcej.
— Córcia, gdyby to był zły człowiek, nie oddałbym cię za żadne pieniądze. Michał Dukajski to honorowy i prawy mężczyzna — bronił się Lipiński, ocierając wilgotne czoło chustką wyjętą z kieszeni.
— Wiedziałeś, że go nie kocham. — Głos się jej załamał. — Że będę nieszczęśliwa. Mimo to wziąłeś jego pieniądze. — Łzy płynęły po twarzy Anny.
— Córciu, przepraszam. — Hrabia Lipiński też płakał. — Nie miałem wyjścia. Nie mogłem pozwolić na zlicytowanie nas. A Dukajski sam zaproponował pomoc…
— Dlaczego kłamałeś, że to Michał zmusił cię do przyjęcia jego warunków? — Nie dała mu skończyć. Zbyt wiele rzeczy ją dręczyło. Za dużo emocji się w niej nagromadziło. — Czy wiesz, co tym samym zrobiłeś? Zniszczyłeś to małżeństwo, zanim się zaczęło. Nie obchodziło cię, że znienawidziłam człowieka, którego obwiniałam o nasze bankructwo. Znienawidziłam niewinnego człowieka, który wydźwignął nas z nędzy i uchronił od poniżenia. Zamiast mu podziękować, plułam mu w twarz. — Otarła mokre policzki. — Jak mogłeś, papo, zrobić mi coś takiego? Jak mogłeś?!
— Straciłem pieniądze, nie chciałem stracić twarzy. Tylko tyle, córciu… — Lipiński szeptał i raz za razem ocierał wilgotne czoło. — Wybacz, córeczko.
— Nie mnie powinieneś prosić o wybaczenie, ale Michała, mojego męża — rzuciła z dumnie uniesioną głową.
— To niczego nie zmieni…
— I owszem. Nie będę się czuła jak córka kłamcy i człowieka bez zasad.
— Anno… — Lipiński zerwał się z fotela i ujął dłoń córki. — Jak możesz?
— Wybacz, papo, ale tak się poczułam, gdy poznałam prawdę. Dlatego liczę, że niebawem nas odwiedzisz. Że choć w części naprawimy, i ty, i ja, to, co zrobiliśmy źle. Że wynagrodzimy krzywdy Michałowi.
Lipiński wyglądał na pokonanego.
— Oczywiście. Możesz być pewna. Tak zrobię, moja droga. Masz rację.
Po rozmowie, choć nie miała na to najmniejszej ochoty, została na obiedzie. Dopilnowała też, by następnego dnia ojciec przyjechał do nich i przeprosił w jej obecności Michała, który nie krył zdziwienia, ale i uznania dla żony. Choć do końca jej nie wybaczył, że myszkowała w jego gabinecie.
Teraz nie miało to najmniejszego znaczenia.
Anna chciała być sama. I dlatego uciekała od męża, od ojca, od Lwowa, od ludzi do Niesłuchowa.
Z jednej strony czuła radość, że oto nikt nie wie, gdzie się udała, że jest wolna, że może wszystko, ale z drugiej tęskniła za Michałem. Kiedy poznała prawdę, nie miała powodów do nienawiści. Nadal oczywiście ją irytował, nadal wściekała się na myśl, że nie panuje nad sobą, kiedy on znajduje się w pobliżu, że mu ulega i jest gotowa zrobić to, czego on tylko zapragnie. Jednocześnie nie było już niczego, co powstrzymywałoby ją od przyznania się do własnych uczuć, które odkryła tamtej nocy po solidnej dawce brandy. Kochała swojego męża, człowieka o dobrym sercu i stalowym charakterze, który ukrywał się i maskował ze swoją prawdziwą naturą. Był tylko jeden problem. On nie kochał jej.
Owszem, pożądał, czemu dawał dowody nie raz, ale nie kochał tak, jak mężczyzna powinien kochać kobietę. Była jego zdobyczą, dekoracją, uzupełnieniem idealnego obrazka. Ale nie była jego miłością.
Bała się, że zostając z nim teraz, odsłoni się i pokaże swoje uczucia, czym narazi się na śmieszność.
Nie umiała i nie chciała dłużej udawać. Pragnęła go kochać otwarcie i okazywać mu to na każdym kroku. Niestety nie było to możliwe, jeśli jej uczucia nie miały szans na wzajemność. Zapewne kochał tę swoją aktoreczkę, więc Anna zostawiła list, w którym dała mu wolną rękę. Chciała, żeby był szczęśliwy, nawet za cenę jej własnego szczęścia.
Musiała się jedynie z tym pogodzić, musiała pobyć w samotności.
— Jak to nie ma hrabiny? A gdzie ona, do licha, może być o tej porze? — Michał ledwie nad sobą panował.
Czekał przy śniadaniu, aż Anna zejdzie, ale kiedy Mania oznajmiła, że pani zniknęła, zabierając torbę z podręcznymi drobiazgami, wpadł w szał. Kazał całej służbie zjawić się w holu i spacerując wzdłuż szeregu wystraszonych ludzi, próbował zrozumieć, co tu się w ogóle stało. Krążył wokół nich potężny, wściekły, ze zmierzwionym włosem i stalowym błyskiem w oku. I bez tego budził zazwyczaj strach.
Rzadko się uśmiechał i przewyższał wzrostem większość mężczyzn. Do tego jego donośny, głęboki głos sprawiał, że kiedy zaczynał krzyczeć, wszyscy mieli ochotę chować się po kątach.
— Jak to możliwe, że wyszła z domu i nikt nic nie słyszał? — pytał kolejny raz.
— Nie wiem, panie hrabio — odpowiedział lokaj z pokornie opuszczonym na buty wzrokiem.
— A powóz?
— Wszystkie konie i powozy są na miejscu — dodał sługa, nie podnosząc oczu, by nie irytować hrabiego.
— Może postanowiła kogoś odwiedzić?
— Nie wiem, panie hrabio. Nie uprzedzała mnie o tym — rzuciła Mania odważnie.
— Nie musiała cię uprzedzać, do diabła, ale żeby nie powiedzieć mnie?! Wynosić się, ale już!
Natychmiast! Wszystkich was powinienem wywalić na bruk. Od razu! — ryczał i miotał się po holu, kiedy służba w popłochu rozpierzchała się po kątach.
Jego głos jeszcze długo roznosił się po pokojach, wzbudzając szybsze bicie serca u służby. Wreszcie Dukajski wypadł z domu, wskoczył na pierwszego lepszego konia i pognał do pałacyku Lipińskich.
Jeśli Anna uciekała przed nim, to miejscem, gdzie się najprawdopodobniej skryła, był jej dom. Michał przysiągł sobie, że jeśli ją znajdzie, złoi jej tyłek, żeby wybić z głowy na przyszłość pomysły samodzielnych wycieczek. Owszem, dał jej czas po ich wspólnej nocy, żeby uspokoiła nerwy. Schodził jej z drogi, dał swobodę i nie naciskał. Tymczasem ona spakowała się i zniknęła bez słowa. Cała Anna! Nigdy nie można było być pewnym tego, co akurat przyjdzie jej do głowy.
Hrabia Lipiński przywitał zięcia z szerokim uśmiechem, ale kiedy zobaczył błysk szaleństwa w jego źrenicach, zbladł.
— Gdzie ona jest, do cholery?! — wypalił bez wstępów Dukajski i wpadł jak burza do holu, o mało nie przewracając teścia. — Gdzie ją ukryliście?!
— Jak to? Co się stało? — Lipiński cofnął się, gdy zobaczył, że Dukajski napiera na niego z zaciśniętymi pięściami.
— Gdzie jest Anna? Pytam ostatni raz.
Stary hrabia pobladł.
— Była tu kilka dni temu, a potem ja was odwiedziłem. Od tamtej pory jej nie widziałem. Uspokój się…
— Jak mam być spokojny, skoro moja żona znika z domu i nikt nie raczy mi powiedzieć, gdzie się podziewa? — Michał cedził słowa przez zaciśnięte zęby i siłą woli powstrzymywał się, żeby nie rozwalić tego miejsca i nie zmieść z powierzchni ziemi tego nędznego człowieczyny, który roztrwonił majątek w najbardziej wstydliwy sposób.
— Przysięgam ci, że dziś jej tu nie było — zapierał się Lipiński. Widać było, że się boi, więc raczej nie kłamał.
— Co mówiła ostatnio? Może wspomniała o wyjeździe? — naciskał Michał.
— Nie. Odniosłem wrażenie, że pogodziła się z sytuacją, że wręcz z ulgą wraca do domu, do ciebie. Mówiła o tobie jak najlepiej. Za to o mnie niekoniecznie. Trudno nam się rozmawiało — stwierdził ze smutkiem Lipiński.
Michał ukrył twarz w dłoniach. Nic tu do siebie nie pasowało. Żona go nienawidziła, a Lipiński twierdził, że wyszła stąd z zamiarem powrotu do niego, i że dobrze o nim mówiła. Wreszcie podniósł twarz i zbliżywszy ją do twarzy teścia, powiedział wolno, patrząc prosto w jego oczy:
— Jeśli cokolwiek jej się stanie, jeśli ktoś ją skrzywdzi, zapłacicie mi za to. Zniszczę całą waszą rodzinę.
Lipiński czuł oddech zięcia na twarzy. Wiedział, że ponosi winę za to, że Anna uciekła. I choć ona w niczym nie zawiniła, wzięła na siebie ciężar odpowiedzialności. Domyślał się, gdzie mogła się udać, ale postanowił nie zdradzić córki. Już i tak przez niego miała spędzić resztę życia z Dukajskim. A być może bała się go tak jak i on sam. Bo młody hrabia wyglądał na człowieka nieobliczalnego, takiego, który mógłby skrzywdzić żonę. Niech więc jej sobie szuka. Przynajmniej teraz była bezpieczna. Z dala od tego furiata.
— Uspokój się, drogi Michale. Jestem pewien, że Anna niebawem wróci cała i zdrowa. — Lipiński starał się robić dobrą minę do złej gry, choć nie miał pewności, czy Dukajski za chwilę nie zrobi mu krzywdy.
— Nie będę siedział i bezczynnie czekał. I tobie radzę, drogi teściu, żebyś zaczął jej szukać. — Michał miał ochotę rozgnieść tego nędznego człowieczka.
— Może pojechała do Maryni… — rzucił Lipiński.
Michał zamarł. Rzeczywiście, nie pomyślał, że Anna mogła chcieć ukryć się tam, gdzie czuła się bezpieczna, czyli u najbliższej przyjaciółki, a niebawem pewnie i bratowej, po tym, jak jej brat ożeni się z Dzieduszycką. Dukajski z impetem wypadł z pałacu. Dosiadł konia i spiął go ostrogami, aż ten nerwowo zatańczył na podjeździe. Ruszył na Kurkową, gdzie spodziewał się znaleźć żonę.
Lipiński odetchnął i otarł chustką pot z czoła. W co też Anna się wpakowała i dlaczego wolała uciec z domu, niż zostać pod jednym dachem z tym człowiekiem? Na razie nie miał szans na rozwikłanie tej zagadki. Córka obwiniała go o wszystko, co złe i z pewnością nie będzie łatwo odzyskać jej zaufanie.
Jednak nie zdradzając miejsca jej pobytu, być może zapewnił sobie jej przychylność, a z czasem… Kto wie? Może uda się ją nawet namówić na pożyczenie pieniędzy, które mógłby pomnożyć w kasynie. Wtedy odkupiłby wszystko, co zabrał mu Dukajski. W końcu jest jej ojcem. Jej ukochanym papą.
Anna zniknęła. Bystre oczy śledziły jej wyjazd i to, jak ten idiota, jej mąż, miotał się po pałacu i po Lwowie, wrzeszczał na służbę, aż wreszcie zamknął się w bibliotece i chlał na umór, zamiast jej szukać.
Podobno był u Lipińskich i na Kurkowej, jednak żoneczka dobrze się przed nim ukryła. Ale to nawet lepiej. Głupi, nie zna jej i nie wie, gdzie się udała. Gdyby lepiej się nią zajmował, nie miałby problemu z domyśleniem się, że pojechała do Niesłuchowa. A tak, niech sobie szuka. Prędko do niej nie dotrze.
Jak dobrze pójdzie, zachla się albo strzeli sobie w łeb.
Wtedy Anna zostanie sama. Będzie szukać pocieszenia i je znajdzie. O tak, pocieszyć Annę to będzie jak spełnienie marzeń, jak dar od losu.
Książkę Brzask i zmierzch kupić można w popularnych księgarniach: