Pod Masywem Ślęży zostają znalezione dziwnie upozowane oszronione zwłoki młodej kobiety. Podkomisarz Marcin Anders odwołany z przymusowego urlopu jedzie do Sobótki, by we współpracy z miejscową policją, a szczególnie sierżant Florianną Szulc, rozpocząć śledztwo. Małomiasteczkowy klimat, naciski prokuratora i dziennikarzy oraz piekielnie inteligentny morderca – oto, z czym musi sobie radzić sobie Anders. A zabójca nie próżnuje…
Pozornie bez winy to debiutancka powieść Pauliny Medyńskiej, laureatki konkursu na opowiadanie kryminalne w ramach MFK 2019 we Wrocławiu. Do lektury powieści zaprasza Wydawnictwo Oficynka. Tymczasem już teraz zachęcamy Was do przeczytania pierwszego rozdziału książki:
ROZDZIAŁ I
Piątek, 20 marca 2015 roku
Strach, ciemność, brak powietrza, wołanie, którego nikt nie usłyszy. Przyśpieszony oddech, ostatnie desperackie uderzenia w zimną deskę. Obudził się z krzykiem, cały spocony, i łapczywie zaczerpnął powietrza. Usiadł na skraju łóżka z rękami opartymi na udach i głową schowaną w dłoniach. Przez ostatnie trzy miesiące koszmar powracał każdej nocy. Starał się oddychać powoli, aż serce zabije we właściwym rytmie.
Wstał i uchylił okno. Uderzyło go chłodne, orzeźwiające powietrze. Spojrzał na zegarek. Była czwarta nad ranem. Pierwszy dzień wiosny. Zamknął okno, usiadł na podłodze i oparł się o łóżko. Z nocnej szafki wyciągnął paczkę papierosów, popielniczkę oraz piłeczkę tenisową. Paląc, odbijał ją o ścianę naprzeciwko. W pokoju rozbrzmiały pierwsze takty Nothing else matters. Niechętnie sięgnął po telefon.
– Anders – powiedział, ziewając.
– Rusz dupę. Wracasz do służby.
– Przecież jestem na zwolnieniu lekarskim. Na polecenie szefa zresztą. Zespół stresu pourazowego czy jak to tam nazywają.
– Anders, nie denerwuj mnie. Za dziesięć minut przyjedzie po ciebie radiowóz. Kierujesz się na miejsce zbrodni, w szczegóły wprowadzi cię miejscowa policja. Pracują już tam technicy, a patolog jest w drodze.
Odłożył telefon, lekko zdziwiony, wstał i poszedł do łazienki, żeby doprowadzić się do porządku. W lustrze zobaczył swoje odbicie. Podkrążone oczy, kilkudniowy zarost i blada cera. Przeklął pod nosem, a potem opłukał twarz zimną wodą.
Nie poprawiło to jego wyglądu, ale przynajmniej się rozbudził.
Ubrał się i wyszedł z mieszkania. Na chodniku czekał podenerwowany młody posterunkowy z kubkiem kawy. Skinął głową i się przedstawił:
– Posterunkowy Daniel Gajda, Komenda Wojewódzka Policji.
Anders bez słowa sięgnął po kubek i wsiadł do samochodu. Kawa była taka, jaką lubił – czarna, mocna, bez cukru. Ciepły płyn spłynął po jego przełyku. Wreszcie poczuł się trochę lepiej. Zauważył, że posterunkowy nadal stoi obok radiowozu. Palcem postukał o szybę i dał mu znać, że ma siadać za kierownicą, po czym ścisnął kubek kolanami i wyciągnął paczkę papierosów.
Młody spojrzał niepewnie i mimo obaw postanowił zwrócić uwagę swojemu towarzyszowi.
– Przepraszam, proszę pana, ale nie wiem, czy w środku można palić.
– Nie można – odparł Anders, odpalając papierosa i zaciągając się mocno.
Daniel westchnął głośno. Wiedział, że nie ma sensu dyskutować z podkomisarzem. Słyszał o nim niejedno – i niekoniecznie były to same pozytywne opinie. Oczywiście wszyscy na komendzie wiedzieli, co wydarzyło się trzy miesiące temu, ale posterunkowy wolał nie poruszać tego tematu.
– Dokąd jedziemy? – zapytał podkomisarz.
– Jakieś czterdzieści kilometrów od Wrocławia znaleziono zwłoki młodej kobiety. Wiem, że okoliczności są dość nietypowe…
Anders przestał słuchać. Przecież zapytał jedynie, dokąd jadą. Popatrzył przez okno na miasto. Zaczęło świtać, gdzieniegdzie spacerowali ludzie ze swoimi psami, inni biegali. Podróż minęła im w miarę szybko i w ciszy. Gdy radiowóz zaparkował, Anders zobaczył charakterystyczny obrazek: żółte taśmy policyjne, mundurowi zabezpieczający teren i ubrani na biało technicy kryminalni. W szybie mignęła mu zmęczona twarz. Jego własna. Przecież właśnie tego chciał – wrócić do pracy. Znów poczuć ten dreszcz. Jednak nagle ogarnęły go wątpliwości, czy nie jest za wcześnie.
Gdy podkomisarz wysiadł z samochodu, uważnie rozejrzał się wokoło. Teren był otoczony drzewami. W świetle poranka dało się dostrzec górującą nad okolicą Ślężę. Pachniało lasem, który rozbrzmiewał śpiewem ptaków. Budząca się do życia przyroda zdawała się nie przejmować faktem, że na środku polany leży martwa dziewczyna.
***
Sierżant Florianna Szulc poczuła narastającą irytację. Miejscowy proboszcz wraz z grupką wiernych nie chcieli opuścić miejsca zbrodni, a na dodatek odmawiali na głos różaniec. Tracąc powoli cierpliwość, starała się przemówić im do rozsądku.
– Musicie natychmiast przejść za żółtą taśmę. Nie mogę pozwolić na zadeptanie śladów.
– Moje dziecko… – zaczął ksiądz.
– Albo zabierze stąd ksiądz siebie i tych ludzi, albo aresztuję was za utrudnianie śledztwa. – Policjantka nie miała ochoty wdawać się w dyskusję. Gdy sierżant sięgała już po kajdanki, za jej plecami odezwał się donośny głos komendanta Czerwińskiego.
– Maks, przyjacielu. Wiem, że to trudna sytuacja dla nas wszystkich. Myślę, że możecie spokojnie pójść modlić się do kościoła, a my jutro spiszemy wasze zeznania. – Komendant poklepał księdza przyjacielsko po ramieniu. Nie zauważył, jak sierżant Szulc przewraca oczami. Proboszcz skinął głową i razem z wiernymi oddalił się z miejsca zbrodni. Komendant odwrócił się w stronę podwładnej.
– Szulc, straciłaś rozum?
– Szefie, ale przecież…
– Chyba nie muszę ci przypominać, kto tu dowodzi, sierżancie. – Komendant zmierzył kobietę wzrokiem. – Mamy tu znacznie większy problem, a grożenie proboszczowi aresztowaniem nie pomaga. Więc ty i twój niewyparzony język możecie wziąć się do roboty i zabezpieczyć teren.
Patrząc na oddalającego się szefa, Florianna wymamrotała pod nosem serię niecenzuralnych słów i odwróciła się gwałtownie. Z impetem wpadła na coś twardego. Siła uderzenia była na tyle mocna, że sierżant zachwiała się i upadła na plecy.
– Kurczaczek! – powiedziała.
Coś twardego, od czego się odbiła, okazało się wysokim blondynem w skórzanej kurtce, który patrzył na nią z góry nieodgadnionym spojrzeniem. Florianna wstała i otrzepując
się, zwróciła do mężczyzny:
– Tu nie wolno przebywać osobom nieupoważnionym.
– Podkomisarz Marcin Anders, komenda wojewódzka. Czy to wystarczający powód, żebym mógł tu być? – odpowiedział nieznajomy i wyciągnął odznakę.
– O szlag! To znaczy dzień dobry. Jestem sierżant Florianna Szulc. Przepraszam, że tak na pana wpadłam, ale to się nie mieści w głowie. Najpierw ciało, potem ksiądz i jeszcze komendant. Tak się zdenerwowałam, że nie zauważyłam, że ktoś tu stoi.
– Podobno byłaś pierwsza na miejscu zbrodni – Anders postanowił przerwać ten potok słów, który jedynie marnował jego czas. – Tylko mów konkretnie.
– Tak jest. Miałam nocny dyżur i odebrałam wezwanie. Ksiądz zgłosił odnalezienie martwej dziewczyny dokładnie o trzeciej piętnaście. A potem machina poszła w ruch.
– Gdzie ten ksiądz?
– W kościele.
– Gdzie?! Spisałaś chociaż zeznania?
Florianna starała się ukryć zakłopotanie. Mina podkomisarza sugerowała, że nie jest zadowolony z jej pracy. Jego milczenie jeszcze bardziej potęgowało zmieszanie kobiety. Czekając na wybuch gniewu, wstrzymała oddech. Nic takiego jednak nie nastąpiło. Policjant z wojewódzkiej odwrócił się i ruszył w kierunku lekarza sądowego, który właśnie przybył na miejsce zdarzenia. Zdezorientowana Szulc postanowiła pójść za nim. Przy okazji zauważyła, że za policyjną taśmą zebrał się już spory tłumek gapiów.
Wśród nich stał człowiek, który uważnie obserwował to, co się działo na polanie. Ranek był chłodny, a on żałował, że w pośpiechu założył tylko bluzę z kapturem. Jednak było warto, pomyślał, widząc to wszystko. Miejscowa policja zabezpieczyła teren, przybyli technicy, którzy osłonili ciało namiotem, zbierali ślady i robili zdjęcia. Jego wzrok powędrował ku ścianie lasu, gdzie stała sierżant Szulc. Uśmiechnął się pod nosem na myśl o kobiecie. Dużo by dał za chwilę sam na sam z tym tyłkiem. Jednak odkąd zamieszkał tu pięć miesięcy temu, dawała mu kosza za każdym razem, gdy próbował się z nią umówić. Jeszcze ciekawiej zrobiło się, gdy na miejsce podjechał radiowóz z podkomisarzem Marcinem Andersem. Znał go z poprzedniego życia, jak określał czasy, kiedy pracował i mieszkał we Wrocławiu.
***
Sierżant Szulc weszła do namiotu i stanęła z boku. Jej wzrok od razu przykuło ciało, które ułożono pośrodku okręgu utworzonego z kamieni. Martwa kobieta leżała plecami do góry. Ręce i nogi miała skrępowane. Pierwsze, co rzucało się w oczy, to niesamowita bladość skóry, która mieniła się w świetle lamp. Policjantka przez chwilę myślała, że jej się przewidziało. Dopiero po chwili uświadomiła sobie, że zwłoki pokrywa szron. Florianna przeniosła spojrzenie na zebranych wewnątrz.
Lekarz sądowy pracował w skupieniu. Policjant z wojewódzkiej wpatrywał się w denatkę. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji. Po drugiej stronie stał elegancki mężczyzna, który rozmawiał przyciszonym głosem z technikiem.
Florianna wstrzymała oddech, kiedy lekarz sądowy pozwolił odwrócić ciało. Wystarczyło jedno spojrzenie, aby ją rozpoznać. Twarz dziewczyny z Sobótki. Młodej, zdolnej, pełnej życia. Przecież jeszcze przedwczoraj wspólnie przygotowywały dekoracje na zbliżający się festyn… Sierżant Szulc czym prędzej wyszła z namiotu. Musiała zaczerpnąć powietrza.
Z każdym kolejnym oddechem wracała do siebie. Przed oczami miała wciąż sceny z namiotu. Podskoczyła, gdy poczuła czyjś dotyk na ramieniu. Podkomisarz Anders patrzył na nią spod przymrużonych powiek.
– Będziesz rzygać? – zapytał.
Oczy sierżant rozszerzyły się ze zdumienia. Co to w ogóle za pytanie, pomyślała. Ale on zdawał się nie przejmować jej reakcją, gdyż kontynuował tym samym służbowym, pozbawionym emocji tonem.
– Zgaduję, że znałaś ofiarę?
– Prawdziwy Sherlock z pana – odparła, ale widząc grymas na twarzy podkomisarza, szybko dodała: – Przepraszam. Ofiara to Alicja Łęcka. Córka miejscowego lekarza. Dwadzieścia lat.
– Wiesz, gdzie mieszkała?
Pokiwała głową, a kątem oka dostrzegła komendanta, który skończył rozmawiać przez telefon i szedł w ich stronę. Jego mina nie wróżyła nic dobrego. Sugerowała, że postanowił pokazać, kto tu rządzi.
– Dzień dobry. Komendant Paweł Czerwiński – przedstawił się.
– Podkomisarz Marcin Anders. Zidentyfikowaliśmy zwłoki. Według sierżant jest to Alicja Łęcka.
– Że jak? – zapytał zbity z tropu komendant. – Córka Sławka?
– Tak, niestety. To na pewno ona – potwierdziła Florianna.
– Cholera jasna – odparł Czerwiński. – Muszę jechać powiadomić Łęckich i wydać oświadczenie.
– Chwila, chwila – zaoponował Anders i odpalił papierosa. Dym wydmuchał prosto na Czerwińskiego. – Nic z tych rzeczy.
– To moje śledztwo…
– Skoro ja tu jestem, to jest to śledztwo komendy wojewódzkiej i żadne decyzje nie będą podejmowane beze mnie – podkomisarz szybko przerwał zapędy miejscowego szefa policji.
– A teraz zrobimy tak, że to ja w asyście sierżant pojadę powiadomić rodzinę, a pan nie będzie rozmawiał o tożsamości ofiary z nikim poza policjantami i dopilnuje miejsca zbrodni. Za godzinę spotkamy się na posterunku, żeby ustalić dalsze działania. Gdzie twój radiowóz?
Florianna dopiero po chwili zorientowała się, że pytanie było skierowane do niej.
– Na miłość boską, skup się – syknął podkomisarz.
Sierżant bez słowa wskazała samochód. Podążając w jego stronę, zamyśliła się. Dotarło do niej, że praca z Andersem nie będzie należała ani do łatwych, ani do przyjemnych. Na szczęście niedługo kończyła nocną zmianę i będzie mogła chwilę odpocząć, i zapomnieć o obrazie martwej koleżanki.
Kiedy szła tak przed siebie, ponownie wpadła na podkomisarza. Odbiła się od jego umięśnionej klatki piersiowej. Tym razem jedynie jego refleks uchronił ją przed upadkiem.
– Miałaś się skupić! – warknął i stanowczo odsunął ją od siebie.
– Przysięgam, ja nie taranuję ludzi, nie mam tego w zwyczaju…
Zamilkła, widząc uniesioną rękę podkomisarza.
– Sierżant Szulc, twoje pierwsze wnioski? Tak na szybko.
– Hm. – Florianna uniosła brwi. – Skoro chce pan znać moją opinię… Miejsce zbrodni wygląda na zainscenizowane. Ciało ułożono tu po śmierci, ktoś bardzo się postarał, żeby wyglądało to spektakularnie, o czym świadczą choćby te kamienie ułożone w okrąg. Związane ręce i nogi. Tylko nie wiem po co.– Prosiłem o wnioski, a nie o opis. Gdybym chciał, żeby ktoś mi opisał to, co oczywiste, to zapytałbym tych, co znaleźli ciało. A nie, poczekaj, nie mogę, bo pozwoliłaś im odejść.
Sierżant wzięła głęboki oddech. Poczuła, że się czerwieni, ale postanowiła to zignorować.
– Plamy opadowe na plecach sugerują, że pierwotnie zwłoki ułożono właśnie na nich. Nienaturalnie wygięte do tyłu ręce świadczą zaś o tym, że w momencie wiązania sznura zaczęło już występować stężenie pośmiertne. Brak podbiegnięcia krwawego wokół ran kłutych również wskazuje na to, że zadano je ofierze po śmierci. Cała ta scena i wysiłek to chęć zwrócenia na siebie uwagi. To dowód na to, że nie jest to zwyczajna zbrodnia w afekcie.
Anders przyglądał się uważnie miejscowej policjantce. Zaskoczyła go, bo miał wrażenie, że wie o czym mówi. Postanowił jednak nie komentować jej wywodu. Gestem dał znać, że mogą ruszać w drogę. Nie zdążyli jednak wsiąść do samochodu, a zza pobliskich drzew odezwał się ktoś, kto uważnie obserwował wszystko, co się wydarzyło na polanie.
– Zawsze wiedziałem, że świat jest za mały dla nas dwóch. Jakiś komentarz do zdarzenia?
– Do jasnej cholery, co ty tu robisz? – zapytał Anders.
– Ciebie też miło widzieć, Marcinie. – Mężczyzna uśmiechnął się. – Tak się składa, że tu mieszkam!
– A nie możesz mieszkać gdzie indziej? I żadnych komentarzy. – Podkomisarz wsiadł do samochodu, a Florianna zrozumiała, że czas ruszać.
Książkę Pozornie bez winy kupić można w popularnych księgarniach internetowych: