Polowanie na czarownice. Fragment książki „Gieśki"

Data: 2019-11-12 11:43:44 | Ten artykuł przeczytasz w 8 min. Autor: Sławomir Krempa
udostępnij Tweet

Czy chodząc do zwykłej podstawówki, można przeżyć niecodzienne przygody? Oczywiście! Wystarczy być Gieśkiem – pełnym humoru, nieco zuchwałym, odważnym i psotnym dziewięciolatkiem z klasy III G.

Krzysiek, Czesiek i Misiek wplątują się w kolejne awantury, walczą z porywaczem, polują na czarownice, wywołują duchy, zastawiają zasadzki i snują filozoficzne rozważania o sensie życia. Wciąż wystawiają na próbę cierpliwość rodziców i ulubionej nauczycielki, a przy tym docinają sobie i kłócą się zawzięcie. Mimo to każdy wie, że w sprawach ważnych można na nich polegać, bo doskonale rozumieją, czym jest lojalność i co w życiu liczy się najbardziej.

Zajrzyj do świata Gieśków. Tam zawsze się wiele dzieje, jest mnóstwo śmiechu, świetna zabawa, a ponadto znajdziesz w nim przepis na prawdziwą przyjaźń. Do lektury książki Katarzyny Kieleckiej Gieśki zaprasza Wydawnictwo Szara Godzina. W ubiegłym tygodniu zaprezentowaliśmy Wam jej premierowe fragmenty. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii: 

Polowanie na czarownice

1.

Niepostrzeżenie wrzesień przekształcił się w październik, nawet dość pogodny i słoneczny. Tylko wiatr psocił, hulając po mieście i rzucał suchymi liśćmi w okna naszej szkoły. Chciał nas oderwać od mnożenia, dzielenia i pisania dziesiątek wyrazów z wymiennym i niewymiennym „ó”.

Siedziałem w jednej ławce z Cześkiem i co chwila zerkaliśmy na szybę. Byliśmy na siebie nieco nabzdyczeni, bo posprzeczaliśmy się o to, który z nas zgubił świński łeb z Lego Minecraft. Mieliśmy identyczne świnie i bawiliśmy się nimi na przerwie. Jedna w wyniku walki straciła głowę i nie do końca wiedzieliśmy czyja. Nasi sekundanci: Patryk i Szymon, nie potrafili rozstrzygnąć konfliktu, a Misiek odmówił udziału w sporze, bo wszystko, co związane z Minecraftem, uważa za nudne. Dla niego liczy się tylko football.

Czułem, że jestem w kropce, bo moja najpoważniejsza w życiu przyjaźń wisi na włosku. Przez durny świński łeb popadałem w coraz bardziej melancholijny nastrój. Pewnie dlatego szalony zaokienny taniec liści tak mnie pochłonął. W głowie układała mi się do niego nieco smutna, lecz gniewna melodia i miałem ogromną ochotę ją zapisać. Niestety nie zabrałem do szkoły zeszytu do nut. Pomyślałem, że w tej sytuacji muszę zapamiętać i zanotować całość natychmiast, kiedy wrócę do domu, a potem zagrać ten jesienny utwór panu Kubie, mojemu nauczycielowi gry na gitarze.

Bezmyślnie oparłem policzek o dłoń, w której trzymałem pióro, rysując przy tym na własnej twarzy malowniczą szramę. Zapomniałem, że tkwię w klasie, wokół jest pełno Giedzi, a na tablicy toczy się skomplikowane rozważanie: ile to jest trzydzieści dwa podzielić na cztery. W myślach siedziałem już w małym przytulnym pokoiku w szkole muzycznej, z nogą na podnóżku i brzdąkałem na moim granatowym sześciostrunowym wiośle nowatorską, genialną kompozycję. Pan Kuba stał z otwartymi ustami, raz po raz prosił o bisy i nie posiadał się ze zdumienia, że ma takiego genialnego wychowanka. Gotów był biec natychmiast po innych nauczycieli i po samą panią dyrektor, żeby też mogła mnie posłuchać. Puchł z dumy jak balon. Bałem się, że lada moment się uniesie, puknie czołem o lampę w suficie i nabije sobie guza.

Tak, mam bogatą wyobraźnię. Może większą niż talent kompozytorski.

A może nie.

Pewnie okaże się za parę lat. Wystarczy poczekać i ćwiczyć, ćwiczyć, ćwiczyć… Wyobraźnię i granie. Na wszelki wypadek.

– Halo! – usłyszałem tuż nad uchem, a głuche łupnięcie otwartą dłonią w ławkę poderwało mnie na kilka centymetrów nad krzesło.

Boleśnie poczułem, jakie jest twarde. Nie powiem, czym poczułem, bo się wstydzę.

Pióro wyleciało mi z ręki i upadło na ziemię. Serce chciało powtórzyć ten sam numer, co pióro, wyskakując przez gardło, jednak szczęśliwie zdołało się zatrzymać gdzieś tam w środku mnie.

Potoczyłem po klasie błędnym wzrokiem i zahaczyłem o zapis na tablicy: „32 : 4 =”.

– Osiem – mruknąłem.

Cała klasa ryknęła śmiechem, a pani Ania, która wcześniej o mało nie wykończyła mnie tym waleniem w blat, chichotała, łapiąc się za brzuch.

Okrutna bestia i bezlitosna.

– Krzysztof, nie pytałam o działanie. Pytałam, i to dobre trzy razy, dokąd odleciałeś. Minę miałeś taką, jakbyś wygrał tegoroczną edycję konkursu Guitars Masters.

Oho, złośliwa i na dokładkę wiedźma. Skąd wiedziała, co mi się zamarzyło? Poczułem, że nabiera wigoru i trzeba mieć się na baczności.

– Potrzebuję pięciolinii – odrzekłem nieco nieskładnie, próbując zdusić w sobie niepokój, że czyta mi w myślach. – Zapomniałem zabrać z domu. Muszę zapisać utwór o tych liściach za szybą, póki tam latają. A dzielenie naprawdę umiem – dodałem z taką desperacją w głosie, że pani Ania przestała się śmiać.

Klasa zrywała boki, lecz nauczycielka uciszyła wszystkich jednym ruchem ręki. Ten trik opanowała dawno temu. Ma w sobie coś z magii i działa bez pudła. Nie potrzeba Harry’ego Pottera ani nawet Hermiony.

– Wiem, że umiesz – potwierdziła poważnie, jakby to, co powiedziałem, wcale nie wydało jej się śmieszne.

Podeszła do tablicy i zapisała trzy kolejne działania.

– Myślcie nad rozwiązaniem. Za minutę wrócę. – Po chwili przyniosła mi wyrwaną kartkę z zeszytu do nut. – Trzymaj i pisz. Potem idź do łazienki i wyszoruj paszczę, bo wysmarowałeś się atramentem i wyglądasz jak indiański wojownik w barwach wojennych, a nie jak kompozytor.

Giedź Naczelny stanął na wysokości zadania. Postanowiłem wybaczyć jej żart z Guitars Masters. Odłożyłem na chwilę na bok moją maskę twardziela i uśmiechnąłem się do niej ciepło.

Ależ mamy fart, że nas uczy. Nawet te wąsy na zdjęciu klasowym nam darowała. Przecież wiedziała, że to sprawka Gieśków. Miała klasę. Nie w sensie trzeciej G, tylko w tym drugim. Umiała się zachować na poziomie.

– Proszę pani, ale to niesprawiedliwe – ryknął Czesław i rąbnął mnie w prawy łokieć tak, że mój klucz wiolinowy wyjechał nie tylko poza pięciolinię, ale też całą kartkę.

– Co znowu? – fuknęła, a ja łypnąłem na niego groźnie, sięgając po gumkę do piórnika.

– On się bawi, a my musimy tę głupią matmę…

– No właśnie – poparł go nagle Misiek. – Może ja też bym chciał komponować?

– Nie ma problemu. Znasz nuty? – nauczycielka spytała słodkim głosem.

– Nie bardzo…

– To, póki co, lepiej pójdzie ci zapisywanie wyników dzielenia.

Po całej sali zaczął rozchodzić się coraz wyraźniejszy szum niezadowolenia. Zbierało się na wewnętrzny foch. Kłułem resztę klasy w oczy. Drażniło ich chwilowe odmatematycznienie mojej skromnej osoby. Uwijałem się tak szybko, jak mogłem.  Chciałem skończyć i schować kartkę, żeby wreszcie przestali się czepiać.

Mnie, nie pani Ani. Wiedziałem, że Giedź Naczelny da sobie radę.

– Jeśli przez najbliższe pół godziny nie usłyszę żadnego marudzenia, nie zobaczę skrzywionej miny i wszyscy będą uczciwie pracować, wyjdziemy potem na boisko – padło wreszcie od strony biurka i nagle wszystkie wątpliwości zniknęły.

Naprawdę czasami miałem wrażenie, że to czarownica. Wiedźma jakaś, bo skąd niby wie, co powiedzieć, żeby uciszyć protesty? I jak to robi, że łapie w lot, o co chodzi? Pewnie ma czarnego kota i dom na kurzej stopce, a do tego te różne bulgoczące wywary. Pazur smoka, jad węża, ucho nietoperza… Wieczorem obkłada się błotem, żeby co rano ładnie wyglądać, bo naprawdę ma sześćset lat i jest pomarszczona jak suszona żurawina. Przed snem odkręca sztuczną lewą stopę, prawe oko kładzie na spodeczku, a zęby wrzuca do szklanki. I nosi perukę, bo jest łysa jak kolano.

Ha, ha, ha!

Żartuję.

Chociaż… Kto ją tam wie?

W życiu nikt z nas nie odwiedził jej w domu…

W naszym serwisie możecie już przeczytać kolejny fragment książki Gieśki. Księga przygód. Powieść Katarzyny Kieleckiej kupicie w popularnych księgarniach internetowych:

REKLAMA

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Gieśki. Księga przygód
Katarzyna Kielecka0
Okładka książki - Gieśki. Księga przygód

Czy chodząc do zwykłej podstawówki, można przeżyć niecodzienne przygody? Oczywiście! Wystarczy być Gieśkiem – pełnym humoru, nieco zuchwałym...

dodaj do biblioteczki
Wydawnictwo
Reklamy
Recenzje miesiąca
Smolarz
Przemysław Piotrowski
Smolarz
Babcie na ratunek
Małgosia Librowska
Babcie na ratunek
Wszyscy zakochani nocą
Mieko Kawakami
Wszyscy zakochani nocą
Baśka. Łobuzerka
Basia Flow Adamczyk
 Baśka. Łobuzerka
Zaniedbany ogród
Laurencja Wons
Zaniedbany ogród
Dziennik Rut
Miriam Synger
Dziennik Rut
Pokaż wszystkie recenzje