Aurelia – ofiara niedostosowania czy niebezpieczna psychopatka?
W szpitalu psychiatrycznym, gdzie poznajemy bohaterkę, dochodzi do okrutnego morderstwa. Kto jest winny? Pacjent Fiodor, lekarz-stażysta, czy może ktoś z zewnątrz?
Czy Aurelia cierpi na narcystyczne zaburzenie osobowości, czy może jednak jest ofiarą okrutnego świata bezdusznych ludzi?
W czym tkwi sedno jej szaleństwa?
Ta powieść mnoży pytania, na które czytelnik musi odpowiedzieć sobie sam.
Podziały nocy wymykają się schematom, wątki sensacyjne i kryminalne przeplatają się tu z obyczajowymi. Eliza Korpalska tworzy postać nieoczywistej, tajemniczej kobiety z bagażem doświadczeń, postrzegającej świat w niezwykle specyficzny sposób.
Eliza Korpalska to autorka serii książek sensacyjnych o agentce specjalnej Lukrecji (Niewinność Lukrecji, Reguła Lukrecji, Vendetta Lukrecji). Jej największą pasją jest czytanie i pisanie, odkąd pamięta, tworzyła własne teksty. W swoich powieściach kreuje postacie o silnych, zdecydowanych, nietuzinkowych charakterach. Z niezwykłą umiejętnością oddaje kobiece osobowości, emocje, wątpliwości, świat wewnętrznych przeżyć, który wpływa na podejmowanie decyzji nie zawsze akceptowanych przez otoczenie. Jej powieści wymykają się gatunkom literackim, stanowią połączenie literatury sensacyjnej i obyczajowo-psychologicznej.
Do lektury zaprasza Wydawnictwo Szelest. W minionych tygodniach na naszych łamach mogliście przeczytać pierwszy i drugi fragment książki Podziały nocy. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii:
Siedzę na brzegu. Wyciągam nogi, nie mogąc wyjść z podziwu, jak wspaniale się prezentują. Dłuuugie, opalone, lśniące od delikatnego balsamu z metalicznymi drobinkami, które subtelnie, ale wyraźnie skrzą się w słońcu. Wyprężam plecy. Efekt optyczny wzmaga modne bikini z głębokimi wycięciami na biodrach, czarne, dla dodania dziewczęcości z wstaweczkami z drobnej krateczki.
Wszyscy zajmują się swoimi sprawami w domkach lub drzemią przed nimi na kolorowych leżakach. Tylko Nina brodzi po wodzie, szukając nie wiadomo czego. Ani się nie kąpie, ani nie opala. Podejrzewam, że nie umie pływać i boi się głębokości, a jednocześnie chce się trochę ochłodzić i opowiadać znajomym w Warszawie, jak cudowna była woda, ciepła i czysta. Łazi wokół mnie, zerka spod zazdrosnego oka, nie odzywa się. Może szuka raków albo ławic małych rybek? Kto ją tam wie.
– Popływamy? – zaczepiam ją z miłym uśmiechem.
– Nie, zaraz wychodzę – odpowiada i dalej brnie po dnie.
– Może się razem poopalamy?
– Nie wzięłam kostiumu. – Faktycznie, brodzi po wodzie w krótkich spodenkach i białej bluzce na ramiączkach.
Co za nieciekawa panna! Najwyraźniej myśli o mnie to samo, bo oddala się, żeby nie musieć odpowiadać na moje pytania. Wpatruje się w taflę wody, kontempluje, może przeżywa jeszcze zajście z piekarzem.
Wyciągam się na słońcu. Uwielbiam to! Prześwietla mi palce, rzęsy, lśnię jak kawałek zgrabnego, drogocennego kruszcu. Cisza przerywana cichym pluskaniem i pojedynczymi głosami ptaków. Odprężam się. Żałuję, że nie zabrałam kocyka, byłoby mi jeszcze wygodniej, ale rozleniwiłam się, nie chce mi się ruszyć, choć do domku jest może pięćdziesiąt metrów. Odwracam powoli głowę.
Coś jest nie tak. Nina odeszła w stronę przybrzeżnych szuwarów, stoi po pas w wodzie, nie zanurzała się dotąd tak głęboko. Wygląda na przestraszoną. Wyciąga rękę, żeby chwycić trzciny i zapada się głębiej, chociaż chyba nie zrobiła ani kroku.
Mierzymy się wzrokiem. Nina czeka. Ja czekam. W końcu woła spanikowana:
– Aurelia, pomóż mi!
– A co się dzieje? – pytam, choć już się domyśliłam.
– Weszłam w bagno. Utknęłam. Wyciągnij mnie! – Stoi spokojnie, widać, że przeczytała kilka książek, w których wspomniano, że w trzęsawisku nie wolno wykonywać gwałtownych ruchów, i teraz je sobie przypomniała. Mimo to poziom wody zaczyna podchodzić jej do piersi. – Zawołaj ich! – krzyczy bardzo głośno, kiedy orientuje się, że ja się nie ruszę. – Biegnij po chłopaków! Szybko!
Podniosłam się. Patrzę na nią.
– Zapadam się! – wrzeszczy Nina przeraźliwym głosem, który stał się cienki, piskliwy, ściśnięty paniką, przez co – wbrew intencjom – mniej słyszalny. Zapomina o zasadach, rzuca się do przodu, usiłuje przytrzymać się tataraku. Zła strategia! Sprężyste witki gną się nieubłaganie, woda zachlapuje jej twarz, piersi powoli skrywają się w łagodnych falach.
Fascynuje mnie ta scena. Oto kara od losu. Jak szybko przyszła! Nawet ja się nie spodziewałam. I po co było być dla mnie tak niemiłą?
Każdy inny by pobiegł. Ale niech się jeszcze trochę poboi. Co zresztą mogę zrobić? Jeśli rzucę się na ratunek, próbując podać jej znalezioną naprędce suchą gałąź, sama mogę wpaść. Nie mam tyle siły, żeby ją wyciągnąć. Nie pływam aż tak dobrze, żeby dotrzeć do niej we właściwym czasie. Nie mam ochoty uspokajać jej i pocieszać:
– Spokojnie, spokojnie, Nineczko, zaraz przyjdzie pomoc!
Nie mam też wcale zamiaru pędzić na łeb na szyję do domku po innych. Ułożyłam rano włosy, zajęło mi to w tych warunkach czterdzieści pięć minut. Zgrywała taką mądrą, niech się ratuje! Poza tym od czego ma narzeczonego? Niech się chłop wykaże, od razu oboje poczują się lepiej.
Tak, nie mam nieskoordynowanych odruchów, właściwych większości rodzaju ludzkiego. W tym też ją przewyższam. No, dobra, jeszcze chwila i zaraz krzyknę, żeby ktoś tu się jednak pofatygował.
Jej śmiertelnie przerażony wzrok krzyżuje się z moim, woda podchodzi pod szyję, przeraźliwe wrzaski „Ratunku! Ratunkuuu!!!” ściągają drzemiących na tarasie. Słyszę za sobą tumult, głośny tupot biegnących nóg, dołączam się więc przytomnie.
– Ratunku, na pomoc! – krzyczę ile tchu w piersiach. – Szybko, prędzej! Nina tonie! Pomóżcie, szybciej, o Boże!
– Spokojnie, wyciągamy cię, nie ruszaj się! – Chłopcy powtarzają to, co przed chwilą nie przeszło mi przez gardło.
Weterynarz zawrócił pędem do domku, złapał grabie, szpadel, trzymają się za ręce, podają jeden drugiemu, rozdzielają, ale asekurują. Spragniona, zrozpaczona dłoń chwyta kurczowo trzonek, z nieziemską siłą, już go nie puści, choćby mieli jej odrąbać ramię. Tak funkcjonują topielcy, gdzieś to słyszałam, a teraz widzę, jak drobna, chuda Nina wynurza się z błota, wyrywa z topieli, zapłakana, mokra, brudna, trzęsąca się jak ktoś, kto przed chwilą minął się ze straszną śmiercią.
Na brzegu szaleje Lola z jednym umalowanym okiem, przerwali jej ważną czynność. Całuje umorusaną Ninę, przytula ją, owija swoim najpiękniejszym jedwabnym pareo dobranym do plażowego kostiumu. Koi ze wszystkich sił, jak umie: już wszystko dobrze, nic się nie stało, tych klapeczek, co wpadły w bagno, nie ma co żałować, chociaż takie śliczne, z brylancikami na czarnym paseczku, ale w miasteczku na bazarze widziała jeszcze lepsze, odkupimy. Ociera koleżance łzy i sama płacze jeszcze intensywniej. Nina dygocze, piekarz bierze ją na ręce, znikają w domku.
Wera wsiada na motor i przywozi lekarza. Zgodził się, choć to starszy pan. Nie wiem, co mu powiedziała, jak nakłoniła go do opuszczenia ośrodka zdrowia i takiej eskapady. Już wszystko dobrze, nic się nie stało, sytuacja opanowana. Ninka dostała silne leki uspokajające, śpi, Tomek zaciągnął zasłony, zamknął drzwi na klucz, nie pozwala jej przeszkadzać. Wszyscy chodzą na palcach, przerażeni, poruszeni, nikt nie zajmuje się mną, a przecież byłam świadkiem tej przerażającej sceny, to ja wezwałam pomoc. Gdyby nie ja, mogłoby się to skończyć gorzej, zapobiegłam tragedii!
Domagam się zainteresowania chociaż ze strony Fiodora. Też przygaszony, siedzi na schodkach i pali papierosa. Nie chce mu się ze mną gadać.
– Potrzebuję pomocy. Ja! – podkreślam. – Jestem bardzo zdenerwowana.
– Nie widać – mruczy pod nosem. – To usiądź obok, odpocznij sobie – dodaje głośniej.
– Powinnam przyjąć jakieś lekarstwa. Jak był ten doktor, nie mogłeś go poprosić, żeby coś przepisał i mnie?
– Wyleciało mi z głowy – odpowiada łagodnie i nie wiem, czy kpi, czy wycofuje się z rozmowy. Chyba nie ma siły się kłócić.
Ale ja owszem.
– Zawsze myślisz tylko o sobie – jątrzę.
Pudło. Nie odpowiada.
– Bałem się, że nie damy rady – mówi. – Że nie zdążymy.
– A ty jak zwykle nie na temat! – złoszczę się nie na żarty.
Fiodor nie podejmuje rękawicy.
***
Przy ognisku nikt się do mnie nie odzywa. Ninę traktują jak królową. Piekarz przytula ją ciągle i całuje, oddaje swoją kurtkę i przysuwa pieniek, na którym siedzi bliżej płomieni, żeby nie zmarzła. Faktycznie coś blado wygląda. Nie ma śpiewów, choć chłopaki próbują żartować. Szybko zjadamy pieczoną kiełbasę i rozchodzimy się do siebie.
Coś tam szepczą po kątach. Słyszę tylko, jak Lola przekonuje, że musiał sparaliżować mnie strach. Nie mogłam się ruszyć, wydobyć głosu, nic. Jak w złym śnie. To się zdarza.
Nie wiem, czy podzielają jej zdanie.
***
– Nawet Lola mówi, że przeżyłam wstrząs.
– Nie zasłaniaj się nią.
– Ja się zasłaniam? Aleś ty niewrażliwy!
– Aurelio! – Fiodor bierze mnie spokojnie za rękę i przeciągle patrzy mi w oczy. – Ty sama wiesz najlepiej, co przeżyłaś.
Powieść Podziały nocy kupicie w popularnych księgarniach internetowych: