Swoją opowieść-dziennik Dom włóczęgi Mariusz Wilk pisze tak, jak się bierze kolejny oddech. Albo tak, jak się po czasie wraca na wytyczoną niegdyś ścieżkę. To, co zdawało się odruchowe, odkryte, rozpoznane, nieoczekiwanie nabiera nowych znaczeń. Przypominamy o naszym specjalnym konkursie, poświęconym Dziennikowi północnemu. Możecie w nim wygrać aż 4 książki! Zapraszamy też do lektury kolejnego fragmentu cyklu:
VII
Wykorzystując poranną samotność, raz jeszcze przeglądałem notatki z wczorajszego dnia. Jawnie z nich wynika, że rezerwatu i tak nie zobaczyliśmy. Kemping, muzeum i sklep z pamiątkami, a po drodze Łukasz pstryknął jakiś totem. Przemknęliśmy przez Maschteuiatsh niby zwidy w fordzie. Turyści – psiakrew. Z drogi powrotnej przez Roberval do Chicoutimi w notesie zachował się wyłącznie szkic pejzażu, naszpikowany krzyżami jak cmentarz przydrożny, na którym ludzie na ławkach pod swoimi domami przypominali własne nagrobki. Potem niezwykła uroda doliny sprawiła, że zapomniałem ołówka w ręku.
White także zaniemówił z wrażenia. Drogę z Chicoutimi do Sept-Illes przebył autobusem, połykając milę za milą w niebieskich blaskach październikowego popołudnia. Notował jedynie nazwy mijanych miejscowości, jak gdyby litanię do geografii odmawiał. (…) Tymczasem autobus opustoszał i dalej pojechali we dwójkę. To znaczy Kenneth i traper w koszuli z wełnianego tartanu, z plecakiem i strzelbą. To wszystko.