Sekrety zawarte w widokówkach. "Pocztówki z Portugalii"

Data: 2021-07-15 09:58:00 | Ten artykuł przeczytasz w 17 min. Autor: Piotr Piekarski
udostępnij Tweet

Historia o wielkiej miłości, gorącej namiętności, poświęceniu i emocjach zaklętych w fotografiach.

Gęste mgły i słoneczne klify magicznej Portugalii wzbudzają zachwyt Olgi, utalentowanej artystki i dziennikarki. Jej fotografie, które zwyciężyły w międzynarodowym konkursie, zostaną zaprezentowane na wystawie w Lizbonie. Jednak Olga, poza zbieraniem laurów, ma jeszcze jeden ważny powód, żeby odwiedzić piękny kraj na zachodnim brzegu Europy. Młoda kobieta zamierza rozwiązać zagadkę zniknięcia Andrzeja Komorowskiego, artysty, który z niewiadomych przyczyn zerwał kontakt ze swoją rodziną. Z białych mgieł snujących się tuż przy ziemi powoli wyłaniają się ostre kształty i coraz bardziej intensywne barwy zdarzeń z niedalekiej przeszłości…

Obrazek w treści Sekrety zawarte w widokówkach. "Pocztówki z Portugalii" [jpg]

Do lektury najnowszej książki Jolanty Kosowskiej Pocztówki z Portugalii zaprasza Wydawnictwo Zaczytani. Tymczasem już teraz zachęcamy Was do lektury premierowego fragmentu książki:

To był dziwny wieczór. Konrad odwiózł mnie do hotelu i poczekał, aż wejdę do środka. Pomachał mi na pożegnanie ręką, przesłał buziaka. Było późno. Siedząca na portierni dziewczyna obrzuciła mnie chłodnym spojrzeniem. 

– Boa noite – rzuciłam w jej stronę. – Boa noite – odpowiedziała. 

Weszłam do pokoju, wzięłam prysznic, położyłam się do łóżka i nie mogłam zasnąć. Moje myśli krążyły wokół Konrada. Postanowiłam obejrzeć zrobione w Monserrate zdjęcia. Magiczny był ten poranek. Mgła, tajemnica, romantyzm i groza. Niesamowity pałac i jeszcze bardziej niesamowity ogród. Nie dziwię się lordowi Byronowi, że na chwilę tu zamieszkał. To miejsce pasowało do jego twórczości, natury, umiłowania podróży i podbojów miłosnych. Najpierw przerzuciłam szybko zdjęcia z pałacu. Były dobre, ale ja chciałam pooglądać te z ogrodu. Pamiętam wszystko dokładnie. Tuż na wprost wyjścia stała fontanna, a obok niej te przeraźliwie czerwone kwiaty w gazonach. W fontannie pływały różowe nenufary i złote rybki. Zrobiłam tam mnóstwo zdjęć. Przez moment wydawało mi się, że mgły jest więcej. Pamiętam, odwróciłam się w kierunku pałacu. Jego ledwie rysująca się we mgle fasada wydawała się czymś niezwykłym. 

Nagle zaczęło mi się wydawać, że widzę postać stojącą dwa metry ode mnie. Powiększyłam zdjęcie. Potem cofnęłam parę klatek. Teraz widziałam ją już na każdym zdjęciu od momentu, kiedy wyszłam z pałacu. Tak jakby odkleiła się od pałacowego muru i ruszyła za mną. Przypomniało mi się, że słyszałam czyjeś kroki. Dźwięki tłumione przez mgłę wydawały się czymś nierealnym. Myślałam, że wyobraźnia płata mi figle, a teraz widzę, że skradał się za mną jakiś człowiek. 

Pamiętam, ruszyłam potem ścieżką wzdłuż murów. W gęstniejącej mgle widać było szerokie smugi światła padające z rozświetlonych okien. Zaczęłam przerzucać kolejne zdjęcia. Szukałam na nich postaci. Jedna ze smug oświetlała gazon z kwiatami i jakąś rzeźbę. Pamiętam, że wyrzeźbiona postać wydawała się tak realna, że prawie krzyknęłam z przerażenia. Miałam wrażenie, że ktoś bezszelestnie wyłonił się z białej, gęstej mgły i stanął tuż przede mną z groźnie uniesioną dłonią. Wtedy widziałam tylko rzeźbę. Na zdjęciu widziałam rzeźbę i skuloną postać człowieka ukrytego za nią. Niech to szlag! Co to za bzdury?! Po co ten człowiek za mną szedł?! 

Doszłam do schodów. Stopnie prowadziły w dół, były mokre i śliskie. Ich koniec niknął w gęstej mgle, jakby prowadziły donikąd. Zrobiłam tam kilka zdjęć. Oglądałam je teraz w powiększeniu. Szukałam chowającej się we mgle postaci. Była, stała za pniem drzewa, na którym wisiały tamte rośliny, przypominające dyndające trupy. Towarzyszyła mi wszędzie, w ogrodzie różanym i wśród meksykańskich kaktusów, była tuż obok ruin. Towarzyszyła mi przez całą wędrówkę po ogrodach pałacu Monserrate. Pamiętam, że robiłam zdjęcie za zdjęciem. Słyszałam tylko stukot migawki mojego aparatu i nagle usłyszałam czyjeś korki. Kroki ucichły za węgłem muru. Do moich uszu doszedł szept. Donośny, złowrogi, dziwnie zniekształcony. 

– Get out! Nie chcemy tutaj wścibskich obcych! Odwróciłam się w stronę głosu. Pomyślałam, że oszalałam. Mgła, półmrok, ruiny. To wszystko działało na wyobraźnię. 

– Wynoś się! – usłyszałam ponownie.

Myślałam, że ten głos był wytworem mojej wyobraźni. 

Teraz zobaczyłam wszystko zupełnie inaczej. Jeszcze raz przerzuciłam zdjęcia w poszukiwaniu tamtej postaci. Mgła, deszcz, półmrok, brak turystów i skradająca się obok mnie postać. Nagle nawet ta kartka włożona za wycieraczki samochodu nabrała innego znaczenia. Ogarnął mnie niepokój. Wstałam sprawdzić, czy zamknęłam na klucz drzwi do pokoju. Spojrzałam na zegarek. Dochodziła druga. Zawahałam się, ale narastający we mnie niepokój przeradzał się w bezimienny lęk, a po chwili w coraz bardziej namacalny strach. Zadzwoniłam do Konrada. 

 

Konrad 

– Słuchaj, Ciapa! – powiedziałem, poklepując psa. – Kompletna klapa. Mózg nie dogadał się z sercem. Sam to wymyśliłem, a czuję się, jakbym miał rozdwojenie jaźni – zdawałem psu relację z minionego wieczoru. – Ty i tak nic nie zrozumiesz. 

Nawet nie drgnął. Leniwie otworzył jedno oko. Dwa razy uderzył ogonem o podłogę. Było już późno. Ciapa nade wszystko ceni sobie święty spokój. 

Byłem już w łóżku, kiedy zadzwoniła Olga.

– Obudziłam cię? – zapytała.

– Jeszcze nie spałem. Próbuję zasnąć. Coś się stało? – spytałem zaniepokojony.

Nagle dotarło do mnie, że jest druga w nocy. Dziwna pora na telefon. Serce zabiło mi szybciej. 

– Leżę w łóżku i oglądam zdjęcia, które zrobiłam dzisiaj przed południem, chodząc po ogrodach pałacu Monserrate – powiedziała Olga. 

– Byłaś dzisiaj w Monserrate? – zapytałem zaskoczony. – Nic nie mówiłaś. 

– Byłam przed południem. Pojechałam do Sintry wcześnie rano w związku z pewnym reportażem, którego już od dawna nie mogę skończyć. 

– Piszesz reportaż o Sintrze? – zdziwiłem się. 

– Nie o Sintrze, a o pewnej rodzinie mieszkającej we Wrocławiu. Taka dziwna historia, która prowadzi w okolice Sintry. Chciałam wykorzystać okazję, że tutaj jestem –wyjaśniała. – Pomyślałam, że może uda mi się coś zrozumieć. Chciałam zrobić to dla siebie. Zapewne nigdy o tym nie napiszę. Taka wiedza dla wiedzy, bardzo mi potrzebna, żeby wytłumaczyć sobie ludzkie postępowanie. Szukam pewnego mężczyzny, który nagle urwał kontakt ze swoją rodziną – dukała. Nic z tego nie rozumiałem, ale miałem wrażenie, że Olga nie chce, żebym zrozumiał.
– Daleko uciekł – wszedłem jej w słowo. – Musiał mieć jakieś powody. Może nie warto go szukać…

– Może i nie warto – przyznała. – Szukam go sama dla siebie. On nikomu do niczego nie jest już potrzebny. Bywają takie sprawy, które spędzają nam sen z powiek, które chcemy zrozumieć. To jest właśnie taka sprawa. 

– I co? – dopytywałem. – Odnalazłaś faceta?

– Nie, jakby się rozpłynął w powietrzu.

– Może go tu wcale nie było? Mieszka spokojnie na przykład pod Krakowem, a Sintra to ściema.

– Tak nie jest. To wiem na pewno... Opowiem ci kiedyś tę historię, ale nie teraz. Teraz jest już bardzo późno. Nie o tym chciałam ci powiedzieć, tylko o Monserrate. – Bardzo lubię to miejsce – wtrąciłem niepewnie. 

Nie mogłem zrozumieć, do czego zmierza. Nagle przyszło mi na myśl, że ona po prostu chce ze mną pogadać. Ja też za nią tęskniłem. 

– Jeden facet wspomniał mi dzisiaj o tym miejscu. Chciał mnie nawet umówić z jakimś mieszkającym w Sintrze Polakiem. 

– Rozmawiałeś z Brunonem? – zapytałem. – Kupujesz kafelki? 

– Nie kupuję kafelków – odpowiedziała zaskoczona. – To z tobą umówił mnie Bruno? 

– Na to wygląda – parsknąłem śmiechem. – Wpadłaś mu w oko. 

– Skąd wiesz? – zaperzyła się. 

– Sam mi to powiedział. Pamiętasz, jak przerzucił się w trakcie rozmowy na portugalski? 

– Pamiętam – odpowiedziała. – Uraziło mnie to – dodała chłodniej. 

– Niepotrzebnie – stwierdziłem. – On na swój sposób jest bardzo nieśmiały. Nie powiedziałby tego nigdy po angielsku, wiedząc, że go zrozumiesz. Mówił, że wyglądasz jak anioł, masz jasne włosy, oczy koloru wód oceanu przy przylądku Cabo da Roca, malinowe usta. Jesteś piękna, powabna i niesamowita... Do tego samotna i zagubiona. Że też się nie domyśliłem! Czekałbym tam do skutku. 

– Szkoda, że nie czekałeś – zabrzmiało dziwnie poważnie i niespodziewanie wzbudziło moją czujność. 

– Nie spodobał ci się pałac? – zapytałem zdziwiony. – Jak zechcesz, to pójdziemy tam razem. To niesamowite miejsce. 

– Tak niesamowite, że zdołało mnie przerazić.

– Przerazić? Chyba żartujesz.

– To miejsce mnie przeraziło – powtórzyła. – Dzisiaj rano była gęsta mgła – zaczęła opowiadać. – Ta mgła snuła się po alejkach i pomiędzy drzewami. Szłam z aparatem i robiłam zdjęcia. Mgła jest czasem ciekawsza od promieni słońca. Otula, nie dopowiada, pozostawia miejsce na wyobraźnię. Tłumi dźwięki i wycisza... Parę razy w trakcie spaceru miałam wrażenie, że słyszę tuż obok siebie kroki, że słyszę trzask gałęzi złamanej czyjąś nogą. Wszystko zrzucałam na karb wyobraźni. Sceneria jak z horroru, zmysły pracują, wyobraźnia dopowiada resztę. W ruinach kościoła usłyszałam szept: Wynoś się! My tutaj nie chcemy wścibskich obcych. Za chwilę weszła do środka francuska para, którą widziałam już wewnątrz pałacu. Pomyślałam, że to zmysły płatają mi figla. Kiedy wróciłam do samochodu, to miałam za wycieraczkę włożoną kartkę z napisem Wynoś się!. Przyszło mi na myśl, że to dlatego, że zablokowałam część drogi wyjazdowej z jednego z domów stojących nieopodal pałacu. 

– Dlaczego mi tego dzisiaj nie opowiedziałaś? – zapytałem zaskoczony. 

– Nie wydawało mi się to ważne – odpowiedziała cicho. 

– Coś się stało, że nagle zmieniłaś zdanie? – dopytywałem zaniepokojony. Nie odpowiedziała od razu. Milczenie się przedłużało. – Coś się stało, kiedy wróciłaś do hotelu? – powtórzyłem.

 – Właściwie nic takiego. Leżałam już w łóżku. Zaczęłam oglądać zdjęcia, które tam zrobiłam dziś rano – mówiła spokojnie, a we mnie niepokój narastał z minuty na minutę. 

– I co? – zacząłem ją ponaglać. 

– Cały czas ktoś za mną szedł. Ta postać jest widoczna na wielu zdjęciach – mówiła cicho. – Pierwszy raz pojawiła się przy fontannie, kiedy się odwróciłam, żeby zrobić zdjęcie pałacowi otulonemu mgłą. Nie zauważyłam jej wtedy. Byłam skupiona na robieniu zdjęć. Zobaczyłam ją dopiero teraz, na fotografii. Wygląda jak gęstsza mgła, jak duch przyklejony do ściany tuż przy drzwiach. Potem towarzyszyła mi już wszędzie. Żeby ją zobaczyć, musiałam tylko trochę powiększyć obraz. Głos, który słyszałam w ruinach kościoła, wydał mi się realny. Inaczej rozumiem też znaczenie kartki włożonej pod wycieraczkę. Wszystko ułożyło mi się w jedną, niezrozumiałą całość i nagle zaczęłam się bać. 

– Może nadal to tylko sprawa wyobraźni – powiedziałem, sam nie wierząc w to, co mówię. – Przyjadę do ciebie. Pokażesz mi te zdjęcia. 

 

Olga 

Był po półgodzinie. Musiał ruszyć zaraz po moim telefonie. Tyle czasu zajmuje przejechanie poza szczytem z Sintry do Lizbony. W dżinsach, w T-shircie, w swetrze niedbale narzuconym na ramiona i w adidasach wyglądał jak Konrad z naszych dawnych wakacji. Usiadł w fotelu. Wziął aparat. Długo i dokładnie oglądał zdjęcia. Przyglądał się każdemu z osobna. 

– Masz je już na komputerze? – zapytał. – Mam. Wrzuciłam przed chwilą. 

Usiadł przy ławie i oglądał zdjęcie za zdjęciem.
– Myślę, że chodził za tobą ktoś z ochrony – powiedział. – Mało kto spaceruje w pojedynkę po ogrodach. 

Szczególnie w tak gęstej mgle.

Pomyślałam, że on ma rację. Kiedy przestraszyłam się przy schodach, to jak spod ziemi wyrósł przy mnie ochroniarz. 

– Pokaż jeszcze tę kartkę! – poprosił.

Obejrzał ją, przeczytał. Wyglądała na wyrwaną z jakiegoś notesu. Pismo było lekko pochylone w lewo, niedbałe. – Myślę, że kogoś poniosły nerwy na twój źle zaparkowany samochód. Co to za auto? – zapytał niespodziewanie. 

– Fiat pięćset. Wypożyczyłam go na mój pobyt w Portugalii. Mały, wszędzie można nim zaparkować. 

– Od kiedy jeździsz tym samochodem? – zapytał. – Wypożyczyłam go, jadąc do Sintry.

– I już blokujesz ludziom wyjazdy? – roześmiał się. – Jak widzisz – mruknęłam. 

Spojrzał na zegarek. Dochodziła trzecia.

– Czy mógłbym zostać u ciebie na noc? – zapytał niespodziewanie. – Prześpię się na podłodze – dodał pośpiesznie, widząc moje zaskoczenie. – Użyczysz mi tylko poduszki i koca. Karimatę zawsze wożę w samochodzie. Jest już po trzeciej. O wpół do siódmej odbieram wycieczkę spod jednego z hoteli w Lizbonie. 

Zgodziłam się. Wyszedł po karimatę. Kiedy wrócił, byłam już w łóżku. Obserwowałam go spod przymkniętych powiek. Karimatę rzucił na podłogę obok ławy. Na niej położył koc i poduszkę. Zgasił światło. W pokoju zapanowała ciemność. Podszedł do okna, odsunął delikatnie zasłonę. Zrobiło się jaśniej. Za oknem mignęło sierpniowe niebo usiane gwiazdami, księżyc ukazał się nad dachami domów. Konrad uchylił okno. Usiadł na parapecie. Widziałam jego postać na tle granatowego nieba. Musiałam na chwilę zasnąć. Obudziło mnie ciche stuknięcie drzwi od łazienki. Słyszałam, jak próbuje ułożyć się na karimacie, jak przewraca się z boku na bok, jak przetrzepuje coś ręką. Po chwili zapanowała cisza. Poruszyłam się lekko. Usłyszał. 

– Śpisz? – zapytał.

– Nie, jakoś nie mogę zasnąć – odpowiedziałam cicho. – Ja też nie mogę – powiedział. 

Znowu zapadła cisza.

– O czym myślisz? – usłyszałam szept.

– O dzisiejszym dniu – odpowiedziałam. – Ja też – odparł. 

Nie kleiła nam się rozmowa. Chwile milczenia stawały się coraz dłuższe. Zdania coraz częściej zastępowane były pojedynczymi wyrazami. 

– Twój dzień był szalony – dobiegł mnie jego ciepły głos. – Najpierw miałaś pełen emocji spacer po Monserrate, potem konferencję prasową, po niej kolację i na koniec te zdjęcia. 

– Nie myślę o tym – powiedziałam.

– A o czym? – zapytał cicho.

– Dzisiaj świat przez chwilę był taki jak kiedyś – powiedziałam szybciej, niż zdążyłam pomyśleć. 

Przyszło mi do głowy, że Konrad i tak nie zrozumie. Sama przestraszyłam się swoich słów. Zrozumiał. Gdzieś w ciemności usłyszałam, jak wstaje, jak potyka się o krzesło, jak pod nosem mamrocze coś, co pewnie jest jakimś przekleństwem. Rozsunął bardziej zasłony. Blade światło księżyca oświetliło hotelowy pokój – ławę, dwa krzesła, wielki fotel, szerokie łóżko, szafę, karimatę rozłożoną na podłodze. Podszedł do mnie. Odsunął pościel. Usiadł na brzegu łóżka. Odruchowo się przesunęłam. Na chwilę, niby przypadkiem, spotkały się nasze dłonie, na moment splotły się palce. Serce biło mi jak szalone. Nic o nim nie wiem – powtarzałam w myślach – to zupełnie inny człowiek, dziesięć lat to bardzo dużo czasu. Jego twarz była coraz bliżej mojej twarzy, ręką odgarnął moje włosy. Poczułam na twarzy ciepło jego oddechu. Musnął ustami mój policzek. Serce biło mi coraz szybciej i szybciej. Setki motyli wzbiły się w moim brzuchu do lotu. Poczułam jego usta na moich. 

– Jak kiedyś – szepnął.

Nagle odsunął się gwałtownie, wstał. Zrobił unik. 

Uciekł przede mną, a może przed samym sobą. – Pójdę się przejść – usłyszałam. 

W przelocie ściągnął z krzesła koszulkę, szybko naciągnął spodnie. Nie odwrócił się, nie spojrzał na mnie. Sucho trzasnęły drzwi. Zostałam sama ze świadomością, że nigdy nie przestałam go kochać. 

Książkę Pocztówki z Portugalii kupić można w popularnych księgarniach internetowych:

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Pocztówki z Portugalii
Jolanta Kosowska12
Okładka książki - Pocztówki z Portugalii

Historia o wielkiej miłości, gorącej namiętności, poświęceniu i emocjach zaklętych w fotografiach. Gęste mgły i słoneczne klify magicznej Portugalii wzbudzają...

dodaj do biblioteczki
Wydawnictwo
Recenzje miesiąca
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Dziadek
Rafał Junosza Piotrowski
 Dziadek
Aldona z Podlasia
Aldona Anna Skirgiełło
Aldona z Podlasia
Egzamin na ojca
Danka Braun ;
Egzamin na ojca
Cień bogów
John Gwynne
Cień bogów
Rozbłyski ciemności
Andrzej Pupin ;
Rozbłyski ciemności
Wstydu za grosz
Zuzanna Orlińska
Wstydu za grosz
Jak ograłem PRL. Na scenie
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Na scenie
Pokaż wszystkie recenzje