26 sierpnia nakładem Wydawnictwa Harde ukazał się Dom gejsz Alexy Vastatrix i Waldemara Bednaruka, kontynuacja bestsellerowej powieści obyczajowo-historycznej Harem. Czytelnik znajdzie tu dworskie intrygi, namiętną miłość, odważną erotykę, przygodę na krańcach świata i historię XVII-wiecznej, ogarniętej wojną Rzeczypospolitej.
Jest rok 2020. Niedoszła doktorantka nauk historycznych i autorka powieści Harem, choć wiedzie wygodne życie u boku ukochanego chłopaka, cierpi na nocne koszmary, niepokój i nudę. W pierwszą rocznicę wydania książki trafia na jedną z zaginionych kart „Dyariusza dalekiey podróży w egzotyczne kraye Jana Zamoyskiego, trzeciego z kolei Ordynata na Zamościu. Rusza więc wraz z nim ku nowej przygodzie, przez Chiny, Japonię i Afrykę.
Jest rok 1658. Do Zamościa przybywa urodziwa i temperamentna Maria Kazimiera d’Arquien, późniejsza Marysieńka Sobieska. Młoda żona Jana, zwanego Sobiepanem, spadkobiercy fortuny Zamoyskich i wnuka pierwszego ordynata, walczy o wpływy na dworze z Gryzeldą Wiśniowiecką. Odprawia z pałacu Józię z Brzeziń, która w magnackim haremie i w żołnierskim namiocie podczas wojennych wypraw ogrzewała dotąd łoże słynącego z erotycznych podbojów, hulaki i pijanicy Zamoyskiego. Tymczasem ziemie Rzeczpospolitej pustoszą wojska szwedzkie, narastają konflikty religijne, ludność dziesiątkują epidemie.
Czy Jan Zamoyski zaprosi do swego łoża żonę? Czy Józia z Brzezin ucieknie przed gniewem upokorzonej Marysienki? Czy Harry zdoła ocalić swe życie?
Do lektury powieści Alex Vastatrix i Waldemara Bednaruka zaprasza Wydawnictwo Harde. Dziś w naszym serwisie prezentujemy jej premierowe fragmenty:
SOBIEPAN
Senne majaki przerwało nagłe szarpnięcie za ramię. Pojedyncze, lecz silne i zdecydowane. Tak budziła mnie tylko jedna osoba. Dlatego zanim otworzyłem oczy wiedziałem, kogo zobaczę. I rzeczywiście przy mej macie w półmroku przedświtu czaił się Mzungu. Przez te ostatnie dni chłopak przychodził do nas po zmroku i opowiadał, co udało mu się zaobserwować. Za linią brzegową widział rozległe przestrzenie sawanny, a na niej pasące się wielkie stada antylop. Widział słonie i żyrafy, o których dotychczas nie mieliśmy pojęcia. Słyszeliśmy opowieści, znaliśmy opisy, ale jeszcze ich nie zobaczyliśmy. Czasem słyszałem dalekie odgłosy trąbienia, a on mi wyjaśniał, że to słonie.
Nosiłem się z planem, by poprosić McGregora o zgodę na polowanie, by rozpędzić nudę oczekiwania i uzupełnić zapasy mięsa, ale na przeszkodzie stanęły połowy tuńczyków, a teraz przybycie nowego statku. I właśnie w związku z tym wydarzeniem malec nie przybył wcześniej, bo jak się domyśliliśmy, próbował się czegoś więcej dowiedzieć.
– Mów, co wiesz – mruknąłem zaspany.
– Wielka kłótnia była panie do samego rana – wyrzucił z siebie co prędzej.
– To wiem, bo słyszeliśmy aż tutaj.
– Przykryłem się szczelniej matą w chłodzie poranka, ale jemu najwyraźniej nie było zimno. Przysunął bliżej usta do mojego ucha. – Ale nie wiesz, o co się kłócili?
– Mały spryciarz trzymał mnie w niepewności przez chwilę, by wreszcie szepnąć.
– O ciebie, panie Janie, o ciebie się kłócili.
– O mnie? – Zdziwiłem się, bo od początku zakładałem, że mój los jest przesądzony. Nie bałem się o swoje życie ani przez moment. Wychodziłem z założenia, że nawet najkrwawszy pirat woli wino i dobrą pieczeń od krwi jeńców. A za moją głowę mogli dostać wiele wina i wiele mięsa dla wszystkich. Pod warunkiem że będę żywy. Tak więc lęku we mnie nie było, jedynie wściekłość na siebie, że tak łatwo dałem się podejść, i na nich, że tak bardzo opóźniają moją podróż. Słyszało się co prawda o okrucieństwie piratów, którzy wybijali do nogi załogi okrętów albo palili całe wsie i miasta, nie pozostawiając żywych, ale więcej w tym było legend niźli prawdy. Pirat był morskim łupieżcą i walczył dla zysku, a nie próżnej żądzy mordowania. Zabijał wtedy gdy napotkał opór, a nas mieli w ręku. – Nie ma sensu nas zabijać!
– O ciebie panie. – Mzungu nie miał najmniejszej wątpliwości. – Siedziałem na palmie tuż nad ich głowami, gdy rozmawiali o łupach. Ten drugi pirat nie miał tyle szczęścia co nasz. Przypłynął z pustymi rękami. Oni mają umowę o współpracy i podziale łupów. Najpierw rozmawiali długo przy kolacji. Często wskazywali w stronę waszej chaty. Potem kapitan McGregor kazał przynieść skrzynie ze srebrem i dał nowemu pięć worków z talarami, ale tamten wziął tylko trzy. Oddał wszystko swojej załodze, a dla siebie chce ciebie. Zamyśliłem się, szukając wyjścia z tej sytuacji.
– Co McGregor na to? – Poczułem mimo woli ciarki na plecach. Nie podobała mi się ta rola oblubienicy, o którą walczą dwaj konkurenci. Nie wiedziałem, co to może oznaczać, ale nie podobało mi się. Jeszcze dziś rano przeklinałem naszą niewolę. Nienawidziłem wszystkich, którzy nas porwali, i chciałem kolejno, jednego po drugim, własnoręcznie zamordować. Teraz zmieniło się nasze położenie. Z bezpiecznej niewoli w niepewną przyszłość. Z rozrzewnieniem wspomniałem wczorajszą udrękę.
– Powiedział, że się nie zgadza, ale tamten tylko się uśmiechnął i widać było, że nic sobie z tego nie robi.
– No pewnie, że nic sobie nie robi.
– Wzruszyłem bezsilnie ramionami.
– Ma dwa razy więcej ludzi, więcej dział i większy okręt. Nie musi się przejmować mniejszym wspólnikiem. – Tylko do czego jestem mu potrzebny? Oby chodziło tylko o większy okup – martwiłem się w samotności, gdy Mzungu, zebrawszy resztki z naszej kolacji, ulotnił się równie cicho, jak przed chwilą pojawił.
Dom gejsz kupicie w popularnych księgarniach internetowych: