Piękno i niebezpieczeństwo pod pustynnym niebem. „Pieśń Nilu”

Data: 2022-02-08 12:38:28 | Ten artykuł przeczytasz w 37 min. Autor: Piotr Piekarski
udostępnij Tweet

Pod rozgrzanym, pustynnym niebem kryje się piękno, pokusa... i niebezpieczeństwo

Luksor, 1946 rok. Kiedy młoda pielęgniarka, Aida El Masri, wraca z ogarniętego wojną Londynu do rodzinnej posiadłości w Egipcie, jest gotowa stawić czoła czekającym ją wyzwaniom. Minęło osiem lat, odkąd ojciec Aidy, Ayoub, został uwikłany w zbrodnię, której nie popełnił, i zginął tragicznie. Aida nie zapomniała o tym i teraz chce się zemścić na człowieku, który, jak uważa, zdradził jej ojca – na jego najlepszym przyjacielu, Kamelu Pharaonym.

Aida spotyka się z synem Kamela, urzekającym chirurgiem Pharesem, który proponuje jej małżeństwo. Wbrew niej samej, sekretna namiętność, jaką żywiła do Pharesa jako młoda dziewczyna, odżywa. Jak jednak może poślubić syna człowieka, który zniszczył jej ojca i przyczynił się do okrycia hańbą jej rodziny? Czy powrót do domu przyniesie Aidzie miłość, czy tylko narazi na niebezpieczeństwo i cierpienie?
W egzotycznym i minionym świecie Górnego Egiptu Pieśń Nilu podąża za Aidą w podróży zmierzającej do odkrycia na nowo ukochanej ojczyzny, z jej białymi felukami na Nilu, urokami Kairu i starożytnymi tajemnicami płonących piasków pustyni - oraz mężczyzny, którego nigdy nie zapomniała.

Zniewalająca historia pełna pasji i intryg – powieść, która ukazuje bijące serce Egiptu. Przenieś się w czasie z Hannah Fielding, autorką powieści Song of the Nile.

Obrazek w treści Piękno i niebezpieczeństwo pod pustynnym niebem. „Pieśń Nilu” [jpg]

Do lektury książki Hannah Fielding Pieśń Nilu zaprasza wydawnictwo London Wall Publishing. Tymczasem już teraz zachęcamy do lektury premierowego fragmentu książki:

Prolog

Luksor, Egipt, 1938

W zatłoczonej sali sądowej panowało pełne napięcia oczekiwanie. Szmer głosów przybrał na sile, kiedy na salę wrócili trzej sędziowie. W czarnych togach i czerwonych żabotach przywodzili na myśl złowrogie kruki. Weszli na podium i zajęli miejsca ponad poziomem widowni. Rzędy drewnianych ławek przed nimi były ciasno zapełnione. Wszyscy zebrani popatrywali na klatkę stojącą z boku, gdzie znajdował się podsądny. Przedstawiciele prasy, której ten proces dostarczał materiału na atrakcyjne czołówki, wychylali się do przodu, żeby lepiej widzieć. Zadufani w sobie prawnicy przerwali rozmowy, śmiechy, dali spokój cynicznym uwagom i skupili wzrok na ławie sędziowskiej. W sali zapanowała martwa cisza.

Ciemnooki mężczyzna za żelaznymi kratami robił wrażenie wycieńczonego – nieogolony, ubranie wisiało na jego wychudzonym ciele. Kiedy pojawili się sędziowie, wyprostował się i poszukał wzrokiem nastolatki siedzącej w pierwszym rzędzie obok siwowłosej kobiety, która trzymała ją mocno za rękę. Na twarzy dziewczyny malowały się taka udręka i taki lęk, że musiało go to zaboleć do żywego. Wyciągnął swoje skute kajdankami ręce, jakby chciał sięgnąć do niej i ją pocieszyć.

– Sąd uznaje Ayouba El Masriego winnym kradzieży i zawłaszczenia egipskich zabytkowych przedmiotów i skazuje go na pięć lat więzienia i ciężkich robót.

Przez salę przebiegł szmer szeptów, a potem znów zaległa cisza.

Wszystkie oczy skupiły się na mężczyźnie zaciskającym dłonie na kratach, które oddzielały go od widowni. Jego twarz nagle pobladła. Z trudem łapał powietrze. Przycisnął skrępowane ręce do piersi i zachwiał się, po czym osunął na podłogę wewnątrz klatki.

Obserwująca sytuację przerażona dziewczyna krzyknęła, zerwała się i rozpaczliwie próbowała przebić się do uwięzionego. Jej wołanie utonęło w ogólnym zamieszaniu i wrzawie, jaka zapanowała w sali. Rozległy się jakieś komendy i kilku mężczyzn otoczyło drzwi klatki, kiedy te zostały otwarte i do środka wbiegło paru funkcjonariuszy, by zająć się skazanym.

Zebrani na sali podnosili się z miejsc, próbowali zobaczyć, co się dzieje. W klatce jakiś młody mężczyzna krzyczał do funkcjonariuszy, żeby zrobili mu miejsce, bo jest lekarzem. Dziewczynie zdawało się, że to trwa wieki, nim zdołała przedostać się naprzód.

Chwyciła dłońmi kraty. Przerażona patrzyła, jak młody mężczyzna, klęcząc, naciska rytmicznie pierś leżącego. Dziewczyna wołała lekarza po imieniu. Po policzkach płynęły jej łzy. Ale on robił swoje, nie unosząc głowy. Wreszcie przestał, odchylił się do tyłu, przysiadając na piętach, i dopiero wtedy popatrzył na nią z głębokim współczuciem. Pamiętała tylko, że potem objęły ją czyjeś troskliwe ręce i odciągnęły szlochającą, po czym zapadła ciemność.

 

Rozdział 1

Luksor, marzec 1946 rok

Aida El Masri oderwała się od wspomnień i wróciła do rzeczywistości, kiedy kremowo-szary bentley, model z roku 1936, zahamował płynnie przed wielką bramą.

– Jesteśmy na miejscu – oznajmił postawny mężczyzna siedzący obok młodej kobiety. – Cieszę się bardzo, że postanowiłaś wrócić do domu, Aido. Khadammeen, służba też nie może się już ciebie doczekać. Od kiedy powiedziałem, że przyjedziesz, w Karawan House zapanowała wielka radość.

Aida uśmiechnęła się do Naguiba Bishary. Był bliskim przyjacielem ojca, nie tylko prawnikiem. Do samego końca robił dla Ayouba El Masriego wszystko, co w jego mocy, i za to była mu bardzo wdzięczna.

– Dobrze być znów w domu, wujku Naguibie.

Czekali w samochodzie, by pojawił się odźwierny. Naguib ciepło popatrzył na Aidę swoimi czarnymi jak węgiel oczami.

– Nie jestem pewien, czy wielu z nich zdoła cię teraz poznać. Wyrosłaś na uroczą kobietę, choć jesteś tak chuda, jakbyś miała zaraz zniknąć.

Aida roześmiała się.

– To dlatego, że nie było tam cudownej kuchni Ghaly’ego. Racjonowanie jedzenia też zrobiło swoje. Nie mieliśmy tyle masła i cukru, co wy tutaj.

Naguib niewiele się zmienił. Choć jego czoło robiło się coraz wyższe i niedługo mogły mu już zostać tylko niezbyt gęste siwe włosy na tyle głowy i przy uszach – te, które nigdy nie wypadają.

Nad wąskimi ruchliwymi wargami wyhodował sobie wąsik w stylu Chaplina. Aida znała prawnika bez wąsów i wydawało się jej, że nie pasują do gładkiej, okrągłej linii brody. Miał ten typ twarzy, którą zapomina się już w chwili patrzenia na nią i może dlatego zdecydował się zapuścić wąsy. Sądząc po obwodzie talii, nadal kochał jeść. Aida stłumiła uśmiech.

– Czy Osta Ghaly robi jeszcze tę cudowną konafę?

Naguib zaśmiał się głośno, poklepując okrągły brzuch.

– Niestety, tak! – Uniósł swoje krzaczaste brwi z konspiracyjną miną. – A jego basboussa jest jak zawsze najlepsza w Luksorze, tylko nic mu nie mów, bo jeszcze przewróci mu się w głowie.

Aida uśmiechnęła się, w zadumie patrząc przez okno na wysokie palmy otaczające posiadłość El Masrich. To było takie typowe na północy Egiptu. Ich łagodny szum o zmierzchu zawsze poruszał jej wyobraźnię, wydawał się tak romantyczny. Z westchnieniem wciągnęła głęboko w płuca ciepłe powietrze. Tak pachniał Egipt.

Było w tym zapachu coś z ziemi i przypraw, kóz i kurczaków, i ciągnących się w oddali pól bawełny. Nareszcie była w domu.

Minęło osiem długich lat, odkąd uciekła do Anglii. Przez świat przetoczyła się wojna. Aida nigdy nie przypuszczała, że tak długo jej tu nie będzie. Powiedziała sobie, że wyjeżdża tylko na rok. Póki skandal nie ucichnie. Skończyła dopiero osiemnaście lat. Została zupełnie sama. Miała tylko jednego krewnego – brata matki Angielki. George Chandler, dawny członek parlamentu, mieszkający przed wojną pod Londynem, nie miał własnych dzieci i powitał córkę zmarłej siostry z otwartymi ramionami. W ten sposób zaczęło się życie Aidy w Berkshire, na wygnaniu, które sama sobie wybrała.

Choć okoliczności były tragiczne, zdawało się, że los, zamykając przed nią jedne drzwi, otworzył drugie. Zawsze marzyła, by zostać pielęgniarką. Już kiedy jako dziecko chowała się w ogrodzie przy domu, choć powinna pomagać niani, Dadzie Aminie, przy smażeniu jej słynnych konfitur. Aida wolała w ukryciu czytać książki o Florence Nightingale albo Lampę w mroku, o jej uczennicy, albo o Edith Cavell, bohaterce Wielkiej Wojny. W Anglii Aida mogła zrealizować swoje marzenie. Z pomocą wuja George’a dostała się na kurs pielęgniarski w londyńskim szpitalu królewskim. Jej romantyczne pojęcie o zawodzie szybko zostało rozwiane przez długie godziny pracy, wykłady, naukę do egzaminów, nie wspominając już o konieczności czyszczenia basenów i ścielenia łóżek – a wszystko to pod okiem surowych, wymagających perfekcji sióstr przełożonych.

A potem w Europie wybuchła wojna i nawet gdyby Aida chciała, nie mogłaby wrócić do Egiptu. Przez następne sześć lat jej życie przybrało inny obrót. Kiedy Londyn był bombardowany, szkolenie praktyczne zostało z konieczności przyspieszone. Pielęgnowała okaleczonych pod Dunkierką żołnierzy, opatrywała poparzonych w bitwie o Anglię pilotów, a także rannych cywilów. W tym czasie wuj George wrócił do pracy. Przeprowadził się do Chelsea, by pomagać w nowo utworzonym ministerstwie zaopatrzenia na Strand.

Rzadkie wolne chwilę Aida spędzała u niego w domu. Poza tym wuj zabierał ją na herbatki do Ritza, gdzie spotykali się politycy, arystokraci i dalsi krewni rodziny królewskiej. To stanowiło wielki kontrast z potwornościami cierpień, z jakimi miała na co dzień do czynienia w pracy.

Śmierć ojca była dla niej wstrząsem, który zapoczątkował jej dorastanie. Okrucieństwa wojny stały się chrztem bojowym. Pyzata, zagubiona nastolatka, która wyjechała z Egiptu, w okresie wojny przeistoczyła się w silną, odpowiedzialną młodą kobietę. Potrafiła opatrywać okaleczone podczas walk ciała, jednak sama nosiła potwornie bolesną ranę, która nie chciała się goić. Teraz Aida znalazła się znów w Egipcie, po latach, które wydawały się jej długie jak całe życie. Była tu, by przywrócić dobre imię ojcu.

Oprzytomniała na odgłos zgrzytu metalu, kiedy Kherallah, ghaffir ze strzelbą na ramieniu, otwierał bramę. W ogromnym białym turbanie na głowie, ubrany w śnieżnobiałą galabiję, uniósł dłoń na powitanie, kiedy wjeżdżali do środka. Na jego ciemnej twarzy błysnął szeroki uśmiech. Aida pomachała do niego. Dobry, lojany Kherallah. Był ich odźwiernym, odkąd sięga pamięcią.

Jako chłopak pracował ze swoim ojcem, który też pełnił tę funkcję i ochraniał posiadłość, zanim obowiązki przejął po nim Kherallah.

Spoza drzew mangowców i gujawy, na których połyskiwały jaskrawo owoce, widać już było zarys różowego domu, gdzie się urodziła – Karawan House, nazwany tak od słowika. Aida uwielbiała piękną, choć smutną, legendę o tym ptaku, którą opowiadała jej w dzieciństwie Dada Amina. W arabskich podaniach róża powstała z kropli potu, która spadła z czoła proroka na ziemię. Od tamtej pory wszystkie róże były białe, póki pewien słowik nie zakochał się w jednej z nich i nie przycisnął do kwiatu tak mocno, że aż kolce łodygi przebiły mu serce. Kwiat zabarwił się od krwi na czerwono, gdy ranny słowik wyśpiewywał smutne nuty swej pieśni. Wzrok Aidy powędrował na budynek. Niegdyś tyle tu było życia i śmiechu, teraz w pełni zasługiwał na swoją nazwę. Po latach, kiedy ojca Aidy już tu nie było, robił wrażenie pogrążonego w melancholii, pozbawionego dawnych kolorów.

Pięknie zaprojektowana, solidnie zbudowana stara rezydencja podupadła. Neoklasycystyczna różowa kamienna fasada z kremowymi wykończeniami, łukami, kolumnami, eleganckimi wąskimi oknami o spłowiałych zielonych drewnianych okiennicach – wszystko to łuszczyło się, przedstawiając ponury widok. Główny dom miał po bokach niższe skrzydła, salę balową i taras po jednej stronie, a ogród zimowy, odpowiednik angielskiej oranżerii z drugiej, gdzie było słonecznie nawet zimą. Wszystkie frontowe pokoje wychodziły na rzekę i pustynię, ale widok z pomieszczeń z tyłu był równie piękny – na teren z palmami i zielone pola w oddali. Nie był to najbardziej okazały dom w okolicy, ale dość elegancki i Aida – mimo że straciła matkę, kiedy miała zaledwie siedem lat – spędziła tu szczęśliwe dzieciństwo pod opieką taty i Dady Aminy. Wysłano ją do szkoły z internatem w Anglii – Cheltenham Ladies’ College, ale kiedy tylko mogła, przyjeżdżała tu na wakacje i ferie.

Samochód zatrzymał się przy szerokich schodach z białego marmuru, które prowadziły na werandę przed domem. Kierowca podbiegł, by otworzyć drzwi auta. Podjazdem podszedł Ragab, ogrodnik, który zajmował się parkiem od czasu jej dzieciństwa, i z uszanowaniem uścisnął dłoń Aidy. Jego głęboko osadzone, łagodne oczy zdradzały naturę człowieka żyjącego blisko natury.

– Hamdelellah Al Salama ya Sit – wyszeptał, kłaniając się jej z szacunkiem.

– Allah yé sallémak, ya Ragab – odparła na jego powitalne pozdrowienie.

Nie zapomniała arabskiego. Przyjemnie i trochę dziwnie było znów mówić w tym języku. Słowa przebijały się na powierzchnię, jakby długo trzymała je gdzieś w zanadrzu. Rzeźbione dębowe drzwi domu były otwarte. Przy wejściu stał szereg uśmiechniętych służących, by powitać wracającą Sit Aidę.

Między nimi Osta Ghaly, miły, pulchny stary kucharz, który w tajemnicy dawał małej Aidzie cudowne słodycze stworzone w jego kuchni, gdzie dziewczynce wstęp był wzbroniony. Sędziwy Bekhit – szef suffragich, ubrany w nieskazitelnie białą szatę z czerwoną szarfą i fez – służył u rodziny Aidy od pięćdziesięciu lat. Jego najstarszy syn, Guirguis – energiczny młody człowiek o bystrych ciemnych oczach, które nigdy niczego nie przoczyły – miał pewnego dnia przejąć obowiązki ojca, choć na razie mu podlegał i był szkolony do przyszłej funkcji. Był tu też Radwan, pomywacz, znany jako filfil, pieprz, bo zawsze mieszał się w spory innych, jak pieprz dosypywany do potraw, i jego kuzyn Hassan, sprzątacz, cichy chłopak, który często się uśmiechał, ale niewiele mówił. Obaj pochodzili z tutejszych wiejskich rodzin, społeczności fellachów, pracujących na posiadłości El Masrich od wielu pokoleń. Dalej stała Fatma – pomywaczka z połyskującymi złotymi zębami, służąca, Naima, siedemnastolatka, która była dzieckiem, kiedy Aida stąd wyjeżdżała. I wreszcie Dada Amina, która wychowała ojca Aidy Ayouba, a potem opiekowała się nią samą.

Niewysoka pulchna kobieta o kręconych czarnych włosach ściągniętych do tyłu noszoną na głowie trójkątną chusteczką, ubrana w kwiecistą galabiję – była powiernicą i drugą matką dla małej Aidy. A kiedy u Eleanor El Masri zdiagnozowano raka i wkrótce potem zmarła, niania stała się dziewczynce jeszcze bliższa. Dada była dobra i miała uroczy, łagodny wyraz twarzy, jednak nie dawała sobie w kaszę dmuchać i potrafiła utrzymać w ryzach nieco buntowniczą podopieczną. Kiedy Aida dorosła, Dada Amina zajęła się prowadzeniem domu jako gospodyni i doskonale się w tym sprawdzała.

Wszyscy ci ludzie służyli Ayoubowi El Masriemu do jego śmierci, a Aida uparła się, by zatrzymać ich i potem, choć sama wyjeżdżała w pośpiechu do Anglii. Naguib, który przejął zarządzanie posiadłością El Masrich, przystał na jej prośbę. Wiedział, że jego przyjaciel byłby dumny z lojalności Aidy wobec służby, która w większości stała się dla nich bliska jak członkowie rodziny. Tego dnia oni wszyscy witali Sit Aidę z radością. Rozpromienieni patrzyli na nią, kiedy z uśmiechem ściskała kolejno ich dłonie i dziękowała każdemu z osobna za to, że dbali o dom pod jej nieobecność. Powitanie z dawną nianią na końcu szeregu było najbardziej wzruszające. Dada Amina przytuliła młodą kobietę do piersi i całowała ją ze łzami w ciemnych błyszczących oczach.

– Aido, habibti, moja kochana, jesteś już całkiem dorosła! – zawołała, odsuwając ją wreszcie od siebie, żeby się jej przyjrzeć. – Czy ty podczas wojny zupełnie nic nie jadłaś, ya binti, moje dziecko? Zmieniłaś się. Wyglądasz niemal jak inna osoba. Ale ja rozpoznałabym cię zawsze i wszędzie, ya danaya, moje drogie dziecko... Na Allaha, coś ty zrobiła z włosami? Zupełnie jak gwiazda filmowa. Baeti zay el amar, jesteś piękna jak księżyc... O, jak dobrze znów cię widzieć! – Z oczu Dady Aminy znów popłynęły łzy, kiedy ściskała raz jeszcze dziewczynę, za którą tak bardzo tęskniła, jakby to była jej rodzona córka.

Aida otarła mokre policzki i roześmiała się.

– A ty się wcale nie zmieniłaś. Nic a nic. Powiedz, jak ty to robisz, że jesteś zawsze młoda?

– O, rozstawia nas wszystkich po kątach i pilnuje, żebyśmy jej słuchali – wtrącił Naguib. – Na tym chyba polega cały sekret, prawda?

Mrugnął do Dady Aminy i wybuchnął tubalnym śmiechem, ubawiony własnym dowcipem.

Może czas nie zmienił Dady Aminy, ale Aidę na pewno. Gosposia miała rację – jej podopieczna czuła się teraz inną osobą. Wydawało się, że wieki minęły od tamtego popołudnia osiem lat temu, kiedy patrzyła, jak jej ojciec, Ayoub El Masri, stoi za kratami niczym dzikie zwierzę w mrocznej sądowej sali i była świadkiem, jak umiera chwilę po ogłoszeniu wyroku. Wybitny archeolog nie zniósł tego, że uznano go za złodzieja, i w kilka minut zmarł na zawał. To był tragiczny finał jego życia i brutalny koniec beztroskiego dzieciństwa Aidy. Na wspomnienie pierwszych tygodni po tamtym zdarzeniu, gdy pogrążyła sie w czarnej rozpaczy, Aidę przebiegł dreszcz.

Była pewna, że ojciec był niewinny, ale uciekła do Anglii przed wścibstwem dziennikarzy i złośliwymi językami środowiska, bo wszyscy z lubością rzucili się na skandal. Prawdziwego winnego Aida odkryła już w dniu aresztowania ojca i tę wiedzę nosiła w sobie przez wszystkie lata wojny. Teraz wróciła do Luksoru i zamierzała zrobić co w jej mocy, by zebrać potrzebne dowody i rozprawić się z tchórzem, który pozwolił, by jej ojciec – jego sąsiad, z którym długo był w przyjaźni – trafił do więzienia. Ten człowiek przyczynił się w efekcie do śmierci Ayouba.

* * *

Po hucznym powitaniu służba rozeszła się do swoich zajęć. Tylko Dada Amina ruszyła z Aidą i Naguibem Bisharą do domu. 

Hol był przestronny, pełen światła. Podłogę pokrywały płyty kremowego marmuru calacatta, sprowadzonego z Włoch podczas budowy domu na początku dziewiętnastego wieku. Złotawe żyłki nadawały kamieniowi ciepło i głębię. Głównym elementem były tu wspaniałe drewniane schody. Na dole stały dwie jońskie kolumny z tego samego drogiego marmuru. Z pomalowanego na barwę kości słoniowej sufitu zwisał cudowny żyrandol Baccarat. Sklepienie zdobiły złocone stiuki z elementami beżu i brązu. Rzeźbienia przedstawiały różne ptaki Egiptu.

Dada Amina poprowadziła Aidę z wujem po wypolerowanej posadzce do długiego prostokątnego salonu o czterech wysokich oknach, przez które wpadało tu mnóstwo światła, obramowanych adamaszkowymi zasłonami o łagodnie spłowiałych kolorach. Wychodziły na taras, skąd roztaczał się zapierający dech w piersiach widok – leniwie płynące wody Nilu mieniły się perłowo i miało się wrażenie, że można byłoby po nich przejść na drugi brzeg, gdzie wznosiły się różowawe wzgórza Doliny Królów, zmieniając odcień w zależności od położenia słońca na niebie. Za dnia feluki, romantyczne łodzie o wysokich żaglach używane tu od czasów starożytnych, sunęły po rzece niczym ogromne białe motyle.

Ten pokój, jak i inne w domu, był urządzony wedle surowej angielskiej mody – Ayoub i Eleanor zmienili cały wystrój, kiedy przenieśli się do Luksoru i zastąpili bogato złocone francuskie meble prostszymi, bardziej eleganckimi sprzętami w stylu Sheraton.

Aida uśmiechnęła się ucieszona, że znów jest w tak dobrze sobie znanym miejscu. Tęsknota ścisnęła jej serce. Ojciec zawsze powtarzał, że w tych wysmakowanych wnętrzach na każdym kroku czuje się rękę jej matki. Mawiał, że jego żona miała potrzebę otaczania się pięknem. Salon był dokładnie taki, jak Aida go pamiętała. Ściany w słonecznym żółtym kolorze, a na nich obrazy Davida Robertsa, Prisse’a d’Avesnesa i Augustusa Lamplougha, przedstawiające krajobrazy starożytnego Egiptu: rzekę Nil, pustynię i sceny z tutejszego życia. Dębową podłogę pokrywały wspaniałe stare dywany z Iranu i Turcji, a po obu stronach pokoju o pięknych proporcjach były kominki, nad którymi wisiały lustra w złoconych ramach. Zimą paliło się w nich, bo w odróżnieniu od dni, kiedy temparatury były przyjemne, nocą panował przejmujący ziąb. Pięknie inkrustowane stoliki przyścienne na trzech zwężających się nóżkach stały między oknami, a na nich przerobione na lampy antyczne chińskie wazony z czerwonymi wzorami. Środek pokoju zajmował duży okrągły stół. Dada dbała, żeby w stojącym na nim wazonie zawsze były świeże, pachnące słodko kwiaty z ogrodu, nawet kiedy w domu nikt nie mieszkał. Przed każdym z kominków stała szeroka kanapa i fotele obite bladoseledynowym adamaszkiem. Aida pamiętała, jak siadała na jednej z nich jako mała dziewczynka i wtulona w mamę słuchała, jak ta czyta jej bajki. Jak dobrze było czuć oddech mamy na policzku. Kiedy dorastała, pozostały jej wspomnienia tamtych chwil i tych, które spędziła tu z tatą i Dadą Aminą.

Matka Aidy odwiedziła Egipt z rodziną w drodze powrotnej z Indii do Anglii. Na jakimś koktajlu w Ambasadzie Brytyjskiej w Kairze poznała Ayouba El Masriego. Był wielkim erudytą, znanym i cenionym już archeologiem. Prowadził wiele prac wykopaliskowych i uratował przed zniszczeniem dużo egipskich dzieł sztuki. Eleanor była młoda, piękna i inteligentna. Połączyła ich miłość od pierwszego wejrzenia. Uciekli i wkrótce pobrali się potajemnie.

Wybuchł skandal. W efekcie Ayoub, jedynak, który jako nastolatek stracił rodziców, został wyklęty przez resztę rodziny i szeroki krąg dawnych przyjaciół, a Eleanor przez swoich bliskich.

Początkowo kręgi zarówno egipskiej, jak i brytyjskiej śmietanki towarzyskiej ich odrzucały – w owych czasach mieszane małżeństwa nie były tolerowane. Ayoub pochodził z Kairu, ale zdecydował, że przeprowadzą się do Luksoru w górnym Egipcie, gdzie było spokojniej, a on, jako archeolog, mógł więcej czasu poświęcać na wykopaliska, jednocześnie doglądając ziemi, którą odziedziczył po rodzicach.

Tamtejsze środowisko obserwowało uważnie poczynania złotej pary. Ayoub zdobywał coraz większe uznanie, a jego żona okazała się uroczą, gościnną panią domu i z czasem zawarli wiele nowych cennych przyjaźni w Luksorze. Choć zapewne nie brakowalo im też wrogów, bo jak mówi stare arabskie przysłowie, zazdrość to nieodłączny towarzysz sukcesu. Dada Amina lubiła powtarzać małej Aidzie: Czy komukolwiek może udać się uciec przez złym wzrokiem? Nieco starsza Aida zdawała sobie sprawę, że rodzina

El Masrich musi budzić mieszane uczucia. Ruszyła za Naguibem do kanap i foteli przy kominku, a Dada Amina wyszła z salonu i zamknęła za sobą cicho drzwi.

– Chodź, Aido, usiądźmy. Na pewno jesteś zmęczona, ale musimy porozmawiać – powiedział prawnik, zajmując jeden z foteli o wysokim oparciu.

– Martwisz się czymś, wujku? Czy coś się stało?

– Masz rację, martwię się. O ciebie, Aido.

Naguib wyjął fajkę i zaczął ją nabijać.

– O mnie? Nie masz powodu. – Aida oparła się wygodniej na kanapie. – Jakoś przeżyłam wojnę, prawda? Wierz mi, to nie było takie łatwe. Najwyraźniej potrafię o siebie zadbać.

Przyjrzała się mu uważnie.

– Chodzi o pieniądze? Nie tknęłam swojego spadku, więc jeśli nie stało się nic nieoczekiwanego, powinnam mieć coś na dobry początek.

– Nie, nie. Moja droga, jesteś bardzo bogatą kobietą. Ayoub zostawił ci wielki majątek, który nie został naruszony, bo przed wyjazdem nie upoważniłaś ani mnie, ani nikogo innego, by nim zarządzać.

Trzasnęła zapałka i Naguib przyłożył ją do główki fajki.

– Niepokoi mnie, że jako młoda kobieta jesteś sama. To źle, kiedy dziewczyna zostaje bez ojca i nie ma żadnego mężczyzny, który by ją chronił – powiedział bardzo poważnie, bez śladu tego tak dla niego typowego wesołego, żartobliwego tonu.

– No tak – przyznała cicho.

– Nie masz braci, żadnej rodziny.

– Zdaję sobie sprawę, że w Egipcie nie mam krewnych, wujku.

– Ale jest przecież rodzina Pharaonych. Zawsze byliście ze sobą w wielkiej przyjaźni… i w pewien sposób to teraz twoi jedyni bliscy. Oczywiście masz też mnie, możesz na mnie liczyć, ale nie robię się coraz młodszy, a życie bywa nieprzewidywalne, jak mogłaś się przekonać.

Rodzina Pharaonych. Aidzie nasunęła się na myśl twarz młodego mężczyzny. To, zwykle doprowadzające ją do szału, krytyczne spojrzenie ciemnych oczu. I pełne współczucia oraz żalu, kiedy umarł jej ojciec. Ta bolesna wizja nękała ją przez wszystkie te lata.

Aida zacisnęła zęby.

– Rodzina Pharaonych mnie nie interesuje – powiedziała z kamienną twarzą.

Przebiegłe spojrzenie Naguiba przeszyło ją na wylot. Popykał z fajeczki.

– No nie… dalej wierzysz, że Kamel Pharaony stał za tą paskudną sprawą z twoim ojcem?

– Tak. Jestem o tym przekonana. Jeśli chodzi o mnie, to nic się nie zmieniło.

– Przecież Kamel i twój ojciec byli najlepszymi przyjaciółmi! Na jakiej podstawie oskarżasz go o coś tak potwornego?

Aida nabrała powietrza. Tak długo tłumiła w sobie żal, że dziwnie trudno jej było teraz o tym mówić.

– Nie mam dowodów, ale w owym czasie informacja pochodziła z wiarygodnego źródła… Posążek Nefertari należał do Kamela Pharaony’ego. Przyniósł go do naszego domu wcześniej tego popołudnia.

Naguib pokręcił głową.

– Wiesz, że Kamel temu zaprzeczył, więc czemu się przy tym upierasz?

Aida przez chwilę milczała.

– Ojca nie było – odezwała się wreszcie. – Kamel dał posążek służącej, Soumie Hassanein. Kazał zanieść go do gabinetu ojca. Mówił, że przyjdzie wieczorem. Miał porozmawiać z tatą o tym, czy to autentyk. Tak mi powiedziała.

Naguib popatrzył na nią zdumiony.

– Ona tak twierdziła? Kamel nigdy nie powierzyłby czegoś tak cennego służbie. Jest jednym z najbardziej ostrożnych ludzi, jakich znam.

– Możliwe. Ale Souma przysięgała na życie swojego dziecka, że tak właśnie było.

Jedyny problem w tym, że ta kobieta gdzieś przepadła, nim Aida mogła poprosić ją o powtórzenie tego, co mówiła. Jednak czy to mogło cokolwiek pomóc? Czy ktokolwiek potraktowałby poważnie zeznanie khadamma, służącej?

Sądząc po minie Naguiba, nie było na to szans.

– Nie powinnaś wierzyć w plotki roznoszone przez służbę.

– Plotki? – Aida starała się mówić spokojnie, nie chciała, żeby uznał, że nadal histeryzuje jak zrozpaczona nastolatka. – Ktoś taki jak Souma nie wymyśliłby czegoś takiego. Tak to sformułować mógłby jedynie Kamel Pharaony. Poza tym, jaki miałaby interes, aby kłamać?

Naguib wzruszył ramionami.

– Kto wie? Nigdy nie wiadomo, co może kierować tymi ludźmi. Twój ojciec nigdy nie lubił Soumy. Wiem, że kilka dni przed całą tą sprawą przyłapał ją na grzebaniu w swoich papierach. Kazał jej się wynosić. Ale zlitował się, bo rzucił ją mąż i potrzebowała pracy, żeby wykarmić syna. Nie ufał jej, ale nie był człowiekiem, który skazałby dziecko na głód, więc pozwolił jej zostać. Nasze arabskie przysłowie mówi: Etak el shar le men ahssantou eleh, uważaj na tych, którym okazałeś miłosierdzie.

Aida nachmurzyła się i zamyśliła nad jego słowami.

– Możliwe, ale nadal nie pojmuję, co mogłaby zyskać, opowiadając mi taką historię.

Oczywiście brała pod uwagę, że Souma mogła kłamać, ale wiele razy myślała nad tym, co przekazała jej służąca, i jakoś nie potrafiła sobie wyobrazić, żeby to była nieprawda. Jednak dlaczego Soumę interesowały jakieś papiery ojca? Znów wezbrał w niej gniew. Spuściła wzrok, skręcając palcami brzeg poduszki.

– Biedny ojciec. Był o wiele za młody na śmierć. Nie zasługiwał na to, co go spotkało. Jednym z powodów, dla których wróciłam, jest to, że chcę przywrócić mu dobre imię.

Naguib spojrzał na nią pobłażliwie.

– Jak mogłabyś tego dokonać, ya binti, po tylu latach? Tak samo jak ty wierzę głęboko w niewinność twojego taty, ale obawiam się, że prawdziwy winowajca jest już daleko stąd.

Uniosła głowę.

– Tak sądzisz? Jednak jest też i takie powiedzenie, że ziarno przechodzi z rąk do rąk, a w końcu trafia do młyna. Czy to Kamel Pharaony, czy ktoś inny, zdemaskuję tego, kto przyczynił się do śmierci mojego ojca.

– To nie będzie tak łatwe, jak ci się zdaje, Aido. Zapomniałaś już, jak tu jest? Ludziom nie spodoba się, że jakaś kobieta drąży temat i zadaje pytania. I od czego chcesz zacząć?

– Od jedynego tropu, którego mogę się uczepić. Od Soumy. Jakoś ją znajdę.

Jednak słowa Naguiba wprawiły ją w przygnębienie. Wracając do Luksoru, Aida wiedziała, że będzie musiała uważać, by nie naruszać zbytnio zasad przyjętych w konserwatywnym egipskim środowisku. Egipt pozostał w swoim kokonie przez lata wojny, żadna rewolucja seksualna tu nie dotarła, nie było mowy o większych swobodach. To nie Anglia. Tam Aida zaznała wolności, w której, jako osoba niezależna z natury, mogła rozwinąć skrzydła. Nagle poczuła się ogromnie samotna w miejscu, w którym dorastała. Naguib westchnął.

– No cóż, jedyne, co mogę powiedzieć, to że Souma dawno gdzieś znikła i nie można naprawić szkody, jaką wyrządziła.

Aida spojrzała na niego. Wpojono jej szacunek do osób starszych, ale celowo udawała, że nie wie, do czego wujek pije.

– Nie rozumiem, o co ci chodzi, wujku – rzuciła.

– Jak wiesz, twój ojciec i Kamel Pharaony rozmawiali o połączeniu waszych rodzin. Kamel poprosił o twoją rękę w imieniu swojego syna Pharesa tuż przed całą tą tragedią. Ogólnie wiadomo, że byliście prawie zaręczeni.

– To prawda, ale mój ojciec nigdy nie dał Kamelowi Pharaony’emu odpowiedzi.

– Teraz wygląda to inaczej. Nie jesteś już taka młodziutka, a Phares nadal pragnie się z tobą ożenić…

Po co on jej to mówił? Nie miał prawa tak brutalnie wtrącać się w jej sprawy. Dopiero co stanęła z powrotem na egipskiej ziemi, a on już namawiał ją na aranżowane małżeństwo.

Uniosła dumnie głowę.

– Nie mam zamiaru wiązać się z kimś, kogo nie kocham – powiedziała cicho.

– W Egipcie, habibti, znajomość i miłość zaczynają się po ślubie.

– Nie zawsze. A moi rodzice? Pobrali się z miłości, prawda?

– Oni byli wyjątkowi, ale patrz, co na siebie ściągnęli przez wyłamanie się z obowiązujących zasad. Rodzina twojego ojca wyparła się go, bo poszedł za głosem serca, nie głowy.

– Może masz rację – przyznała niechętnie. – Ale przez ostatnie osiem lat nauczyłam się, że życie jest zbyt cenne, by je zmarnować.

Zniecierpliwiony Naguib machnął fajką.

– Przecież nie marnowałabyś życia, tylko je odbudowywała.

– Wujku, proszę, daj mi skończyć… Małżeństwo będzie dla mnie ważne, nawet najważniejsze, i dlatego muszę podejść do tego poważnie. Choć dorastaliśmy razem, Phares jest o wiele starszy ode mnie. Nawet wtedy, kiedy tu mieszkałam, ledwie się znaliśmy.

Naguib uniósł krzaczaste brwi w zdumieniu.

– No nie, Aido! Przecież nie byliście sobie obcy. Często wpadał odwiedzić twojego ojca. Rozmawiał z nim o jego pracy. O ile sobie przypominam, bardzo interesował się odkryciami Ayouba. Twój ojciec go uwielbiał. – Znów machnął fajką, przypominając sobie

coś jeszcze. – A ty często bywałaś w Hathor i El Sharouk.

Aida poruszyła się zmieszana na wspomnienie jej dawnych uczuć do Pharesa.

– Chciałam powiedzieć, że Phares nie był moim kolegą, rówieśnikiem. Poza tym to było dawno temu, wujku. Nie możesz oczekiwać ode mnie, że zwiążę się z mężczyzną, który jest dla mnie niemal całkiem obcy. – Popatrzyła w jego oczy o ciężkich powiekach, wpatrujące się w nią uważnie. – Ojciec nigdy nie zmuszałby mnie do poślubienia kogoś, kogo nie kocham.

– Nie zmuszam cię, moja droga. Jakżebym mógł? Nie mam nad tobą żadnej władzy. Mogę ci tylko radzić. Jesteś już dorosła. Co prawda nie wyglądasz na swoje dwadzieścia sześć lat, ale w Egipcie kobiety w twoim wieku mają już zwykle gromadkę dzieci. Rozmawiam z tobą jak z własną córką. Chciałbym, żebyś widziała jasno, jak jest. To, przez co przeszłaś, nie było łatwe. Phares wszystko rozumie. – Naguib nachylił się do niej. – Był tam wtedy. Wie, jakie to było dla ciebie straszne. Biedak starał się ratować twojego ojca.

Aida pobladła. Starała się zapanować nad głosem. Naguib posunął się za daleko.

– Chcesz powiedzieć, że dlatego powinnam za niego wyjść?

– Nie, nie, skądże, habibti. – Popatrzył na nią łagodnie. – Po prostu mówię, że Phares jest dobrym kandydatem na męża. Kiedy byłaś młodsza, zdawało się, że zawsze macie sobie coś do powiedzenia, a to dobry znak, czyż nie?

Uniósł znacząco grubą brew.

– O ile pamiętam, podobał ci się, kiedy byłaś nastolatką. Chyba się nie mylę?

Zażenowana, że ma rozmawiać o tym z wujkiem Naguibem, Aida roześmiała się.

– To było młodzieńcze zauroczenie, nic więcej. Myśleliśmy zupełnie inaczej, nie było mowy o żadnej miłości między nami.

Słysząc, jak mówi te słowa, znów poczuła się dziwnie skrępowana.

– Trzeba rozważyć i inne względy – naciskał Naguib, popatrując na nią zza mgiełki fajkowego dymu. – Esba, posiadłość twojego ojca jest w opłakanym stanie. Bez oficjalnych uprawnień nikt nie mógł z nią nic zrobić. Gdybyś chciała ją dziś sprzedać, wątpię, czy dostałabyś godziwą cenę. Jeśli gospodarstwem zająłby się Kamel, byłoby to bardzo korzystne. Poza tym ziemie Pharaonych graniczą z twoimi. Najbardziej naturalnym rozwiązaniem byłoby połączenie waszych rodzin. 

Wuj przemawiał zdecydowanie, niemal gniewnie. Po ośmiu latach nieobecności wydał się Aidzie obcy. Powoływał się na okrutne zwyczaje, które złamał jej ojciec, żeniąc się z cudzoziemką i płacąc za to wysoką cenę.

Aida popatrzyła na Naguiba bojowo.

– Nie ma powodu, żebym rezygnowała z wolności. Nie jestem pewna, jakie będą moje dalsze plany. Możliwe, że wrócę na stałe do Anglii.

– Zawsze byłaś uparta i lekkomyślna, co martwiło ojca.

– Nie. Ja tylko zawsze wiedziałam, czego chcę. Nie zamierzałam opuszczać Egiptu i nawet w latach szkolnych zawsze wolałam być tutaj, w domu, blisko taty. Ale teraz, kiedy go nie ma, wszystko się zmieniło. Gdzieś daleko trawa może być bardziej zielona.

Prawnik pokręcił głową z dezaprobatą.

– Skłonność do ryzykownych zachowań to nie najlepsza cecha u kobiety. Kiedyś wpakujesz się w kłopoty i niech Bóg ma cię w opiece, jeśli nie będziesz miała przy sobie ludzi, którzy mogliby ci pomóc. 

W tym momencie weszła Dada Amina z tacą, na której niosła herbatę i talerz z konafą i przepysznymi małymi ciasteczkami basboussa – z orzechami i syropem.

– Osta Ghaly upiekł je specjalnie dla ciebie, bo wie, jak bardzo Sit Aida za nimi przepada. – Niania zachichotała. Rzuciła okiem na Aidę i postawiła talerz na stole. – Teraz, kiedy wróciłaś, musimy cię trochę odkarmić. 

Aida wybuchnęła śmiechem. Ten jej perlisty śmiech w dawnych czasach odbijał się echem po całym domu. Osta Ghaly dodał kokosa i wody z kwiatu pomarańczy do basboussy, żeby ciasto nabrało charakteru. Aida uwielbiała jego wypieki.

– Przyjdę później do kuchni, jak wtedy, kiedy byłam mała, i osobiście mu podziękuję.

Dada Amina rozpromieniła się.

– Byłoby bardzo miło z twojej strony, ya Sit, ya amira.

Kiedy wyszła, Naguib popatrzył na Aidę siedzącą naprzeciw niego. Po wyrazie jego twarzy poznała, że jej nie odpuści.

– Mówisz, że myślisz o powrocie do Anglii? To bardzo zły pomysł, habibti. Twoje miejsce jest w Egipcie. Nie zapominaj, że jesteś Egipcjanką.

– Tak, ale i Angielką.

Prawnik pokręcił głową.

– Tu jesteś kimś. Twój ojciec był uwielbiany. Allah yerhamoh, Niech Bóg ma w opiece jego duszę.

Spojrzała na niego z ukosa.

– Zdajesz się zapominać, co o nim wygadywali po procesie.

– Ludzie są zmienni. To było dawno temu. Odeszło w zapomnienie. Nosisz nazwisko El Masrich, bardzo poważane w Egipcie. W Anglii, o ile mi wiadomo, jesteś nikim.

Zirytowana aż się zaczerwieniła.

– To nie tak. Mój wuj był szanowanym członkiem parlamentu. Ciężko pracował podczas wojny, by ludzie nie głodowali, a ja mam w Anglii wielu przyjaciół. Chodziłam tam do szkoły, pamiętasz?

Aida wiedziała, że zachowuje się niezbyt grzecznie, ale w kraju, gdzie mężczyźni myśleli, że mogą rządzić kobietami wedle uznania, czuła się trochę niepewnie i chciała z miejsca zaznaczyć, że nie ustąpi. Nie zrobiło to większego wrażenia na Naguibie.

– W Anglii są teraz ciężkie czasy. Wojna spustoszyła Europę. Ludzie emigrują do Australii, Nowej Zelandii i Ameryki, gdzie są większe możliwości. Ty tutaj masz już majątek, którym trzeba się zająć. Dom i ziemie są w żałosnym stanie. Żeby przywrócić rezydencji dawną świetność, a ziemię doprowadzić do stanu gwarantującego obfite plony, będziesz musiała włożyć w to mnóstwo pieniędzy, które oczywiście masz. Jak mówiłem, daleko ci do ubóstwa, ale podźwignięcie tego wszystkiego jest zadaniem zdecydowanie przerastającym możliwości samotnej kobiety i dlatego małżeństwo z Pharesem Pharaonym byłoby dla ciebie ogromnie korzystne.

– Potrafię stać na własnych nogach, a poza tym, skąd masz pewność, że Phares nadal chce się ze mną żenić? Zawsze patrzył na mnie bardzo krytycznie, uważał, że na za wiele sobie pozwalam i że zachowuję się zbyt spontanicznie, choć pewnie liczył, że jestem dość młoda i mężowi nie będzie trudno mnie utemperować.

– Jak wiesz, nie jestem prawnikiem Kamela Pharaony’ego, ale przyjaźnimy się. Kiedy kilka tygodni temu powiedziałem mu o twoim powrocie, poprosił mnie o wybadanie sytuacji. Chciał, żebym sprawdził, czy nadal rozważasz możliwość poślubienia jego syna. Byłby to związek pomiędzy dwoma wielkimi rodami, który pozwoliłby wam powiększyć majątek. Zresztą Phares jest teraz wybitnym chirurgiem, zdobywa światową sławę w kręgach medycznych. Jest ogromnie szanowany.

Phares, chirurg… Aida nie była zaskoczona, że osiągnął sukces. Zawsze kochał medycynę i marzył, żeby zostać chirurgiem. Pomyślała z goryczą, jaki był opiekuńczy. Troskliwy z natury. Kiedy była młodsza, do białej gorączki doprowadzało ją jego wtrącanie się we wszystko i traktowanie jej z góry. Naguib opróżnił fajkę do popielniczki.

– W każdym razie rodzina Pharaonych zachowała się bardzo

przyzwoicie. Mieli oko na twoje gospodarstwo i nawet wynajęli kilku ghoufara, by je ochraniali, szczególnie nocą. Handel antykami i haszyszem podczas wojny kwitł w najlepsze i przemytnicy oraz mattareed, różni łajdacy, często ukrywali się na terenach niezamieszkałych, niepilnowanych posiadłości. Czasami nawet próbowali przejąć ziemie, osiedlając się na nich, i policja miała wielki kłopot z usuwaniem takich intruzów. Nie odrzucałbym tak pochopnie możliwości związku z Pharaonym, habibti… dobrze się zastanów.

– Wujku, to było w ich interesie chronić moje ziemie, bo graniczą z ich majątkiem. Nikt nie robi nic bezinteresownie w tych czasach.

– Jesteś o wiele za młoda, by tak myśleć, drogie dziecko. Rodzina Pharaonych to dobrzy ludzie. Życzliwi. Mam nadzieję, że przynajmniej spotkasz się z Camelią, skoro już tu jesteś?

Camelia Pharaony była młodszą siostrą Pharesa. Przyjaźniły się z Aidą od dziecka. Dlatego też, choć po wyjeździe do Anglii Aida nie chciała mieć już więcej do czynienia z rodziną Pharaonych, trudno jej było mieć o coś żal do samej Camelii. Jednak nie korespondowały ze sobą podczas wojny i Aida zastanawiała się, czy kiedykolwiek jeszcze znajdą wspólny język.

– Tak, oczywiście – odparła bez przekonania. – Mamy wiele lat do nadrobienia.

– Może ona przemówi ci do rozumu.

Aida sięgnęła po nóż, by odkroić sobie kawałek konafy.

– Proszę, wujku, nie naciskaj. Sprawa zamknięta. Nacieszmy się wspaniałymi ciastami Osty Ghaly’ego i lepiej porozmawiajmy o czymś innym.

Popchnęła talerz po blacie w jego kierunku.

Naguib zawahał się. Po chwili jednak uśmiechnął się zrezygnowany.

– Jak sobie życzysz, moja droga. – Wziął basboussę i pochłonął w kilku kęsach. – Dam ci przez kilka dni odpocząć, nim obwiozę cię po posiadłości z Megallym. To tutejszy zarządca. Pamiętasz go? Przyszedłby dziś cię powitać, ale niestety jego żona jest ciężko chora. Leży w szpitalu.

– Oczywiście, pamiętam Megally’ego. Biedny człowiek. Nadal pracuje? Musi już być stary.

– Prawda, ale doskonale radzi sobie z zatrudnionymi fellachami. Cieszy się wśród nich wielkim poważaniem.

– Mam nadzieję, że jego żona szybko wróci do zdrowia. Tymczasem zapoznam się od nowa z posiadłością. Czy mogłabym też obejrzeć rachunki? Może w przyszłym tygodniu?

Naguib otarł usta z okruchów i pomału dźwignął się z fotela.

– Oczywiście. Księgi są już w gabinecie twojego ojca. A teraz czas na mnie. Twoja ciocia Nabila przyrządza na wieczór coś, dla czego warto spieszyć się do domu. – Zaśmiał się sam do siebie. – Niedługo znów wpadnę.

Aida odprowadziła go do drzwi frontowych, pożegnała, po czym poszła do kuchni podziękować Oście Ghaly’emu za przepyszne ciasta.

W naszym serwisie można już przeczytać kolejny fragment książki Pieśń Nilu. Powieść Hannah Fielding kupić można w popularnych księgarniach internetowych:

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Pieśń Nilu
Hannah Fielding2
Okładka książki - Pieśń Nilu

HANNAH FIELDING została ogłoszona zwyciężczynią prestiżowych konkursów NABE Pinnacle Book Achievement Award 2021, American Fiction Award for Romance 2021...

dodaj do biblioteczki
Recenzje miesiąca
Kobiety naukowców
Aleksandra Glapa-Nowak
Kobiety naukowców
Kalendarz adwentowy
Marta Jednachowska; Jolanta Kosowska
 Kalendarz adwentowy
Grzechy Południa
Agata Suchocka ;
Grzechy Południa
Stasiek, jeszcze chwilkę
Małgorzata Zielaskiewicz
Stasiek, jeszcze chwilkę
Biedna Mała C.
Elżbieta Juszczak
Biedna Mała C.
Sues Dei
Jakub Ćwiek ;
Sues Dei
Rodzinne bezdroża
Monika Chodorowska
Rodzinne bezdroża
Zagubiony w mroku
Urszula Gajdowska ;
Zagubiony w mroku
Jeszcze nie wszystko stracone
Paulina Wiśniewska ;
Jeszcze nie wszystko stracone
Pokaż wszystkie recenzje