Miasteczko Pogodna, które Bogusia pokochała od pierwszego wejrzenia, jawiło się ciche i spokojne w promieniach przedpołudniowego słońca. Zegar na ratuszowej wieży wybijał kolejne kwadranse, kasztanowce w parku szumiały na wietrze od morza, a światło w kroplach fontanny tworzyło tęcze, którymi powinny zachwycać się maluchy. Zwykle o tej porze dzieciarni w parku było pełno. Nie dziś jednak. Bo chociaż tutaj, na rynku, panował leniwy letni spokój, parę przecznic dalej rozgrywał się dramat.
Tak rozpoczyna się Lidka - trzecia powieść Katarzyny Michalak z cyklu Sklepik z Niespodzianką. Sklepik z Niespodzianką to wciąż miejsce spotkań kręgu zaprzyjaźnionych kobiet: uroczej właścicielki Sklepiku – Bogusi, pięknej i humorzastej tap madl – Konstancji, energicznej femme fatale – Adeli, zagubionej pani weterynarz – Lidki, dobrej duszy miasteczka – Stasi. Jednak w małej nadmorskiej miejscowości nastał czas zmian. Lidka była uroczą, kochającą życie kobietą. Była. Niespełnione marzenie o dziecku, własnym, ukochanym maleństwie, zmienia wszystko. Z lekarki weterynarii, którą w Pogodnej lubiano i szanowano, ze wspaniałej przyjaciółki, na którą Bogusia, Adela i Stasia mogły liczyć, Lidka przeistacza się w godną pożałowania istotę, raniącą najbliższych. Co jeszcze poświęci, by zostać matką? Niespodziewane trudności pojawiają się także w życiu Bogusi i Adeli. Czy kobiety odnajdą w końcu szczęście i spokój? Czy los się do nich uśmiechnie?
Oprócz barwnych losów mieszkańców Pogodnej autorka gwarantuje wzruszenia, emocje, miłość i nienawiść. Poszukiwanie własnej drogi i własnego miejsca w życiu. Problemy zwyczajne i niezwyczajne. Małe radości i smutki... Zapraszamy do lektury pierwszych stron powieści Katarzyny Michalak:
Bogusia pochwyciła słaniającą się Stasię za ramiona i potrząsnęła nią.
– Co ty mówisz?! Stasiu, co powiedziałaś?! Oprzytomnij!
Starsza pani zamrugała, odetchnęła głęboko i powtórzyła:
– Policja aresztowała Lidkę. Przed chwilą. Złapali ją, skuli i wsadzili do samochodu.
– Skuli?! – Adela chwyciła kobietę za drugą rękę, nie wierząc, po prostu nie wierząc w to, co tamta mówi. – Za co, do cholery?! – I nagle zrozumiała. I nogi się pod nią ugięły. – Zabiła Malinowskiego. Zrobiła to…
Bogusia pobladła tak jak podtrzymywana przez nią Stasia.
– Jadę tam. – Adela odzyskała panowanie nad sobą. – Gdzie jest najbliższy areszt? W Śmiechowie. Jadę więc do Śmiechowa, do cholernego aresztu, żeby zapytać, od kiedy to policja chroni bandziorów, a nie ofiary przestępstwa…
– Ofiarą jest tu Malinowski – zauważyła Stasia drżącym głosem, lecz Adela już jej nie słuchała, bo próbowała otworzyć kluczykami od jaguara zaparkowanego pod Sklepikiem volkswagena Bogusi. Ponieważ nie mogło się to udać, rzuciła:
– Co za gówna teraz produkują! Daj, Boguśka, swoje kluczyki, bo mnie szlag zaraz trafi. – Gdzieś tam świtało jej, że zachowuje się absurdalnie, ale nawet Adela straciła głowę, usłyszawszy, że Lidka zamordowała męża.
– Jadę z tobą – oznajmiła Bogusia, otwierając samochód.
– Nie jedziesz, bo przed chwilą wybili ci szybę w Sklepiku.
Ruszysz się na krok, a ogołocą ci go doszczętnie, bo policji się dzisiaj nie doczekasz. Pilnują morderczyni.
– Ja zostanę i popilnuję. – Stasia przysiadła na ławce. – Chyba… chyba nie mogę tam jechać. Obie spojrzały na starszą panią z troską, ale Stasia trzymała się jakoś, Lidka natomiast… Ona potrzebowała ich pomocy czy chociażby świadomości, że nie jest sama. Chwilę potem ruszyły do Śmiechowa. Na Spokojnej minęły tłumek zaaferowanych osób.
– To pewnie tutaj się stało – mruknęła Adela, ale nie zatrzymała się.
– Tutaj? – Bogusia obejrzała się, patrząc na gestykulujących z przejęciem sąsiadów. – A nie na Słodowej?
Adela wzruszyła ramionami i wyjeżdżając na drogę do Śmiechowa, przyspieszyła. Po chwili stary volkswagen gnał sto czterdzieści na godzinę, a jego właścicielka trzymała się kurczowo rączki nad drzwiami. Przemknęło jej tylko przez myśl, że martwe się Lidce na nic nie przydadzą, gdy Adela już hamowała pod komendą śmiechowskiej policji. W następnej chwili wysiadła z samochodu, wygładziła garsonkę, poprawiła włosy i wkroczyła do komisariatu.
– Dzień dobry, panowie – zagaiła od progu. Trzej rozprawiający w dyżurce mężczyźni umilkli. Znali i lubili Adelę Niwską, radną Pogodnej, a od niedawna żonę Janka Janeczka, i w innych okolicznościach powitaliby ją uśmiechem. Nie dziś jednak.
– Dzień dobry – odezwał się dowódca posterunku, Szymon Smolny. – Słucham.
– To ja słucham! Tak, tak, chcę usłyszeć, czemu skuwacie moją przyjaciółkę na oczach sąsiadów i…
– Stawiała opór – uciął.
Adela umilkła. Po prostu zabrakło jej słów. Bogusia pokręciła z niedowierzaniem głową.
– Lidka? Lidia Malinowska? O niej mówimy? Stawiała opór?!
– Tak właśnie. – Policjant spochmurniał. – Stanowiła zagrożenie dla siebie i otoczenia, więc zastosowaliśmy przymus bezpośredni.
– Chcę z nią porozmawiać. – Adela odzyskała rezon, ale policjant odparł krótko:
– To niemożliwe.
– Szymek, błagam cię! – jęknęła. – Powiem jej tylko, żeby się trzymała. Że nie zostawiłyśmy jej samej!
– Przykro mi, Adela.
– To pozwól chociaż na nią spojrzeć! Przyrzekam, że nie pisnę ani słowa…
Pokręcił tylko głową. Adela aż pobladła z furii. Znała oczywiście procedury. Wiedziała, że z osobą aresztowaną nie wolno się w żaden sposób kontaktować, ale przecież Lidka…!
– Proszę posłuchać, aspirancie Smolny – zaczęła, cedząc słowa. – Lidka od paru miesięcy jest w złym stanie psychicznym, bardzo złym. Ma poważną depresję. Jeśli coś sobie zrobi w tym waszym zaplutym areszcie, nie miejcie potem do mnie pretensji, że nie uprzedzałam. Wam nie zaszkodzi, że stanę w drzwiach i uśmiechnę się do niej krzepiąco, a Lidce może to uratować życie! Zapanowała ciężka cisza. Policjanci nie byli przecież złymi ludźmi, przeciwnie, na co dzień jeden w jednego to uroczy mężczyźni, ale teraz wahali się między obowiązkiem a siłą przekonywania radnej Niwskiej.
– Dobrze – odezwał się w końcu Smolny. – Zaprowadzę cię do niej. Będziesz miała minutę. Z zegarkiem w ręku. Ani sekundy dłużej. Zrozumiałaś? – Mówił spokojnie, ale widać było, że jest wściekły. Adela mogła tylko przytaknąć. Bogusia już otwierała usta, by zapytać, czy i ona może… ale pod ciężkim spojrzeniem policjanta odeszła na bok i usiadła, wyprana z sił, na plastikowym krzesełku.
Adela zaś ruszyła za policjantem, by po chwili zniknąć za ciężkimi metalowymi drzwiami. Zatrzymał ją w połowie korytarza, który skręcał w prawo.
– Nie mamy tutaj aresztu. Po przeprowadzeniu czynności wstępnych zatrzymana zostanie przewieziona do Kołobrzegu, teraz przebywa w przejściówce. Nie tragizuj na ten widok, bo przynajmniej cały czas ktoś ma Lidkę na oku. Skoro jest z nią tak źle, jak mówisz, wyjdzie jej to tylko na zdrowie. Adela skinęła głową. Słowo „przejściówka” nic jej nie mówiło, bo na szczęście nigdy wcześniej nie miała takich doświadczeń, ale nadal była zdecydowana zobaczyć się z przyjaciółką. Tak jak policjant skręciła w prawo i… osłupiała. Pośrodku korytarza znajdowała się klatka z gęstej metalowej siatki, wzmocnionej grubymi prętami. Przy drzwiach, również z siatki i prętów, zamykanych na trzy sztaby, stała Lidka, wczepiając palce skutych kajdankami rąk w oczka siatki. Wielkie, przerażone oczy wlepiła w nadchodzących, a na widok Adeli… z jej gardła wydobył się cichy skowyt i zaczęła bezgłośnie płakać. Nie wydała już żadnego dźwięku; po policzkach spłynęły łzy, a ciało zaczęło drżeć. Nogi się pod nią ugięły, przez chwilę wisiała wczepiona w siatkę, a potem opadła ciężko na kolana.
– Lidziu… – jęknęła Adela.
Zrobiła krok w jej kierunku, ale zatrzymała ją dłoń policjanta. Wiedziała, że tym razem nie ma sensu protestować. Zamiast tego zaczęła wyrzucać z siebie szybkie, chaotyczne słowa, bo miała świadomość, że aspirant patrzy na zegarek i dokładnie po minucie ją wyprowadzi.
– Lidziu, nie jesteś sama, wyciągniemy cię stąd! Bogusia jest ze mną. Zapłacimy za ciebie kaucję. Nie zostawimy cię na pastwę tych… policjantów. Obiecuję! Lidziu, spójrz na mnie! Dobrze ci tu? Nie, nie może ci być dobrze, ale traktują cię po ludzku? Nie biją? W tym momencie Smolny prychnął ze złością i zauważył lodowatym tonem:
– Czasy ZOMO się skończyły. Twój czas też się kończy. Zabrzmiało to złowróżbnie. Lidka nadal klęczała z palcami wczepionymi w siatkę. Na ten widok Adeli krajało się serce, ale musiała zachować spokój.
– Lidka, zaraz dzwonię do swojego prawnika. Nie martw się i nie denerwuj. Wyjdziesz stąd. Okej? Słyszysz mnie? Przynieść ci coś do ubrania? A do jedzenia? Może winogrona?
– A może od razu cebulę? – wtrącił złośliwie policjant. – Time’s over, idziemy.
Raz jeszcze zacisnął dłoń na ramieniu Adeli i wyprowadził ją, ociągającą się, oglądającą raz po raz na Lidkę, za drzwi. Potykając się jak lunatyczka, bo przez łzy nic nie widziała, wypadła do holu. Bogusia poderwała się na równe nogi, a na widok szlochającej Adeli zaczęła krzyczeć:
– Co jej jest?! Co jej zrobili?! – Chwyciła kobietę za ramiona i potrząsnęła nią, powtarzając: – Mów, do cholery! Co z Lidką?!
– Drogie panie – zaczął dowódca posterunku już całkiem nieprzyjaznym tonem – porozmawiacie na zewnątrz. Ja na dziś mam dosyć krzyków, płaczu i szarpaniny.
Wyszły więc.
– Adela, widziałaś Lidkę? Co z nią? Żyje? – Bogusia, sama płacząc, mechanicznie głaskała przyjaciółkę po ramieniu, myślami będąc przy tej drugiej.
– Żyje – wykrztusiła wreszcie Adela. – Nadal jest skuta, nie zdjęli jej tych cholernych kajdanek. Ma pokrwawione palce, posiniaczony policzek, ale nie wiem przez kogo, może ten bydlak Malinowski zdążył ją przed śmiercią pobić, niech mu ziemia ciężką będzie, i, Boguśka, ona jest… ona jest… – Adeli stanął przed oczami widok klęczącej Lidki, wpijającej palce w siatkę. Zacisnęła powieki i dokończyła martwym głosem:
– Źle z nią. Muszę się natychmiast zobaczyć z Jankiem. Może on coś poradzi.
Wsiadła do volkswagena i ruszyła, zapominając o Bogusi. Zorientowała się dwa metry dalej, zahamowała, poczekała, aż dziewczyna wsiądzie, i ponownie nacisnęła na gaz. Do Pogodnej dojechały w milczeniu. Tłumek na Spokojnej zdążył się już rozejść. Adela skręciła w przecznicę prowadzącą do rynku i zahamowała z piskiem opon. Bogusia sapnęła, szarpnięta pasami w tył, nawet tego nie zauważając. Obie wlepiały szeroko otwarte oczy w tego, który właśnie toczył się chodnikiem.
– Ja pieprzę – wyszeptała Adela. – A ten skurwiel co tu robi?
Aby poznać ciąg dalszy, sięgnij po książkę!