BARNIM: Woda to kolejna odsłona przygód tytułowego samotnika i wagabundy. Tym razem stara się on pomóc mieszkańcom odizolowanej od świata osady odnaleźć odpowiedzi na temat ich przeszłości, niestety nie on jeden jest na ich tropie. W "Wodzie", która jest drugą powieścią cyklu, akcja nabiera tempa. To, co dotąd wydawało się proste i zrozumiałe, wikła się i komplikuje. Barnim musi stawić czoła nowym i starym wrogom, ale też własnym demonom, dowiadując się przy tym coraz więcej o wykuwającym się układzie sił w tej części odradzającego się świata.
Więcej informacji o serii: http://barnimsaga.com . Koniecznie przeczytajcie premierowy fragment powieści:
Bezużyteczne z pozoru śmieci, wygrzebywane na bieżąco ze stosu usypanego przez Jurę, pomagają mi w naprawach i przeróbkach tego, co postanowiłem wykorzystać. Niekiedy przydają się jedynie drobne fragmenty dostępnych skarbów – paski, sprężynki, rurki – ale rezultat uważam za satysfakcjonujący. Uporanie się z dopasowywaniem sprzętu zajmuje mi prawie cały czas do umówionego spotkania. Efektem moich starań jest całkiem przyzwoity, chociaż kuriozalnie wyglądający zestaw do nurkowania na bezdechu.
Jura musiał ten czas spędzić równie pracowicie. Kiedy wdrapuję się na skraj tamy, już na mnie czeka w załadowanej sprzętem łodzi. Spośród leżących na brzegu kamieni wybieram kilka większych, podaję je swojemu towarzyszowi razem z worem z płetwami oraz prowizoryczną maską, po czym ledwie wskakuję do łódki, gdy odbijamy od brzegu.
Siedzę na płaskim deku rufy i moczę nogi. Miło tak grzać plecy w promieniach dawno niewidzianego słońca. Myślę o tym, co mnie czeka, a jednocześnie uspokajam oddech oraz pracę serca. Przypomina mi się, jak ojciec opowiadał mi historie. Na niektóre trafiałem później w książkach, ale wiele inspiracji przepadło w czasie Krachu i wiele fabuł zostało wymyślonych przez samego ojca. Do obecnych okoliczności szczególnie pasuje jedna z bardziej naiwnych. Mówiła o człowieku, który w świecie zalanym wodą potrafił oddychać zarówno pod, jak i nad powierzchnią. Łatwo zgadnąć, że swoją umiejętność uznawał za przekleństwo, ale ostatecznie pozwoliła mu ona stawić czoła niesprawiedliwości. Dobro było dobrem, a zło złem. Żadnych wątpliwości.
Często zastanawiam się, jak bardzo historyjki snute przez ojca przy ognisku wpłynęły na to, kim jestem. Może traktował je niczym lekcje– pozornie proste przypowieści o świecie, które skrywają drugie dno? Wiem tyle, że dla mnie wspólne wieczory były najprzyjemniejszą częścią dnia, a dziś stanowią miłe wspomnienia. Lubiłem te opowieści. Niestety, mało prawdopodobne, że wyrosną mi skrzela. Wracam do rozglądania się po okolicy.
Chwilę zajmuje nam znalezienie właściwego miejsca, ale jestem niemal pewny, że rzucamy kotwicę w niewielkiej odległości od starego Wierszyna, opierając się na obserwacji naszej pozycji względem krańców tamy i formacji skalnej naniesionej na mapie. Moje przygotowania mogą się wydawać Jurze dość dziwne, lecz nie zadaje mi ani jednego pytania.
– Powinieneś wiedzieć, jak to widzę – mówię, nie odwracając się do niego. – Każde zejście potrwa około czterech, pięciu minut. Kilkanaście sekund zajmie mi zanurzenie. Pomogą mi w tym te większe kamienie. Za pierwszym razem wezmę ze sobą linę z przywiązanym jednym z nich. Na dole będę w stanie spędzić dwie, może dwie i pół minuty. Jeśli uda mi się znaleźć Wierszyn, to lina z kamieniem zostawionym na dnie pozwoli mi wrócić w to samo miejsce. Między zanurzeniami będę musiał odczekać trochę, żeby się natlenić i ogrzać. Jak widzisz, całość może nam zająć sporo czasu.
– Nie szkodzi. Mogę jakoś pomóc?
– Na tym etapie nie. Kiedy znajdę długi dom, przestawisz łódź dokładnie nad punkt, w którym zaczepię linę. W kolejnym zejściu postaram się przymocować drugi kawałek do kamienia progowego. Jeśli uda nam się go ruszyć, to w ostatnim zejściu będę mógł swobodnie dostać się do tubusu.