Ona jest dla mnie wielką zagadką. Fragment książki „Świąteczna narzeczona"

Data: 2022-11-28 14:28:35 | artykuł sponsorowany | Ten artykuł przeczytasz w 12 min. Autor: Piotr Piekarski
udostępnij Tweet

Wyszeptane w biegu, zapisane w śniegu, wycałowane pod jemiołą...

Właściciel wydawnictwa Jankes - Hubert, jest lekkoduchem i kawalerem, który ani myśli szukać sobie narzeczonej. Kiedy przed świętami pojawia się szansa na pozyskanie poczytnej autorki romansów historycznych, Idalii Monaster, traktuje to jako wyzwanie, choć ma pewne obawy, ponieważ pisarka słynie z zamiłowania do konserwatywnych wartości rodzinnych.

W tym samym czasie Matylda - projektantka sukien ślubnych, próbując odzyskać od klientki pieniądze za zamówioną kreację, dzięki zabawnemu zbiegowi okoliczności przez przypadek trafia do wydawnictwa Jankes. W wyniku nieporozumienia zostaje przedstawiona Idalii jako narzeczona Huberta. Pisarka jest zachwycona faktem, że jej nowy wydawca okazuje się ustatkowanym mężczyzną.

Hubertowi wcale się to nie podoba, ale czego się nie robi dla dobra biznesu. Pewny siebie mężczyzna jeszcze nie wie, że tym razem los postanowił z niego zadrwić.

Obrazek w treści Ona jest dla mnie wielką zagadką. Fragment książki „Świąteczna narzeczona" [jpg]

Do lektury powieści Pauliny Kozłowskiej Świąteczna narzeczona zaprasza Wydawnictwo Replika. Książkę kupić można również w specjalnym pakiecie świątecznym, w skład którego wchodzą również powieści Noc spełnionych marzeń, Wyśniona Gwiazdka oraz Opowieść przedwigilijna.

„Świąteczna narzeczona" – lekka i niesamowicie świeża komedia świąteczna – może być świetną lekturą na tegoroczną gwiazdkę.

- recenzja książki „Świąteczna narzeczona"

– Moje pomysły na książki nigdy nie znajdują się nagle i niespodziewanie. Nie inspiruję się również zasłyszanymi historiami, nie miewam proroczych snów czy wizji, idąc chodnikiem (śmiech) Wygląda to mało fascynująco, ale po prostu siadam na fotelu i myślę: Hmm...dobra, będzie sobie dziewczyna... Matylda, bo podoba mi się to imię. Spotka faceta o nazwisku Jankes, bo to nazwisko fajnie brzmi. Suknia ślubna to kobiecy gadżet, więc świetnie nadaje się jako główny punkt książki. Ale jak oni na siebie wpadną? Przypomina to trochę meblowanie salonu: stolik na środku, komoda pod ścianą, fotel przy grzejniku i.... Mamy to! – mówiła w naszym wywiadzie Paulina Kozłowska, autorka powieści.

W ubiegłym tygodniu na naszych łamach mogliście przeczytać premierowy fragment książki Świąteczna narzeczona. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii:

– Jedna na główny hol, a tę mniejszą postawimy w twoim pokoju.

– A ty nie chcesz choinki? – Hubert posłał bratu enigmatyczne spojrzenie.

– Po co mi? Przecież u rodziców będzie. Nie jestem dzieckiem. – Radek Jankes trzymający po bokach dwa drzewka skrzywił się. Młoda para z trójką roześmianych dzieci wpatrywała się w nich ze zgorszeniem, tak jakby stwierdzenie „Po co mi choinka?” na targu choinek kilkanaście dni przed świętami było obrazą świętokradztwem.

– Mów trochę ciszej – syknął w jego stronę, widząc, że zaczynają wzbudzać zainteresowanie,  a Radek nie zamierzał krygować się ze swoją awersją do świątecznej tradycji.

– Nic mnie to nie obchodzi – odparł buńczucznie na karcące słowa brata. – Połowa z tych ludzi wcale nie lubi świąt i wręcz zmusza się do przesiadywania z osobami, których szczerze nienawidzi. Wiesz, że święta to najbardziej konfliktogenny okres w roku?

Hubert wzniósł oczy do nieba.

– To oczywiste, skoro przy jednym stole spotykają się ze sobą osoby kochające święta i takie jak ty!

– To równowaga w przyrodzie – oświecił go Radek, puszczając do niego oko.

Oświetlony ostrym światłem halogenów plac był pełny ludzi próbujących znaleźć wymarzone drzewko bożonarodzeniowe. Gdyby spojrzeć na to wszystko z góry, pewnie wyglądałoby to jak wielkie mrowisko. Zewsząd dochodziły do niego strzępki rozmów dotyczących tego, że dana choinka ma za mało gałęzi, inna zaś jest krzywa i będzie się przechylała w jedną stronę. Za jego plecami jakiś biedny mężczyzna z poczuciem estetyki równym zeru dostawał solidny ochrzan od swojej dziewczyny, która zadawała mu retoryczne pytanie: „Czy brzydszej miotły nie było?”. Gorączka świąteczna udzielała się niemal wszystkim. Nawet Hubert w końcu został zmuszony do wyboru drzewek, które będą ozdabiały siedzibę wydawnictwa. Wraz z Radkiem musieli tylko (lub aż!) wybrać najpiękniejsze okazy i dostarczyć je do biura. Strojeniem zajmowały się dziewczyny z promocji i Asia z sekretariatu. To one kilka lat temu wprowadziły absolutny zakaz stawiania sztucznych choinek. Dla Huberta bardziej praktyczna wydawała się właśnie taka – plastikowa. Owszem, nie pachniała i nie nadawała takiego klimatu jak jej żywa odpowiedniczka, ale było z nią mniej zamieszania i po świętach wystarczyło ją owinąć w foliowy worek i znieść do garażu.

– Powiem facetowi, żeby zapakował. – Radek po raz kolejny potrząsnął dziarsko dwoma drzewkami, po czym ciągnąc je za sobą, podreptał w stronę punktu, w którym trzech mężczyzn pakowało choinki w zabezpieczające siatki.

– Zamówiłeś rodzicom ten wyjazd na Mazury? – zapytał Hubert, wyciągając w stronę sprzedawcy dwa stuzłotowe banknoty. Pomysł połączenia prezentów z okazji świąt i dwudziestej siódmej rocznicy ślubu wyszedł od niego. Realizację powierzył młodszemu bratu, który doskonale orientował się w ciekawych miejscach wypoczynku. Radek większość swojego życia spędził na tak zwanym „spontanie” i regularnie pakował walizkę, jechał do jakiegoś miasta i dopiero na miejscu szukał sobie noclegu. Dla  uporządkowanego Huberta było nie do pomyślenia, aby pozwalać sobie na taką frywolność.

– Tak, zabukowałem wszystko na początku grudnia, żebyś nie miał koszmarów w nocy. Rocznicę ślubu spędzą jak para królewska! – Radek zaśmiał się pod nosem, gapiąc się jednocześnie na drobną blondynkę, która spacerowała między świerkami. Była samotna i ewidentnie zagubiona, więc jego radar działał z pełną mocą.

– Nawet o tym nie myśl, świąteczny uwodzicielu. Jedziesz ze mną do wydawnictwa i pomagasz mi przy wsadzaniu choinek w stojaki. Jutro dziewczyny mają je ubierać, więc jeśli nie będą przygotowane, to mamy przechlapane.

– Oj dobra, przecież wiem – mruknął wyraźnie niezadowolony, łapiąc choinkę ściśniętą siatką i idąc z nią w stronę samochodu. Po chwili obydwoje dotarli do auta i rozpoczęli proces upychania drzewek na tylnym siedzeniu. Na szczęście Hubert pomyślał o wyścieleniu wnętrza starym prześcieradłem. Po dzisiejszych opadach śniegu zielone gałązki były wilgotne i oblodzone. Hubert miał nadzieję, że przewiozą je do wydawnictwa na tyle szybko, że nie zamoczą mu do cna tylnej kanapy.

– Wracając do naszej wcześniejszej rozmowy – chrząknął Radek, gdy zatrzymali się przed sygnalizatorem obwieszczającym czerwone światło.

– Nie jesteś jakoś optymistycznie nastawiony po spotkaniu z Idalią.

– Nie jestem. Bo nie lubię nie wiedzieć, na czym stoję.

Radek w odpowiedzi niespokojnie zabębnił palcami o własne udo. Wizyta na targu choinek nie sprawiła, że Hubert oderwał się od problemów dnia codziennego, które miał na głowie. Myślał, że po streszczeniu bratu przedwczorajszego spotkania, ciężar, który czuł w okolicy wątroby, nieco odpuści. Jednak nic podobnego się nie stało. Każda kolejna wzmianka o spotkaniu z Idalią sprawiała, że czuł się coraz gorzej, jakby zamiast gotowanej kapusty zjadł ohydną ropuchę. Gdyby nie Matylda, najpewniej machnąłby na to wszystko ręką i w przypływie złości opuścił dom pisarki. Nie wiedział, czemu obecność kobiety, która zgodziła się udawać jego narzeczoną, działała na niego tak mobilizująco. A jej przedwczorajsza przemowa na koniec spotkania utwierdziła go w przekonaniu, że drzemią w niej odwaga i pasja, którymi mogłaby obdzielić kilkoro ludzi. I robiła to zupełnie bezinteresownie. Wybrała aktywny udział w odgrywaniu swojej roli, choć mogła przecież być tylko ładnym dodatkiem u jego boku. Ładnym? Pięknym! Poprawił się prędko w myślach, bo stwierdzenie, że Matylda była ładną kobietą, nie oddawało charyzmy i światła, które w sobie miała.

– Ona jest dla mnie wielką zagadką. Z jednej strony te wszystkie dziwne zapisy o moralności, a z drugiej jej wygląd. No i ten burdel w domu, który mi opisywałeś. Mam wrażenie, że ona robi sobie ze wszystkich jaja – stwierdził Radek, majstrując przy ogrzewaniu samochodu.

– Na całe szczęście miałeś obok siebie Matyldę. Twarz dziewczyny, jej gruby rudy warkocz i nos obsypany piegami zmaterializowały się przed oczami Huberta tak niespodziewanie, że w ostatniej chwili zauważył wchodzącego na pasy młodzika w czarnej kurtce. Chłopak zwolnił ostentacyjnie i posłał mu oskarżycielskie spojrzenie spod kaptura.

– Szlag – zrugał się Hubert, odprowadzając młodego człowieka wzrokiem.

– Łażą jak święte krowy – pieklił się Radek, poprawiając się w fotelu. – Jakie są twoje dalsze plany? Rozumiem, że teraz zaczniesz działać już sam?

– Nie mam pojęcia, co robić. Wyszedłem z domu Idalii bez żadnych konkretów. Mam wyrzuty sumienia, że wciągnąłem w to Matyldę. Spodziewałem się chociaż jakichś minimalnych konkretów, a ona nawet nie powiedziała, czy będziemy w kontakcie. Hubert był na siebie wściekły, że dał się zauroczyć olśniewającej wizji bestsellera z logiem Wydawnictwa Jankes. Sprawy jednak zabrnęły tak daleko, że przerwanie wszystkiego na tym etapie naraziłoby go na śmieszność. Gdyby zerwał negocjacje, kto wie, co Idalia wysmarowałaby na swoim profilu w mediach społecznościowych. Nie chciał, aby jego wydawnictwo było kojarzone z jakimiś zawiłymi sytuacjami.

– Ej, ej! Jankesie, nie poznaję cię! – zakpił Radek, gdy starszy brat zjeżdżał z ostatniego ronda prowadzącego na ulicę Hubalczyków. – Dopóki nie powiedziała ci kategorycznego nie, to piłka nadal jest w grze! Ale coś mi się wydaje, że tu nie chodzi o tę kolorową dziwaczkę.

– A o co?

– O kogo raczej. O Matyldę! – Klasnął w dłonie niczym uradowane dziecko. – Myślisz, że nie widziałem, jak wpatrywałeś się w nią cielęcym wzrokiem wtedy, gdy płakała przy oknie? Byłeś miękki jak wyrobiona plastelina. Gdyby powiedziała, że masz jej oddać dziesięć tysięcy, to byś to zrobił.

– Pleciesz bzdury – obruszył się Hubert, czując jak jego twarz płonie z zawstydzenia. – Żaden normalny facet nie lubi, gdy kobieta płacze w jego obecności. Naprawdę poczułem się tak, jakby to przeze mnie straciła te pieniądze.  

– Gówno prawda! Patrzyłeś na nią jak na któryś ze swoich bestsellerów. Oczy błyszczały ci jak pieprzony stroboskop. Hubert zaparkował przed budynkiem wydawnictwa i spojrzał na brata jakby był niespełna rozumu.

– To twoja wina! – Wycelował w niego oskarżycielsko palec, gdy jednocześnie wysiedli z auta i ich spojrzenia ponownie spotkały się nad dachem pojazdu.

– Moja?

– Oczywiście. To ty palnąłeś pierwszy o tym, że Matylda to moja narzeczona! Gdybyś się przymknął, mógłbym jakoś z tego wybrnąć.

Pomimo sprzeczki ruszyli zgodnie na tył samochodu i rozpoczęli wydobywanie choinek.

– Ciekaw jestem, jak wytłumaczyłbyś się przed Idalią, że w twoim biurze pojawiła się młoda kobieta z suknią ślubną w rękach?! Taki jesteś elokwentny teraz, a mogłeś się odezwać wcześniej. Zaprzeczyć lub powiedzieć cokolwiek! Stałeś jak widły w gnoju i gdybym nie ruszył z odsieczą, ta kobieta zjadłaby cię żywcem!

– Chyba cię ponosi! – obruszył się Hubert, wyszarpując drzewko z samochodu stanowczo za mocno. W jednym miejscu przerwała się siatka i sporych rozmiarów gałąź wydostała się na zewnątrz, wystrzeliwując niemal w czoło Radka.  

– Uważaj! Nie chcę na święta paradować z siniakiem na środku czoła! Mam zamiar jechać na sylwestra do Zakopanego, muszę normalnie wyglądać. Hubert odetchnął z ulgą, gdy choinki opuściły w końcu pojazd i były gotowe do dalszej drogi na parter wydawnictwa.

– Nigdy nie zrozumiem twojej miłości do pchania się w miejsca, gdzie jest największy tłum. Chyba masz to po matce. Albo jesteś zakamuflowanym fanem Zenka Martyniuka i jedziesz potupać nóżką na „Sylwestrze Marzeń”. – Zarechotał złośliwie, widząc, jak młodszy brat morduje go spojrzeniem, i ciesząc się jednocześnie z faktu, że tak zgrabnie udało mu się pokierować rozmową, że zapomniał o rudowłosej piękności.

– Tam gdzie ludzie, tam jest życie i zabawa, stary capie!

Pokonali pięć schodków prowadzących do głównego wejścia. Ponieważ w budynku już od dobrej godziny nikogo nie było, Hubert wyjął klucze z kieszeni i zaczął mocować się z zamkiem. Czuł na sobie spojrzenie brata, które było tak palące, że Hubert zaczął wręcz odliczać w myślach do chwili, gdy Radek konkretnie mu dowali za sugestię, jakoby był fanem disco polo. Pchnął drzwi wejściowe i poczuł na twarzy przyjemne ciepło wnętrza budynku.

– Wśród nas jest tylko jeden, który oszalał przez zielone oczy – wypalił Radek, mijając Huberta tak ostentacyjnie, że ten wypuścił z rąk choinkę, która z cichym pogłosem pacnęła na ciemnobrązową wykładzinę.

– Co?

Nie było mu dane usłyszeć odpowiedzi, bo w tym samym momencie zadzwoniła jego komórka. Gdy zobaczył, kto dzwoni, zapomniał o drzewku i durnych żartach brata.

Książkę Świąteczna narzeczona kupicie w popularnych księgarniach internetowych:

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Świąteczna narzeczona
Paulina Kozłowska2
Okładka książki - Świąteczna narzeczona

Wyszeptane w biegu, zapisane w śniegu, wycałowane pod jemiołą... Właściciel wydawnictwa Jankes - Hubert, jest lekkoduchem i kawalerem, który ani myśli...

dodaj do biblioteczki
Wydawnictwo
Recenzje miesiąca
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Dziadek
Rafał Junosza Piotrowski
 Dziadek
Aldona z Podlasia
Aldona Anna Skirgiełło
Aldona z Podlasia
Egzamin na ojca
Danka Braun ;
Egzamin na ojca
Rozbłyski ciemności
Andrzej Pupin ;
Rozbłyski ciemności
Cień bogów
John Gwynne
Cień bogów
Jak ograłem PRL. Na scenie
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Na scenie
Zły Samarytanin
Jarosław Dobrowolski ;
Zły Samarytanin
Pokaż wszystkie recenzje