Rok 1939. W posiadłości Lahmberg toczy się spokojne i dostatnie życie rodziny von Ritthoff. Wkrótce sielankę, gdzie jedynym problemem wydawał się brak potomka, zburzy wojenna zawierucha. W samym środku piekła Odette von Ritthoff podejmuje decyzje, które odcisną piętno na kolejnych pokoleniach.
Kilkadziesiąt lat po wojnie Gerd von Ritthoff wyrusza w podróż do Polski, by poznać miejsce swoich narodzin. Towarzyszy mu młoda tłumaczka Iwona, a ich znajomość szybko przeradza się w intymną zażyłość. Odkrywanie rodzinnych tajemnic nie pomaga poznać prawdy o sobie samych, a historyczne uwarunkowania, uprzedzenia i kompleksy odżywają.
Powieść Bachur to rozgrywająca się na precyzyjnie odtworzonym tle dawnych Prus Wschodnich (obecnych Mazur) poruszająca i pełna emocji historia. Anna Klara Majewska zadaje pytania o narodową tożsamość, pokoleniowe różnice, dojrzałość i uczciwość oraz cenę, jaką trzeba zapłacić za kłamstwo.
„Bachur" Anny Klary Majewskiej to opowieść o wyborach, często decyzji między mniejszym a większym złem. To opowieść o miłości, wojnie, kłamstwie i poszukiwaniu swojego miejsca na zwodniczych kartach historii.
- recenzja książki „Bachur"
Do lektury zaprasza Wydawnictwo Literackie. W ubiegłym tygodniu na naszych łamach mogliście przeczytać premierowy fragment książki Bachur. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii:
„Ojciec umarł w zeszłym roku”.
Smutno mi. Nie lubię sytuacji ostatecznych, bez planu B, otwartej furtki, awaryjnego wyjścia. Nie mogę uwierzyć, że bywają rzeczy nieodwracalne. Wszystko w moim dotychczasowym życiu — zniknięcie ojca, rozwód, wyprowadzka córki — teoretycznie można by cofnąć, unieważnić, wymazać. Ta świadomość mnie uspokaja. Przez dwadzieścia pięć lat, każdego roku, każdego dnia, mogłam wszystko odwrócić, jednym telefonem, spotkaniem. Nie pojechałam. Nie zadzwoniłam. Czekałam na twój telefon, twój gest.
Już nie zadzwonisz. Nie napijemy się niedobrej kawy, przepuszczanej przez papierowe filtry Melitta, która wydawała mi się wyjątkowa. Jak ty.
Chyba tęsknię. Nie. Dopiero teraz jestem wolna. Choć nie podoba mi się, jak odszedłeś. Zrobiłeś to samo, co wtedy — odszedłeś cicho, ukradkiem, nie pożegnawszy się ze mną.
Szukam w sieci wyjaśnień, zanim zapytam o szczegóły Vero. Czy to była nagła śmierć, czy po przewlekłej chorobie? Czy miałeś czas przeprosić swoich bliskich, przyznać się do błędów, wybaczyć i poprosić o wybaczenie? Czy zrobiłeś rachunek sumienia? Cierpiałeś? Tyle pytań, a znajduję tylko zawiadomienie o pogrzebie, podpisane „rodzina”, i jeszcze zdawkowy nekrolog od członków Związku Wypędzonych żegnających swojego ziomka, lat siedemdziesiąt trzy.
„Ojciec wspominał, że była Pani jego tłumaczką i że ma Pani…”
Tłumaczką. Jakby tylko to nas łączyło, umowa o pracę, nic więcej. Nikt nigdy nie domyślał się, nie pytał, dlaczego oglądanie ruin majątku trwało miesiąc? Dlaczego spędziłeś na mazurskiej wsi tyle czasu z dwudziestoletnią dziewczyną? Może nic nie wiedzieli poza tym, że to nie przeze mnie wyprowadziłeś się od żony i syna, by zamieszkać samotnie w Bockenheim, niedaleko Uniwersytetu Johanna Wolfganga Goethego, jakbyś był studentem, a nie ojcem rodziny. Chciałeś zmienić swoje życie, ale jak? Uciekając przed nimi, odpowiedzialnością, przed… Ale „solidne, pruskie wychowanie”, które tak chwaliłeś, musiało wzbudzić poczucie winy. Ordnung muss sein! W każdym pokoleniu. I może Vero też jest zdyscyplinowany i przerażony, gdy coś wykracza poza ustalony rytm?
Przed czymkolwiek byś uciekał, miałeś trafić na mnie. I to mnie, komuś z innej bajki, mówiłeś o strachu, jaki towarzyszył ci od dzieciństwa.
Pamiętam opowieść o obrazach, których się bałeś, więc schowałeś je w piwnicy waszego domu, ustawiłeś licem do ściany. Mówiłeś: „Patrzyły na mnie błękitnymi oczami, oczami matki i ojca!”. Niewiele wtedy rozumiałam. Obrazy namalowała twoja matka już po wojnie. Przedstawiały tajemniczą krainę, o której rodzice mówili mało i niechętnie, ponure krajobrazy, z drzewami, jeziorami… Pewnego dnia zobaczyłeś, jak matka dyskretnie je całuje, więc postanowiłeś sprawdzić, czy została na nich tłusta szminka. Szminki nie znalazłeś, ale oczy — tak. Poukrywane wśród ciemnej zieleni i na szarym niebie. Bałeś się ich tak bardzo, że próbowałeś zamalować je szkolnymi farbkami i matka kazała ci potem do wieczora klęczeć na grochu. Obrazy nie miały wartości rynkowej, tylko sentymentalną.
Uciekłeś, najpierw od żony i syna, a potem od siebie, w przeszłość, gdzie przypadkowo spotkałeś mnie: dwudziestolatkę z innego kraju.
„Jest Pani tłumaczką…”
Cóż, Vero wie tyle, ile mu powiedziałeś. Napisać mu, że nie jestem? Że tłumaczę tylko proste artykuły do gazet, nic nadzwyczajnego, nie mam nawet dyplomu. Tylko po co twemu synowi takie sprostowanie od pani z Polski, która całe lata zastanawiała się, jakby to było, gdyby jego ojciec z nią został.
Kim bym się stała, Gerd? Panią na waszych, naszych, mazurskich włościach? Baronową z wiejskiej chatki? Jak długo bawilibyśmy się w osadników? Raczej wyjechałabym z tobą do Niemiec. Pisałam te scenariusze miliony razy. Oglądałam niemieckie magazyny i projektowałam nasz dom jak z „Schöner Wohnen”, biały, nowoczesny. A w nim ja, nieokreślona, ale szczęśliwa, ty, silny i troskliwy, nasze dziecko…
„…i że ma Pani pamiętnik mojej babci, Odette von Ritthoff”.
To o to chodzi! Pamiętnik przeklętnik. Co powiedziałeś synowi, Gerd? Mam mu go oddać w całości czy może jednak zrobić wybór? Albo skłamać, że się spalił. Przeklęta jego autorka. Czy to nie dziwne, że ja, obca osoba, znam ją lepiej niż jej syn, jej wnuk… I czy nie jeszcze dziwniejsze, że poznawaliśmy ją razem, kiedy czytaliśmy zapiski w starym zeszycie, leżąc ze na skrzypiącym tapczanie w mazurskiej chatce w Lahmbergu, który był już wtedy Baranówkiem?
„Czas przemija, wypowiedziane słowo pozostaje”, napisała Odette na pierwszej stronie pamiętnika. Ten cytat z Tołstoja przeczytała pewnie w „Die Woche” czy innej faszystowskiej gazetce. Był kwiecień 1939 roku, gdy zaczęła pisać pamiętnik. Już widzę, jak zamyka drzwi swego pokoju, chroniąc się przed zgiełkiem panującym w salonie.
Powieść Bachur kupicie w popularnych księgarniach internetowych: