Zobacz, kto kryje się w cieniu. „Obserwatorka" Alicji Sinickiej

Data: 2020-05-18 12:54:02 | Ten artykuł przeczytasz w 12 min. Autor: Piotr Piekarski
udostępnij Tweet

Alicja Sinicka, autorka powieści Stażystka, która zdobyła ogromne uznanie czytelników, powraca z książką domestic-noir Obserwatorka

Obrazek w treści Zobacz, kto kryje się w cieniu. „Obserwatorka" Alicji Sinickiej [jpg]

Obserwatorka – o czym jest nowa książka Alicji Sinickiej?

W Obserwatorce Alicja Sinicka opowiada o dwojgu ludzi – Izie i Arku. Wychowywali się na osiedlu w Oławie, ona jednak wywodziła się z bardzo ubogiej rodziny, gdy on był bardzo zamożny. Szybko się w nim zakochała, ale była przekonana, że ten związek nie ma szans. Ich ścieżki więc się rozeszły – do czasu, gdy spotkali się w szpitalu w Oławie, gdzie Iza trafiła, kiedy została pobita. Doktor Arkadiusz Milski ledwo ją poznał, a jednak dawne uczucie odżyło. Czy Arek ułoży sobie życie z Izą po tym, jak jego wcześniejsza partnerka zmarła w dramatycznych okolicznościach? Czy rzeczywiście jej śmierć była wynikiem nieszczęśliwego wypadku? Co oznaczają niepokojące wiadomości, które Iza otrzymuje na Facebooku i czekające na nią pod drzwiami róże? Od lektury powieści Obserwatorka z pewnością nie będziecie mogli się oderwać! 

Obserwatorka – fragment książki

 Do lektury nowej powieści Alicji Sinickiej zaprasza Wydawnictwo Kobiece. Dziś w naszym serwisie możecie przeczytać premierowy fragment książki:

Rozdział 1

Drewniane schody prowadzące do mojego mieszkania są strome i skrzypiące. Wspinam się po nich od dwudzie­stu czterech lat – od chwili, gdy na świat przyszła moja młodsza siostra i matka nie miała już siły, żeby wnosić nas obie na drugie piętro. Pamiętam z dzieciństwa to „Idźże, Izka, bo zaraz cię trzepnę!” powtarzane przez zasapaną matkę trzymającą na rękach swoją drugą córkę.

Zatem szłam, pokonując krótkimi nóżkami wielkie stopnie, wciągając w siebie zapach wilgoci unoszący się na klatce schodowej. Dziś też go czuję. Nigdy nie zdoła­łam się na niego znieczulić. Chyba jestem wyjątkiem. Ża­den inny mieszkaniec naszego starego bloku nie uskarża się na ten odór. Za każdym razem, gdy pytam siostry, czy jej też przeszkadza ten smród, ona patrzy na mnie, mar­szcząc cienkie jak nitki brwi, i odpowiada:

– Jaki smród? Może to ty śmierdzisz?

Ja na pewno nie śmierdzę. Od zawsze dbam o to, by ten drażniący nozdrza zapach nie przeniknął do mo­ich ubrań, włosów, skóry, choć jest to trudne. Nie da się tak łatwo uchronić przed spleśniałym powietrzem, któ­re przeszywa wszystko, co znajduje się w naszym domu. Trzymam ciuchy zamknięte w nowej białej szafie, którą kupiłam sobie na raty w Ikei. Na najwyższej półce kładę odświeżacz powietrza. Jaśmin, lawenda, róża – to moje trzy ulubione zapachy.

Codziennie rano, tuż przed wyjściem z domu, biorę krótki prysznic w łazience, którą mamy w mieszkaniu od sześciu lat. (Wcześniej musiałam korzystać ze wspól­nej na korytarzu). Myję włosy intensywnie pachnącym szamponem, a suszę je na samym końcu, już po zrobie­niu makijażu. Wychodzę z łazienki szybkim krokiem, po drodze wyciągam z szafy torebkę i neseser z laptopem. Zamykam za sobą drzwi i opuszczam ten dom, zmienia­jąc się w kogoś zupełnie innego. Od dwóch lat pracuję jako młodsza specjalistka do spraw księgowości w jed­nym z wrocławskich centrów finansowych.

Wędrując na przystanek, zawsze mijam dom Arka – mojego dawnego przyjaciela, z którym już nie mam kon­taktu. Kiedyś spędzaliśmy razem każdą wolną chwilę, dziś nie mówimy sobie nawet „cześć”.

Jego dom jest nowoczesny. Lewą stronę zdobią czarne panele otaczające wielkie, zawsze odsłonięte okna, przez które widać codzienne życie. Gdy przechodzę obok co rano, Arek zazwyczaj pije kawę w lśniącym czystością salonie i czyta coś na komórce, wodząc dłońmi po jas­nych, gęstych włosach pozostawionych w uroczym nie­ładzie. Pewnie przegląda strony portali informacyjnych. Zawsze był spragniony wiedzy o świecie. Czasem z fili­żanką w dłoni opiera się o wąski kominek, mówi coś do rudo-białego amstaffa i głaszcze go, a pies merda ogonem.

Zaraz po studiach wyjechał do Szwecji na staż. Spędził tam kilka lat i wrócił prosto do tego pięknego domu, któ­rego budowę rozpoczął, będąc jeszcze za granicą. Może w Skandynawii wszyscy się tak odsłaniają i na nikim nie robi to wrażenia?

Mijam kolejne budynki z dużymi przeszkleniami, ozdobione drewnem lub stalą. Żaden z nich jednak nie jest tak bardzo przezroczysty jak dom Arkadiusza. Na każdym większym oknie wiszą rolety szczelnie zamyka­ne po zmroku. Tylko życie Arka wystawione jest na po­kaz. Jakby nie miał nic do ukrycia.

Masuję się po łokciach i zaciskam dłoń na długim pasku odbijającej się od mojego uda torebki. Czuję się na naszym osiedlu jak wyrzutek. Gdy byłam mała, mat­ka powiedziała mi, że kiedyś nie było tu nic oprócz na­szego domu i maków porastających wielkie pole. Jakiś bogacz sprawujący władzę w mieście wymarzył sobie jednak stworzenie tu nowoczesnego osiedla dla ludzi z wyższych sfer, więc z czasem wokół zaczęły wyrastać luksusowe budynki, a żwirową drogę zastąpił asfalt wy­brzuszony co kilkadziesiąt metrów progiem zwalnia­jącym.

Tylko nasz dom, znajdujący się na samym początku tej ulicy, starzał się z roku na rok, coraz bardziej odstając wyglądem od otoczenia. Dziś jego bladoróżowy, obdra­pany tynk i szary blaszany dach „szpecą ulicę Migdało­wą”. Dokładnie takich słów użyli zamożni mieszkańcy okolicy w podaniu do władz miasta o wyburzenie nasze­go bloku i wysiedlenie lokatorów.

Oczywiście zostało ono odrzucone. Nikt nie ma pra­wa nas stąd wyrzucać. Wujek sąsiadki pracuje w urzędzie miasta. Przekazał jej, co tam jeszcze napisali. Ponoć „boją się o swoje dzieci”, bo pijani mieszkańcy naszego bloku snują się nocami po osiedlu. Są głośni, czasem agresywni. Na parterze mieszkają dwaj bracia, którzy faktycznie ro­bią dużo zamieszania po zmroku: krzyczą, wywołują bój­ki. Sama trochę się boję wracać nocą do domu, gdy widzę któregoś z nich pod drewnianymi drzwiami wejściowy­mi, chwiejącego się, z butelką spirytusu w dłoni. To jesz­cze jednak nie powód, żeby wszyscy lokatorzy cierpieli.

Gdy byłam mała, Arek często przychodził na nasze po­dwórko. Jego rodzinny dom powstał jako jeden z pierw­szych nowoczesnych budynków, naprzeciwko naszego bloku. Nie było tu wtedy zbyt wiele dzieci, więc szybko się zakolegowaliśmy. Choć był trzy lata starszy, bez tru­du nawiązaliśmy kontakt. Początkowo nie dostrzegałam między nami różnicy. Co prawda zawsze nosił firmo­we buty i porządne dresy, a jego mama jeździła białym mercedesem, ja zaś chodziłam w rzeczach z lumpek­su, w najtańszych tenisówkach kupionych w chińskim sklepie, a moja matka straciła prawo jazdy za prowadze­nie pod wpływem alkoholu. To jednak nie miało znacze­nia. Rozumieliśmy się. Zawiązywała się między nami nić porozumienia, jakieś przymierze, które wydawało się nie­zniszczalne, gdy biegaliśmy po okolicznych budowach, bawiąc się w podchody, albo gdy graliśmy w Super Ma­rio na jego komputerze w wielkim chabrowym poko­ju zbliżonym rozmiarem do powierzchni całego mojego mieszkania.

Z czasem jednak coś się zmieniło. Arek odwiedzał nas coraz rzadziej. Na osiemnastkę dostał od matki nowe audi. Od czasu do czasu przywoził nim do swojej ro­dzinnej willi piękne, długonogie brunetki. Wkrótce za­pomniał o mnie – ubogiej dziewczynie z sąsiedztwa. Nie dorastałam tym ślicznotkom do pięt. Miałam pryszcze na policzkach, oklapnięte włosy, kilka nadprogramowych kilogramów.

Dziś wyglądam zupełnie inaczej, ale on tego nie widzi. Odnoszę nawet wrażenie, że celowo przyspiesza swoim czarnym jeepem, gdy mija mnie stojącą na przystanku, jakby chciał uciec od przeszłości. Od tego, co się wyda­rzyło między nami, kiedy nasza przyjaźń przerodziła się w coś głębszego. A może już o tym nie pamięta. Popija kawę w swoim ekskluzywnym domu trzysta metrów da­lej, a jego matka wciąż mieszka naprzeciwko mnie. Cza­sem odpowie na moje „dzień dobry”.

Gdy mijam wysoki biały dom z czarnym kopertowym dachem, czuję na plecach ciarki. Odchrząkuję, biorę kilka głębszych wdechów, nie mogę jednak przestać wpatry­wać się w duże, ciemne witryny na parterze. Biały szyld z różowymi literami wciąż wisi na szarym panelowym ogrodzeniu, choć salon kosmetyczny Justin od dawna jest zamknięty. Wszyscy mieszkańcy naszego osiedla wiedzą, że już nigdy nie będzie otwarty. Ktoś powinien zdjąć tę tablicę, która przez długi czas była przepasana żółtą poli­cyjną taśmą, podobnie jak całe ogrodzenie i szeroka bra­ma wjazdowa. Tylko kto? A może wciąż trwa dochodze­nie i nikt nie ma prawa ruszać tu niczego?

Nad lokalem jest mieszkanie, do którego prowadzą strome marmurowe schody. To z nich rok temu spadła właścicielka tego domu i salonu kosmetycznego. Urodzi­wa Justyna Wójcik zginęła na miejscu. Miała zaledwie dwadzieścia sześć lat, była moją rówieśniczką. Rozbi­ła głowę o duży, ostry kamień przy ścieżce. Ponoć cały był zalany krwią. Nie wątpię. Na jasnej kostce brukowej wciąż widać kilka wyblakłych brązowych plam, kojarzą­cych mi się ze starą mapą przedstawiającą nieodkryte oceaniczne wyspy. Tak, za każdym razem, gdy tędy prze­chodzę, wpatruję się w ten krwisty archipelag. Znowu się wzdrygam.

Szybko przechodzę przez skrzyżowanie, nie przestaję jednak myśleć o właścicielce domu przy Migdałowej 1. O jej wielkich czekoladowych oczach obserwujących uf­nie świat. O wgłębieniach w policzkach i idealnie pro­stych, ciemnych włosach kończących się dopiero nad po­śladkami. Rzadko je wiązała. Płynęły po jej zgrabnym ciele czarnymi potokami, latem kontrastując z jasną skó­rą, zimą rozwarstwiając się na futrzanych kapturach ku­sych kurtek.

Niedawno widziałam jej matkę. Zmiatała ze schodów suche, zwinięte liście. Miała zaciśnięte szczęki i oczy czarne jak dwa węgle. Pomyślałam, że w środku jest mar­twa. Że umarła w dniu, w którym się dowiedziała, że jej ukochana córka straciła życie w tragicznym wypadku.

Wszyscy w moim bloku mówią, że to był wypadek. Nikt nie chce dopuścić do siebie innej możliwości. Bez­pieczniej jest tak myśleć. Opcja, że ktoś przyczynił się do jej upadku, jest przerażająca. O morderstwach najle­piej czyta się w internecie. Świadomość, że coś takiego mogłoby się stać w naszej okolicy, jest nie do zniesienia. Czasem się zastanawiam, co o tej sprawie sądzą pozosta­li mieszkańcy Migdałowej – ci wszyscy wygodni właści­ciele wytwornych domów. Na pewno znali Justynę lepiej niż ja. Ulica dzieli się na bogatych i biednych: biedni są stłoczeni w moim bloku, bogaci to cała reszta. Trzy razy większa grupa niż nasza.

Gdy przechodzę obok domu sąsiadki Justyny, słyszę, jak rozmawia z koleżanką o tym tragicznym wydarzeniu. Wsiadają właśnie do srebrnego vana. Tęga kobieta kręci z dezaprobatą głową i mruży oczy. Mówi:

– Myślę, że Justyna za bardzo się odsłaniała. Krótkie spódniczki nawet zimą.

– Coś sugerujesz? – odpowiada jej piękna blondynka w koku.

– To się mogło komuś nie spodobać albo… – Macha ręką. – …spodobać aż nadto.

Poprawiam swoje kwieciste szorty ledwie przykry­wające uda, przejeżdżam dłonią po grubych rajstopach i przyspieszam kroku. Mam irracjonalne wrażenie, że te zadbane kobiety celowo rozpoczęły taki temat, gdy prze­chodziłam obok nich. Chciały mi dopiec. Mam czarne włosy, też lubię chodzić w ubraniach podkreślających fi­gurę. Czuję na plecach ich spojrzenia, oblepiają mnie jak zimny pot. Robi mi się gorąco, duszno. Może to od szybkiego marszu. Przecież nie powinnam się przejmo­wać tymi komentarzami. Niemożliwe, żebym sprowoko­wała je do takiej rozmowy. To tylko zbieg okoliczności.

Dziś czeka mnie intensywny dzień. Muszę się sku­pić, żeby stawić czoła wszystkim czekającym mnie wy­zwaniom. 

W naszym serwisie przeczytacie już kolejny fragment książki Obserwatorka. Powieść Alicji Sinickiej kupicie w popularnych księgarniach internetowych:

REKLAMA

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Obserwatorka
Alicja Sinicka5
Okładka książki - Obserwatorka

Nowa powieść domestic-noir autorki bestsellerowej "Stażystki"Lepiej zasłaniaj okna po zmroku. Nawet jeśli nie masz nic do ukrycia. Iza i Arek kiedyś byli...

dodaj do biblioteczki
Wydawnictwo
Reklamy
Recenzje miesiąca
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Dziadek
Rafał Junosza Piotrowski
 Dziadek
Aldona z Podlasia
Aldona Anna Skirgiełło
Aldona z Podlasia
Egzamin na ojca
Danka Braun ;
Egzamin na ojca
Cień bogów
John Gwynne
Cień bogów
Rozbłyski ciemności
Andrzej Pupin ;
Rozbłyski ciemności
Wstydu za grosz
Zuzanna Orlińska
Wstydu za grosz
Jak ograłem PRL. Na scenie
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Na scenie
Pokaż wszystkie recenzje