Sto imion - najnowsza powieść Cecelii Ahern - autorki, której książki do tej pory wydano w 46 krajach, w łącznym nakładzie ponad 15 milionów egzemplarzy - trafiła właśnie do polskich księgarń.
Po tym, jak Kitty Logan niesłusznie oskarżyła w programie telewizyjnym niewinnego człowieka, jej kariera dziennikarska wali się w gruzy. Jedyną osobą, która wciąż w nią wierzy, jest jej mentorka, szefowa i zarazem przyjaciółka Constance Dubois. Niestety, Constance ma zaawansowanego raka. Kitty podziwia ją i szanuje najbardziej na świecie, ale ma wielkie opory przed tym, by zobaczyć ją w takim stanie. W końcu jednak pokonuje lęk i odwiedza ją w nadziei, że pozna odpowiedzi na swoje pytania i rozwieje wątpliwości. Constance opowiada jej o pewnej historii, którą od dawna chciała się zająć, ale nie pozwoliły jej na to inne dziennikarskie obowiązki. Prosi Kitty, by ta odszukała teczkę z listą zawierającą imiona i nazwiska stu osób. Kitty nie zna żadnej z nich, nie wie nawet, czy cokolwiek je ze sobą łączy. Na prośbę umierającej przyjaciółki podejmuje się najtrudniejszego i - jak się okazuje - najciekawszego zadania w swojej dziennikarskiej karierze. Prawda, do której w końcu dociera, jest nie tylko fascynująca, lecz także głęboko poruszająca. Życie Kitty już nigdy nie będzie takie jak przedtem...
Ta powieść nie tylko wzrusza, ale i podnosi na duchu, pokazując, że dobro - choć niekiedy głęboko ukryte - jest w każdym z nas. Przeczytajcie naszą recenzję najnowszej książki autorki bestsellera P.S. Kocham Cię Zapraszamy również do lektury premierowego fragmentu Stu imion:
Rozdział czwarty
Mimo że Kitty w ciągu ostatnich miesięcy nie spędzała wiele czasu z Constance, miała poczucie, że przyjaciółka gdzieś tam jest. Gdy ktoś umiera, zmienia się wszystko. Jego nieobecność odczuwa się w każdej sekundzie dnia. Kitty przychodziło do głowy jakieś pytanie i od razu szła zadzwonić do Constance. Wymyślała zabawną historię, którą chciała się z nią podzielić, lub, co było jeszcze bardziej frustrujące, przypominała sobie niedokończoną rozmowę albo pytanie, które z jakiegoś powodu pozostało bez odpowiedzi. Ponieważ Constance nie było, Kitty potrzebowała jej bardziej niż kiedykolwiek, i zadręczała się tym, że nie odwiedzała jej częściej w szpitalu i nie dzwoniła do niej bardziej regularnie, nie tylko gdy Constance była chora, ale przez te wszystkie lata. Mogła ją częściej zapraszać na imprezy, mogły wychodzić razem do miasta; tyle czasu poszło na marne, bo nie spędziły go wspólnie. Jednak w ostatecznym rozrachunku wiedziała, że gdyby miały jeszcze raz od nowa przeżyć swoją przyjaźń, zrobiłyby wszystko dokładnie tak samo. Constance nie potrzebowała Kitty w swoim życiu w większym stopniu, nie żądała niczego więcej.
Bez pracy, w wir której mogłaby się rzucić, bez chłopaka, który by jej pomógł się rozerwać i ukazać radości i piękno jej własnego życia, bez normalnej rodziny, która mieszkałaby w tym samym hrabstwie lub potrafiłaby chociaż wykazać współczucie i zrozumienie, Kitty czuła się bardziej samotna niż kiedykolwiek. Jedynym miejscem, w którym pragnęła przebywać, była redakcja „Etcetera”. Tam czuła się, jakby była z Constance, bijącym sercem tego czasopisma. Ona je założyła, wypełniła swoimi poglądami, inspirowała jego rozwój, dlatego nawet biorąc pismo do ręki, Kitty czuła, że Constance w pewnym sensie nadal żyje. Przeszło jej przez myśl, że to jakby widzieć dziecko zmarłej osoby, której wygląd, nawyki, gesty zostały komuś przekazane.
Gdy Kitty wchodziła do biura, już na progu ścisnęło się jej serce z powodu straty, od której przecież chciała uciec. Ta świadomość uderzyła ją jak nagły podmuch lodowatego wiatru, jak policzek, i na chwilę odebrała dech. Natychmiast poczuła łzy pod powiekami.
– Och, wiem – powiedziała Rebecca, dyrektor artystyczna, na widok Kitty zastygłej w drzwiach. – Nie tylko ty tak zareagowałaś. – Podeszła i objęła ją serdecznie, zdjęła jej płaszcz i pomogła ruszyć się z miejsca. – Chodź, wszyscy są w gabinecie Pete’a, robią burzę mózgów.
W gabinecie Pete’a. Te słowa od razu rozwścieczyły Kitty i choć Pete nie był niczemu winny, na chwilę go znienawidziła, jakby to on sam zawarł spisek z Bogiem, żeby wymazać jej przyjaciółkę z ludzkiej pamięci. Jako redaktor dyżurny przejął obowiązki Constance, gdy była chora, natomiast Cheryl Dunne, ambitna młoda kobieta niewiele starsza od Kitty, pełniła obowiązki zastępcy redaktora naczelnego, ponieważ Bob w ostatnich miesiącach cały swój czas poświęcał żonie. Z uwagi na obecność Pete’a i Cheryl redakcja wydawała się zmieniona. Ci zdążyli już zorganizować pracę po swojemu i odnaleźć nowy rytm. Choć wyglądało na to, że wszyscy pozostali zdołali już się dostosować, Kitty miała z tym problem.
Minęło dziewięć miesięcy od chwili, gdy Constance przestała dzierżyć stery czasopisma, a sześć od dnia, gdy po raz ostatni pojawiła się w redakcji. W tym czasie stało się jasne, że teksty, które pisze Kitty, nie należą do najbardziej udanych. Oczywiście trzymały pewien poziom, bo inaczej Pete by ich nie publikował, a Constance, która do końca miała na wszystko baczenie, wezwałaby Kitty do szpitala, żeby dziewczynie pokazać, gdzie jej miejsce. W tym była dobra. Chciała, żeby pismo wydawane przez nią było najlepsze, ale też żeby nikt nie schodził poniżej swoich możliwości. Dla niej byłoby to największym grzechem.
Mając to w pamięci, Kitty po pogrzebie Constance wróciła do swego mieszkania, nie żeby lizać rany, ale wręcz posypywać je solą; ślęczała nad swoimi tekstami, starając się rozgryźć, w których miejscach popełniła błędy, jakie wyciągnąć z nich wnioski na przyszłość, jakie są jej mocne i słabe punkty. Przeczytawszy swoje teksty z ostatnich sześciu miesięcy, od razu stwierdziła, że brakuje im ikry. Z wielką przykrością przyznała to przed samą sobą, bo przed nikim innym nie zdradziłaby się za nic: jej styl był niemal mechaniczny. Teksty obfitowały w informacje, wzruszały, miały klasę i nawet trochę polotu, spełniały też standardy stawiane przez czasopismo, gdyż opisywały podobne tematy z różnych punktów widzenia (w przypadku miesięcznika indywidualne spojrzenie na opisany już temat było najwyższym priorytetem), jednak czytając je ponownie, Kitty czuła gorzki posmak w ustach. Po katastrofalnym doświadczeniu z programem Trzydzieści minut miała świadomość, że nic, co kiedykolwiek napisała, i zapewne co kiedykolwiek jeszcze napisze, nie zadowoli jej tak jak niegdyś dawniej. Wiedziała, że celowo wynajduje wady we wszystkim, co jej dotyczy, a widzi niewiele, co można by pochwalić. Była krytyczna wobec wszystkiego, co pisze i robi, jednak, mimo zwątpienia w siebie, wiedziała, że w tej kwestii ma rację – jej warsztat się popsuł.
Sposób, w jaki Constance motywowała ludzi podczas burzy mózgów, nie wszystkim się podobał. Z punktu widzenia Kitty był idealny, jednak wiedziała, że Pete i Cheryl, którzy wprawdzie doceniali metody Constance, nie mogą się doczekać, by wyjść z jej gabinetu i wrócić do własnych źródeł inspiracji: innych czasopism, gazet, stron internetowych i całodobowych stacji telewizyjnych, gdzie będą mogli sprawdzić, co jest nowe i na czasie. Constance natomiast zachęcała, by odpowiedzi szukać wewnątrz siebie. Prosiła swoich pracowników, żeby w poszukiwaniu tematów przyglądali się sobie: co ich w danej chwili porusza, co jest dla nich wyzwaniem, co jest wiadomością dnia nie według świata, tylko według ich serc i umysłów; dla osób pokroju Pete’a i Cheryl były to bzdury. Constance zawsze wierzyła, że z takich tematów powstają lepsze artykuły. Pragnęła, żeby pisali dla siebie samych, nie dopasowując się do potrzeb rynku. Uważała, że tylko wtedy tekst trafi do czytelników. Chciała, żeby jej dziennikarze wykazywali się nie tylko oczytaniem i dobrym stylem, ale także zmysłem artystycznym. Tematy wybierała różnie: przydzielała danej osobie historię, która do niej pasowała lub stanowiła dla niej wyzwanie, słuchała też pomysłów. Była wielką zwolenniczką wysłuchiwania pomysłów innych osób.
I w tym tkwiło sedno problemu – Kitty wreszcie je znalazła. Uświadomiła sobie, że w ciągu ostatnich sześciu miesięcy nie napisała dla „Etcetera” ani jednego artykułu, który był oparty na jej własnym pomyśle. Każdy z tematów został zaproponowany przez Pete’a, Cheryl lub jeszcze kogoś innego, kto miał dość własnej roboty i sam nie miał czasu o tym pisać. Nie zauważyła tego, ponieważ było jej to obojętne. A nie zauważyła i było jej to obojętne, ponieważ pracowała nad programem Trzydzieści minut, każdy materiał zaś, który opracowywała dla stacji telewizyjnej, zostawał jej narzucony. W pewien sposób zatem metoda narracji stosowana w Trzydziestu minutach przeniknęła do jej pisania. Historie pokazywane w tym programie nie miały dla niej żadnego znaczenia, nie poruszały jej, nie próbowała ich zrozumieć na jakimś głębszym poziomie, bo nie było dość czasu, warunki do filmowania robiły się nagle odpowiednie lub nieodpowiednie, tracili kilka minut, bo jakaś inna historia się przedłużyła, trzeba było zrobić wywiad albo zrezygnować z wywiadu, odwołany wywiad zastąpić czymś innym – czuła więc, że włącza się i wyłącza jak kran z bieżącą wodą. To był mniej twórczy styl pracy, mechaniczny; bez przerwy musiała być czujna, a mniej refleksyjna. Kitty przez sześć miesięcy nie miała ani jednej własnej myśli. W tygodniu, w którym to odkryła, przeraziła się tak bardzo, że nie potrafiła nic wymyślić, nawet gdy się starała. Teraz ta ostatnia rozmowa w szpitalu nabrała dla niej sensu. Gdy Constance oskarżyła ją, że zajmuje się jakimś tematem, bo ktoś jej powiedział, że jest interesujący, a nie dlatego, że sama tak czuje, sądziła, że przyjaciółka nawiązuje do jej pracy w Trzydziestu minutach, ale może faktycznie mówiła o „Etcetera”. Właściwie teraz Kitty była tego pewna.
Ruszyła w stronę sali posiedzeń obok gabinetu Constance. Z powodu niedawnego upokorzenia czuła się bezbronna, w głowie nie miała ani jednego oryginalnego pomysłu, bez wsparcia Constance i Boba była sama. Chociaż od czasu, gdy Constance przestała przychodzić do biura, odbyło się już wiele comiesięcznych sesji burzy mózgów, do tej pory zawsze mogła zakwestionować ich decyzje. Ale dziś, bez Boba, za to z Pete’em w trudnej roli prowadzącego, to była w swoim rodzaju pierwsza sesja. Gdy Kitty otworzyła drzwi, spojrzenia wszystkich skierowały się na nią.
– Cześć.
– Kitty. – Pete wydawał się zaskoczony, i to raczej niemile. – Nie spodziewaliśmy się ciebie dzisiaj. Bob powiedział, że dał ci tydzień urlopu. – Zabrzmiało to, jakby w tym tygodniu wolał jej nie oglądać, chyba że zaczynała mieć paranoję.
– To prawda – przyznała Kitty. Stała z tyłu sali, bo wszystkie krzesła były zajęte. – Ale nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. – Kilka osób siedzących w pobliżu rzuciło jej spojrzenia pełne smutku i współczucia.