W tajemniczych głębinach przeszłości naszej planety kryje się zapomniana historia, czekająca na to, by ujrzeć światło dzienne.
Kroniki Czasu Ziemi Andrzeja Górala to fascynująca odyseja poprzez czas, odkrywająca dzieje zaginionej cywilizacji, która miliony lat temu rozwijała się na Ziemi. Co może powstać na „gruzach” upadłej inteligentnej rasy? Kim jesteśmy – dziedzicami „śmietnika historii”? Czy kontynuatorami opierającymi się na niezmiennych wartościach moralnych i kulturowych – tych złych i tych dobrych – od nienawiści i bestialstwa po miłość i poświęcenie. Chcemy odkryć pochodzenie i istotę naszego jestestwa i tego co stanowi kwintesencję naszej duszy. Może należy sięgnąć bardzo głęboko w przeszłość, tam kiedy rodziła się i kształtowała pierwotna natura istot rozumnych na Ziemi. Spróbujmy! Przy okazji, z perspektywy współczesnych zagrożeń cywilizacyjnych, spójrzmy na niebezpieczeństwa jakie sprowadzić na nas mogą beztroskie, a także egoistyczne działania poszczególnych ludzi lub grup społecznych. Zagłada może być blisko!
Do przeczytania książki zaprasza BookEdit. W ubiegłym tygodniu na naszych łamach zaprezentowaliśmy premierowy fragment książki Kroniki Czasu Ziemi. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii:
Ten moment wielkiej zdrady stał się początkiem końca królestwa Nihibirii. Jeszcze przez około półtora roku poszczególne prowincje usiłowały stawić opór najeźdźcom. Na próżno, cały kraj został podbity. Tuż po przełamaniu frontu DMC ogłosił słynną dyrektywę o zaliczeniu Nihibiryjczyków do gatunku istot niższej rasy. W związku z tym wszyscy schwytani mieszkańcy kraju oraz ich obecni i przyszli potomkowie stawali się
automatycznie niewolnikami zobowiązanymi bezterminowo do świadczenia nieodpłatnej, permanentnej pracy na rzecz obywateli Carstwa Ghintorii.
Dopiero w tym momencie Wagowie podjęli decyzję o udzieleniu pomocy pokonanym. Pośpiesznie aktywowano sieć tuneli podprzestrzennych do wybranych planet, na których warunki stwarzały możliwość przetrwania homorianom. Rozpoczęto ewakuację całych rodzin wraz z dobytkiem, zapasami żywności, narzędziami, a przede wszystkim z zasobem nasion i zwierząt rozpłodowych. W ten sposób w ciągu roku przetransportowano około 20 milionów Nihibiryjczyków na 12 planet. Irini wiedział, że to była kropla w morzu – zginęło około 900 milionów mieszkańców królestwa, a ponad 4 miliardy zostało niewolnikami bez prawa do bycia homorianami. Bierność Wagów w tych wydarzeniach wpłynęła zasadniczo na ich dalszą postawę. Wielu wyprowadziło się z wygodnych rezerwatowych siedzib i przeniosło w inne miejsca galaktyki, część z nich nadzorowała rozwój ewakuowanych na ich planetach. Wielu nie zniosło obciążenia psychicznego i podjęło decyzję o przejściu w stan transcendencji. Tak Irini pozostał ostatnim Wagą na Ziemi.
W jakiś sposób kochał tę planetę, czuł się z nią ściśle związany. Rodzinna planeta Wagów już dawno przekształciła się w międzygwiezdny pył po zmianie jej słońca w supernową. Domem dla nich stawało się każde miejsce, w którym osiedli. Dla Iriniego była to Ziemia. Spędził tu kilkaset tysięcy lat. Otchłań czasu tak dużą, że zapomniał już to, co było przed przybyciem na Ziemię, a nawet swoje początki tutaj. Oczywiście, w każdej chwili mógł sięgnąć do zasobów pamięci systemu, by przywołać projekcje z tamtych czasów, jednak to były tylko projekcje, nie towarzyszył im uczuciowy kontekst, jaki zawsze związany jest ze wspomnieniami własnej pamięci. Pojemność żadnego mózgu, poza elektroniczną pamięcią kwantową, nie byłaby w stanie pomieścić wszystkich doznań z tak rozległego wycinka czasu.
Nieśmiertelność była wielkim osiągnięciem naukowym, jednak ograniczały ją elementarne bariery fizjologiczne. Co z tego, że komórki organizmu mogą powielać się w nieskończoność, a błędy replikacji są natychmiast korygowane, gdy w stosunkowo krótkim czasie następuje całkowita ich wymiana? Świeże, w dużej mierze, nie zachowują subtelnej pamięci o doznanych zmianach, gdyż takie zmiany prowadzą do przebudowy genotypu, mającej cechy mutacji. Gromadzenie zmian prowadzi do zwyrodnienia funkcji i w efekcie do stanu, w którym komórki nie mogą dalej funkcjonować. Mechanizmy oczyszczania prowadzą więc do usuwania zapamiętanych przez komórkę zdarzeń. Dotyczy to nie tylko komórek nerwowych mózgu, ale wszystkich związanych z organizmem. Z czasem bezpowrotnie ginie wszystko, co organizm zapamiętał – pamięć neuronowa, odruchy behawioralne, pamięć emocjonalna. To cena nieśmiertelności.
O ile pamięć zmysłową można elektronicznie protezować, o tyle przeżyte emocje znikają w sposób trwały. Można je jedynie symulować w sposób sztuczny w oparciu o zapis neuronowy. Jednak to jest tylko symulacja, która nie oddaje subtelnej struktury emocji towarzyszących konkretnemu zdarzeniu, a te są zawsze indywidualne, swoiste, odzwierciedlające nie tylko aspekty zdarzenia, ale również nieskończoną złożoność stanu wewnętrznego organizmu, jak i stanu otoczenia. W szczególności dotyczy to interakcji z inną osobą, z innym zbiorowiskiem emocji. Nieśmiertelność Wagów nie była więc nieśmiertelnością bezwzględną. Tak naprawdę osobowość zawarta w nieśmiertelnym ciele ginęła w sposób rozciągnięty w czasie. Obliczono nawet średni czas całkowitej przemiany osobowości. Dla Wagów wynosił on około 850 lat ziemskich, z czego ostatni przedział 500 lat odpowiadał tylko marginalnej pozostałości. Nic więc dziwnego, że zasoby archiwów elektronicznych stanowiły dla Wagów podstawową protezę pamięci.
Inny aspekt nieśmiertelności wiązał się z informacyjno-filozoficznym rozumieniem śmierci jako transcendencji opartej na przekazaniu całego zasobu informacji umysłu, a więc tak naprawdę przekazaniu samego umysłu (osobowości) do „wirtualnej chmury” informacyjnej. Abstrahując od sposobu rozumienia tej chmury – zasób poza czasoprzestrzenią, pamięć superkomputera, w której odbywa się symulacja naszego świata itd., oznacza to dalsze istnienie osobowości po śmierci. Wiele eksperymentów, jakie przeprowadzili Wagowie, na to wskazywało. Ślepa uliczka, w którą zabrnęli, wynikała z implementowanej przez nich technologii nieśmiertelności. Wymuszenie nieskończonego powielania się komórek z silną korekcją błędów, szczególnie podczas replikacji materiału genetycznego, oraz wymuszanie ścisłej kontroli procesów autolizy (programowej śmierci komórki) i apoptozy prowadziło do określonych efektów ubocznych. Jednym z nich, występującym przy powielaniu komórek nerwowych, była pewna ich unifikacja, co doprowadzało do zniszczenia bariery świadomość – podświadomość. Dla uproszczenia można użyć określenia, że część struktur mózgowych odpowiadających za podświadomość zostawała pochłonięta przez dominantę świadomościową.
Wszystkie utracone po latach egzystencji zasoby informacyjne umysłu przepadały więc bezpowrotnie i nie były przekazywane do chmury, gdyż to była funkcja podświadomości. Można powiedzieć, że marnowali większość swojego życia. Stworzyli techniczną wersję nieśmiertelności, będąc już tak naprawdę naturalnie nieśmiertelnymi, a ta naturalna nieśmiertelność była nieporównanie bardziej doskonała niż ich własna przez nich wdrożona. Zabrnęli w ślepy zaułek. W tym kontekście poczucie wyższości, duma z bycia najbardziej rozwiniętą cywilizacją galaktyki, prysnęła jak bańka mydlana. Do tego wszystkiego odkryli przejście czasoprzestrzenne o fazie zerowej. Nie gdzie indziej zresztą, jak na Ziemi.
Do odkrycia doszło ponad pięć tysięcy lat temu, zupełnie przypadkowo. Jeden ze skanerów neutrin zarejestrował niewiarygodnie krótki impuls o zaskakującej charakterystyce spektralnej. Źródło też było zlokalizowane w nietypowym miejscu, w górskim rejonie południowej Andachonii. Na miejscu, w ścianie skalistego klifu, odkryto dwie pary odcisków czteropalczastych homoriańskich dłoni. Wypytywani tubylcy wskazali na młodą parę, która rzekomo przeniosła się do innego świata. Młodzi zdali zadziwiającą relację z tego zdarzenia. Po przejściu znaleźli się całkiem nago w nowym świecie. Znaleźli tam rośliny z owocami, takie jakie rosły u nich w górach. Dzięki temu przetrwali dziesiątki dni w nowym środowisku. Opowiadali, że w tamtym świecie świeciły dwa słońca, które nie zachodziły. Kiedy w podobny sposób wrócili na Ziemię, okazało się, że znaleźli się w tych samych ubranych ciałach i w tym samym momencie, w którym odeszli. Przeprowadzone ustalenia potwierdziły ich słowa. Namówieni dokonali powtórnego przejścia, któremu towarzyszyła identyczna z poprzednią emisja neutrin. Zadziwiające było to, że żadna inna para nie była w stanie aktywować przejścia.
Dogłębna analiza wykazała, że takiego przejścia nie da się zrealizować w oparciu o fizykę naszego Wszechświata. Naruszało ono niemal wszystkie obowiązujące prawa fizyki. Wagowie nie byli w stanie wyjaśnić tego fenomenu. Próbowano nawet skonstruować fizykę, w której takie przejście byłoby możliwe. Nie udało się. Przejście z fazą zerową, jak je nazwali, stało się symbolem ich ograniczeń w poznawaniu Wszechświata i źródłem ciągłych frustracji. Podważyło status galaktycznych liderów, a w dodatku nieznany konstruktor, którego urządzenie pozostawiało jedynie maleńki, neutrinowy ślad, okazał się całkowicie anonimowy.
Iriniemu, zawsze gdy o tym rozmyślał, przypominała się przypowieść starego Wagi Murawiego o plemieniu Babu. Otóż kiedyś, jeszcze w czasach, gdy Wagowie przyjaźnili się z homoriańskimi naukowcami, jeden z homoriańskich astrofizyków, Puppa Steritorodon, zapytał Murawiego, dlaczego prowadząc obserwacje radioteleskopowe, nie odkrywają żadnej aktywności elektromagnetycznej rozumnych cywilizacji. Przecież – argumentował – cywilizacje te powinny intensywnie komunikować się z sobą, a tymczasem w naturalnym szumie elektromagnetycznym kosmosu nie ma żadnego śladu sygnału o takiej sygnaturze. Sam mówiłeś, że jest wiele rozumnych cywilizacji, więc skąd ta cisza? Wtedy Murawi przytoczył swój przykład, który przeszedł do homoriańskiej historii.– Widzisz, Puppo, to jest tak, jak z tym nowo odkrytym przez was plemieniem na wyspie Hokkoje. Babu są bardzo dumni ze swych osiągnięć technicznych. Skonstruowali wspaniałe bębny, za pomocą których mogą się porozumiewać na duże odległości. Wtedy wielki myśliciel, szaman Bubupa, zaczął się zastanawiać, czy są jeszcze inne wyspy, gdzieś poza horyzontem, na których żyją plemiona podobne do ich. Może warto się o tym przekonać? Opracował plan nawiązania kontaktu. Zebrał silną grupę bębnistów i na odkrytej plaży rozpoczęli głośne rytmiczne bębnienie, po czym nasłuchiwali odpowiedzi. Jednak nie otrzymali żadnej. Po wielu próbach doszli do wniosku, że są jedynym plemieniem żyjącym na świecie.
Irini zastanawiał się jedynie, czy Wagowie są Puppo, czy Babu.
W naszym serwisie przeczytacie już kolejny fragment książki Kroniki Czasu Ziemi. Powieść kupicie w popularnych księgarniach internetowych:
Tagi: fragment,