Pełny zmysłowości i nieszablonowego humoru debiut o płomiennym uczuciu. Trzyma w napięciu do ostatniej strony.
Kiedy Rafał wyciąga drobną kobietę z pożaru, nie wie jeszcze, że jego cały świat runie w posadach. Dla niej złamie wszystkie swoje zasady. Dla niej zaryzykuje własne życie. Czy to wystarczy Marcie, gdy pozna prawdę o mężczyźnie, który wcale nie jest bohaterem? Jak potoczą się losy dwóch osób różniących się od siebie niczym woda i ogień? Czy płomień namiętności wystarczy, by uchronić rodzące się uczucie?
W płomieniach to pierwsza część cyklu Cztery żywioły, które łączy jedno – gorące, namiętne uczucie wystawione na próbę. Bohaterowie powieści będą musieli walczyć z demonami przeszłości, by wygrać w najważniejszym starciu swego życia, a stawką będzie miłość. Do lektury debiutanckiej powieści Magdaleny Szponar zaprasza Wydawnictwo Szósty Zmysł. Tymczasem już dziś zachęcamy do lektury premierowego fragmentu powieści:
PROLOG
Pięć minut. To czas, który decyduje o życiu i śmierci. Tyle masz, kiedy przestaniesz oddychać. Tyle, by ktoś cię znalazł. Uratował. Tyle, by zmienić całe twoje życie. Nie wiem tylko, czy na lepsze.
Rozdział 1
Marta
Ciepło. Gorąco. Nie mogę oddychać. Budzę się. Wszystko wokół mnie jest czerwone. W pierwszej chwili nie wiem, co się dzieje. Nie rozumiem, wyrwana ze snu, impuls dociera zbyt późno do mózgu. Próbuję wstać. Tracę przytomność.
Rozdział 2
Rafał
– Straż pożarna! Jest tam ktoś? Odezwij się, jeśli mnie słyszysz!
Nie czekam na odpowiedź. Kopniakiem rozwalam kolejne drzwi tego pokręconego mieszkania, szukając kobiety, która według sąsiadów powinna tu być. To ostatni moment. Właściwie już powinienem stąd spadać. Zaraz cały budynek szlag trafi. I mnie przy okazji też. Intuicja zmusza mnie jednak do kolejnych kroków naprzód. Kiedyś przez nią zginę.
Wchodzę do pomieszczenia, które musi być sypialnią. Rozglądam się, wszędzie jest dym. Płomienie dotarły również tu. Słyszę przez radio dowódcę, każe się wycofywać. Jasne – jakbym kiedykolwiek słuchał tego głupka, który w mojej głowie już zasłużył na miano „oficer pizda”.
Nagle dostrzegam kształt za łóżkiem pod oknem. To musi być ona. Podchodzę bliżej i widzę skromną koszulkę opinającą niesamowicie drobne ciało.
– Hej! Słyszysz mnie?
Nie odpowiada. Nie mam już czasu na zabawę. Przerzucam ją sobie przez ramię i trzymam jedną ręką chwytem strażackim. Drugą zgarniam koc i staram się okryć nieprzytomną kobietę. Dociera do mnie, jaka jest lekka. Uciekam z tego piekła. Najwyższa pora.
Ledwie zdążam przejść przez próg kamienicy, kiedy dociera do mnie irytująco piskliwy głos.
– Rafał, do jasnej cholery, popierdoliło cię?
W tym samym momencie słyszę za plecami wybuch. W ostatniej chwili udaje mi się osłonić kobietę tak, by nie oberwała jeszcze bardziej. Pewnie butla z gazem nie wytrzymała napięcia. Na szczęście budynek stoi, jak stał, jedynie z szeroko otwartych drzwi, przypominających wrota do Hogwartu, unosi się dym i kurz. Patrzę w górę. Trzecie piętro, a właściwie poddasze, gdzie znajdowało się mieszkanie mojej ofiary, częściowo przestało istnieć. Okiennice pozbawione są szyb, w dachu widać sporą dziurę, brakuje też fragmentu ściany w pomieszczeniu, które z pewnością musiało być kuchnią. Dopiero teraz dostrzegam wokół mnie szkło i gruz.
Patrzę na kobietę, którą nadal trzymam w ramionach. Wygląda, jakby spała. Jej kruczoczarne włosy swobodnie opadają gęstą kaskadą loków na moje kolana. Ostre rysy twarzy są złagodzone przez piękne usta – pełne, czerwone, stworzone
do pocałunków. Natychmiast odpycham te myśli i energicznie wstaję.
I pomyśleć, że to wszystko wydarzyło się w ciągu kilku chwil. Rozglądam się, żeby wzrokiem wyłowić ZRM-kę. Wszystko spowija kurz. W oddali widzę mojego dowódcę, który wciąż kuca, trzymając się za głowę. Baran wstaje i podchodzi do mnie:
– Czy tobie życie niemiłe?! – drze się.
Omijam go i podchodzę do ratowników. Kładę dziewczynę na noszach i powoli się cofam. Nikt nie lubi, gdy inni wpieprzają mu się w pracę. Jednak nie mogę odejść. Chcę wiedzieć, co z nią.
– Nie oddycha. Intubujemy. Dawaj defibrylator.
Ratownicy skaczą nad nią, próbując coś zrobić.
– Migotanie. Uwaga, odsunąć się!
Widzę, jak jej ciałem wstrząsają kolejne wyładowania AED. Nic z tego. Brak reakcji. Cholera, nie powinienem tu być. Nie muszę patrzeć, jak umiera na mojej służbie. Jeden z ratowników uciska klatkę piersiową dziewczyny, drugi przygotowuje maszynę do kolejnego wyładowania.
– Nie poddawaj się, mała – mówię bardziej do siebie niż do niej.
Wyładowanie. Nagle jej oczy otwierają się, patrzy wprost na mnie. Widzę błysk paniki. I już jej nie ma. Drzwi karetki zostają zamknięte.
– Dokąd ją bierzecie? – pytam, choć pewnie byłoby dla mnie lepiej, gdybym tego nie wiedział.
– Do Świętej Teresy.
Stoję jak zaczarowany, patrząc na oddalające się światła ambulansu. Nie, nie pojadę sprawdzić, co z nią. Nie ma, kurwa, takiej opcji.
– Michalski! Do mnie!
Pięknie. Słuchając drącego się dowódcy, myślami jestem już we własnym mieszkaniu, gdzie czeka na mnie butelka whisky.
Nienawidzę porannych wyjazdów, w których powinna brać udział kolejna zmiana, gdyby tylko ci idioci potrafili szybciej się przebierać. Osobiście uważam, że trzecia zmiana to, zaraz po piekle, najlepsze miejsce dla wszystkich cieniasów i obiboków.
Zapytacie pewnie, czy to normalne pić koło dziewiątej rano? A kto mi, kurwa, zabroni?!
Jeśli spodobał Wam się pierwszy fragment, koniecznie sprawdźcie, co zdarzyło się w rozdziale 3.
Książkę W płomieniach kupić można w księgarniach internetowych: