Nie mogę się od niego uwolnić. Fragment książki „Wielkie włoskie wakacje"

Data: 2020-02-17 12:50:26 | Ten artykuł przeczytasz w 8 min. Autor: Sławomir Krempa
udostępnij Tweet

Czy można odnaleźć miłość, podążając śladem nieistniejących wspomnień?

Klaudia i Karolina spędzają lato, podróżując po Włoszech. Pewnego dnia uwagę Klaudii, studentki historii sztuki, przyciąga piękna kołatka na bramie jednego z domów w Asyżu. Nieznana siła popycha ją w głąb podwórza i do wnętrza domu, gdzie jej oczom ukazuje się obraz z dymiącym Wezuwiuszem. Klaudia, choć nigdy nie była w Asyżu, jest pewna, że już kiedyś widziała ten obraz, podobnie jak cały dom i podwórze. Postanawia iść za głosem serca i odwiedzić Pompeje. Wkrótce okaże się, że w tę samą stronę podąża ktoś jeszcze, a dziewczyna słyszy jego kroki…

Obrazek w treści Nie mogę się od niego uwolnić. Fragment książki „Wielkie włoskie wakacje" [jpg]

Błękit nieba, lazurowe zatoki, oszałamiające krajobrazy, boskie smaki i zabytki architektury skrywające mnóstwo ludzkich historii – czego więcej trzeba, aby rozbudzić wszystkie zmysły? Jolanta Kosowska za sprawą książki Wielkie włoskie wakacje po raz kolejny zabiera czytelników w fascynującą, nie tylko literacką podróż. Do lektury zaprasza Wydawnictwo Novae Res. W ubiegłym tygodniu zaprezentowaliśmy Wam premierowy fragment powieści. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii: 

– Stało się coś? – zapytałem pomiędzy jednym a drugim kęsem. Chciałem, żeby zabrzmiało to obojętnie.

– Nic szczególnego – zaczął oględnie. – Chodzi o pewien drobiazg.

– Mówisz: drobiazg?

Zrobiłem się czujny. Spojrzałem na niego uważnie. Nie podniósł wzroku znad talerza. Oddzielał widelcem makaron od kiełbasy.

– Zupełny… Miałem wolne popołudnie, w mieszkaniu była duchota nie do wytrzymania. Sąsiedzi musieli gdzieś wyjechać, bo ich pies wył rozpaczliwie. Na tarasie stojącego naprzeciwko domu kąpały się w basenie dzieci. Co chwilę wybuchały głośnym śmiechem. Ta starsza kobieta, co ma balkon obok mojego, raz po raz wywieszała nowe pranie. Schło w okamgnieniu. Duchota narastała. Wydawało mi się, że widzę, jak drży rozgrzane upałem powietrze w moim salonie… Pociłem się przy każdym ruchu. Myślałem, że z tego upału przyjdzie mi umrzeć – rozkręcał się po swojemu. Przestraszyłem się, że nigdy nie dojdzie do drobiazgu, który go tak dręczy.

– Przejechałeś piętnaście kilometrów na rowerze, żeby mi opowiedzieć o urokach tegorocznego lata? – przerwałem mu.

– W porządku, będę się streszczał. Wyszedłem z domu. Chciałem pójść na plażę. Przeraził mnie tłok. Parawan przy parawanie, grajdoł obok grajdoła i do tego te chmary chlapiących się w wodzie dzieciaków. Tłumy brodziły przy brzegu, a przedarcie się z okolicy wydm do morza wydawało się czymś niemożliwym. Zrezygnowałem. Zadzwoniłem do Marzeny…

– Nie znam Marzeny.

– Nic nie tracisz. Po tamtym dniu to już nieaktualne.

– Nieaktualne? Coś się stało?

– Właśnie próbuję ci opowiedzieć. Zadzwoniłem do Marzeny i umówiłem się z nią na promenadzie. Marzyło mi się popołudnie w klimatyzowanych pomieszczeniach przy lampce wina. Marzena zwykle wybiera się długo. Poszedłem przejść się po molo. Tam było nawet przyjemnie. Czułem na twarzy lekkie podmuchy wiatru. Tylko ludzi było trochę za dużo…

– Znam nasze molo – przerwałem mu.

Bałem się, że nie opowie o tym niepokojącym mnie coraz bardziej drobiazgu. W przeszłości też zawsze ględził, kiedy miał coś do ukrycia. Zastanawiał się, czy warto to powiedzieć. Wtedy też za dziesiątkami nic nieznaczących szczegółów próbował przemycić prawdę. Teraz było chyba podobnie.

– Wiem, że znasz – burknął. – Chcę ci tylko przybliżyć tamto wydarzenie. Marzena napisała, że potrzebuje jeszcze pół godziny. Powłóczyłem się po molo, a potem czekałem na nią, siedząc na ławce na promenadzie. Jakiś facet obok malował portret zamyślonej dziewczyny, a przy zejściu na plażę młody mężczyzna grał na skrzypcach…

– Błagam – jęknąłem. – Wiem, jak wygląda nasza promenada w sezonie.

– Obok mnie na ławce usiadła dziewczyna – opowiadał dalej niezrażony. – Wyglądało, jakby na kogoś czekała. Wyjęła z torby kajet i długopis. Coś pisała. Od czasu do czasu odkładała zeszyt na ławkę i wystawiała twarz w kierunku słońca. Nagle rozdzwonił się jej telefon. Pomyślałem, że jakiś kochaś chce przełożyć spotkanie. Dziewczyna była zdenerwowana. „Żartujesz? – Usłyszałem jej głos. – Jak to uciekł? Nie możesz go złapać? Boks był otwarty?”. Nic więcej już nie słyszałem, bo dziewczyna zerwała się z ławki i ruszyła biegiem. Po chwili wmieszała się w tłum na promenadzie. Spojrzałem na ławkę i zobaczyłem zostawiony przez nią zeszyt. Wziąłem go i pobiegłem za nią. W oddali mignęła mi jej niebieska sukienka. Biegłem szybko, widziałem ją coraz wyraźniej. Dziewczyna skręciła w plątaninę uliczek przy promenadzie. Zagapiłem się. Wszedłem pod koła nadjeżdżającej taksówki. Pisk hamulców sprowadził mnie na ziemię. „Jest pan kompletnym idiotą! – wrzeszczał taksówkarz. – Upał panu mózg uszkodził”. Próbowałem go udobruchać. Kajałem się, przepraszałem. Bałem się, że wezwie policję i dopiero narobi bałaganu. W końcu nikomu nic się nie stało. Samochód był cały, ja też, tylko pasażerka taksówki się przestraszyła. To była starsza kobieta. Otworzyła okienko i krzyczała, że jestem samobójcą i koniecznie trzeba wezwać lekarza, żeby mnie przewiózł na obserwację szpitalną. Zrobiło się zamieszanie. Paru przechodniów zaczęło przyglądać się nam z zainteresowaniem. Kątem oka widziałem, jak dziewczyna wsiadła do zaparkowanego kilkadziesiąt metrów dalej samochodu i ruszyła pospiesznie. Ja zostałem z tym zeszytem w ręce…

– Nie wezwali policji? – upewniłem się.

– Nie wezwali. Kobieta przestała krzyczeć. Po chwili była gotowa mi pomóc. Doszła do wniosku, że brak mi wsparcia społecznego, że ludzie są bezduszni i zapatrzeni tylko w siebie, dlatego postanowiłem targnąć się na swoje życie. Próbowałem tłumaczyć. Nie chciała mnie słuchać. Podała mi swój numer telefonu. Zaprosiła na niedzielny obiad. Rozumiesz, że poczułem się fatalnie.

Rozumiałem.

– A Marzena?

– Tamtego dnia rozstaliśmy się.

– Dlaczego? – zapytałem. – Przez ten zeszyt?

– W pewnym sensie. Marzena jest chorobliwie zazdrosna. Trudno to wytrzymać. Szła promenadą i widziała mnie z daleka. Według niej mizdrzyłem się do siedzącej obok mnie dziewczyny. Na widok Marzeny dziewczyna uciekła, a ja dokonałem jasnego wyboru, nie zostając na ławce i nie czekając na nią, a biegnąc jak szalony za oddalającą się pospiesznie postacią.

– Przecież to brednie. Na pewno wszystko da się wyjaśnić… – przerwałem mu.

– Próbowałem. Nie wierzy. Zresztą ja już nie mam ochoty jej niczego tłumaczyć. Nie chcę czuć się przez całe życie jak w trakcie przesłuchania na komisariacie.

– Jak mogę ci pomóc? Może spróbuję spotkać się z Marzeną i wszystko jej wyjaśnić. Może mi uwierzy…

– Po co chcesz się z nią spotkać? – zapytał zaskoczony.

– Jak to po co? – Przestałem cokolwiek rozumieć.

– To zupełnie nie o Marzenę chodzi.

– A o co?

– O zeszyt. Ten zeszyt to pamiętnik.

– Pamiętnik?

– Pamiętnik – mruknął pod nosem.

– Przeczytałeś go? – zapytałem z niedowierzaniem.

Młody ma awersję do czytania czegokolwiek. Nie wiem, czy po zdaniu matury przeczytał chociaż jedną książkę. Ze studiów wyleciał po letniej sesji na drugim roku. Nie miał wtedy czasu na podręczniki. Bardziej od książek pociągały go różne sposoby szybkiego zdobywania pieniędzy.

– Przeczytałem. – Głos Kuby wyrwał mnie z zamyślenia.

– I co?

– Przeraził mnie – wycedził powoli.

– Przeraził? – Nie mogłem zrozumieć. Jakoś to „przeraził” nie pasowało do mojego brata. Przy jego stosunku do otaczającej rzeczywistości i letniego słońca za oknem było czymś zaskakującym.

– Przeraził – powtórzył poważnie. – Przeczytałem go i teraz nie mogę się od niego uwolnić.

W naszym serwisie przeczytacie już kolejny fragment książki Wielkie włoskie wakacje. Nową powieść Jolanty Kosowskiej kupicie w popularnych księgarniach internetowych:

REKLAMA

Zobacz także

Musisz być zalogowany, aby komentować. Zaloguj się lub załóż konto, jeżeli jeszcze go nie posiadasz.

Książka
Wielkie włoskie wakacje
Jolanta Kosowska6
Okładka książki - Wielkie włoskie wakacje

Czy można odnaleźć miłość, podążając śladem nieistniejących wspomnień? Klaudia i Karolina spędzają lato, podróżując po Włoszech. Pewnego dnia uwagę...

dodaj do biblioteczki
Wydawnictwo
Reklamy
Recenzje miesiąca
Srebrny łańcuszek
Edward Łysiak ;
Srebrny łańcuszek
Dziadek
Rafał Junosza Piotrowski
 Dziadek
Aldona z Podlasia
Aldona Anna Skirgiełło
Aldona z Podlasia
Egzamin na ojca
Danka Braun ;
Egzamin na ojca
Cień bogów
John Gwynne
Cień bogów
Rozbłyski ciemności
Andrzej Pupin ;
Rozbłyski ciemności
Wstydu za grosz
Zuzanna Orlińska
Wstydu za grosz
Jak ograłem PRL. Na scenie
Witek Łukaszewski
Jak ograłem PRL. Na scenie
Pokaż wszystkie recenzje