Długo wyczekiwana kontynuacja Chłopca w pasiastej piżamie!
Kiedy dziecko potwora jest winne zbrodni ojca? Wina i współudział mają niejedno oblicze. John Boyne jest mistrzem powieści historycznej. To wspaniała książka, na której emocjonalny wpływ z pewnością nie jesteś przygotowany. – John Irving
Gretel Fernsby od wielu dekad mieszka w okazałym apartamencie w reprezentacyjnej dzielnicy Londynu. Pomimo przerażającej przeszłości wiedzie spokojne i wygodne życie.
Nie opowiada o ucieczce z nazistowskich Niemiec. Nie opowiada o ponurych latach spędzonych z matką w powojennej Francji. Nie opowiada też o ojcu, komendancie jednego z najbardziej znanych niemieckich obozów zagłady. A przede wszystkim nie wypowiada imienia swojego brata.
Pewnego dnia do mieszkania na parterze wprowadza się młoda rodzina. Pomimo wspomnień, które przywołuje kilkuletni Henry, pomiędzy nim a Gretel nawiązuje się nić przyjaźni. Wkrótce potem dochodzi do awantury pomiędzy piękną matką Henry’ego a jego despotycznym ojcem.
Gretel staje na podobnym rozdrożu, na jakim znalazła się dawno temu. Wtedy nie zrobiła nic, teraz, decydując się na uratowanie małego chłopca, ma szansę zmierzyć się z poczuciem winy, żalu i z wyrzutami sumienia. By to zrobić, konieczne może okazać się ujawnienie tajemnic, które skrywała przez całe życie…
Do lektury Córki komendanta zaprasza Wydawnictwo Replika. W ubiegłym tygodniu na naszych łamach mogliście przeczytać premierowy fragment książki Córka komendanta. Dziś prezentujemy kolejną odsłonę tej historii:
3
W każdy wtorkowy ranek pokonuję korytarz, żeby odwiedzić moją sąsiadkę, Heidi Hargrave, lokatorkę mieszkania numer trzy. Heidi pod koniec roku skończy sześćdziesiąt dziewięć lat, a jej urodziny przypadają na święto Niepokalanego Poczęcia, datę dość ironiczną, bo nie poznała biologicznych rodziców — została adoptowana tuż po przyjściu na świat. Jest jedyną mieszkanką Winterville Court, która spędziła tu całe swoje życie, przywieziona do Mayfair prosto ze szpitala położniczego, i wychowywała się, bawiąc się w Hyde Parku. Jako nastolatka zaszła w ciążę, ale nigdy nie wyszła za mąż, a mieszkanie odziedziczyła po śmierci adopcyjnych rodziców.
Jest ode mnie młodsza o dwadzieścia trzy lata, ale o wiele mniej zwinna na ciele i na umyśle. Przez trzy dekady brała udział w londyńskim maratonie, jednak musiała skończyć z bieganiem z powodu poważnego zapalenia powięzi podeszwy lewej stopy, przez co na noc musi zakładać ortezy i regularnie dostaje sterydowe zastrzyki w piętę. Dla kobiety aktywnej to potworny cios i zastanawiam się, czy nie przyczynił się do stopniowego pogorszenia jej stanu psychicznego. Kiedyś była osobą bardzo żywotną, szanowaną okulistką, teraz traci wątek podczas rozmowy. Na szczęście jej stanu nie można przyrównać do demencji czy choroby Alzheimera; od czasu do czasu na chwilę się wyłącza, zapomina, o czym była mowa, myli nazwiska i miejsca albo zmienia temat tak niespodziewanie, że trudno za nią nadążyć.
Tego akurat ranka zastałam ją nad starymi albumami ze zdjęciami i miałam nadzieję, że nie będę musiała ich z nią przeglądać. Ja nie trzymam takich zbiorów i nigdy nie rozumiałam, dlaczego ktoś miałby chcieć zaśmiecać dom rodzinnymi portretami. U mnie stoją tylko dwa: oprawiona w srebrną ramkę fotografia ślubna Edgara i moja oraz zdjęcie Cadena z uniwersyteckiego absolutorium. Powinnam wyjaśnić, że nie pokazuję ich z potrzeby serca, ale dlatego, że tego się ode mnie oczekuje.
Za to na półce w głębi szafy przechowuję starą szkatułkę na biżuterię Seugnota, którą kupiłam na straganie na Montparnasse w 1946 roku, skonstruowaną z drewna owocowego, z okuciami z polerowanego mosiądzu i wypukłym herbem na przedzie, zamykaną na kluczyk. Trzymam w niej tylko jedno zdjęcie i choć nie odważyłam się na nie spojrzeć od siedemdziesięciu pięciu lat, jestem pewna, że pamiętam, co przedstawia. Mam dwanaście lat, wzrok skierowany na fotografa i staram się wypaść zalotnie, bo po drugiej stronie obiektywu stoi Kurt z palcem na spuście, skupiony całkowicie na mnie, a ja próbuję nie zdradzić się ze swoją fascynacją. Jest wyprostowany, w mundurze, szczupły, umięśniony, z blond włosami i niebieskimi oczami, które mnie obezwładniają.
Wyczuwam jego ostrożne zainteresowanie i rozpaczliwie chcę się go uchwycić.
— Widzisz tego mężczyznę, Gretel? — spytała Heidi, wskazując na zdjęcie faceta o inteligentnym wyrazie twarzy, stojącego na plaży z dłońmi na biodrach i drewnianą fajką zwisającą z ust. — Nazywał się Billy Sprat. Był tancerzem i rosyjskim szpiegiem.
— Coś podobnego! — Nalewam herbatę, zastanawiając się, czy ta historia nie jest przypadkiem jedną z jej fantazji; może poprzedniego wieczoru oglądała starego Jamesa Bonda i napełniła sobie głowę szpiegowaniem; choć sądząc po okresie, w którym zrobiono zdjęcie, możliwe, że mówiła prawdę. W tamtych czasach po Anglii kręciło się wielu rosyjskich szpiegów.
— Billy był przyjacielem mojego ojca, złapano go na sprzedawaniu tajemnic KGB — dodała z przejęciem. — Służby bezpieczeństwa miały go aresztować, ale dowiedział się, że został zdemaskowany, i uciekł do Moskwy. Coś niesamowitego, nie sądzisz?
— O, tak — przyznałam. — Zdecydowanie.
— Powinni byli domagać się, żeby wrócił i stanął przed sądem. Nie ma nic bardziej irytującego niż winny, który unika kary.
W milczeniu zerknęłam na kominkowy zegar i małą porcelanową figurkę stojącą obok niego, które Heidi zaliczała do swoich skarbów.
— Byłaś kiedyś po stronie Rosjan? — spytała, wypijając łyk ze swojej filiżanki. — Ja w latach sześćdziesiątych myślałam, że może w tej ich polityce dzielenia po równo coś jest. Ale przeszło mi, kiedy zaczęli nam wygrażać bronią atomową. Nie trzeba nam kolejnej wojny, prawda?
— Nie mieszam się do polityki — odparłam, smarując masłem dwie ciepłe bułeczki, po czym podałam jej jedną. — Widziałam, co robi z ludźmi.
— Ale byłaś wtedy na świecie, prawda? — spytała.
— W latach sześćdziesiątych? Tak. Ale wtedy ty też już byłaś na świecie, Heidi.
— Miałam na myśli wcześniejsze czasy. Wojnę. No, wiesz…
— Drugą wojnę światową — podpowiedziałam.
— Właśnie.
— Tak. — Rozmawiałyśmy już o tym wiele razy, ale rzadko wdawałam się w rozmowy na temat mojej przeszłości, a gdy już to robiłam, na ogół zmyślałam. — Ale miałam wtedy kilkanaście lat.
Heidi odłożyła album i odwróciła się do mnie z szelmowskim błyskiem w oku.
— Jakieś wieści z dołu? — spytała, a ja pokręciłam głową. W tej chwili cieszyłam się, że lubi przeskakiwać z tematu na temat.
— Jeszcze nie. — Przyłożyłam serwetkę do ust, żeby wytrzeć okruchy. — Na południowym froncie zupełny spokój.
— Ale chyba nie myślisz, że przyjdą tu czarnuchy? — spytała, a ja zmarszczyłam czoło. Jednym z najbardziej krępujących aspektów coraz bardziej zamroczonego umysłu Heidi była tendencja do używania zwrotów od dawna uważanych za niestosowne, których w normalnych okolicznościach nigdy by nie użyła. Podejrzewam, że w częściach mózgu ulegających powolnej degeneracji do głosu dochodził język jej młodości. To dziwne; potrafiła ze szczegółami opowiadać historie z dzieciństwa, ale gdy ją zapytać, co się działo w zeszłą środę między szóstą a dziewiątą, miała pustkę w głowie.
— Nie wiadomo, kto tu zamieszka — odparłam. — Dowiemy się, jak się wprowadzi.
— Przez tyle lat mieszkał tam przemiły człowiek. — Jej twarz wyraźnie się rozpromieniła. — Historyk. Wykładał na londyńskim uniwersytecie.
— Nie, Heidi. To był Edgar, mój mąż — sprostowałam. — Mieszkał ze mną po drugiej stronie korytarza.
— Racja. — Puściła do mnie oko, jakby łączyła nas tajemnica. — Punkt dla ciebie. Edgar był takim dżentelmenem. Zawsze elegancki. Chyba nigdy nie widziałam go ubranego w coś innego niż koszula i krawat.
Uśmiechnęłam się. Edgar rzeczywiście przykładał wyjątkową wagę do wyglądu i nawet na wakacjach nie lubił „ubierać się na luzie”, jak to mówią. Nosił cienki wąsik i zdaniem niektórych nieco przypominał Ronalda Colmana. Porównanie nie było bezpodstawne.
— Wiesz, kiedyś próbowałam go pocałować. — Zerknęła w stronę okna, a ja wiedziałam, że zapomniała, z kim rozmawia. — Był ode mnie o wiele starszy, jasne, ale mi to nie przeszkadzało. Tylko że nie był mną zainteresowany. Odpędził mnie. Powiedział, że jest wierny żonie.
— Tak? — odparłam cicho, usiłując wyobrazić sobie tę scenę. Nie zdziwiło mnie, że Edgar nigdy nie wspomniał mi o tym drobnym skandalu.
— Odrzucił mnie w bardzo subtelny sposób, a ja byłam mu za to wdzięczna. Zachowałam się bezwstydnie.
— Był u ciebie Oberon w tym tygodniu? — spytałam. Przyszła moja kolej na zmianę tematu. Oberon jest wnukiem Heidi, ma około trzydziestki i jest przystojny, ale zmaga się z klątwą niedorzecznego imienia (córka Heidi, która kilka lat temu zmarła przedwcześnie na raka, była zafascynowana Szekspirem). Pracuje niedaleko — jest chyba kimś wysoko postawionym w Selfridges — i jest dobry dla swojej babci, choć mnie nieco irytuje tym, że zwraca się do mnie najgłośniejszym tonem, a każdą sylabę wypowiada tak wyraźnie, jakby zakładał, że jestem przygłucha. A przecież nie jestem.
Właściwie nie dolega mi zupełnie nic, co jest zarówno zaskakujące, jak i niepokojące, biorąc pod uwagę mój zaawansowany wiek.
— Ma wpaść jutro wieczorem — odpowiedziała. — Z dziewczyną. Podobno chce mi coś powiedzieć.
— Może się pobierają — zasugerowałam, a ona przytaknęła.
— Może — przyznała. — Mam nadzieję. Czas, żeby się ustatkował. Jak twój Caden.
Uniosłam brew. Choć Caden statkował się nadzwyczaj często, nie można go było zaliczyć do najbardziej statecznych mężczyzn w Anglii, ale wolałam nie zawracać jej głowy dość swobodnym podejściem mojego syna do zobowiązań.
— Jak się dowiesz, to mi powiesz, prawda? — spytała, pochylając się, a moje myśli pobiegły wstecz, szukając w rozmowie miejsca, w którym mogła się tymczasowo zakotwiczyć.
— Czego się dowiem, skarbie? — spytałam.
— Czegoś o nowych sąsiadach. Możemy urządzić im przyjęcie.
— Nie sądzę, żeby o tym marzyli.
— Więc przynajmniej upiec ciasto.
— To już stosowniejsze.
— A jeśli to będą Żydzi? — spytała po długiej przerwie. — Kiedyś w takich budynkach nie przyjmowano Żydów. Osobiście nie mam nic przeciwko nim. Jestem otwarta. Szczerze mówiąc, zawsze uważałam ich za ludzi przyjaznych. Zaskakująco radosnych, biorąc pod uwagę, przez co przeszli.
Nie odezwałam się, a gdy powieki wkrótce jej opadły, wzięłam filiżankę z jej dłoni, umyłam w zlewie, złożyłam lekki pocałunek na jej czole i wyszłam, zamykając za sobą drzwi. W korytarzu spojrzałam ze schodów na niższe piętro. W mieszkaniu na dole panowała na razie grobowa cisza.
W naszym serwisie przeczytacie już kolejny fragment książki Córka komendanta. Powieść kupicie w popularnych księgarniach internetowych: