Wybuch wojny rozdziela Wilamowskich, rzucając ich w różne miejsca: Soldau, Illowo, Stutthof. Lidzbark staje się niemieckim miastem. Rozalia mieszka tylko z Agnesą. Celem żony krawca jest obrona rodzinnego domu przed okupantami, by każdy z Wilamowskich miał dokąd wrócić. Przed nią trudne zadanie, najpierw musi pozbyć się ciała zabitego hitlerowca Hansa i to w chwili, kiedy nieoczekiwanie ktoś dobija się do drzwi...
Bohaterowie zmagają się z przeciwnościami i wyzwaniami, jakie niesie los. Zawsze jednak znajdzie się miejsce na miłość - łatwą, ale też i skomplikowaną, której nie tylko dzieci Wilamowskich będą szukać...
Czy uda im się przetrwać i powrócić do rodzinnego Lidzbarka? Jak poradzi sobie Rozalia, będąc gospodynią niemieckich urzędników i żyjąc z nimi pod jednym dachem? Co wydarzy się w Dłutowie, w domu młodszego z Wilamowskich? I czy Frania dowie się wreszcie, kim są jej rodzice?
„Nić przeznaczenia" ma dla mnie szczególną wartość. Dzięki książce przeniosłam się do czasów dzieciństwa i młodości moich rodziców. Pochodzą oni bowiem z okolic Lidzbarka i mieszkali tam w latach, w których rozgrywa się akcja powieści. Z zapartym tchem czytałam tę wspaniale nakreśloną historię, doceniając dbałość autorki o detale, styl i szacunek dla skomplikowanej przeszłości regionu. Serdecznie polecam!
– Sylwia Trojanowska, pisarka
Do lektury Nici przeznaczenia Anny Sakowicz – drugiego tomu Muślinowej sagi – zaprasza Wydawnictwo Luna.
„Nić przeznaczenia" to wspaniała, mocna, ważna, głęboka książka. Świetnie napisana. Po prostu: to literatura na światowym poziomie.
- recenzja książki „Nić przeznaczenia"
– Nie ma czasów tak ciemnych, by człowiek nie szukał w nich miłości. Marek Edelman pisał o miłości w getcie. Krzysztof Kamil Baczyński w czasie wojny spotkał swoją ukochaną Basię i pewnie można by podobne przykłady długo wymieniać. Każdy z nas pragnie kochać i być kochanym, niezależnie od czasów, w których żyje. Myślę, że miłość z jednej strony pozwala przetrwać, a z drugiej czyni to przetrwanie trudniejszym, bo pojawia się strach nie tylko o siebie, ale i o drugą osobę. To może paraliżować. Jednak nikt z nas nie zna dnia ani godziny, kiedy dopadnie go zakochanie – mówiła w naszym wywiadzie Anna Sakowicz, autorka powieści.
W ubiegłym tygodniu na naszych łamach mogliście przeczytać premierowy fragment książki Nić przeznaczenia. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii:
Jurek trafił do obozu Stutthof jesienią trzydziestego dziewiątego roku. Jak każdy inny więzień pierwszego dnia musiał przejść przez szpaler esesmanów uzbrojonych w kije i karabiny. Patrzył na słaniających się przed sobą mężczyzn, którzy pod wpływem razów kulili się, przewracali i przyjmowali kolejne ciosy. Skulił się i on, objął rękoma głowę, a potem pchnięty przez kogoś z tyłu wpadł pomiędzy dwie grupy niemieckich żołnierzy. Za wszelką cenę musiał dojść do końca. Przyjął kilka uderzeń w brzuch, ale odruchowo odsłonił głowę i zaraz otrzymał cios, który powalił go na ziemię. Pociemniało mu w oczach, kiedy potężny ból przeszył jego ciało. Przejechał językiem po zakrwawionej wardze, splunął. Po chwili poczuł ucisk na ramieniu, ktoś próbował go dźwignąć, ale znów posypały się razy. Esesmani nie pozwolili nikomu wysunąć się spoza kolumny. Podtrzymywany przez jakiegoś więźnia dotarł do końca szpaleru. Z trudem łapał oddech. Nie słyszał, co krzyczał do nich jeden z Niemców. Z trudem ruszył za grupą mężczyzn do baraku. Nie zaskoczył go widok słomy niedbale rozrzuconej po podłodze zamiast prycz. Wciąż do jego świadomości nie docierało to, co się wydarzyło. W głowie huczały słowa ojca i najstarszego brata, by nie zgłaszał się na ochotnika do wojska, przecież nawet nie zdążył odsłużyć służby zasadniczej, a już poszedł na wojnę, by po chwili zakończyć ją w obozie w jakimś Stutthofie, o którym wcześniej nigdy nawet nie słyszał.
– Dziękuję – rzucił w kierunku współwięźnia, który pomógł mu wstać. Mężczyzna wykrzywił lekko usta, jakby próbował się uśmiechnąć. Po chwili wyciągnął rękę.
– Jasiek.
– Jurek.
Młody Wilamowski usiadł na niewielkiej kupce słomy, a potem położył się na niej, zwijając się w embrion. Pod powiekami piekło. Miał być nauczycielem! Żałował, że nie posłuchał braci i nie został w domu. Przymknął oczy, by się nie rozpłakać. Tak bardzo pragnął cofnąć się w bezpieczne czasy dzieciństwa.
Urodził się w roku, kiedy Lidzbark po stu czterdziestu ośmiu latach wrócił do Polski. Nie znał więc tego, co było przed. Zacisnął mocniej powieki. Szedł ulicą Piaski, mijał właśnie spichlerz, a przed sobą miał szkolne boisko. Znów był małym chłopcem. Pomiędzy drzewami widział swoich kolegów, pomachał do nich, ale oni go nie zauważali.
Przeszedł koło pompy do czerpania wody. Stało przy niej drewniane wiadro. Nieco dalej zobaczył dąb – swojego rówieśnika – zasadzono go trzeciego maja dwudziestego roku. Drzewo już go przerosło, a będzie jeszcze potężniejsze. Zerknął w bok na wychodki, akurat z jednego z nich wyszedł dzieciak w spodniach na szelkach. Nie przyglądał się mu. Wspiął się po schodach do budynku szkolnego. Nabrał powietrza. Uwielbiał zapach oleju pyłochłonnego, którym naoliwiona była podłoga. Wszystko było na swoim miejscu: kran z wodą i zlew po prawej stronie, na wprost duży zegar, obok dzwonek, który wyznaczał granice lekcji, i wreszcie po lewej stronie jego klasa. Drzwi były otwarte na oścież, więc wszedł śmiało do sali, a kiedy zobaczył przy tablicy panią Helenkę, uśmiechnął się, przyjemne ciepło rozlało się po jego ciele. Dopiero po chwili zorientował się, że pomieszczenie jest puste. W ławkach nie siedziało ani jedno dziecko. Zdezorientowany zerknął na wychowawczynię, a ta smutno się do niego uśmiechnęła i przymrużyła powieki. Ścisnęło go w żołądku.
Nagle ocknął się z półsnu, podniósł głowę i rozejrzał się wokoło za znajomymi twarzami.
– Heniek! Mietek! – krzyknął. Gdzieś w głębi baraku ktoś się odezwał. – Jest tu jakiś Wilamowski?
– Ucisz się, młody – warknął więzień leżący na słomie po jego prawej stronie. Miał siną twarz i spuchniętą wargę.
– Czy ktoś widział lub zna Henryka i Mieczysława Wilamowskich? – powtórzył zrozpaczony. Poszli przecież razem na tę cholerną wojnę! Rozglądał się wciąż po baraku, ale bez skutku. Zauważył tylko, że Jasiek prosi więźnia z siną twarzą, by lekko się przesunął, i po chwili usadowił się koło niego.
– Nie panikuj, młody – powiedział spokojnym głosem. – Oszczędzaj siły, bo nie trafiłeś na obóz letni.
– Ucieknę stąd – rzucił, choć nie miał pojęcia, jak miałby to zrobić. Jeden z więźniów przysłuchujący się jego rozmowie z Jaśkiem zaśmiał się gorzko.
– Wczoraj rozstrzelano dziesięciu więźniów ku przestrodze – wtrącił się. – Ciała dwóch uciekinierów przynieśli esesmani krótko po tym, jak ogłoszono alarm.
Jurek spojrzał w kierunku nieznajomego. Siedział na kupce słomy i brudnymi szmatami owijał sobie rękę. Miał ochotę powtórzyć, że i tak ucieknie, ale słowa nie przeszły mu przez gardło. Nie umiałby wziąć na siebie odpowiedzialności za śmierć innych. Dziesięciu współwięźniów za jego mrzonkę o wolności? Zakaszlał. Zakłuło go w piersi.
– Skąd jesteś? – spytał Jasiek.
– Z Lidzbarka…
– Gdzie to?
– Nad Welem, niedaleko Brodnicy… Co to za miejsce? Wiesz, gdzie dokładnie jesteśmy? Naprawdę nie da się stąd uciec?
Książkę Nić przeznaczenia kupicie w popularnych księgarniach internetowych: