Reporterska opowieść o jedynej funkcjonującej w czasie II wojny światowej drużyny harcerskiej w obozie koncentracyjnym. To był fenomen na skalę światową. Drużyna powstała w 1941 r. Tworzyły ją więźniarki Ravensbrück, w większości przedwojenne harcerki. Odbywały się regularne zbiórki. Harcerki pomagały innym więźniarkom, chorym i ,,królikom".
Drużyna miała swój sztandar - znaleziony w czasie sortowania rzeczy nowoprzybyłych do obozu proporzec 13 warszawskiej drużyny harcerskiej. Drużynę tworzyło 7 zastępów, działały w nich aż do wyzwolenia w sumie 102 osoby. Te, które przeżyły, tworzyły do końca swych dni "drużynę" bardzo bliskich sobie osób, połączonych niewymazywalnymi wspomnieniami...
Do lektury książki Harcerki z Ravensbrück Anny Kwiatkowskiej-Biedy zaprasza Wydawnictwo Bellona. Ostatnio mieliście szansę przeczytać pierwszy fragment publikacji, tymczasem już dziś prezentujemy jego kolejną część:
DROGI DO RAVENSBRÜCK
Późne lato 1939 roku, jest już po aneksji Austrii, po kwestii Śląska Cieszyńskiego. W sejmie wystąpił minister Beck. Będzie wojna… We wszystkich zakątkach Polski trwają do niej przygotowania. Władka Pawłowska od roku jest etatową nauczycielką w Ustroniu, komenda ntką hufca harcerek w Wiśle. W lipcu jedzie na obóz dla drużynowych w Koszęcinie. Tak naprawdę jednak zajmuje się przygotowaniami do ślubu i myśli o swoim narzeczonym Janku Sikorze, podobnie jak ona nauczycielu, który w związku z przygotowaniami do wojny został zmobilizowany do wojska. W ostatnim tygodniu sierpnia 1939 roku Władka mówi sakramentalne „tak”. Ale dlaczego od razu muszą się rozstać? Janek jedzie na wojnę, wkrótce trafi do oflagu, w którym zostanie do końca wojny.
Władysława Pawłowska stała się w sierpniu 1939 roku Władysławą Sikorą. Zaczęła nowe życie, ale to nie był miesiąc miodowy. Wróciła sama do Ustronia, a po wybuchu wojny nadal pełniła harcerską i nauczycielką służbę, uczyła polskiego. Stała się wrogiem hitlerowskich Niemiec.
Aresztowano ją w maju 1940 roku. Z cieszyńskiego więzienia została przewieziona do Katowic, a stamtąd do Ravensbrück. W 1943 roku, już w obozie, została wezwana do komendantury, by podpisała volkslistę. „Nie mogłam się zorientować, dlaczego mam to podpisać” – wspominała Władysława Sikora. Dla harcerki wyrzeczenie się polskiego obywatelstwa tylko dlatego, że mieszkała przed wojną na terenach, które po napaści hitlerowskich Niemiec na Polskę zostały włączone do Rzeszy, było absurdalne. Trzykrotnie odrzucała tę propozycję. Józefa Kantor po zlocie w Spale nadal uczyła Ślązaczki języka polskiego. Organizowała obozy harcerskie i pracę drużyny przy szkole w Szopienicach. Powstały dzięki niej nowe drużyny. Skupiła się na pozytywistycznej pracy u podstaw, dlatego w 1938 roku została kierowniczką wydziału gospodarczego Chorągwi Śląskiej ZHP.
W 1939 roku organizuje wiece antywojenne. W sierpniu 1939 roku jest na rajdzie gwiaździstym po Centralnym Okręgu Przemysłowym, prowadzi też obóz dla drużynowych starszych harcerek w Nisku. Po jego zakończeniu nie wraca jednak na Śląsk – jedzie do Tarnowa, by odwiedzić najbliższych. W ich rodzinnym mieście jej najstarszy brat Franciszek wydaje tygodnik polityczno-ekonomiczny „Praca”, siostra Maria prowadzi aptekę.
W Tarnowie mieszka też Marian, który w 1938 roku opuścił Zagłębie. Z siedmioosobowego rodzeństwa czwórka jest nauczycielami. Rodzinny dom prowadzi siostra Ziuty. Dni płyną na spotkaniach z krewnymi i przygotowaniach do wojny.
Ziuta na Śląsk nie wróci. Po 1 września stało się jasne, że to zbyt niebezpieczne. O aresztowaniach, których fala przetoczyła się we wrześniu 1939 roku na Śląsku, i o tym, że Ziuta jest poszukiwana przez gestapo, ostrzegli ją przyjaciele z Szopienic. Została więc w Tarnowie, gdzie zresztą miała ręce pełne pracy. Do miasta napływały grupy uchodźców wojennych – z Poznańskiego i Pomorza. Niemcy już na początku wojny zaczęli masowe przesiedlenia Polaków z ziem dawnego zaboru pruskiego, które stały się częścią III Rzeszy, do Generalnego Gubernatorstwa – terenów nieanektowanych bezpośrednio do Niemiec i mających status terytorium okupowanego. Tak hitlerowcy realizowali nazistowską politykę czystości rasowej mieszkańców Rzeszy, za nic mając międzynarodowe traktaty stanowiące o kształcie polskich granic. Tysiące wysiedleńców z Rzeszy w Generalnym Gubernatorstwie nie otrzymało kartek żywnościowych, które Polakom gwarantowały skąpe i niewystarczające, ale jednak jakiekolwiek wyżywienie. Noclegi i posiłki dla przesiedleńców zorganizował w Tarnowie Caritas. Druhna Ziuta Kantor staje na czele komitetu pomocy uchodźcom. Organizuje kuchnie ludowe, w których wysiedleńcy codziennie dostają obiady, pralnię, by w prowizorycznych obozach zachować choć minimum higieny. W kuchniach i pralni pracują wysiedlone nauczycielki.
Codzienna pomoc w życiowych sprawach dla dotkniętych wojną rodaków była sprawdzianem społeczeństwa obywatelskiego, które kształtowało się w Niepodległej ledwie przez dwadzieścia lat. Tradycje zbrojnej konspiracji przyniosły 123 lata zaborów. Nic więc dziwnego, że już od pierwszych dni okupacji kształtuje się ruch oporu.
Mało kto wierzył wówczas, że wojna potrwa choćby do Bożego Narodzenia. Drakońskie działania hitlerowskich władz, aresztowania, egzekucje, konfiskaty odbiorników radiowych, zamknięcie polskich gazet, w miejsce których zaczynają się pojawiać „szczekaczki” sączące nazistowską propagandę, budzą bunt. Polski ruch oporu tworzą żołnierze i oficerowie wracający z frontu. Powstają struktury Związku Walki Zbrojnej, który zostanie później przekształcony w Armię Krajową. Polskie Państwo Podziemne – zorganizowany w konspiracji aparat państwowy obejmujący de facto wszystkie dziedziny życia – stanie się fenomenem na skalę światową. Był skuteczny za sprawą tysięcy lokalnych działań, choć każde z nich groziło represjami i śmiercią. Brat druhny Ziuty Marian Kantor-Mirski już w 1939 roku pracuje w konspiracyjnej gazecie „Polska Żyje”. Umieszczane w niej informacje pochodzą z nielegalnie prowadzonego nasłuchu radiowego – dotyczą sytuacji na froncie, ale także wydarzeń w okupowanej Polsce. Siostra jak zawsze mu sekunduje. Wraz z koleżankami zajmują się nasłuchem radiowym, ale przede wszystkim kolportują gazetę. W Tarnowie odbywają się regularne spotkania konspiracyjne. „Wspólne działanie podnosiło na duchu załamanych i wzmacniało harcerską więź” – wspominała tamten czas druhna Ziuta. W listopadzie 1940 roku Caritas otrzymał wagon ziemniaków, który komitet miał rozdzielić wśród potrzebujących. „Niestety nie wykonałam zadania, ponieważ dawno śledzona przez gestapo zostałam 9 listopada 1940 aresztowana i osadzona w więzieniu w Tarnowie” – wspomina Józefa Kantor.
Bita, przesłuchiwana, osadzona w ciemnicy, nie wydała swoich współpracowników. W końcu trafiła do 27-osobowej celi tarnowskiego więzienia. Wśród stłoczonych tam kobiet rozpoznała Marysię Rydarowską – hufcową z Gorlic, która została aresztowana półtora miesiąca wcześniej, 23 września 1940 roku. Znały się z harcerskiej pracy, a drużyny, do których należały, miały tę samą patronkę – Emilię Plater.
Drużynę w Gorlicach, do której wstąpiła 12-letnia wówczas Marysia Rydarowska, prowadziła Helena Kankofer, charyzmatyczna nauczycielka i harcerka. Marysia była zastępową, później drużynową harcerek i zuchów, a w przededniu wybuchu wojny została hufcową w Gorlicach.
Pochodziła z rodziny o patriotycznych tradycjach. Jej dziadek Jan Rydarowski brał udział w powstaniu styczniowym, za co został zesłany na Syberię. Po powrocie zamieszkał w Zborowie na terenie ówczesnych Węgier. Tam też urodziła się, tuż przed wybuchem pierwszej wojny światowej, 28 stycznia 1914 roku, Marysia. W 1922 roku, po przyłączeniu części Górnego Śląska do Polski, rodzice Marii przeprowadzili się do Gorlic. Marysia poszła w ślady swojej drużynowej. Chciała jak ona zostać nauczycielką, więc po ukończeniu szkoły powszechnej kontynuowała naukę w Prywatnym Miejskim Seminarium Nauczycielskim Żeńskim im. ks. Bronisława Świeykowskiego. Maturę zdała w 1933 roku i rozpoczęła pracę nauczycielki w Gliniku Mariampolskim na przedmieściach Gorlic. W sierpniu 1939 roku, w ramach przygotowań do wojny, prowadziła szkolenie sanitarne dla młodzieży.
Kiedy wybuchła wojna, setki polskich żołnierzy przechodziły przez Gorlice w drodze na front. Marysia radzi z harcerkami, co mogą dla nich zrobić. Gotują gorące posiłki i dostarczają je żołnierzom. Tydzień – to tak niewiele… Już 7 września Niemcy wkraczają do Gorlic.
Nieopodal miasta toczyły się walki. Żołnierze polscy, którzy wcześniej przechodzili przez Gorlice, teraz ukrywają się w okolicy. Jeńców Niemcy początkowo zgromadzili na boisku „Sokoła”, a później w obozie na terenie dawnej austriackiej fabryki butów na Korczaku. Marysia Rydarowska i jej harcerki były jednymi z pierwszych cywilów, którzy weszli do tego obozu, by nieść pomoc jeńcom. Opatrywały żołnierskie rany, rozdawały posiłki. Przekradały się do lasu, w którym ukrywali się żołnierze, którzy uniknęli niewoli – im także niosły pomoc. Nie tylko medyczną.
Już w 1939 roku powstały w Gorlicach struktury ZWZ. Marysia wraz z harcerkami zaangażowała się w uruchomienie punktu przerzutowego byłych żołnierzy armii polskiej przez granicę słowacką na Węgry, a następnie do Włoch i Anglii. W szpitaliku PCK przy ulicy Narutowicza, prowadzonym przez niezmordowaną Helenę Kankofer, druhny ukrywały polskich oficerów, którzy następnie byli przeprowadzani przez granicę. Przy okazji harcerki zajmowały się kolportowaniem prasy podziemnej. Tak tamten czas wspominała doktor Barbara Stawska, która razem z Marią Rydarowską niosła pomoc uciekinierom i rannym: „W szpitaliku vis-à-vis Gimnazjum nocowało pięciu lotników, którzy chcieli przedostać się na Węgry. Któregoś dnia wyglądnęłam przez okno i zauważyłam podjeżdżający «łazik» gestapo. Dla pikanterii dodam, że z panią Kankofer, Marysią Rydarowską i Kazią Trzosówną byliśmy w trakcie przyjmowania prasy podziemnej. Dwóch gestapowców weszło i zapytało panią Kankofer o działalność szpitalika, czy nie leczymy rannych «bandytów» i tym podobne. Pani Helena odpowiedziała godnie, ze świętym oburzeniem, że tutaj leczy się niedołężnych staruszków i przyjmuje ciężarne kobiety na porodówkę”.
Tak zdobywane doświadczenia w radzeniu sobie w ekstremalnych sytuacjach, panowaniu nad strachem i emocjami nieraz uratowały Marysi życie w obozie, do którego zaprowadziła ją konspiracyjna działalność.
W grudniu 1939 roku do Gorlic dotarli wysiedleńcy z Poznańskiego. Im także harcerki organizowały posiłki, niosły samarytańską pomoc, a dla tych, którzy musieli się ukrywać, organizowały przerzuty przez zieloną granicę. Hitlerowski terror w Gorlicach się nasilał – 21 sierpnia 1940 roku Niemcy zorganizowali pierwszą w historii miasteczka łapankę, której ofiary trafiły w większości do Oświęcimia. O pomoc w przekroczeniu granicy prosili już nie tylko ukrywający się żołnierze czy prześladowani przez nazistów Żydzi. Dołączyli do nich także ci, którzy obawiali się ulicznych łapanek, bo ich ofiary trafiały do obozów albo na roboty do Niemiec. Harcerki były łączniczkami ułatwiającymi kontakt z ruchem oporu, organizującym przerzuty przez zieloną granicę. Marysi szczęście dopisywało do 23 września 1940 roku. Została aresztowana po wpadce jednego polskich żołnierzy nielegalnie przekraczających granicę. Po aresztowaniu w więzieniu w Jaśle była brutalnie przesłuchiwana. Bicie, polewanie wodą nie dały rady – nie zdradziła nikogo. Uznana za „element niebezpieczny dla Rzeszy”, trafiła do tarnowskiego więzienia. Tam spotkała Józefę Kantor.
„Nastały trudne godziny bezczynności, trudne do zniesienia dla wszystkich, którzy byli w ciągłym ruchu w życiu codziennym. Świadomość opanowania naszych ziem przez najeźdźców hitlerowskich, wiadomości o nowych aresztowaniach i katowaniu w czasie śledztw. (…) Były chwile, że w przygnębieniu nie chciało mi się ust otworzyć, by wypowiedzieć bodaj jedno słowo. A potem opanowała mnie chęć wydarcia siebie i współwięźniarek z martwoty i otępienia” – wspominała tamten czas Józefa Kantor. Zaczęły z Marysią przypominać sobie harcerskie czasy. Wśród zimnych, ciemnych murów ożywały najpiękniejsze wspomnienia i przyciągały coraz więcej słuchaczek. „Oto zlot w Spale, tak niedawno, defilada, idziemy prężnym krokiem, najpiękniejszy kwiat życia, młodość przepojona miłością do kraju i miłością bliźniego. Obok nas maszerują harcerki i harcerze z różnych zakątków świata” – opowiadała druhna Ziuta. Opowiadały na przemian, jednego dnia ona, drugiego Marysia. O powstaniach śląskich, plebiscycie, udziale w walkach harcerek i harcerzy. Przypominały sobie gawędy zasłyszane na obozach i zlotach.
Książkę Harcerki z Ravensbrück kupić można już w popularnych księgarniach internetowych: