Nakładem Oficyny Literackiej Noir Sur Blanc ukazała się niedawno książka Więcej niż możesz zjeść. To zbiór tekstów o jedzeniu publikowanych przez Dorotę Masłowską w magazynie „Zwierciadło” w latach 2011-2013. Tekstów, które jednak mocno odbiegają od tradycyjnego pojęcia rubryki kulinarnej, jeśli go wręcz jawnie nie przedrzeźniają.
- Wszyscy wiedzą że piszę książki, że nagrywam płyty, a mało kto domyśla się, że w wolnym czasie również trochę jem. O tym nieujawnianym dotąd fakcie pisałam do magazynu „Zwierciadło” felietony; przez 2 lata prowadziłam tam rodzaj rubryki spożywczej, w którym z właściwą sobie swadą opisywałam jedzone jedzenie. Te grubymi nićmi szyte refleksje kulinarne stanowiły jednak wyłącznie pretekst dla rozważań szerszych: chwalenia się zagranicznymi podróżami, opisywania potknięć moralnych znajomych, czy ujawniania drastycznych szczegółów ze swoich operacji plastycznych. Dziś opatrzone genialnymi ilustracjami Macieja Sieńczyka ze wzruszeniem kieruję do rąk czytelnika. - pisze Masłowska. - Tak inteligentnie i trafnie o nie tylko polskiej obyczajowości już od dawna nikt nie pisał - podkreśla Sławomir Krempa, redaktor naczelny serwisu Granice.pl w recenzji książki. Niedawno zaprosiliśmy Was do lektury, a także do wzięcia udziału w naszym konkursie na felieton. Jego autorzy otrzymają książki z autografem Doroty Masłowskiej. Mieliście okazję przeczytać już pierwszy nagrodzony felieton - "Przyjeżdżając za chlebem" autorstwa Natalii Karolak. Kolejnych laureatów poznamy w przyszłym tygodniu. Dziś czas na drugi - "Kuchenne rewolucje" Agnieszki Pogorzelskiej:
Kuchenne (r)ewolucje
Agnieszka Pogorzelska
Jem, więc żyję. Nie, przepraszam, piję, więc jestem. Dietetycy zalecają niegazowaną, ale z niegazowanych to ja mogę jedynie czystą, tę samą, z której doktorat zrobił niejaki Mendelejew. Ciekawe, czy domyślał się tego, że w przyszłości większość z jego ułożonych zgodnie z najnowszymi zasadami merchandisingu pierwiastków będzie można znaleźć w niemal każdym produkcie o przedłużonym terminie przydatności do spożycia? Pewnie Mendelejew nie był także alergikiem, bo obok tak niezbędnych organizmowi do funkcjonowania pierwiastków jako chociażby bor (nie mylić z Biurem Ochrony Rządu) będzie można znaleźć śladowe ilości orzechów czy soi. No, i jeszcze są tam przecież substancje zakazane przez rzesze samych dietetyków: cukier, który jest białą śmiercią i uzależnia, mąka, bo to gluten, kolejny czynnik śmierciotwórczy, odpowiedzialny tym razem za bliżej nieokreślone choroby (bo nie za alergie pokarmowe), sól - czyli kolejna biała śmierć, do tego glutaminian sodu, który poprawi smak nawet dykty. Wystarczy zalać gorącą wodą z czajnika - najlepiej ze specjalnego dystrybutora, bo przecież kranówka jest pełna nieczystości, rdzy z plastikowych rur i chloru, którego nie ma już nawet w miejskich pływalniach. Jeśli zdrowa dieta, to jedynie na ekologicznych warzywach i owocach, które kosztują z pięć razy tyle i które nawet nie leżały obok równie ekologicznego krowiego łajna, ale za to są dostępne od chłopa na EkoBazarze w starej fabryce bynajmniej nie żywności.
W zasadzie – co za różnica, co codziennie wrzucam do swojego alergizującego układu pokarmowego, skoro mieszkam w mieście, w którym normy dla dymów i spalin przekroczone są pięciokrotnie, przynajmniej w mojej dzielnicy? Pozostaje mi jedynie uczta duchowa i delektowanie się słowem. Pisanym. Co najwyżej umrę z głodu. Wśród produktów kulinarnych, wśród witamin i mikroelementów, które nie są suplementami diety, wśród innych ludzi, którzy są również skrzywieni na punkcie zdrowej żywności. A mnie się marzy piętka gorącego chleba, z mrożonego ciasta, ale nadal gorącego, z masłem roślinnym, bo naturalnego krowiego bez dodatku olejów roślinnych chyba już nie ma w ofercie sklepowej. I kufel zimnego piwa, które odkłada się warstwą tłuszczyku w okolicach brzucha.