Renata, zmagając się samotnie z emocjonalnymi bliznami po chorobie i rozstaniu, poszukuje spokoju nad jeziorem. Odkrywa jednak, że sielskie okolice kryją mroczne sekrety i niespodzianki. Od niepokojącego znaleziska martwej świni, przez spotkania z barwnymi postaciami lokalnej społeczności, aż po serię zagadkowych zdarzeń, pobyt kobiety nad jeziorem staje się czymś więcej niż tylko ucieczką od rzeczywistości.
Na dodatek relacja Renaty z Harutem, jednym z mieszkańców wioski, otwiera przed kobietą nowe perspektywy i pomaga jej w konfrontacji z własnymi lękami.
Faza kokonu Joanny Gajewczyk to opowieść o odkrywaniu siebie, o sile, którą można czerpać z przyrody, oraz o odnajdywaniu piękna życia nawet pośród jego przeciwności. Ta pełna emocjonalnego napięcia, z kryminalnymi wątkami i psychologicznymi introspekcjami powieść to nie tylko historia o przezwyciężaniu i akceptacji, ale też wciągająca zagadka, której rozwiązanie wcale nie jest takie oczywiste.
– Faza kokonu to nieoczywista książka – pisze Danuta Awolusi w recenzji powieści Joanny Gajewczyk. – Śmiało można odebrać ją jako kryminał, powieść psychologiczną czy obyczajową. Czytelnik znajdzie w niej rozrywkę, mroczny i niepokojący klimat, ale też dużo nadziei i wzruszeń. To historia o tym, że zawsze jest szansa na nowy początek, a większość złych rzeczy, jakie nas spotykają, może stać się trampoliną do lepszego życia. Oczywiście, kluczem jest akceptacja siebie. To fundament, na bazie którego można zbudować niemal wszystko.
– Nie chciałam pisać wyłącznie o chorobie nowotworowej i jej przebiegu, bo takie pozycje są już dostępne na rynku. Skupiłam się na równie istotnym aspekcie akceptacji siebie i odbudowy samooceny, która często mocno cierpi w obliczu choroby nowotworowej. Rak piersi to nie tylko medyczna walka, ale także zmaganie się z utratą atrybutów kobiecości, takich jak włosy, rzęsy, brwi czy piersi. To wszystko sprawia, że samoocena spada, a poczucie własnej wartości zostaje wystawione na próbę. Chciałam napisać o tym, jak na nowo odnaleźć w sobie siłę, zaakceptować siebie i swoje ciało, nawet kiedy przestaje spełniać oczekiwania narzucone przez społeczeństwo. Moja powieść dotyka tematów wewnętrznej odwagi, która pomaga przejść przez te trudne momenty i odkryć w sobie piękno, które nie jest zależne od zewnętrznych cech – mówi w naszym wywiadzie Joanna Gajewczyk, autorka powieści.
Do lektury zaprasza Wydawnictwo Mięta. W ubiegłym tygodniu na naszych łamach zaprezentowaliśmy premierowy fragment książki Faza kokonu. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii:
Rozdział 1
– Zobacz, kiełkują! – krzyknęłam kilka miesięcy później.
Duże lustro w sypialni stało blisko okna. W jesiennym słońcu wyraźnie widziałam cienkie włoski wyrastające z mojej łysiny. Radość wypełniła mnie całą. Nie przypuszczałam, że będę się tak cieszyć z wyrastających włosów. Nie sądziłam, że mają one dla mnie aż tak duże znaczenie.
Kobiecość, głęboko zakorzeniona od najmłodszych lat, teraz rozbłysła w moich oczach, lśniąc w promieniach jak ten zarost na głowie.
Niemały wpływ na to miał także mój małżo nek. Od momentu gdy po pierwszym wlewie chemii włosy zaczęły mi wypadać garściami, zaznaczył, że muszę chodzić w perukach lub chustach. Naciskał szczególnie na sztuczne włosy, bo chusty kojarzyły mu się z kobietami ze wsi, a te zawsze lekceważył. Nawet sam wybrał dla mnie dwie peruki. Jedną z bardzo długimi pasmami w kolorze złocisty blond, a drugą z nieco krótszymi, platynową, z grzywką na bok.
– No, w końcu. Pamiętaj jednak, by cały czas nosić jeszcze peruki. Taki puch wygląda nieestetycznie – stwierdził, nawet na mnie nie patrząc.
Szykował się do pracy. Stał przed lustrem i starannie zawiązywał krawat. Nienagannie krótko ostrzyżone włosy, idealnie wyprasowane spodnie i koszula, odpowiednie dodatki oraz zawsze perfekcyjnie dobrane buty tworzyły z mojego partnera mężczyznę, za którym oglądały się kobiety. Sama zresztą byłam jedną z nich. Skusił mnie ten obrazek pana idealnego i zapragnęłam być taka jak on. Chciałam wpisać się w tę starannie wykreowaną stylizację i pasować do niego. Być go godna.
Udawało mi się do momentu choroby. I o ile wcześniej bez problemu zrezygnowałam ze swoich przyzwyczajeń, stłumiłam niektóre własne potrzeby, o tyle po diagnozie z każdym dniem stawało się to dla mnie trudniejsze. Co gorsza, każdego dnia powoli budziłam się z idealnego snu, by coraz boleśniej uświadamiać sobie, że ostatnie lata mojego życia były grą. Grą pod dyktando drugiego człowieka. Weszłam w rolę napisaną przez męża, błędnie uważając ją za własną. Jednak odgrywałam ją, bo kochałam Adama, a z czasem się przyzwyczaiłam i czułam się w niej bezpiecznie, nawet jeśli ewidentnie mnie uwierała.
– Masz rację. Ważne jednak, że w końcu ruszyły.
Uśmiechnął się tylko. Podszedł do mnie, ucałował w policzek i się pożegnał. Zanim jednak wyszedł, przypomniał mi o dzisiejszym wieczorze.
– Dziś noc seksu. Nie zapomnij włożyć stanika z protezą, wiesz, że nie chcę widzieć blizny. Obiecuję ci, że jak tylko wyzdrowiejesz, to zafunduję ci idealne piersi w prywatnej klinice. Tę jedną poprawimy, a drugą dorobimy – zaśmiał się.
– Oczywiście. Trzeba je zrobić. Wiesz co, a może wystarczy, jak założę seksowną haleczkę? Pobawisz się jedną piersią? Co? – zachęcałam go słodkim głosem. Nie lubiłam za każdym razem wkładać stanika przed intymnym zbliżeniem. Tym bardziej że do spania też musiałam.
Adam wrócił się i stanął przede mną.
– Kochanie, już o tym rozmawialiśmy. Wiesz, że jestem wrażliwy w tym temacie. Nie chcę przez ten widok stracić do ciebie szacunku jako do kobiety. Chcę mieć w głowie tylko obraz ciebie idealnej. Nie psujmy tego, dobrze? Bądź cierpliwa, już niedługo będziesz miała sztuczne cycuszki, które z chęcią pomiętolę. Teraz jednak ubieramy się do wspólnej zabawy. Sama koszulka nie wystarczy. Za duże ryzyko, że coś zobaczę. A właściwie, że zobaczę brak czegoś. Do tego blizna jest na pewno jeszcze nieestetyczna. Muszę już lecieć. – Ucałował mnie w czoło.
Wiedziałam, że mnie kocha, wspierał mnie podczas choroby, ale zaczynałam się zastanawiać: kocha mnie czy mój obraz, który wykreował w swojej głowie i tak pieczołowicie wdrażał przez ostatnie lata?
Trzy miesiące później
– Usiądź. Musimy porozmawiać – zaczął Adam.
Głos miał ponury i czułam, że nie będzie to przyjemna rozmowa. Od kilku tygodni zachowywał się dziwnie, jak nie on. Przestał mnie praktycznie dotykać, a gdy wychodziliśmy gdzieś razem, jeszcze bardziej pilnował, bym wyglądała nienagannie. Ostatnio nawet wymagał, bym ostrzegała go, gdy biorę prysznic. Raz zapomniał zapukać i wszedł. Widząc mnie nagą w kabinie, dosłownie się przeraził. Nie wiedział, gdzie patrzeć. Uciekł spłoszony, a potem z ulgą cieszył się, że stałam bokiem.
– Posłuchaj, nie mam dobrych informacji, ale z szacunku do ciebie muszę wyznać ci prawdę.
– Dobrze. Cieszę się, że tak mówisz. O szacunku.
Wymusił uśmiech. Było to widać.
– Mam kogoś innego.
Spuścił na mnie bombę. Nie czułam jej pierwszego uderzenia. Wypowiedziane przez niego słowa z początku były dla mnie puste. Pozbawione treści. Bez sensu.
– Nie rozumiem. Jak to masz kogoś innego? W pracy? Do pomocy? – brnęłam, choć zalążek strachu już zdążył zagnieździć się w głowie.
– Nie. Mam na myśli inną kobietę. Zakochałem się.
Siła uderzenia walnęła we mnie z pełną mocą. Bomba wybuchła.
– Jak to się zakochałeś? – Mięśnie mi zesztywniały. Siedziałam nieruchomo, bojąc się poruszyć. Fala uderzeniowa wirowała wokół. Obawiałam się, że gdy choćby drgnę, porwie mnie i pochłonie. Połknie całą, by potem wypluć porzuconą i bez życia.
– Po prostu się zakochałem. Musisz mi wybaczyć, ale twoja kobiecość straciła w moich oczach. Za dużo naoglądałem się ciebie bez włosów i bez piersi.
– Bez piersi? – pisnęłam. – Przecież nigdy mnie nie widziałeś bez piersi! Od samego początku kazałeś mi to przed tobą ukrywać. Zawsze widziałeś mnie w staniku z protezą.
– Ale wiesz, że mam dobrze rozwiniętą wyobraźnię i ten brak rysował się w moich myślach. Łysinę natomiast czasami widziałem i niestety nie był to przyjemny dla oka widok. Rozumiesz, prawda? – Patrzył na mnie wzrokiem kogoś, kto cierpi i oczekuje zrozumienia.
– Ty tak na serio?
– Z szacunku do ciebie, tak.
– Z szacunku? Z szacunku, kurwa?! – krzyknęłam. Nie wierzyłam własnym uszom. Czułam się jak w jakimś kiepskim czeskim filmie, z którego nie rozumiałam ani słowa. Rzadko przeklinałam, ale ta sytuacja pozbawiła mnie hamulców.
– Nie unoś się i nie przeklinaj. To niekobiece. Liczę na zrozumienie.
– Ty liczysz na zrozumienie? A co ze mną? Gdzie zrozumienie dla mnie? Gdzie był szacunek do mnie, gdy na każdym kroku podkreślałeś, że jestem wybrakowana? Gdy z każdym swoim nakazem noszenia peruki czy stanika, nawet do spania, zabijałeś we mnie kobiecość? Gdzie jest, cholera, szacunek do drugiego człowieka, który walczył o życie, ale dostawał baty od najbliższej osoby za to, że nie spełnia już jego wyidealizowanego modelu żony? – wybuchnęłam. Po raz pierwszy tak szczerze.
– Nie bądź egoistyczna. Byłem przy tobie cały czas. Od diagnozy aż do teraz. Zaraz skończysz leczenie i wszystko będzie dobrze. Spełniłem swój małżeński obowiązek na dobre i na złe.
– Czyli byłam dla ciebie tylko obowiązkiem?
– Nie o to mi chodziło. Posłuchaj, Renata. Życzę ci jak najlepiej, ale nie jestem już w stanie się z tobą kochać, a brakuje mi całowania i zabawy kobiecymi piersiami. Ty mi tego teraz nie dasz. Myślałem, że jak potem zrobimy operację plastyczną, to wszystko wróci do normy, ale za daleko zaszła moja niechęć do two jego ciała. Trudno mi się pozbyć obrazów z gło wy. Obrazków ciebie z łysiną i bez piersi. Boję się, że kochając się z tobą po tym, jak znów zaczniesz ładnie wyglądać, będę przypominał sobie ciebie taką, jak prezentujesz się obecnie, i z seksu nici. Nie stanie mi. Znasz mnie na tyle, że wiesz, jak dużą wagę przykładam do wyglądu.
– Nie mogę uwierzyć w to, co słyszę.
– Mówię prawdę. Liczę, że to docenisz.
Patrzyłam na niego i go nie poznawałam. Przeszło mi nawet przez myśl, że ktoś podmienił mi męża. Spodziewałam się wszystkiego, ale nie porzucenia, i to z powodu wyglądu.
Wymieniał mnie jak zepsutą zabawkę.
– Byliśmy ze sobą tak długo. Czy naprawdę brak piersi i włosów tak cię do mnie zniechęcił? Czy w tym widzisz podstawę związku? Miłości?
– Nie o to chodzi. Nie ty jesteś problemem, tylko ja.
– Ale czuję się teraz jak jeden wielki problem.
– To ja miałem problem z tobą, a konkretnie z twoim wyglądem. Zostałem prawie do końca ze względu na uczucie, które nas łączyło, i to, że nie jestem przecież ostatnim draniem. Ale nie chcę do końca życia być pozbawiony przyjemności pieszczenia kobiecego ciała. W całości dodał jeszcze.
Poprawił krawat, a ruch ten wzbił w powietrze tysiące kropelek jego perfum. Intensywny zapach drzewnych akordów podrażnił mój nos, po raz pierwszy jednak ten aromat mi się nie spodobał. Pachniał samcem, a nie moim mężczyzną.
– Pomyślałeś, co ja czuję? Co ja mam powiedzieć? Choroba pozbawiła mnie tak wiele i teraz jeszcze ciebie.
– Poradzisz sobie. Zawsze powtarzałaś, że ko biety są silne.
Siedziałam przed nim, ale miałam wrażenie, że mnie tu nie ma. Wszystko nagle stało się dla mnie obce. Meble kuchenne, lodówka z podwójnymi drzwiami, okno z widokiem na główną ulicę miasta. Mieszkanie, w którym spędziłam ostatnie kilkanaście lat życia, raptownie zmieniło się w nieprzyjazne miejsce. Nie moje. Jak scenografia do filmu, którą za chwilę ktoś zmieni na inną.
A mężczyzna, który właśnie na mnie patrzył, był chyba aktorem, bo przecież mój Adam nigdy by mnie nie zostawił.
– Nie kochasz mnie już? – zapytałam cicho. Chciałam usłyszeć tę kombinację słów, której sens dawał jasno do zrozumienia, że to definitywny koniec tego związku.
– Nie kocham cię już – powtórzył. – Nie bierz tego do siebie. Jestem przekonany, że znajdziesz sobie kogoś, kto lubi takie… osobliwości.
– Kurwa, teraz to już pojechałeś na całego. Jesteś draniem! Wymuskanym, wypachnionym, sztucznym draniem! – krzyknęłam mu prosto w twarz i wstałam.
Mój świat się rozpadał. Ponownie. Ledwo utkana tarcza pękła z hukiem. Chaos w głowie zaczął wirować z coraz większą prędkością. Po czułam nagłe mdłości, ucisk w klatce piersiowej i szybkie bicie serca. Pobiegłam do sypialni, trzaskając za sobą drzwiami. Nie mogłam dłużej na niego patrzeć ani słuchać jego słów. Rzuciłam się na łóżko, kryjąc twarz w poduszce.
Ból porzucenia podnosił łeb. Jak wielka czarna dziura rozrastał się wokół. Czułam, że wkrótce mnie pochłonie, a ja nie będę umiała się mu przeciwstawić. Przerażało mnie to, że jakaś część mnie chce w nią wpaść. Zanurzyć się w ciemności, pozwolić otulić się goryczy i rozżaleniu, by w końcu zastygnąć w bezruchu i pozostać tak na zawsze.
Nie miałam siły z tym walczyć. Dopiero co stoczyłam rundę z rakiem i byłam w pełni świadoma, że nie mam już energii na kolejny zryw.
Moja dusza z każdą minutą nabierała czarnego koloru. Kobiecy pierwiastek gasł, pewność siebie umierała, a wiara w lepsze jutro ulatniała się wraz ze łzami, które wsiąkały w poduszkę.
Nie słyszałam, kiedy Adam wyszedł. Chyba nawet pukał do sypialni, ale nie doczekawszy się odpowiedzi, zrezygnował.
Zasnęłam w końcu ze zmęczenia.
W naszym serwisie przeczytacie już kolejny fragment książki Faza kokonu. Powieść kupicie w popularnych księgarniach internetowych:
Tagi: fragment,