Leon Cichy, autor poczytnych kryminałów, całe życie miał szczęście i wszystko układało się po jego myśli. Poślubił dziewczynę, którą poznał w gimnazjum, a jego pierwsza powieść została bestsellerem.
Jednak po trzydziestce coś się zmieniło. Żona bez wyraźnego powodu zażądała rozwodu, a choć romantyczna przygoda na samotnych włoskich wakacjach zdawała się Leonowi nowym otwarciem, pierwszego wieczoru po powrocie został potrącony przez samochód. W szpitalu okazało się, że stracił wzrok. Oszołomiony nową sytuacją, całkowicie zależny od niedawno poznanej młodej kobiety, Cichy dochodzi do wniosku, że stracił rozum. Bo to przecież niemożliwe, by jego nową wybrankę zastąpiła inna osoba, kiedy był nieprzytomny.
To tylko początek ciągu dziwnych wypadków, z którymi będzie sobie musiał poradzić, błądząc w ciemnościach.
W Samotni, współczesnym kryminale, Anna Kańtoch buduje intrygę opartą na izolacji i przedstawia wielowarstwową opowieść o odosobnieniu: wybieranym samodzielnie, narzucanym przez stan zdrowia, miejsce zamieszkania czy niezależne okoliczności. Nic w tej historii nie jest takie, jak się wydaje. Do lektury zaprasza Wydawnictwo Marginesy.
„Samotnia" Anny Kańtoch to thriller psychologiczny, w którym autorka bardzo świadomie gra z opatrzonymi już kliszami gatunkowymi. Efekt jest zaskakująco świeży i intrygujący.
- recenzja książki „Samotnia"
– Uważam, że doświadczenia pandemiczne rzadko dotąd pojawiały się w książkach nie dlatego, że o nich zapomnieliśmy, ale dlatego, że są po prostu zbyt świeże, że nie zostały jeszcze przerobione przez świadomość zbiorową. Literatura może w tym pomóc, ale też trzeba powiedzieć, że w tych doświadczeniach tkwi bardzo duży potencjał rozrywkowy, powieściowy. Czasy pandemii dobrze współgrają z atmosferą kryminałów, thrillerów czy horrorów – mówi w naszym wywiadzie Anna Kańtoch.
W ubiegłym tygodniu na naszych łamach mogliście przeczytać premierowy fragment książki Samotnia. Dziś czas na kolejną odsłonę tej historii:
Przerwałem nagrywanie, ponieważ wróciła wcześniej. Ona, kobieta, którą nazywam Julią, choć z całą pewnością nie jest tamtą dziewczyną, która we włoskiej kawiarni spojrzała na zdjęcie na skrzydełku okładki, a potem znów na mnie i uniosła dłoń do ust w wyrazie komicznego zdumienia, wyglądającego niemal jak przerażenie.
Potknęła się w salonie i zaklęła soczystym „kurwa mać”. To też ją zdradzało. Prawdziwa Julia mówiła najwyżej „kurde” albo „o kurczaku” niczym mała dziewczynka. Pamiętam, że wydawało mi się to urocze. Zresztą w Julii – mojej Julii – wszystko było urocze, nawet nadwaga. Należała do kobiet, którym do twarzy jest z dodatkowymi kilogramami.
Teraz nie jestem pewien, czy tamta pulchna, jasnowłosa i odrobinę naiwna dziewczyna w ogóle kiedykolwiek istniała. Bo jeśli tak, to gdzie się podziała? Czemu na jej miejscu pojawiła się ta druga, inna?
Usłyszałem kroki na schodach, wyłączyłem nagrywanie i schowałem telefon do kieszeni szortów. Zawsze staram się mieć go przy sobie. To odruch, jeszcze z dawnych czasów, ale też ostrożność.
– Co robisz? – Julia Druga stanęła w progu. – Rozmawiasz z kimś?
– Nie. Nagrywam.
– O! – W jej głosie zabrzmiało wyraźne zainteresowanie. – Nową powieść?
– Tak.
– Mogę posłuchać?
– Nie.
Milczenie. W ciszy słyszałem niespokojny oddech. Mógłbym powiedzieć, że oddałbym oczy, żeby zobaczyć wyraz jej twarzy, ale w moim przypadku byłby to wyjątkowo kiepski dowcip.
– Ali pozwalałeś czytać swoje teksty przed wydaniem. To niesprawiedliwe. – Pretensja w jej głosie brzmiała aż do przesady dziecinnie, jakby Julia Druga tylko się ze mną droczyła. Wiedziałem jednak, że mówi poważnie.
– To coś innego. Nie mogę poprawiać na bieżąco takiej książki. Poza tym... jeszcze nie wiem, czy coś z tego będzie. Coś wartego wydania. Na razie to tylko... luźne zapiski.
Usiadła obok mnie na łóżku, tak blisko, jakbyśmy naprawdę byli małżeństwem. Zesztywniałem, z trudem opanowując od- ruch, żeby się odsunąć.
– Może jednak dasz się przekonać, Leosiu? – wymruczała, przeciągając dłonią po mojej głowie pod włos, jakby chciała zburzyć mi fryzurę. „Leosiem” bywałem też dla Julii Pierwszej, ale ona nigdy nie dotykała mnie w taki sposób.
Zapach siedzącej obok kobiety, jej nagie, rozgrzane słońcem udo, stykające się z moim udem – wszystko to na mnie działało, nawet jeśli wcale tego nie chciałem. Kiedy ostatni raz uprawiałem seks? Chyba jeszcze we Włoszech, przed powrotem do Polski. Powinniśmy się kochać tamtego wieczoru, tuż po przyjeździe do Samotni, tuż przed moim wypadkiem. To byłoby naturalne, prawda? Młode małżeństwo, pierwsza noc we wspólnym domu.
A jednak nie poszliśmy wtedy do łóżka, jestem tego pewien, choć moje wspomnienia z tamtego wieczoru pełne są dziur. Dlaczego?
Ponieważ mieliśmy gościa.
Wspomnienie powróciło w nagłym rozbłysku, jakby ktoś strzelił fleszem. Dzwonek, zarumieniona Julia Pierwsza biegnie do drzwi. „Już jest!”, woła.
Kto taki?
Tymczasem dłoń Julii Drugiej zsunęła się z włosów na udo i zaczęła delikatnie je ugniatać. Wyczuwałem w tej pieszczocie niepewność, kobieta wydawała się lekko spięta. Może nawet bar- dziej niż lekko. Uświadomiłem sobie, że ta bliskość musi być dla niej równie niekomfortowa jak dla mnie. Nie spaliśmy nawet w jednym łóżku. Gdy wróciłem ze szpitala, oznajmiła, że prze- niesie się do salonu na kanapę, żebym mógł wypocząć. Wtedy przyjąłem tę decyzję z ulgą. Nie potrafiłem znieść myśli, że moja piękna, świeżo poślubiona żona miałaby dotykać tego obolałego, ledwo poskładanego do kupy ciała, które we mnie samym budziło coś pomiędzy nienawiścią a przerażeniem. Albo, o zgrozo, że mogłaby chcieć się ze mną kochać. Od tej pory nasze wzajemne stosunki wyglądały tak, jakbyśmy byli pacjentem i pielęgniarką, a nie małżeństwem. Julia pomagała mi wykonywać zalecone przez lekarza ćwiczenia, myła mnie i ubierała, a gdy stanąłem na nogi, oprowadzała po domu, ostrzegając: „Uwaga, próg” albo „Nie wpadnij na krzesło”. Czułem wtedy jej ramię przyciśnięte do moich pleców, ramię znacznie mniej pulchne niż to, które pamiętałem, ale nic więcej. Gdy raz spróbowałem ją przytulić, odsunęła się pod byle pretekstem, a kiedy chciałem dotknąć jej twarzy, ze śmiechem odtrącała moją dłoń albo odwracała się tak, że muskałem tylko włosy. Teraz wreszcie miałem szansę. Jej niepewność dodała mi odwagi. Wyciągnąłem rękę w stronę, gdzie powinno być ramię. Trafiłem na pierś, kobieta cofnęła się, a ja chwyciłem materiał jej tiszerta. Mało romantyczne, ale powiedzmy, że nie romantyzm był moim celem. Przyciągnąłem ją do siebie i objąłem, a ona na to pozwoliła, choć nadal wydawała się spięta. Spięta i jednocześnie zdeterminowana, żeby tym razem się nie odsunąć. Przespałaby się ze mną tylko po to, żeby zdobyć dostęp do nagrania mojej nowej książki? Idiotyczna myśl. Nie jestem Stephenem Kingiem ani J.K. Rowling, tłumy fanów nie czekają z zapartym tchem na każde zdanie, które spłynie z mojej klawiatury. Wcześniejsze podniecenie zamieniło się w złość, trwaliśmy teraz w dziwacznym niezgrabnym uścisku, przypominającym zwarcie dwóch zapaśników. Przesunąłem dłonią po jej spoconych pośladkach, plecach, ramionach.
– Puść. – Odepchnęła mnie, zanim dotarłem do twarzy. Nawet w jej uszach musiało to zabrzmieć zbyt ostro, bo zmieniła ton. – Jeszcze nawet nie rozpakowałam zakupów, a mleko w tym upale zaraz samo wyjdzie. Pogadamy, jak trochę się ogarnę, co ty na to?
Cmoknęła mnie w policzek. Zdawkowy pocałunek, jaki mogłoby wymienić dwoje ledwo znających się ludzi. Usłyszałem trzaśnięcie drzwiami, potem odgłos kroków na schodach. Liczyłem do dziesięciu, starając się robić to powoli i spokojnie. Gdy skończyłem, do moich uszu dobiegł dźwięk otwieranych drzwi lodówki. Wiedziałem, że Julia Druga szybko nie wróci.
Zsunąłem się z łóżka i przyciśnięty do niego plecami, objąłem kolana, chowając głowę. Tym razem atak paniki nie był tak poważny jak wtedy, gdy po raz pierwszy dopuściłem do siebie myśl, spychaną do tej pory w głąb umysłu: mieszkam z obcą kobietą.
Książkę Samotnia kupicie w popularnych księgarniach internetowych:
Tagi: fragment,